Opowiadanie
Magnificon 2018 - relacja z konwentu
Autor: | Slova |
---|---|
Redakcja: | IKa |
Kategorie: | Relacja, Konwent |
Dodany: | 2018-07-29 13:51:20 |
Aktualizowany: | 2018-07-29 13:51:20 |
Magnificony odwiedzam od kilku dobrych lat. Z przyczyn związanych ze studiami musiałem opuścić jedynie zeszłoroczny, lecz doskonale pamiętam drastyczny wręcz skok jakości przy pierwszej edycji w hali wystawowej z prawdziwego zdarzenia. Pamiętam też postapokaliptyczne otoczenie obiektu i tym bardziej byłem w szoku, gdy po dwóch latach od mojej ostatniej wizyty w sąsiedztwie conplace'u wyrosło osiedle mieszkaniowe, a do niektórych bloków wprowadzili się lokatorzy. Wszystko idzie do przodu, tylko Miohi zdawało się zwalniać. Atmosfera przed imprezą była raczej mało optymistyczna i wśród konwentowych wyjadaczy krążyły plotki, że to nie tyle ostatni Magnificon w tym miejscu, co już w ogóle ostatnia impreza tej grupy. Za tą pesymistyczną wizją przemawiały redukcja liczby organizowanych przez Miohi konwentów (gdzie podział się Mokon i Love?), oraz cieszący się niewielką frekwencją ostatni Japanicon. Wraz z kolegami przybyliśmy do Krakowa, by właściwie pożegnać Miohi i podziękować za lata współpracy, a tu heca. Koordynator do spraw atrakcji zamiast zalać się łzami rzecze, że do zobaczenia na Japaniconie. Logika jeszcze raz pokazała, że z konwentami w Polsce jej nie po drodze.
Jednak regresu nie dało się nie odczuć. Tegoroczna edycja organizacyjnie była nie tyle najgorszą, co najoszczędniejszą z tych odbywających się w EXPO Kraków. Identyfikatory przysługiwały jedynie VIPom, którzy wyłożyli grubo ponad sto złotych na wejściówkę i specjalne przywileje. Albo innym osobom, bowiem kilku moich znajomych i zarazem prowadzących atrakcje, identy otrzymało. A dzięki nim darmowe pączki. Ja się nie załapałem. Dostałem za to smyczkę, ale marne to pocieszenie, jeśli nie było czego na niej zawiesić. Opaski pochodziły z poprzednich edycji Magnificonu, a identyfikatory rozdawane na wstępie imprezy nie były zszyte. To nie koniec cięcia kosztów, gdyż zredukowano też liczbę sal z atrakcjami. Konwent odbywał się więc tylko w jednej dużej hali podzielonej na „targ” i scenę grubą kurtyną. Ultra-star i gry muzyczne wepchnięto do osobnych sal, w których na poprzednich edycjach trwały prelekcje, więc automatycznie liczba tychże uległa redukcji. W środku nocy zdarzały się też planowe przestoje w atrakcjach, co miało pozytywne strony - w końcu wyspałem się na konwencie. Zlikwidowano też mangobus wożący konwentowiczów od hali do sleep-rooma oddalonego o jakieś 20 minut marszu. Osobiście byłem tam tylko celem zażycia prysznicu i tu niespodzianka (kwestią osobniczą jest, czy pozytywna czy nie) - w sobotę rano wszystkie prysznice były koedukacyjne. Na poprawiających się przed lustrami cosplayerkach obecność przechadzających się po łaźni panów w stroju Adama nie robiła jednak (czy też - czego można było się spodziewać) wrażenia. Kwestią sporną pozostaje, czy aby owi przebierańcy nie wpisywali się w modny trend „trapu” (nie mówię tu o nurcie muzyki EDM). Warto dodać, że sytuacją bardziej zakłopotani byli chętni do kąpieli panowie niż zapatrzone w lustra damy. Dowodzi to, że na konwencie są dwa rodzaje toalet i pryszniców - damskie i koedukacyjne, z czym wszyscy się zgadzają. Gdy jednak opuszczałem łaźnie to helperzy rychło w czas przyczepiali na drzwiach karteczki z informacją o preferowanej identyfikacji płciowej użytkowników łaźni.
Standardowo odwiedzałem różne prelekcje i konkursy. Trochę zawiódł mnie panel o tłumaczeniu light novel prowadzony przez ludzi z JPFu, bowiem więcej na nim było o tłumaczeniu mang, ale cóż. W pamięć zapadła mi zaś prelekcja o przyszłości fandomu w świetle rozwoju mediów społecznościowych i tu chciałbym się chwilę rozpisać. Prowadzący dyskusję Xillin słusznie zauważył, że dla dalszego rozwoju mangowych konwentów w Polsce niezbędna jest zmiana formuły. Zgromadzeni na sali doświadczeni i przyszłościowo myślący konwentowicze zgadzali się z tym stwierdzeniem. Przede wszystkim obecna formuła konwentów w Polsce wyczerpała się, gdyż w dobie powszechnego, wręcz pospolitego internetu, społeczny aspekt imprez uległ marginalizacji. Wizja spotkania podobnych sobie osób nie przemawia do młodych fanów M&A, bowiem porozmawiać mogą równie dobrze w mediach społecznościowych, anime jako hobby utraciło już w Polsce status niszowego, fandom także wreszcie wyrwał się spod wyimaginowanego oblężenia, co skutkuje brakiem bodźca do zacieśniania więzi. Zdaniem dyskutantów na konwent odwiedzających mogą przyciągnąć nietypowi goście czy występy muzyków. Skoro nasi fani jeżdżą na koncerty japońskich wykonawców do Niemiec czy Anglii, to transfer mógłby odbywać się też w drugą stronę. Wydaje mi się, że Miohi jeszcze kilka lat temu podążało słuszną drogą ku realizacji tej wizji, ale pomimo doświadczenia, dała się we znaki polska rzeczywistość. Od siebie dodam, że konwenty w obecnej formie będą działać dalej, ale nie w celu skupiania ogólnopolskiego fandomu, ale raczej lokalnych fanów. Postęp technologiczny cofa nas więc dziesięć, a nawet piętnaście lat wstecz, do czasów, gdy pięćset konwentowiczów stanowiło ogólnopolski sukces i powód do dumy organizatorów. Inną smutną kwestią poruszoną podczas dyskusji był brak wymiany pokoleń w fandomie, co też może negatywnie odbić się na konwentach. Generacja współczesnych organizatorów i ich współpracowników (twórców atrakcji, zaplecze techniczne, prowadzący sale z konsolami) bezpośrednio lub pośrednio znało się z pionierami konwentów M&A w Polsce, czerpało od nich wzorce, podpatrywało, uczyło się na ich błędach. Zachęceni do aktywności fani wciągali kolegów. Jednak teraz coraz trudniej rzetelnych twórców atrakcji, tych doświadczonych dopada życie, a nowych nie przybywa. Trudno się temu dziwić, jeśli wszystko jest w internecie, co stanowi też wyzwanie dla starych wyjadaczy - czym zaskoczyć konwentowicza? Ba, przecież nawet w dobrze wszystkim znane rozpoznawanie openingów i endingów można dzisiaj pograć przez internet. Czy czeka nas formuła znana z zachodu, gdzie prelekcje czy wykłady prowadzi kilka znanych osób, a sale pękają w szwach, gdy w tym samym czasie nie ma żadnych innych atrakcji intelektualnych? Ta dyskusja z pewnością jeszcze powróci na innych konwentach, przypominając o problemach, na które niewiele możemy poradzić.
Interesujący, czy też może wyjątkowy, wydawał się panel Quintasana poświęcony statystycznej analizie danych z ocen użytkowników serwisów z listami anime. Liczę jednak na to, że w przyszłości prowadzący poprowadzi go bardziej na modłę wykładu naukowego.
Minęły już czasy, gdy na konwent Miohi, ja i niektórzy moi znajomi przyjeżdżali jak do pracy - bilet studencki, kilkanaście godzin prelekcji na głowę i człowiek opuszczał imprezę z dodatnim saldem. Dorosłość zaczyna się chyba wtedy, gdy wyłożenie stu złotych na bilety kolejowe na imprezę dla nie do końca normalnych osób nie boli już w portfel, gdyż i tak by się ta kwota rozpłynęła na równie głupie rzeczy. Nie szkoda też pieniędzy na wejściówki, chociaż w przypadku kilku ostatnich Magnificonów w ogóle nie można mówić o marnowaniu pieniędzy. Nawet oczywiste oszczędności ze strony organizatorów nie dotknęły mnie nad wyraz mocno. Wierzę, że ich zapewnienia o kontynuowaniu działalności Miohi nie były rzucone na wiatr. Mniej imprez w roku, ale może za to lepsze? Otwartym pytaniem pozostaje ponadto przyszłość Magnificonu w obecnej formie. Tajemnicą poliszynela jest, że Miohi uzyskało preferencyjną cenę na wynajem powierzchni na kilka lat w przód w nowootwartej hali expo w 2014 roku. Obecnie jednak terminarz imprez EXPO Kraków nie narzeka na luki, dlatego należy się zastanowić, czy mangową społeczność wciąż stać na wysokie koszty wynajmu obiektu. A te rosną i, w świetle dalszego rozwoju fandomu w Polsce, należy się z tym liczyć.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.