Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Inuki - sklep z mangą i anime

Opowiadanie

Roniąc Pióra (Crisis Core: Final Fantasy VII)

Rozdział III – Konsekwencje

Autor:Shadica1stClass
Serie:Final Fantasy
Gatunki:Akcja, Dramat, Fantasy, Komedia, Science-Fiction
Uwagi:Przemoc, Wulgaryzmy
Dodany:2019-03-24 23:45:43
Aktualizowany:2019-03-24 23:45:43


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Pole należy wypełnić w przypadku zamieszczenia tłumaczenia opowiadania zagranicznego. Wymaganymi informacjami są: odnośnik do oryginału oraz posiadanie zgody autora na publikację. (Przypominamy, że na Czytelni Tanuki zamieszczamy tylko te tłumaczenia, które takową zgodę posiadają.)

Dla własnych opowiadań, autor może wyrazić zgodę lub zakazać kopiowania całości lub fragmentów przez osoby trzecie.


Rozdział III - Konsekwencje

Angeal miał rację. Po kilku metrach od wejścia szyb zwężał się tak, że czarnowłosy utknąłby w nim na dobre. Sam Genesis musiał już dwukrotnie nieco sobie dopomóc lodową materią, by dosłownie prześlizgnąć się dalej. Zdarzało się, że miał przed sobą dwa wyloty szybu i wtedy zdawał się na intuicję, chociaż po prawdzie była to najzwyklejsza metoda na "chybił-trafił". Wkrótce doszedł do wniosku, iż przestępcy będą musieli mu podziękować za fachowe wyczyszczenie dawno nieużywanego szybu. A jak nie będą mieli ochoty dziękować, to ich zwyczajnie zmusi.

Oceniając czas, wyliczył że od rozstania z Angealem minęła już jakaś niecała godzina, a do tej pory nie znalazł ani jednego pomieszczenia, które mogłoby sugerować nazwanie je centrum dowodzenia. Mijał mniejsze i większe pokoje, w tym trzykrotnie sypialnie żołnierzy, ale ani nie znalazł ani nie usłyszał niczego przydatnego. Po półtorej godzinie bezsensownego obijania się po ściankach szybu zarządził przerwę, bo miał wrażenie, że zapomniał o swoich nogach i - jakby to określił - (a do czego absolutnie się nie przyznawał) całkowicie stracił orientację na terenie wroga. Już z sześć razy próbował sobie przypomnieć przebytą trasę, lecz bez większego skutku.

Najpierw szedł prosto i skręcił dwukrotnie w lewo (tylko tego był tak naprawdę pewien), później… chyba też w lewo. A na przedostatnim rozwidleniu jak? Wystarczyła chwila zamyślenia, by się pogubić w tym labiryncie. Walcząc z narastającym uczuciem paniki, spróbował zlokalizować Angeala przez komórkę. Nic z tego, odpowiedziały mu jedynie szumy, sygnalizujące problemy z łącznością. .

Cholera. Dobra, to co w takim przypadku zrobiłby Seph? na chwilę przestawił się na tok myślenia nieobecnego srebrnowłosego, ale zaraz dał sobie spokój Ej, czy JA jestem jeszcze SOLDIER 2nd Class, czy 1st? Robię to po swojemu, ot co!

"Po swojemu" oznaczało przeczołganie się przez dziesięć następnych metrów i uderzenie pięścią z ledwo hamowanej złości w metalową ściankę. Wziął głęboki oddech i postanowił wrócić do ostatniego rozwidlenia. Okazało się to dobrym posunięciem. Wkrótce z prawej strony poczuł powiew świeżego powietrza. Nie, nie świeżego. Raczej zatęchłego, przywodzącego na myśl stare, zżarte przez korniki meble. Wyjrzał przez pobliską kratkę i zobaczył niewielką, opuszczoną komórkę.

Nie sądził, że w najbliższym czasie ktoś do niej zajrzy, więc powoli wyszedł z szybu. Jednak dla pewności wziął podniszczone krzesło i za jego pomocą zablokował drzwi. Wolał nie ryzykować użycia na nich magii, ponieważ ktoś wyszkolony z łatwością mógłby ją wykryć. A tak… cóż, przecież może się zdarzyć, że drzwi prowadzące do zapomnianego przez wszystkich składziku nie będą chciały grzecznie ustąpić.

Mając za sobą niezbędne środki ostrożności, Genesis rozejrzał się po pomieszczeniu. Pokoik był tak mały, że prawdopodobnie służył niegdyś za przechowalnię rozmaitych gratów i śmieci. Brudne, szare ściany od dawna nie widziały pędzla malarza, z sufitu zwisała samotna żarówka, która się ledwie żarzyła. Stała tu wysoka szafa, w niej kilka wygniecionych, śmierdzących szmat i pustych butelek, a także parę mioteł. Czyli nic ciekawego, ale mógł tu rozprostować nogi i złapać oddech przed kolejną infiltracją szybu. Genesis przeciągnął się, żeby rozluźnić zesztywniałe mięśnie, po czym odwrócił się i kucnął by wejść z powrotem do znienawidzonego tunelu. Na moment zamarł, bo zapomniał usunąć krzesło. Rzucając delikatne przekleństwo pod adresem terrorystów i stolarzy, wstał i prawie natychmiast dostrzegł coś, czego wcześniej nie zauważył. Spod szafy wystawała jakaś ciemna waliza. Czując niepohamowaną ciekawość, szybko podszedł do tajemniczego znaleziska i jednym ruchem wyciągnął z ukrycia. Była to duża, nowiutka walizka, przy tym wcale nie zakurzona, zupełnie jakby ktoś tam niedawno ją wepchnął. Widocznie nagle musiała zostać schowana... Zamknięto ją na klucz, ale Genesis swoim sposobem zamroził i skruszył zamek, dzięki czemu wieko walizy posłusznie ustąpiło.

Materie.

Nie wiedział ile czasu wpatrywał się w te nowiutkie, lśniące kule pełne energii, które tylko czekały aż ktoś je wykorzysta. Oczy Genesisa pochłaniały całe gamy kolorów, jaśniejących w półmroku. Mając bogate doświadczenie dotyczące magii, od razu rozpoznał liczne Summony, Fire, materie wspomagające… Wygrzebał też dwie leczące Restor i Cover. Zagłębiając się na samo dno walizy wyjął materię przyzywająca potężnego Bahamuta Zero. Trzymając czerwoną materię w ręku, przypomniał sobie swojego pierwszego przyzwanego Bahamuta. Wtedy był jeszcze zwykłym SOLDIER 2nd Class, ale jego niezwykły talent magiczny pozwolił mu okiełznać niezwykłą bestię i tym samym zostać 1st Class. Pamiętał dumę jaką odczuł, kiedy wszyscy mu gratulowali. On i Angeal, "wieśniacy" jak ich nazywali nibykoledzy z oddziału, otrzymali zaszczytny tytuł SOLDIER 1st Class. I to zdumienie i radość, kiedy dowiedzieli się, że od tego dnia będą traktowani na równi z Sephirothem…

Dobiegające z oddali kroki oprzytomniły Genesisa, przywracając go do normalnego toku myślenia, które przede wszystkim skupiało się na jak najsprawniejszym wykonaniu misji. Jednak pozostawienie walizki pełnej magicznych kulek byłoby zgoła lekkomyślne. Ukryta w pośpiechu, prawdopodobnie przed ich "wejściem", mogła w każdej chwili zostać zabrana i użyta przeciwko nim. A walka z ogromnym Bahamutem w podziemnej bazie nie do końca uśmiechała się Genesisowi.

Czyli biorę was ze sobą. Tylko jak? spojrzał na zbyt wąski szyb. Nagle przyszedł mu do głowy pewien pomysł.

***

Górny szyb zaprowadził Angeala do wielu sal, w większości treningowych oraz składów broni. Zdziwiło go, jak wielu było ludzi. Chociaż ta "grupa" terrorystów ujawniła się zaledwie kilka miesięcy temu, to ich liczebność mogła dorównywać oddziałom zwykłej piechoty ShinRy. Zastanawiał się, od jak dawna muszą się przygotowywać do zaatakowania Midgaru, co wywnioskował z przypadkowo usłyszanych rozmów. Nowi rekruci ćwiczyli pod okiem bardziej doświadczonych przestępców, strzelając z broni palnej do manekinów i walcząc na miecze. Zadanie komplikowało się. Jak niby mieli sami z Genesisem "zlikwidować główną bazę wroga" skoro było ich po prostu za dużo? Nie miał jak zawiadomić ShinRy o stanie sytuacji z powodu zerwanej łączności. Nie mógł nawet nigdzie zejść, ponieważ po pomieszczeniach i korytarzach regularnie snuli się strażnicy, każdy z krótkofalówką i karabinem.

Po pewnym czasie udało mu się znaleźć salę, która była czymś na wzór sali konferencyjnej, ale ta różniła się tym od normalnych, że jej rozmówcy należeli do światka przestępczego. Do tego jeden barczysty mężczyzna z czarną brodą musiał dawać stały upust swej złości. Ze swojego punktu obserwacyjnego Angeal dobrze widział, jak miota się po pokoju, w furii wyklinając "gości", czyli jego i Genesisa. Pozostali - dwóch blondwłosych mężczyzn w średnim wieku i drobnej budowy kobieta - ignorując krzyki brodacza próbowali ustalić, gdzie mogą znajdować się niepożądani intruzi.

- Kim oni, do ciężkiej cholery, mogą być?! Ruszcie głowami! - ryknął brodaty.

- Prawdopodobnie szpiegami ShinRy. Może być ich dwóch, najwyżej trzech. Zdołali uniknąć naszych kamer i czujników. Trzeba ich jak najszybciej uciszyć zanim cokolwiek znajdą. Co za czasy… nie można spokojnie pracować - odpowiedziała spokojnie kobieta, bawiąc się przy tym kosmykiem jasnych włosów.

Jeden z blondynów pokręcił głową.

- Szpiedzy nie rozwaliliby wejścia w tak widowiskowy sposób. Drzwi, które dosłownie zniknęły z zawiasów muszą być sprawką kogoś znacznie lepiej wyszkolonego.

- Czyli kogo, do cholery?! Mówże wreszcie!

- To muszą być SOLDIER i to przynajmniej 2nd Class.

Cisza, jaka zaległa po jego słowach dała Angealowi chęć do wyklinania pomysłu Genesisa. Bo jeśli już wiedzieli, kto się włamał i jeśli komuś przyjdzie do głowy, że tylko SOLDIER 1st Class potrafiłby tak mistrzowsko użyć magii… A jeśli potem jeszcze ktoś sobie przypomni ilu w ShinRze jest SOLDIER 1st Class, to mają poważne kłopoty. I oni, i Midgar.Gdyby nie te drzwi, ogólny pech i pośpiech ze strony samej ShinRy, to ci ludzie nawet by nie wiedzieli, że znajdują się w ich bazie.

Genesis, coś ty najlepszego zrobił? Musimy się pośpieszyć, zanim ruszą do ataku…

- Pieprzona ShinRa! Musi się wpierniczać w nie swoje sprawy - brodaty uderzył pięścią w stół.

Zanim ktokolwiek zdążył coś dodać, rozległo się pukanie do drzwi.

Drugi blondyn dał znak, żeby otworzyć. Do środka niepewnie wszedł chłopak, który na oko miał najwyżej z szesnaście czy siedemnaście lat. Ukłonił się zebranym i chociaż Angeal nie widział jego twarzy, to z pewnością była biała jak ściana. Tak bardzo się trząsł. Poczuł nagłą litość do chłopca. Ciekawe. czy został terrorystą z własnej woli… A przymusowy werbunek nie był niczym niezwykłym. Wystarczyło chociażby zagrozić śmiercią lub torturami całej rodzinie i już znajdowali się bardzo wierni rekruci, gotowi uczynić wszystko byleby tylko ochronić swoich najbliższych.

- Czego chcesz? - spytała ostrym tonem kobieta - Kto cię przysłał?

Składając ponownie głęboki ukłon, posłaniec powiedział.

- Jestem tu na polecenie pana Ramona. Mam w jego imieniu poinformować… - zająknął się.

Brodaty podszedł do niego z zadziwiającą szybkością. Złapał go za włosy i nic nie robiąc sobie z krzyku białego jak ściana chłopca, wściekle krzyknął mu prosto w ucho.

- I co tym razem ten cholerny Ramon spartolił?! Co znowu schrzanił?! No mówże, dzieciaku!

- P-pan Ramon mówi, że walizę z eksperymentami schował w pokoju 2B-v, kiedy zaalarmowano o intruzach. Wysłał mnie po nią i nie ma jej tam! Przepraaaszam! - chłopak teraz już praktycznie płakał, patrząc błagalnie, by ktoś pomógł mu uwolnić się z żelaznego uścisku.

Angeal w ostatniej chwili powstrzymał się przed rzuceniem się na pomoc chłopcu. Zagryzając wargi, musiał bezczynnie patrzeć, jak chłopak dostaje otwartą dłonią cios w twarz i wylatuje za drzwi. Był wściekły na siebie, że nijak nie mógł temu zapobiec. Już jako mały chłopiec zawsze stawał w obronie słabszych i przez to nieraz wracał do domu pokrwawioną twarzą i podbitym okiem, ku rozpaczy, ale zarazem i dumie rodziców. A teraz, dorosły mężczyzna, perfekcyjnie wyszkolony i jeden z najlepszych SOLDIER, nie mógł nic poradzić na takie okrucieństwo.

Trzęsąc się ze złości, ledwo się zmusił, by w bezruchu śledzić dalszy przebieg rozmowy.

- Nie musiałeś być aż taki surowy - rzekła od niechcenia kobieta, uśmiechając się przy tym złośliwie.

- Odwal się, Jaspin! Eksperymenty zginęły! Jak niby mam spokojny?! - wyszedł.

- Które to były? - odezwał się blondyn w okularach, wyraźnie zaniepokojony.

- Te najnowsze, ani razu nie sprawdzane. Właśnie dzisiaj miały być testowane, ale że zmieniono datę ataku…

- Więc co tak siedzicie? Jazda ich szukać zanim szef się dowie! - fuknęła Jaspin, po czym szybko opuściła pokój. Pozostali wyszli zaraz za nią.

Do uszu Angeala dobiegł charakterystyczny odgłos zamykanych drzwi i szybko oddalających się kroków. Zdjął kratkę i zręcznie zeskoczył na gładką posadzkę. Chciał znaleźć coś, co mogłoby dać mu jakieś informacje o wspomnianych eksperymentach i coś na temat wymienionego w rozmowie szefa.

Przez mocno ograniczoną widoczność w szybie, nie zauważył trzech stalowych szafek z rozmaitymi papierami, które stały pod ścianą. Po kolei dokładnie przeszukał każdą z nich, lecz wszystkie dokumenty były niemal identyczne - większość prawiła o zaopatrzeniu, kilka o problemach z łącznością. Nie znalazł tam nic przydatnego. Pewnie ważniejsze schowano w lepiej zabezpieczonym miejscu.

Przerzucając od niechcenia ostatnie papiery, jego wzrok padł nagle na zdanie "W związku z pierwotnymi stanami zmodyfikowanych materii próby przyzywania Summnonów zostają odroczone…" Brzmiało to jak raport naukowy ShinRy. Czytał dalej. "Materiały zdobyte dnia 8 października zostały poddane próbom reakcji na silnie promieniowanie (Typ-AVx3). Eksperymenty były niepomyślne, naruszono stabilność magiczną materii. W obecności mako istnieje 70% szansy na wybuch. Osoby mające kontakt z materią doznały poważnych uszkodzeń ciała. Wymagane jest…" Eksperymentalne materie? Ta wiadomość zaniepokoiła Angeala. Zabawa z mocą materii... Jest źle, nawet bardziej niż źle.

Pochował wszystko, by ukryć że był tu ktoś niepowołany, biorąc ze sobą jedynie raport o materiach.

W pokoju nie znalazł już nic godnego uwagi, więc podciągnął się z powrotem do szybu. Czołgając się dalej, cały czas rozmyślał o tych "eksperymentach", o których mówił chłopak. Jeśli chodziło mu tą niestabilną materię, która teraz zniknęła w tajemniczy sposób, to chyba już się domyślał co porabia jego rudowłosy przyjaciel. Gorzej, że nie wiedział gdzie jest pomieszczenie 2B-v.

***

Zabranie materii było bardziej niż dobrym pomysłem. Widok wbiegającego dzieciaka, w panice szukającego walizki, upewnił Genesisa, że miał genialny, a prosty pomysł. Najzwyczajniej w świecie musiał poczekać, aż nikogo nie będzie na korytarzu, po czym szybko ukryć cenne znalezisko w górnym szybie. Nie miał zbyt wiele czasu na wykonanie tego przedsięwzięcia (kto wymyślił, by każdym korytarzem łaziły uzbrojone trzyosobowe patrole?!), ale wszystko poszło idealnie po jego myśli. Teraz śmiał się w duchu, kiedy widział jak biedne chłopię przerzuca sterty szmat i przeszukuje kąty składziku. A jak beznadziejnie stał w drzwiach z tą białą jak kreda twarzą, nie mając kompletnego pojęcia, że zguba jest tuż nad jego czarną czupryną! Doprawdy, mało inteligentni ci terroryści pomyślał z pogardą.

Zapamiętał w którą stronę pobiegł chłopak, a sądząc z odległych krzyków, musiał komuś o tym powiedzieć. A tym kimś musiał być ktoś ważny. Trochę zakłuło go sumienie, bo usłyszał jak chłopak dostał solidną reprymendę i pobiegł jeszcze gdzieś dalej. Ale przecież nie mógł zostawić czegoś tak niebezpiecznego. Szyb którym poszedł Angeal był rzeczywiście znacznie szerszy, no i tak nie zakurzony. Włożył pod walizę jedną z mniej śmierdzących szmat, by odgłosy szurania nie zdradziły go i powoli skierował się ku źródle krzyków.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział