Opowiadanie
Alita: Battle Angel - Miasto Złomu - recenzja książki
Autor: | Diablo |
---|---|
Redakcja: | Avellana |
Kategorie: | Książka, Recenzja |
Dodany: | 2018-11-28 19:17:36 |
Aktualizowany: | 2018-12-03 23:31:36 |
Tytuł oryginału: Alita: Battle Angel - Iron City
Autor: Pat Cadigan
Tłumaczenie: Michał Jóźwiak
ISBN: 978-83-66071-45-2
Liczba stron: 352
Rok wydania: 2018
Wydanie polskie: Wydawnictwo Insignis
Wojna. Charakterystyczne dla rodzaju ludzkiego zjawisko, które podobno nigdy się nie zmienia. A już na pewno niczego nie uczy, bo mimo setek, jeśli nie tysięcy konfliktów i cierpień z nimi związanych, człowiek nadal z radością poświęca czas wzajemnemu zabijaniu się, doskonaląc ewentualnie techniki wyrzynki. Wojna stanowi też podłoże wydarzeń rozgrywających się w recenzowanej książce. Tylko tylko, że to nie była jakaś tam „wojna”… To była WOJNA. Taka, która doprowadziła ludzki gatunek, przez długi czas cieszący się ponoć spokojem i technologicznym dobrobytem, którego symbolem były charakterystyczne latające miasta, na skraj upadku. Kiedy opadł bitewny kurz, okazało się, że praktycznie cała planeta jest zniszczona i/lub skażona. Z nieba zostały strącone także latające miasta. Wszystkie, poza jednym, Zalemem, u podnóża którego zgromadziły się resztki cywilizacji. A teraz, trzysta lat po rzeczonym konflikcie, którego przyczyn, podobnie jak i tego, co było przed nim, nikt już w zasadzie nie pamięta, rozgrywa się akcja Miasta Złomu.
Sam świat przedstawiony ma w sumie dwa oblicza. Z jednej strony mamy wspomniany Zalem, ostatnie latające miasto, będące teraz symbolem nadziei oraz świadectwem dawnej chwały ludzkości. Pod nim rozciąga się tytułowe Miasto Złomu, będące w zasadzie dokładnie tym, na co wskazuje jego nazwa. Składają się na nie gruzy pozostałe po wojnie oraz odpadki i śmieci, które zostały z czasem zrzucone z Zalemu. Ten ostatni zresztą pełni rolę pasożyta. Zagarnia wszystko to, co najlepsze w Mieście Złomu, jednocześnie dbając, żeby mieszkańcy obu miast nie mieli szans bezpośrednio ze sobą koegzystować. W „niebie” żyje tylko idealna fizycznie i psychicznie elita, rządzona przez niejakiego Novę, a pod miastem wegetują wszyscy pozostali. W tym także ci, którzy nie spełniają wygórowanych wymogów Zalemu, jak choćby główny bohater książki, doktor Ido. Trafił on wraz z żoną i niepełnosprawną córką, która była przyczyną wygnania, do ziemskiego „piekła”. Tam przyszło mu żyć pośród biedaków, robotników i różnej maści przestępców i degeneratów, ludzi którzy w wielu przypadkach poddali się mniejszym bądź większym cybernetycznym ulepszeniom.
Fabułę książki, która stanowi prequel wchodzącego na początku 2019 roku do kin filmu, można podzielić na trzy wątki. Wątkiem głównym jest oczywiście historia działań doktora. Jest on osobą o skądinąd gołębim sercu i dysponującą mnóstwem serdeczności dla świata. Stara się być dobrym samarytaninem i jako cyberchirurg pomaga, niejednokrotnie za darmo, potrzebującym mieszkańcom Miasta Złomu. Ma też zresztą inną, nieco mroczniejszą stronę, ale na jej temat wolę się nie wypowiadać. Ci, którzy znają mangę, i tak wiedzą, o co chodzi, ale w książce ten wątek pojawia się dość późno, nie chcę więc psuć niespodzianki tym, którzy nie czytali komiksowego pierwowzoru. Drugi wątek ma związek z żoną doktora, Chiren, i nieformalnym władcą „piekła”, Vectorem. Ta część książki skupia się na konflikcie między małżonkami oraz machlojkach Vectora, który robi wszystko, żeby ugrać jak najwięcej dla siebie samego. Ostatni wreszcie wątek został poświęcony niejakiemu Hugo. Jest on młodym mieszkańcem Miasta Złomu, który stara się przetrwać w trudnej rzeczywistości i jednocześnie dąży do realizacji swojego wielkiego marzenia. Wszystkie te postaci są ze sobą mniej lub bardziej powiązane, a ich działania i dążenia niejednokrotnie prowadzą do konfliktów między nimi. Jednocześnie nad nimi wszystkimi wisi jeszcze „czwarta strona”, która zdaje się czerpać sadystyczną przyjemność z obserwacji i manipulowania swoimi „zabawkami”.
Przywołane powyżej postaci są w sumie dość jednowymiarowe, co nie znaczy, że nie mają pewnego uroku. Można je polubić, przede wszystkim Hugo, który zasadniczo ma w sobie najwięcej „życia”. O ile wszystkie pozostałe postaci dążą do swoich celów bez większych wahań i z determinacją godną pełznącego lodowca, o tyle Hugo przeżywa od czasu do czasu chwile wątpliwości. Nie żeby zmieniało to ostatecznie jego postawę, ale i tak jest to jakiś plus na tle reszty wyraźnie czarno-białych postaci. Poza tym ma on też, w moim odczuciu, najciekawszą przeszłość spośród tych, które zostały ujawnione na kartach książki. Pewnie znaczącym plusem dla osób znających mangę będzie też to, że autorka książki przybliża postaci Chiren, która na stronach komiksu nie miała okazji się pojawić.
Jeśli chodzi o techniczną stronę wydania Ality to mam dość mieszane uczucia... Z jednej strony dostajemy ładnie wydaną powieść w miękkiej obwolucie. Takiej z wypukłym napisem Alita i ogólnie błyszczącą całością tytułu oraz informacją, że książka stanowi prequel filmu. Mamy też dobrej jakości papier, wyraźną czcionkę oraz całkiem ładną grafikę na przedzie książki. Ogólnie pod tym względem Miasto złomu nie odbiega od innych wydanych u nas książek na motywach filmu. Ale z drugiej strony... Mimo czysto technicznej poprawności sama jakość tłumaczenia aż tak dobra nie jest. Nie zrozumcie mnie źle. Książkę czyta się dobrze i lekko, jak na dobrą powieść przystało. Ale nie mogę jednak przymknąć oka na fakt, że w tekście zdarzają się liczne potknięcia. Nawet nie literówki, czy też ortografy, ale "sklonowane" słowa, źle dobrane szyki zdania... No to zdarza się jednak nadspodziewanie często i powodu nieprzyjemny zgrzyt psując ogólnie bardzo przyjemne wrażenia z lektury.
Pozostaje mi stwierdzić, że mimo pewnego marudzenia powyżej, jestem po lekturze Miasta Złomu zadowolony. Nie ukrywam, że nie miałem dotąd do czynienia z mangową wersją historii, ale mimo to, a może właśnie dlatego, prequel autentycznie mnie zainteresował i z niecierpliwością oczekuję na premierę filmu kinowego. Książka nie jest oczywiście pozbawiona wad. Jak na prequel przystało, stanowi tylko wstęp do wydarzeń rozgrywających się na znacznie większą skalę, a tym samym stawia mnóstwo pytań, nie udzielając przy tym zbyt wielu odpowiedzi, co wiele osób może drażnić. Z drugiej jednak strony autorka, Pat Cadigan, zdołała zawrzeć w swoim dziele to nieuchwytne „coś”, sprawiające, że książkę zwyczajnie dobrze się czyta. Dobrze opisany świat przedstawiony, budzące zainteresowanie, choć stosunkowo płytkie postaci oraz lekkość pióra sprawiają, że książkę czyta się płynnie i z autentycznym zainteresowaniem. Znajdzie się tu trochę dramatu, kapka komedii oraz kilka zgrabnie przedstawionych scen akcji. Do tego dochodzi ciekawie poprowadzone, otwarte zakończenie, sygnalizujące początek zdarzeń, które będzie cechować o wiele większa waga i doniosłość. Miłośnicy science-fiction utrzymanego w klimacie niezbyt depresyjnego cyberpunku (co nie znaczy, że brakuje tutaj mroku) powinni dać tej książce szansę. Zresztą ci, którzy tego podgatunku nie znają, też mogą bez większych obaw spróbować.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.