Opowiadanie
Gakkon 5 - relacja z konwentu
Autor: | Slova |
---|---|
Redakcja: | IKa |
Kategorie: | Relacja, Konwent |
Dodany: | 2019-02-24 19:32:08 |
Aktualizowany: | 2019-02-24 19:37:08 |
Chociaż na konwenty uczęszczam już od dłuższego czasu, to Łódź jeszcze nie miała okazji mnie gościć. Przede wszystkim dlatego, że przywykłem do dużych imprez, czy raczej tych organizowanych przez najbardziej prężne ekipy. W ostatnich latach widać jednak upadek świetności dawnych konwentowych potęg - Miohi ogranicza działalność do Magnificonu (i okazjonalnie innych, coraz mniejszych w rozmachu wydarzeń), zaś z uwagi na niekorzystne warunki wynajmu szkół w stolicy Animatsuri tworzy głównie wydarzenia jednodniowe i flagową imprezę w czasie wakacji (której tegoroczną edycję już zapowiedziano). Tym samym w mangowym kalendarzu otworzyło się miejsce dla mniejszych graczy, którzy mają teraz okazję zagospodarować żądnych atrakcji konwentowiczów. Dotyczy to zwłaszcza cierpiących na deficyt zjazdów miłośników M&A warszawiaków, dla których wyprawa do Łodzi trwa tyle, ile dla części mieszkańców stolicy poranna komunikacja do pracy.
Przyznam, że lokalizacja konwentu okazała się bardzo dobra. Dziesięć minut marszu ze stacji Łódź Widzew, obok Biedronka i liczne bary. Na obecność tych drugich narzekali niestety sprzedawcy konwentowego jedzenia, acz w środku nocy, kiedy gastronomia w okolicy się zwija, tych już na miejscu nie było, podobnie jak w niedzielę rano.
Akredytacja była nad wyraz sprawna, ani przez chwilę w sobotę rano nie widziałem kolejki. Sam wszedłem na imprezę z marszu, po krótkiej weryfikacji, acz kolegów zapytano tylko, czy są VIP. Po potwierdzeniu otrzymali wejściówki bez pytania o cokolwiek więcej. To się nazywa obsługa! Nie zauważyłem żadnych powodów, by przyczepić się do organizacji. Docierały do mnie sygnały o niekompatybilnych ze szkolnymi komputerami głośnikach (ponoć z powodu zabezpieczeń systemowych) czy brakujących rzutnikach, ale takie mankamenty zdarzają się nawet na największych imprezach, a tu nie okazały się szczególnie dotkliwe. Chociaż ponoć liczba uczestników Gakkonu 5 zbliżyła się do tysiąca, a to już całkiem sporo w czasach, kiedy zasób aktywnych konwentowiczów systematycznie spada. O dziwo, mimo tych statystyk na imprezie nie było ciasno, pewnie dlatego, że sporo gości kręciło się wokół sleep-rooma i stoisk z grami, dlatego przy wystawcach i salach z atrakcjami nie było tłumów. Na to też narzekali sprzedawcy, których nie było wielu, a utarg okazał się średni. Moim zdaniem to właśnie przez ich ulokowanie - po drodze do kramów było tylko osobom uczestniczącym w prelekcjach i konkursach, a to coraz mniejszy odsetek miłośników M&A.
Przyznam, że impreza była bardzo żywa. Ustawione w widocznym miejscu gry muzyczne, zwłaszcza Beatmania (i jej rozwojowe klony), DDR, OSU! czy nawet konsole retro przyciągały pokaźne grono uczestników. Ja jednak skupiłem się na prelekcjach, bowiem konkursów było tyle, co kot napłakał, chociaż to one zrzeszają najwięcej ludzi. Miłym zaskoczeniem była możliwość wydania zdobytych w ich ramach punktów bezpośrednio u konwentowych sklepikarzy i to w proporcji 1:1. Myślę, że to sytuacja korzystna dla wszystkich stron, czyli organizatora, wystawców jak i konwentowiczów.
Na szczególną uwagę zasługuje prelekcja „Historia polskiego fandomu M&A z perspektywy dinozaura” prowadzona przez Shampa. Chociaż to nie pierwsza i nie ostatnia tego typu atrakcja, ta była wyjątkowa, niezwykle rzeczowa, sięgająca naprawdę głęboko w przeszłość i oparta na konkretnych materiałach. Rzadko zdarza się tak rzeczowe podejście do tematu. Co więcej, autor zapowiedział powstanie książki poświęconej polskiemu fandomowi. Znowu - nie pierwszej i nie ostatniej, ale jak sam słusznie zauważył poprzednie nie były monografiami, nie podchodziły też do tematu kompleksowo. Życzę powodzenia w realizacji planu.
Impreza zaczęła się wygaszać w nocy z soboty na niedzielę. Po części to normalne, gdyż ludzie idą spać, a w salach z atrakcjami panowała ok. godzinna-dwugodzinna przerwa, jednak odniosłem wrażenie, że w środku nocy nie było dosłownie nic do roboty. Ponadto jedyni aktywni konwentowicze zdawali się pochłonięci grą w Mafię, więc nawet nie było z kim porozmawiać. W niedzielę rano odrętwienie zmalało w niewielkim stopniu i od dziesiątej do końca imprezy właściwie nie zostało już wiele do roboty, jak to zwykle bywa. Dalej widoczni, może nawet bardziej niż wcześniej, byli cosplayerzy. Zero-Two z Darling In The Franxx naliczyłem chyba w czterech egzemplarzach w tym jeden to cross-dresser. Z kolei jeden z przebierańców poszedł na całość i wcielił się w Felixa z Re: zero, zważywszy na zbieżność płci było to zaiste godne pochwały przywiązanie do szczegółów.
Jakość konwentów w Polsce nie spada, stwierdziłbym, że raczej utrzymuje się na poziomie, który pięć lat temu uważaliśmy za wielki postęp. Lecz obecnie nic w tej materii nie idzie do przodu, zwłaszcza od strony największych graczy. Tym samym jedyna nadzieje w małych imprezach, takich jak Gakkon, które owszem, są archaiczne, ale mam wrażenie, że wciąż mają swoje miejsce w fandomie.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.