Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Nadprzyrodzony

Seymour

Autor:O. G. Readmore
Serie:Pokemon
Gatunki:Horror
Uwagi:Przemoc
Dodany:2020-08-18 00:42:20
Aktualizowany:2020-08-20 10:28:20


Poprzedni rozdział

region Kanto, rok 2003

Ostatnie mistrzostwa ligowe wygrał Green Oak. Zwycięstwo zostało przyznane po wieloletniej dominacji Lance’a, który wcześniej tytuł mistrza odebrał Samuelowi, dziadkowi Greena.

- Puchar Ligi Indigo wraca do miasteczka Pallet - podsumował melancholijnie komentator pojedynku.

Seymour Blaustein nie interesował się zawodami. W gazetach zwykł omijać rubrykę sportową, a telewizji nie oglądał wcale. Dlatego też emocje związane z walkami pokemon były mu całkowicie obce. Bez reszty poświęcał się pracy odkładając wszelaką rozrywkę na bok. To miał być jego pierwszy urlop od wielu lat i nieprzypadkowo zaplanował spędzić go w Motelu na Lawendowym Wzgórzu.

Jakoś w marcu zadzwonił do niego pan Fuji. Ich rozmowa, choć niespodziewana dla Blausteina, przebiegła w przyjacielskim tonie. Na koniec Wilbur poprosił go o przyjazd do Lavender. W prośbie był na tyle stanowczy, że wymusił na Seymourze obietnicę, a przy kolejnym telefonie, w maju, dokładną datę.

Mężczyzn połączył jeden epizod, którego nie dało się objąć rozumem. Wydarzenia sprzed siedmiu lat pozostawiły w Seymourze niezrozumiały ślad. Były jak zadra na rzeczywistości dobrze opisanej i skatalogowanej. Mimo to właśnie one pchnęły jego karierę zawodową do przodu. Terri Hamm wróciła do domu, a on został bohaterem. Nic więcej nie miało znaczenia. Oficjalnie wnuczka właściciela Sliph Co. uległa poważnemu wypadkowi - spadła ze spróchniałych schodów miażdżąc sobie przy tym nogę. Jej chłopak nie przeżył, podobnie jak policjantka uczestnicząca w późniejszej akcji ratunkowej.

- Ach, Jenny… - pomyślał Seymour.

Po tamtych wydarzeniach z szeregowego pracownika stał się jedną z ważniejszych figur w firmie. Bywał gościem w domu Hammów. Z Richardem rozmawiał jak ze starym przyjacielem, a dla Terri był niczym brat. O przeklętej wieży rozmawiał z nią potem tylko raz.

- Ciebie też woła?

- Kto? Gwendolyn? Nie - odpowiedział. - Jej kołysankę słyszały tylko kobiety.

- Ostatnio słyszę ją coraz rzadziej.

- To chyba dobrze.

- Tak - przyznała z lekkim niepokojem. - Bałam się, że nigdy nie przestanie grać.

Dwa lata przepracował jako specjalista działu technicznego, a potem jeszcze rok jako zarządca oddziału w Saffron. I w końcu zrezygnował z pracy. Wrócił do rodzinnego Pewter, gdzie przyjął posadę dyrektora muzeum.

Przez siedem lat chciał wierzyć, że miasteczko zatraciło swoją mroczność. Przywitał go słony deszcz i zimny wiatr ciągnący od morza. Seymour pierwszy raz uniósł głowę, aby zobaczyć w oddali czarną iglicę odgradzającą od siebie domy. Wieża nadal stała szpecąc okolicę własnym złem. Ruszył pustą drogą w kierunku motelu, a im bliżej był celu, tym ohydniejsza stawała się wieża.


***


W Lavender nie ma życia. Wszystko, co pozornie oddycha jest tylko odmianą śmierci - brzydkiej i ponurej. Jedynie pan Fuji zdawał się być obojętny na los miasteczka. Z tylko sobie znanym spokojem nucił kołysankę zasłyszaną przed laty w wieży. Kołysanka też stanowiła odmianę śmierci, ale po odnalezieniu Terri Hamm melodia nabrała nowego znaczenia.

Jakoś rok temu pan Fuji uznał, że czas przywrócić motelowi jego dawny urok. Nigdy nie był to budynek przesadnie zadbany i wywołujący w kimkolwiek zachwyt, ale posiadał czar. To było miejsce, w którym postanowił zamieszkać Anną i Amber. Ich mały raj. Po śmierci żony i córki motel wypełniał wyłącznie smutek. Wilbur nie chciał, aby to uczucie dłużej wypełniało ściany domu. Teraz, gdy melodia o Lavender zyskała nowe znaczenie i motel musiał otrzymać nową rolę.

Hotelarz najął ludzi do odmalowania ścian, naprawy dachu, wymiany okien. Sam zawiesił na powrót szyld przed wejściem.

Ubodło go nieco, że gość nie zwrócił uwagi na zmiany. Dla Seymoura to był tylko hotel, a dla niego kawał życia. Chciał, aby młodzieniec choć w niewielkiej części zrozumiał jego starania.

- Odnowiłem pokoje - mówił, prowadząc Seymoura korytarzem.

- Salon chyba też.

Fuji poczuł się nieco lepiej. Może jednak zauważył?

Wieczorem obaj usiedli w recepcji. Wilbur zaparzył herbatę.

- Dlaczego pan mnie zaprosił?

- Jesteś jedynym gościem, którego wspominam.

- Pewnie przez…

- Nie - uciął.

Seymour przypominał mu siebie za młodu. Może nie było to jakieś wielkie podobieństwo, ale na tyle znaczące, że ilekroć wspominał o wydarzeniach z wieży przed oczyma pojawiał mu się pan Blaustein.

- Pamiętasz kobietę, którą Jenny poznała w motelu? - zmienił temat. - Jenny, ta policjantka - uściślił.

- Pamiętam. Miała jakieś problemy z córką - odparł ostrożnie. - Nadal tu mieszkają?

- Nie, wyjechali. Myślę, że jej córka była tak naprawdę ostatnią ofiarą Gwendolyn.


***


miasto Saffron, 1997-2000

Od kłótni Abe i Racheli mijały dni, tygodnie, a potem miesiące. Po upływie dwóch lat kontrakt Abe’a ze Sliph Co wygasł, a ten nie zabiegał o jego przedłużenie. Rodzina opuściła grobowe miasteczko, aby znowu zamieszkać w Saffron.

Rachel znała jedynie śmierć przez zapomnienie. Dzieciństwo upłynęło jej na ciągłych zmianach adresu. Wtedy jeszcze nie rozumiała, że uciekały przed ojcem. Tata umarł dla matki i dla niej też musiał. Niestety nadprzyrodzona siła nie pozwalała o sobie zapomnieć. Jakaś jej cząstka przywędrowała za nimi z Lavender i stała się nierozerwalną częścią ich obecnego życia.

Okropna lalka znaleziona w tamtym domu stała się najlepszą przyjaciółką Sabriny. Dziewczynka nosiła ją ze sobą wszędzie. Szeptała lalce coś na ucho, przystawiała własne do jej porcelanowych ust, a po chwili śmiała się do rozpuku.

- Bardzo dobrze.

Rozległ się trzask. Dziewczynka spojrzała w kierunku schodów, ale nie ruszyła się z miejsca. Właśnie odbywał się podwieczorek z Sabriną. Gospodyni nie wypadało zrywać się od stołu.

- W życiu spotkasz wielu ludzi, Sabrino. Niektórzy z nich będą próbowali wmówić ci, że źle postępujesz, ale nie pozwól im na to - mówiła. - Twoja bezwzględność jest naszą siłą.

Sabrina dopiła herbatkę z filiżanki z zabawkowej zastawy i wreszcie wyszła z pokoju. U dołu schodów leżała matka. Martwe oczy spoglądały na bliżej nieokreślony punkt.

- Widzisz, Sabrino? Sama tego dokonałaś.

Pod koniec 2003 roku Sabrina została liderką areny w Saffron. Trenerzy niechętnie odwiedzają miasto. Ludzie mawiają, że Sabrina jest niepokonana. Stoją za nią nadprzyrodzone siły.


***


Wilbur postanowił nie zwlekać dłużej ze swoimi sprawami. Sięgnął do szuflady po białą kopertę. Na odwrocie napisane było:

„dla S. Blausteina, odczytać w dniu jutrzejszym”.

Podał ją Seymourowi bez słowa i zaczął sprzątać ze stołu.

- Co to takiego? - spytał, poprawiając okulary na nosie.

- W tym liście wszystko wyjaśniam.

Seymour spojrzał na hotelarza pytająco. Na jego twarzy mieszały się ze sobą zaniepokojenie i ciekawość.

- Ale co pan wyjaśnia?

- Pytałeś, dlaczego cię zaprosiłem do Lavender - odparł. - Tam znajdziesz odpowiedź.

Młodzieniec przejechał palcami po wierzchołku koperty. Przed natychmiastowym otwarciem powstrzymywał go jedynie napis na niej.

- Lavender mocno się zmieniło za sprawą oficer Marble.

- Jenny? Znaczy, jak?

Fuji wstał od stołu i przeszedł się do okna.

- Od jej śmierci nie było więcej ofiar w wieży.

- Nikt tam nie wchodzi?

- E… - machnął ręką. - Zawsze znajdą się idioci, którzy szukają przygód. Wieża jest dalej nawiedzona, ale kołysanka Gwendolyn jest zagłuszona.

- Myśli pan, że tam jest duch Jenny? Że to ona?

- Wszyscy tam są i to dodaje mi otuchy - przyznał. - Już późno - stwierdził pośpiesznie. - Pójdę już spać. Ty też nie siedź zbyt długo.


***


Udręczona dusza błąkała się bez celu ulicami miasta. Jej sposób postrzegania rzeczywistości był zgoła inny od naszego. Dla każdej żywej istoty czas płynie w jednoraki sposób. Jest liniowy i niezaprzeczalny. Zawsze brnie do przodu, a każda czynność wypełniająca przestrzeń między ramionami zegara łączy się z poprzedniczką i następczynią w nierozerwalny łańcuch. Dla duchów pojęcie czasu i przestrzeni nie sprawdzało się w ten sposób - czas był ulotny i postrzępiony. Zdarzało się, że duchy były świadkami zdarzeń najpierw przyszłych, a potem przeszłych. Historie nie układały się w przyczyny i skutki, a następowały po sobie losowo.

Na początku Jenny miała z tym ogromny problem. Bo jak każdy duch pamiętający swoją egzystencję, przejście z uporządkowanego kieratem czasu życia w szaleńczy zlepek istnienia był okropny.

Jenny szybko nauczyła się, że istnieją różne duchy. Były złe, pogłębiające własną nienawiść do świata jak Gwendolyn oraz dobre i niewinne jak Amber, które czasem się gubiły.

- Gdyby wiedziała, że tak będzie to z pewnością nie zatrzymałaby tu ciebie - przyznała kiedyś Darla.

- To prawda - dodała Amber. - Ty nie czujesz lęku.

Duchy zamieszkujące wieżę uważały, że Gwendolyn obawiała się Jenny. To dawało policjantce cel w życiu pośmiertnym. Miała ochraniać duchy uwięzione przez Gwendolyn i nie dopuścić do tego, aby ktokolwiek został złapany w pułapkę.


***


Seymour wstał bladym świtem. Z okna dostrzegł wieżę. Jakoś trudno było mu uwierzyć w słowa pana Fuji’ego. Czy to możliwe, że przeklęty budynek nie stanowił już zagrożenia? Co w takim razie z duchami tych, którzy w nim zginęli? Jenny, córka Fuji’ego, Kyle i inni będą w niej egzystować po wszeczasy? Przypomniał sobie o liście. Rozerwał kopertę bez zastanowienia i zaczął czytać:

Drogi Seymourze!

Nie łatwo przyszło mi napisanie tego listu. Tak po prawdzie to zmusiłem się do napisania go dopiero dzień przed twoim przyjazdem, ale nie chcę, abyś myślał, że informacje w nim zawarte są bredniami staruszka, napisanymi pod wpływem chwili. Wszystko dobrze przemyślałem, bo tak należy postąpić w sprawach notarialnych.

List, który czytasz jest także moim testamentem. Nieoficjalnym, jedynie takim, który ma za zadanie wyjaśnić Tobie moje motywacje. Oficjalny znajduje się u mojego notariusza, odezwie się on do ciebie w przeciągu miesiąca i przekaże klucze do mojego motelu.

Nie mam rodziny. Anna i Amber zginęły w przeklętej wieży i chociaż przez lata nienawidziłem tego miejsca to zacząłem dostrzegać światełko w ciemnościach. Ta sama siła, która zniewoliła wiele dusz pozwoliła zatrzymać w Lavender moich ukochanych, moją rodzinę. Będąc już bliski śmierci odejdę w spokoju mając pewność, że i mój duch na wieczność pozostanie w wieży razem z nimi.

Motel na Lawendowym Wzgórzu oddaję Tobie. Zrobisz z nim co będziesz chciał - sprzedaż, wynajmiesz, zamieszkasz - twoja wola. Nie zapominaj o mnie. Ilekroć spojrzysz na wieżę pomyśl o nas, ale nie w poczuciu strachu. Myśl o nas dobrze.

Wilbur Fuji

Seymour jeszcze wiele razy czytał list od Wilbura.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj

Brak komentarzy.