Opowiadanie
Pokémon: Detektyw Pikachu - recenzja filmu
Autor: | Filmowit R |
---|---|
Redakcja: | Avellana |
Kategorie: | Film, Recenzja |
Dodany: | 2019-06-03 20:31:59 |
Aktualizowany: | 2019-06-03 20:44:59 |
Tytuł oryginalny: Pokémon Detective Pikachu
reżyseria: Rob Letterman
scenariusz: Rob Letterman, Dan Hernandez
gatunek: animacja, familijny, akcja
produkcja: Japonia/USA
premiera: 31 maja 2019 (Polska), 3 maja 2019 (świat)
Pokemon Go... to the movie! To określenie, biorąc pod uwagę "złożoność" historii i "jakość" oprawy, chyba najlepiej pasuje do najnowszego filmu z gromowładnym pokemonem w roli głównej. Choć fabuła opiera się na grze Detective Pikachu, film jest w sumie o niczym. Owszem, niby mamy jakieś śledztwo, zaginionego ojca, syna próbującego go odnaleźć, a także szalonego naukowca robiącego złe rzeczy. Ale co z tego? Nikogo to nie obchodzi. Przedstawiona tu opowieść jest tak drętwa, nudna i schematyczna, że już po pięciu minutach można przewidzieć, jak się skończy, a po dziesięciu właściwie nas już nie interesuje. Istny festiwal tanich klisz z filmów młodzieżowych. Pochwalić można tak naprawdę tylko to, iż ten obraz stara się zachować w miarę przejrzystą strukturę przyczynowo-skutkową oraz próbuje unikać dziur fabularnych (choć nie zawsze mu się to udaje).
Jest to jednak bardzo mały plus. Zwłaszcza, jeśli weźmie się pod uwagę okropne dialogi oraz drewniane aktorstwo, przywodzące na myśl wszystkie najgorsze filmy z ostatnich lat (disneyowskie Gwiezdne wojny, Valeriana czy Więźnia labiryntu - żeby wymienić tylko najgłośniejsze przykłady). Nie będę się jednak rozwodził nad jednostkowymi przypadkami. Nie ma to bowiem najmniejszego sensu, gdyż musiałbym wtedy wbić szpile dosłownie każdemu aktorowi występującemu w tym filmie. Zawiedli wszyscy. No, może poza dwoma wyjątkami. Justice Smith, grający Tima (głównego bohatera, syna zmarłego lub zaginionego detektywa), przynajmniej próbuje wyjść z tego gniota obronną ręką, strojąc różnorakie miny do kamery (pomińmy fakt, iż nie za bardzo mu się to udaje). Jest też i filmowy Deadpool, czyli Ryan Reynolds, występujący jako Pikachu. Trzeba przyznać, że w roli sympatycznego, ikonicznego pokemona sprawdza się doskonale, a grana przez niego postać jest jedyną dobrze zrealizowaną w tym filmie.
Mówię poważnie. Pikachu jest naprawdę w porządku. Pięknie zanimowany, zabawny, błyskotliwy (czasami dosłownie) oraz z wyrazistym charakterem. Jako tytułowy bohater spisuje się wyśmienicie i nie raz potrafi zaskoczyć widownię celnym spostrzeżeniem czy rozsądnym pomysłem. Moim zdaniem to najlepszy Pikachu jakiego kiedykolwiek widziałem. Problem polega jednak na tym, że poza nim cała reszta protagonistów to drewniane kołki o intuicji stogu siana, którym powiedzenie lub uczynienie czegokolwiek sensownego przychodzi w tak karkołomny sposób jak polskiej reprezentacji gra w piłkę.
Niewiele lepiej wygląda kwestia oprawy wizualnej. Co prawda neonowe światła miasta Ryme City w nocy potrafią zachwycić pięknem, ale już modele CGI pokemonów niwelują to pozytywne wrażenie, porażając brzydotą. Sprawiają wrażenie jakby były żywcem wyciągnięte z Pokemon Go (stąd nawiązanie w pierwszym akapicie) i przypominają tanie fanowskie filmiki z YouTube, do których ludzie wklejają pokraczne modele postaci z gier. Paskudztwo! Co gorsza, główny pokemonowy antagonista - Mewtwo wygląda jak wytwór wesołej twórczości Bartosza Walaszka (zdaję sobie sprawę, że tak samo prezentuje się również w grach, jednak w filmie to czysta i niesmaczna groteska).
Również muzyka pozostawia wiele do życzenia, a raczej do wypełnienia. Istnieje tu jakiś soundtrack, ale ogranicza się on do kilku nieskomplikowanych i standardowych utworów w wykonaniu orkiestry, jakie w filmach usłyszeć można było już tysiące razy. Są to dźwięki tak proste i mdłe, że podczas seansu się ich nawet nie zauważa. Szkoda, albowiem neonowa stylistyka w połączeniu z niektórymi scenami akcji stwarzała możliwość trochę ciekawszego i bardziej kreatywnego wykorzystania muzyki. Niestety, i w tym aspekcie nie zaoferowano nam nic oryginalnego. Właściwie, poza piosenką z napisów końcowych, nie jestem sobie w stanie przypomnieć jakiegokolwiek utworu z tego filmu.
Ogólnie rzecz biorąc, kinowa seria Pokemon nigdy nie prezentowała szczególnie wysokiego poziomu. Mimo to, kiedy twórcy postanowili stworzyć wersję aktorską, po cichu liczyłem, że pójdą śladami Fantastycznych zwierząt i pokuszą się o stworzenie wizji tego, jak niezwykły byłby świat, gdyby zamieszkiwały go pokemony. Jednakże wzięli oni po prostu modele stworków z gry, dodali do nich prostą fabułę i zaprosili do grania nieporadnych nastolatków. Zero w tym magii i niezwykłości, które przyciągałyby do ekranu. Tak naprawdę jedynymi rzeczami, które ratują ten film i pozwalają dotrwać do finału, są, tak jak wspomniałem, Pikachu i oświetlenie. Tylko cóż z tego, że znajdzie się tu jeden czarujący bohater ukazany w dobrym świetle, skoro otaczają go wyłącznie kretyni? Zrozumiałbym, gdyby to miała być wyszukana satyra, ale nie jest. Seans zatem zdecydowanie odradzam. Nie dajcie się zwieść głosom niektórych krytyków zachwalających ten film. Jeśli macie ochotę zmarnować półtorej godziny życia, to lepiej po prostu zagrajcie w jakąkolwiek odsłonę pokemonów. Zawsze to lepsze, niż oglądanie, jak ktoś gra za nas i to jeszcze za nasze pieniądze. Innymi słowy, kolejna napompowana ekranizacja gry, która okazała się kompletną klapą. Ode mnie, za Pikachu, 3/10. To i tak dużo, zważywszy że poza nim nie ma w tym filmie absolutnie nic.
Postacie: 4/10
Fabuła: 2/10
Muzyka: 2/10
Ocena ogólna: 3/10
______________________________
zrzutki
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.