Opowiadanie
Tokyo Ghoul: Przeszłość - recenzja książki
Autor: | Diablo |
---|---|
Redakcja: | Avellana |
Kategorie: | Książka, Recenzja |
Dodany: | 2020-01-29 22:10:02 |
Aktualizowany: | 2020-01-29 22:10:02 |
Tytuł oryginalny: Tōkyō Gūru: Sekijitsu
Tytuł polski: Tokyo Ghoul LN: Przeszłość
Autor: Shin Towada,
Ilustracje: Sui Ishida
Tłumaczenie: Karolina Dwornik
ISBN: 978-83-8096-474-7
Gatunek: fantastyka, fantasy, science fiction
Cena okładkowa: 26 zł
Wydawnictwo: Waneko
Ludzie i wampiry. Ludzie i wilkołaki. Ludzie i kosmici. Albo kosmiczne pasożyty. Przykłady filmów, książek, komiksów i seriali, których akcja skupia się na ludzkim społeczeństwie i mniej lub bardziej pokojowo z nim koegzystujących różnych nie-do-końca ludzkich istot można by mnożyć. Do tej grupy zaliczają się także twory z uniwersum Tokyo Ghoul. Nie ukrywam, że jak na razie z mangą, czy też animowaną adaptacją serii do czynienia nie miałem. Jako że trafiła się okazja do zrecenzowania książkowego i osieroconego prequela tamtych produkcji, postanowiłem skorzystać z okazji i sprawdzić, z czym się to całe uniwersum je. A przecież ostrzegali rodzice, żeby nie podnosić z ziemi i nie jeść dziwnych rzeczy…
Jak się zapewne domyślacie po powyższym wstępie, nie jestem zachwycony książką. Choć podejrzewam, że mój stosunek do niej mógłby być bardziej ciepły, gdybym za jej konsumpcję zabrał się już po zapoznaniu się z seriami anime bądź przynajmniej tomikami mangi.
Głównym problemem Przeszłości jest właśnie to, że pisana była ewidentnie z myślą o osobach już to uniwersum znających. Nie jest to książka długa, gdyż ma zaledwie 177 stron, i to wliczając dwie strony podziękowań od autorów oraz trzy strony ze spisem treści i przedstawieniem bohaterów. Tych ostatnich jest wręcz kilkunastu, a co gorsza, książki nie łączy jedna „ciągła” fabuła, lecz składa się ona z sześciu praktycznie niezależnych od siebie i siłą rzeczy krótkich opowiadań, które kończą się w chwili, gdy zaczynają się dopiero rozkręcać. Trudno więc liczyć na rozbudowane kreacje psychologiczne postaci, nie mówiąc już o ich polubieniu, czy przywiązaniu się do nich. A co ciekawe, i znaczące, opisy na początku tomiku zdradzają na ich temat szereg ważnych informacji, do których brak jakiegokolwiek odniesienia w samej książce. Co gorsza, podsumowania samych opowiadań, które napominają o dalszych losach bohaterów, zawierają czasem bezlitosne spoilery. Nie muszę chyba dodawać, że u kogoś, kto tak jak ja, nie zna „głównej” serii, budzi to niesmak i zniechęca do dalszego zanurzania się w uniwersum.
Pod kątem czysto technicznym nie jest w gruncie rzeczy aż tak źle. Tomik wydany został w standardowym formacie, a dość oszczędna graficznie obwoluta przedstawia bohaterów, tytuł oraz krótki opis fabuły z tyłu. Tu pozwolę sobie na pewną uszczypliwość, bo na odbicie obwoluty, tyle że w kolorze niebieskim, trafiamy też na okładce, a same projekty bohaterów są jeszcze na rozkładanej stronie wewnątrz. W kolorze i nieco powiększonej formie. Nie, żebym winił za ten stan rzeczy rodzimego wydawcę, ale po stronie japońskiej ktoś ewidentnie wystrzelał się z pomysłów na dodatki. Względnie ma skłonności narcystyczne. Użyta czcionka jest ładna i wyraźna, dobrze się ją czyta, co doceniam szczególnie w kontekście faktu, że książkę czytałem głównie w trakcie jazdy autobusem. W sumie całkiem nieźle wyszły też dołączone grafiki. Są całkiem liczne, przeważnie utrzymane w tonie realistycznym, a miejscami też schludnie otoczone tekstem. Osoby odpowiedzialne za edycję dobrze się spisały, czego nie mogę do końca powiedzieć o korekcie. Błędów ortograficznych nie zauważyłem żadnych, ale literówki, czy też brakujące lub nadprogramowe słowa w zdaniach, się trafiały. Samo tłumaczenie to poprawna, rzemieślnicza robota. Tłumaczka robiła pewnie, co mogła, ale na podstawie oryginału trudno pewnie było coś więcej z tekstu wycisnąć.
Jak wspominałem na wstępie, gdybym przed lekturą znał główną serię, a co ważniejsze, występujących w nich bohaterów, ich historie i motywacje, to spojrzałbym na tę książkę bardziej przychylnie. Niestety tak nie było, a tym samym z mojej perspektywy lektura tej light novel była, co najwyżej, niemęcząca. Czytało się to szybko i lekko, nie powiem. Raz się nawet uśmiałem, aczkolwiek nie wiem, czy stało się to akurat zgodnie z zamysłem autora, ale cóż… Ale cóż z tego, skoro było to dla mnie wyrwane z kontekstu, pozbawione głębi fabularnej czy też psychologicznej czytadło, które ani mnie nie grzało, ani ziębiło. Większość bohaterów była mi doskonale obojętna, część intryg poziomem „mroku i skomplikowania” budziła tylko politowanie, a mimo sugestii i opinii o tym, jaka to straszna i brutalna seria, to przemocy jako takiej i opisów nielicznych walk jest tyle, co kot napłakał.
Jeśli znacie i lubicie Tokyo Ghoula, to kupcie i spróbujcie. Może znajdziecie tu jakieś smaczki, które poszerzą wasze spojrzenie na bohaterów i uniwersum, pozwolą wam lepiej zrozumieć ich przyszłe decyzje i postawy. Ale jeśli serii nie znacie i macie nadzieję, że ta książka was do niej przekona, to na to nie liczcie. Szkoda rozczarowania.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.