Opowiadanie
Flame
Herbatka u Frances
Autor: | Mai_chan |
---|---|
Gatunki: | Fantasy |
Dodany: | 2005-07-04 23:44:02 |
Aktualizowany: | 2005-07-04 23:44:02 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Lina obudziła się późnym rankiem. Promienie słońca oślepiły ją przez chwilę, ale już po kilku minutach czarodziejka była na nogach. Zjadła śniadanie i zaczęła zastanawiać się nad sposobem na powrót do domu. Jednak do głowy nie przychodził jej żaden pomysł. Jedyne co mogła zrobić, to próbować skontaktować się ze swoimi przyjaciółmi. Jednak choć próbowała już wszystkich zaklęć, które mogłyby pomóc, nic się nie powiodło. W głowie dziewczyny kołatała się beznadziejna myśl: "Co ja mam do cholery zrobić?" W końcu podjęła decyzję. Jako osoba nienawidząca bezczynności postanowiła zwiedzić miasto. Miała przy tym nadzieję, że po drodze wpadnie jej do głowy jakiś pomysł. Szybko zebrała swoje nieliczne rzeczy i wyszła z pokoju. Wkrótce potem maszerowała dziarsko ulicą. Słońce przygrzewało dość mocno. Lina z zainteresowaniem przyglądała się wystawom sklepowym, na których stały rzeczy, których przeznaczenia nie mogła pojąć. Ot choćby te dziwne czarne pudełka, w których pokazywały się obrazy. Lina była mistrzynią czarnej magii, znała się na szamaniźmie i białej magii, znała historię i legendy swojego świata. Jednak nawet jej rozległa wiedza nie pomogła jej pojąć zagadek tego miasta. Nagle Lina poczuła zimny dreszcz na karku. Ktoś ją obserwował, ale dziewczyna nie wiedziała kto. Uważnie rozejrzała się, jednak nie spostrzegła niczego co mogło ją zaniepokoić. Jednak czarodziejka nigdy nie lekceważyła swoich przeczuć, dlatego zwiększyła czujność. Poszła dalej. Kilka przecznic dalej Lina skręciła i weszła do sklepu znanego jako "Tea Room". Od samego progu uderzył ją oszałamiający zapach najróżniejszych herbat. Nie na darmo sklep nazywał się "Pokój herbaciany". Lina wyjrzała przez okienko w drzwiach, jednak nie zauważyła żadnych niepokojących oznak. Usiadła przy stoliku i odetchnęła. Wyglądało na to, że zgubiła "ogon". Nagle Lina usłyszała nad uchem czyjś głos.
- W czymś mogę pomóc panienko? - czarnowłosa kobieta w średnim wieku uśmiechała się przyjaźnie do dziewczyny.
- O rety! Trochę mnie panie przestraszyła. Szczerze mówiąc, wpadłam tu tylko przez przypadek. Ale skoro już jestem... Co pani ma dobrego? - kobieta podała Linie kartę herbat. - O rety! Filia i Xellos byliby wniebowzięci. Oni to dopiero kochają herbatę. Nie wiedziałam nawet, że jest tyle jej gatunków! Eee... Co by mi pani proponowała?
- Ja osobiście najbardziej lubię Earl Grey, choć Darjeeling też nie jest najgorszy... Proponuję małego Earl Grey. Wiesz co panienko? Podobasz mi się. Zapraszam na herbatkę na koszt firmy. Jak się nazywasz?
- Lina. Lina Inverse.
- Ciekawe imię. Ja jestem Frances Abott. Słuchaj, wyglądasz mi na trochę zagubioną. Czy coś się stało? - Normalnie Lina wolałaby nie mówić o sobie obcym, ale ta kobieta wydawała się chodzącą życzliwością. Poza tym intuicyjnie czarodziejka wyczuwała, że Frances może jej pomóc.
- Zgubiłam się. W dodatku wydaje mi się, że ktoś mnie śledzi. Jestem cudzoziemką i totalnie nie znam się na tutejszej kulturze, walucie i innych ważnych drobiazgów. No i nie mam pojęcia jak wrócić do domu. To tak w maksymalnym skrócie.
- Aha... Czy nie mogłabym ci jakoś pomóc? Wiem, że to możesz mi nie ufać, ale naprawdę chcę ci pomóc...
- Ufam pani. - Lina wpadła jej w słowo. - Nazwijmy to intuicją, ale wydaje mi się pani dobrą kobietą.
- Mów mi po imieniu, dobrze? Cieszę się. Nie potrzebujesz aby pracy? Właśnie szukałam pomocnika.
- Szczerze mówiąc, chętnie. Mam trochę pieniędzy, ale nie wiem na ile to wystarczy. Ale tak naprawdę najbardziej potrzebny mi dach nad głową... Tamten hotel był trochę dziwny...
- Rozumiem. Słuchaj, Lina. Proponuję coś takiego. Ja załatwiam ci wikt i opierunek plus wypłata. Drobna, bo drobna, ale zawsze. Ty natomiast bierzesz posadę mojej pomocnicy, dopóki nie wymyślimy, jak cię wysłać do domu. Okej? - Lina nie zastanawiała się długo.
- It's a deal.
Frances była bardzo sympatyczną osobą. W jej jasnych oczach cały czas lśniły radosne iskierki, a uśmiech nie schodził z jej twarzy. Z dużą wyrozumiałością podchodziła do pomyłek Liny i cały czas próbowała wyciągnąć od dziewczyny szczegóły jej problemów. Czarodziejka milczała jak zaklęta, ale rozważała możliwość wyjawienia swej pracodawczyni całej prawdy. Zdążyła zaobserwować, że większość społeczeństwa odnosiła się do magii dość sceptycznie. Wiele rzeczy, które ona uznałaby za czary, ci ludzie nazywali techniką. Po kilku dniach Lina podjęła decyzję. Praca w herbaciarni była całkiem przyjemna, ale taki niespokojny duch jak Lina nie mógł zbyt długo czegoś takiego znieść. Marzyła o powrocie do domu. Poprosiła Frances o chwilę rozmowy na osobności. Kobieta patrzyła z zaciekawieniem na dziewczynę. Ona zaś szykowała się do krótkiej demonstracji.
- Frances... To co zobaczysz i usłyszysz, nie powinno wyjść poza ten pokój. Z pewnością zauważyłaś, że nie zawsze radzę sobie ze wszystkim. Powód jest dość prosty. Tam skąd pochodzę nikt nie wie, co to znaczy "elektryczność", czy "samochód". Za to na porządku dziennym jest "magia", "miecz", "demon" i tak dalej. Nie jestem z tego "świata". Jeśli rozumiesz o co mi chodzi...
- Tak... Czytałam sporo książek o innych światach, takich jak mówisz. U nas to się nazywa "fantastyka". - Lina zauważyła nutkę ironii w głosie Frances.
- Nie wierzysz mi, prawda? Jeśli chcesz, mogę pokazać ci jakieś zaklęcie. Jestem czarodziejką i specjalizuję się w czarnej magii, to znaczy służącej do walki. Uzdrowienia mi nie wychodzą, więc proszę mnie o takie rzeczy nie prosić. Ale Lightning chyba wystarczy?
To powiedziawszy Lina zebrała niewielką ilość mocy i wyskandowała zaklęcie. Ułamek sekundy później w jej dłoniach pojawiła się kula światła. Po chwili zawisła nad sufitem oświetlając pokój. Frances zaniemówiła. W końcu odezwała się.
- Czy to sztuczka? Jesteś iluzjonistką?
- Nie, Frances. To było prościutkie zaklęcie. Ale znam wiele naprawdę potężnych. Dragon Slave może zmieść średniej wielkości miasto z powierzchni ziemi. Fireball to, jak sama nazwa wskazuje, najprawdziwsza ognista kula. Moja przyjaciółka Amelia potrafi uzdrawiać i rzucać zaklęcie La - Tilt, które może zgładzić demona, a mój kochany Gourry posiadał niegdyś Miecz Światła, który tworzył się pod wpływem siły psychicznej. Zelgadis natomiast jest chimerą - po części demonem, po części człowiekiem, a po części kamiennym golemem. Czy mam jeszcze jakoś to udowadniać? Wolałabym nie używać bardziej efektownych zaklęć... A jeśli naprawdę muszę to raczej gdzieś na dworze. To ładny pokój, nie chcę go zniszczyć. No chyba, że lewitacja... Proszę, uwierz mi Frances.
- Cóż mam powiedzieć. Ty zaufałaś mi, więc czemu ja miałabym ci nie zaufać. Wprawdzie to, co mówisz, brzmi jak powieść fantastyczna, ale wydaję mi się, że mówisz prawdę. Opowiedz mi wszystko od początku, dobrze?
Lina mówiła długo. Opowiedziała Frances o Mazoku i Złotych Smokach. O Cedriku i o tym, czego szukał. O Amelii, Zelu, Gourrym, Filii i Xellosie. O Tarczy Ognia i o tym jak Lina znalazła się w New York. Frances miała szeroko otwarte oczy. Ale wierzyła. Wierzyła, bo widziała to wszystko na twarzy czarodziejki. Gdy ta mówiła o Cedriku, na jej twarzy widać było straszną nienawiść i gniew; gdy mówiła o Amelii i o tym co Flame jej zrobił, w jej oczach pojawiały się łzy. Jej słowa nasycone były emocjami nie do zagrania. Frances wierzyła Linie. Gdy opowieść dobiegła do końca, kobieta wstała i wypowiedziała słowa, które napełniły czarodziejkę nadzieją.
- No to przynajmniej teraz wiem, na czym stoimy. A to dobry początek sukcesu. Naprawdę dobry początek ogromnego sukcesu.
Odkąd Frances dowiedziała się całej prawdy o Linie, każdego dnia próbowała wymyślić coś, co mogłoby dziewczynie pomóc. Wprawdzie na magii nie znała się zupełnie, ale chwytała się wielu różnych możliwości. Niektóre wydawały się całkiem sensowne, jednak po wypróbowaniu okazywały się bezużyteczne. Mimo to nawet wtedy, gdy Lina zupełnie traciła nadzieję, Frances potrafiła ją pocieszyć. "Nie zauważasz tego, że odniosłyśmy już wiele sukcesów. Wyeliminowałyśmy już wiele możliwości, a to oznacza, że w końcu znajdziemy tą jedną właściwą. Jasne, Lina?" Czarodziejka z każdym dniem coraz lepiej czuła się w herbaciarni "Tea Room". Zdążyła już zapomnieć o dziwnym uczuciu, które nawiedziło ją tamtego dnia, gdy spotkała Frances. Ale intuicja Liny rzadko odzywała się bez powodu. Już wkrótce miało się okazać, że obawy czarodziejki nie były bezpodstawne.
CDN!!!
HA! W następnym rozdziale, to dopiero będzie jatka! Bójcie się nędzni śmiertelnicy, wasze jęki tak mnie cieszą... BUAHAHAHAHAHA!!!!!
Mai-chan.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.