Opowiadanie
Stupid Slayers
Stupid Slayers
Autor: | Mai_chan |
---|---|
Korekta: | Irin |
Serie: | Slayers, Czarnoksiężnik z krainy Oz |
Gatunki: | Komedia, Parodia |
Uwagi: | Fusion |
Dodany: | 2005-08-20 23:19:20 |
Aktualizowany: | 2006-06-15 22:15:43 |
STUPID SLAYERS
Czyli czy można się upić zimnym sokiem pomarańczowym?
WSTĘP!
Od dwóch godzin i siedemnastu minut jest sobota. Dzisiejszej nocy postanowiłam nie spać. Prawdopodobnie tak właśnie czują się ćpuni po dawce marihuany (choć nie powinnam się wypowiadać, bo nic nie biorę). Po prostu sen przestaje istnieć. Dzisiejszej nocy postanowiłam nie spać, a że mam wenę, to... Ostrzegam, że nie mam żadnego planu, po prostu zamierzam pozwolić swoim myślom błądzić swobodnie...
Treść bardziej lub mniej właściwa
- NIE!!
- TAK!!
- NIE!!
- TAK!!
- NIE!!
- A tak w ogóle, to czemu nie? - spytała inteligentnie Lina przerywając rozwścieczonej Amie.
- Bo ziemia jest płaska. (mój ulubiony argument)
- Ama, ja też uczyłam się astronomii i wiem jak wygląda świat. Ale nie zmienia to faktu, że jak najbardziej TAK!!
- Lina...- Zamknij się Gourry.
- Amelia...
- Zamilknij Zelgadisie.
- O co wy się właściwie kłócicie?
- Wiesz Gourry, to dość drażliwa kwestia... Ama... No... Ona nie chcę zjeść moich pierożków!!
- To się nazywa instynkt samozachowawczy!
- No to tu cię rozumiem Amelio. - odparł Gorry. - Jeśli chodzi o gotowanie, to Lina jest straszny głąb, a już pierogi... - szermierz pokręcił smutno głową. W oczach czarodziejki pojawiła się istna żądza mordu. Zelgadis i Amelia nie zdążyli uciec. Oczywiście Gourry również.
DRAGON SLAVE!!!!!!
(Sorry, nie chce mi się szukać formuły) Gigantyczny wybuch świadczył o tym, że coś poszło nie tak. Owszem, zaklęcie było naprawdę niszczycielskie i zwykle nieźle ujednolicało krajobraz, ale teraz wszystko wyglądało inaczej. Lina z trudem podniosła się z ziemi. Rozejrzała się dookoła i nigdzie nie zauważyła żadnych śladów zniszczeń. Poza tym, nigdzie nie było jej przyjaciół.
- Eeeej!!! Ekipa!! Kompanija!!! LESZCZE ZAŚMIERDŁE!!!! Gdzie te dupki się podziały?
W istocie nikt nie odpowiadał na jej wołania. Krajobraz również wydawał się zmieniony. Lina myślała... myślała... myślała... W międzyczasie opiszę jak wyglądał ten cały krajobraz. No więc (nie zaczyna się zdania od no więc...) było tam mnóstwo najróżniejszych i najdziwaczniejszych roślin, jakich Lina nigdy nie widziała. Wszystko wydawało się jakieś pokręcone, kolorowe, ogólnie słodko-wymiotne. Jedynym w miarę sensownym elementem była droga. Długa. Prosta. Z bruku. Żółtego. Z niebieskimi kropkami. Lina przez dłuższą chwilę zastanawiała się, co może znaleźć na końcu żółtej drogi w niebieskie kropki, aż tu nagle...
Przerwa na łyk zimnego soku pomarańczowego (mój alkohol i narkotyk)
Aaach... Więc na czym to ja stanęłam? Ach, już wiem. Aż tu nagle pojawiła się przed Liną złotowłosa kobieta ubrana w białą szatę i wyglądająca dziwnie znajomo...
- Filia? Co ty tu robisz, stara?
- Cśś... Nie jestem Filia. Jestem dobra czarownica z południa.
- Oro? (dla niekumatych - wyraz najwyższego zdumienia)
- Chciałam ci podziękować, że przypadkiem załatwiłaś złego wiedźma ze wschodu.
- Chyba złą wiedźmę?
- No chyba wyraźnie mówię, że złego wiedźma!!! Swoim zaklęciem dupka załatwiłaś. Chcesz zobaczyć jego cielsko?
- W sumie czemu nie... Nigdy nie widziałam wiedźma...
Odeszły kilka kroków i dobra czarownica z południa (Filia? Nie Lina, to nie Filia!) pokazała czarodziejce ciało...
- BUAHAHAHAHAHAHHAHA!!!!!! (Uwielbiam to pisać) Przecież to ten dupek Rezo!!! Chcesz powiedzieć, że go załatwiłam?
- No tak. Tylko, że on nie nazywa się Rezo, tylko zły wiedźm ze wschodu.
- Jasne... Lepiej powiedz, droga pani czarownico - Filio, dlaczego ja się tu w ogóle znalazłam? I skąd tutaj ten dupek Rezo!!
- Wygląda na to, że błędnie wypowiedziałaś zaklęcie... i cię przeniosło tutaj, a ty przypadkiem załatwiłaś wiedźma...
- Ja? Błędnie wypowiedziałam zaklęcie!!! Przecież to absurd! Jestem mistrzynią czarnej magii!! Nigdy nie popełniam błędów!!
- Powiedziałaś Dragon SlAjw, a powinnaś powiedzieć Dragon SlEjw...
- Jak to?! Ależ to niemożliwe!! I jak ja teraz wrócę do domu? Do moich kochanych knajpek!! Do Gourrego, do moich kochanych knajpek, do tych cholernych Mazoku, do moich kochanych knajpek, nawet do ciebie ty porąbana smoczyco!!
- Ekhm... Chciałam ci coś dać w zamian za pozbycie się wiedźma... Ale chyba nie jesteś zainteresowana...
- Ja? JA NIE JESTEM?! Co pani oferuję?
- Ekhm... No cóż... Mam dla ciebie rubinowe kapcie!!
ŁUP! - Lina zaliczyła glebę.
- Na co mi jakieś czerwone bambosze?!
- Bo one są magiczne!! Zrobione zostały ze skóry największego szulera w naszym świecie! Zanim ubiliśmy skubańca zdołał doprowadzić do bankructwa wielu znanych i poważanych manczkinów...
- Co to jest manczkin?
- Człowiek, Lina, człowiek... A wracając do kapci, to są one zrobione ze skóry tego dupka Shabranigdo!! (Czujecie klimat? bambosze z rubinookiego Lorda...) I mają moc magiczną! Wprawdzie jeszcze nie wykryłam, jaką moc, ale kto wie...
- A wiesz może jak sprowadzić mnie do domu?
- Cholera wie... Spytaj czarnoksiężnika Osia. Wprawdzie to trochę świr, ale wiesz jak to jest u rządzących.
- Wiem! - Lina spojrzała na czarownicę - Filię tak, jakby sama była jedną z "rządzących". - A gdzie znajdę tego świra?
- Na końcu żółtej drogi w niebieskie kropki.
Kto się jeszcze nie skapnął, że parioduję "Czarnoksiężnika z krainy Oz" ????
Łyk soczku i piszemy dalej.
Lina szła dziarsko żółtą drogą w niebieskie kropki. Pogoda była śliczna, widoczek piękny, ogólnie sielanka. W pewnym momencie uwagę Liny zwrócił strach na wróble. Po pierwsze: strach był bardzo podobny do Gourrego, wiecie słomiane długie włosy, duży, barczysty, z głupim wyrazem na twarzy... Po drugie: Wydawało się, że strach MRUGNĄŁ do Liny. Po chwili zrobił to ponownie. W końcu Lina się wkurzyła i wyciągnęła miecz.
- O co ci chodzi durny strachu!!! Dlaczego do mnie mrugasz! Przeszkadzasz mi iść żółtą drogę w niebieskie kropki!!
- Sorry, sorry... Widzisz, nie wiedziałem, że ci przeszkadzam... Bo widzisz, ja nie mam mózgu i dlatego nie mogę myśleć...
- To wszystko wyjaśnia...
- Chciałbym mieć mózg...
- A ja chciałabym mieć Miecz Światła, ale ten idiota Gourry oddał go tamtemu gostkowi ze świata Dark Stara (sorry, ale za cholerę nie mogę sobie przypomnieć jak się toto zwało...).
- No... Ale ty mogłabyś mi pomóc...
- Niby jak?
- No... Idziesz do czarnoksiężnika Osia, prawda?
- Niby tak.
- Zabierz mnie ze sobą!
Zgodziła się. Nie wiadomo dlaczego. Ale tego wymaga opowieść.
- Nazywam się Lina Inverse.
- Mów mi Strach.
Jezu, wpół do czwartej...
Sok się skończył... Poczłapałabym do kuchni... Ale mi się nie chcę.
Szli i szli... i szli... i szli... i szli... i szli... i szli...
- KURNA!!!
Lina? Co ty tu robisz?
- Chcę przestać iść!! Nogi mnie bolą i jestem głodna!!!
Ekhm... Z przyczyn technicznych (groźba Dragon Slave'a) skrócimy drogę naszych bohaterów. Doszli do zalesionej polanki. Przy jednym z pni stał dziwny stwór, ni to człowiek, ni to potwór... Wyglądał jak kamienny człowiek z drutami zamiast włosów. Stał z mieczem w dłoni i myślał.
- Ej! Kamienny! Co ty tu robisz? Wyglądasz jak mój znajomy, nazywa się Zelgadis!!
- A ja nazywam się Kamienny i nie mam serca.
- Dlaczego?
- Kiedyś byłem wspaniałym szermierzem, a teraz... Zakochałem się w pewnej cudnej istotce, ale nie spodobało się to złemu wiedźmowi ze wschodu i zaczarował mnie tak, że za każdym razem gdy zamierzałem sie mieczem, ucinałem sobie kawałek ciała. Znajomy kamieniarz wkładał mi za każdym razem protezę, ale zapomniał o sercu... Potem uporządkował mnie nieco bardziej, ale nadal nie miałem serca! A ja utraciłem przez to miłość do mojej lwicy... Chlip, chlip...
- Ej spoko, Kamienny, nie bój żaby!! Coś wymyślimy. Chodź z nami do czarnoksiężnika Osia.
- Dobra!
Wędrowali razem żółtą drogą w niebieskie kropki, gdy nagle...
- NIE POZWOLĘ ABY ZWYKLI LUDZIE NIE MOGLI SWOBODNIE CHODZIĆ ŻÓŁTĄ DROGĄ W NIEBIESKIE KROPKI!!! SPRAWIEDLIWOŚCI MUSI STAĆ SIĘ ZA DOŚĆ...
Głos nawijał jeszcze w tym stylu przez jakiś kwadrans. W końcu Lina wściekła się i zaczęła wrzeszczeć.
- EEEJ!!! Dupku, pojawisz się?! Czy będziesz cały czas nawijał w podobnych bzdurach?
Z drzewa zeskoczyło małe dziwne coś. W powietrzu wykonało coś, co miało być saltem, ale trochę (czyt. okropnie, strasznie, koszmarnie...) nieudanym. Na żółtym bruku leżała obolała istota wyglądająca dość dziwnie. Przypominało nieco Amelię, ale miało ciemną karnację i futerko tu i ówdzie. Zdziwiony Strach spojrzał na futrzastą Amę z bezbrzeżnym zdziwieniem i powiedział:
- To jest dziwne...
- Ej koleś, nie podskakuj! - stwierdziła futrzasta Ama.
- W pewnym sensie przypomina Amelię... Te teksty o sprawiedliwości... Kim jesteś futrzasta? - spytała Lina.
- Jestem Lwica.
- Jaaasne... Kamienny, a ty co o tym sądzisz?
- Moja... moja... moja... - Kamienny jąkał się i wyraźnie był oczarowany.
- KAMIENNY!!! - wykrzyknęła Lwica i rzuciła się facetowi na szyję. Lina z zainteresowaniem patrzyła na parę i zastanawiała się intensywnie o co tu do cholery chodzi? W końcu Lwica odkleiła się od Kamiennego i spojrzała na Linę.
- Gdzie idziecie?
- Do Osia.
- Idę z wami.
- A po kiego?
- Bo chcę walczyć ze złem i występkiem i szerzyć sprawiedliwość wszędzie gdzie tylko zajdę. Tylko mi to nie wychodzi.
- Amelia... Bez wątpienia jakaś krewna...
- Co?
- Nie nic... Nic... Kamienny, czemu stoisz jak słup soli?
- Moja... Moja... Moja...
Kamienny ciągle stał jak zaklęty wpatrując się w Lwicę. Lina zmierzyła go wzrokiem i stwierdziła, że to właśnie o tej "istotce" mówił, gdy go poznała.
- No cóż... Z zakochanymi będzie problem. Ale co tam. IDZIEMY!!! PROWADŹ NAS ŻÓŁTA DROGO W NIEBIESKIE KROPKI!!
W tak zwanym międzyczasie wymiękłam i zasnęłam. Ale pomysł jest niezły, więc będę go kontynuować. Nadal pozwalam swoim myślom błądzić swobodnie. Jest cool!
Oj, dużo czasu minęło odkąd zaczęłam to pisać... Jest 21:21 a mnie nie chce się uczyć fizyki, a nie mam pomysłu co zrobić w moim drugim fiku, dlatego piszę dalej właśnie to. Dobra! Prowadź mnie żółta drogo w niebieskie kropki!
Szli sobie żółtą drogą w niebieskie kropki. Nagle zdarzyła się tragedia! Kamienny, jak to Kamienny, nie patrzył pod nogi i przez przypadek rozdeptał żuczka! I zaczął się koszmar. Kamienny rozpłakał się.
- To straszne!!! TO STRASZNE!!!! Co ja zrobiłem!! To okropne!! Biedny żuczek... Biedny... Czy... czy ja go zabiłem? Nie! Reanimujmy go! Lina, umiesz robić masaż serca?
- Nie umiem. Poza tym nie ma co ratować. Rozplaskałeś go na amen.
W istocie, na żółtym bruku w niebieskie kropki widniała malownicza czerwono-brązowa plama. W oczach Kamiennego pojawiły się łzy.
- BUEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!
- I kto tu nie ma serca? Może ja?
- Kamienny, nie płacz... - pocieszała go Lwica. - To przypadek. Nic się nie stało. Nie martw się... No nie płacz już... NIE PŁACZ JEŁOPIE!!!
- Chlip. Przepraszam. Już nie płaczę, kochanie. Ale od dzisiaj będę lepszy! Będę bardzo, bardzo, bardzo uważał, żeby nikomu nic nie zrobić, bo w końcu nie mam serca, a skoro nie mam serca, to nie powinno mnie to ruszać, a że mnie to rusza, mimo że nie mam serca, to i tak będę się bardzo starał, żeby nikomu nic nie zrobić.
- Zgubiłem się gdzieś na początku tej wypowiedzi... - stwierdził Strach. Ale nie tylko on się zgubił. Wszyscy się trochę pogubili, pewnie nawet sam Kamienny nie rozumiał, o czym mówi. Ruszyli dalej.
- LALALALALALALALALALALALALA!!!! ACH JAK CUDOWNIE JEST SZERZYĆ SPRAWIEDLIWOŚĆ!!!!!!!
- Zamknij się Lwica.
- Bo co? Bo co? Bo co?
- Bo pstro! Bo dostaniesz w zęby.
Lwica uśmiechnęła się szeroko, prezentując śnieżnobiałe, ostre jak brzytwa kły.
- O tych mówisz?
- Eee... No niby tak... A zresztą! Masz nie śpiewać!
- Będę.
- Nie będziesz.
- TAK!!
- NIE!
- TAK!!
- NIE!!
- TAK!!!
- NIE!!!
- TAAAAAAAAAAAAAAK!!!!!!!!!!
- No dobrze. Jak chcesz. - stwierdziła Lina ździebko zbita z tropu strasznym rykiem Lwicy. Pomyślała sobie, że gdyby Lwica zastosowałaby takie metody w szerzeniu sprawiedliwości, z pewnością ludzie by jej wysłuchali.
Szli i szli. (Tym razem szli krótko) Dotarli do miejsca, gdzie drogę przegradzało im urwisko. Lina zamyśliła się.
- Hm... Za daleko, żeby przeskoczyć... Za głęboko żeby zejść... A Nie zdołam wszystkich przenieść Lewitacją... Zwłaszcza Kamiennego... Hm... Hm... Hm...
- A ja mam pomysł!!! - krzyknął uradowany Strach.
- Tak? A jaki proszę pana szanownego?
- Widzisz to drzewo?
- Niom.
- Kamienny je zetnie tak, żeby opadło nad urwiskiem i oparło się czubkiem o drugi skraj. I będziemy mogli przejść.
- Strach! Jesteś genialny!!! Kamienny, do roboty.
Kamiennemu nie trzeba było dwa razy powtarzać. Chwycił miecz i zaczął ciąć. Widać było, że wkładał w to całe serce, którego nie miał. Chwilę później drzewo się przewróciło.
- JEEEEJ!!!! - radość drużyny była wręcz nieopisana. Już mieli wchodzić na ten dość chybotliwy most, gdy nagle...
W tym miejscu pozwolę sobie przerwać, bo czas najwyższy się do tej fizyki zabrać. W końcu jutro fizyczka wystawia oceny na semestr. Brr... Już się boję. Uprzejmie proszę o trzymanie za mnie kciuków. ^_^
Zdałam fizykę. Dostałam czwórkę. Z tej okazji piszę dalej.
Kontynuujmy. Gdy nagle pojawiły się jakieś straszne istoty! Miały korpusy niedźwiedzi i głowy tygrysów. Było ich całe stado. Strach zaczął wrzeszczeć.
- To są Kolidy!!! One są straszne!!! One rozszarpują manczkina na kawałki, a co dopiero takiego Stracha jak ja!! One się boją hałasu!
Lwica pojęła chaotyczną wypowiedź Stracha. Wskoczyła na jakieś drzewo i zaczęła swój zwykły wywód.
- NIE POZWOLĘ, ABY JAKIEŚ PRZEKLĘTE KOLIDY PRZESZKADZAŁY NAM IŚĆ ŻÓŁTĄ DROGĄ W NIEBIESKIE KROPKI!!!! SPRAWIEDLIWOŚĆ I PORZĄDEK...
Bla bla bla... Lwica nawijała tak jeszcze przez jakiś czas. Zdezorientowane kolidy przystanęły na chwilę. Lina rzuciła w Lwicę kamieniem.
- AŁA!!! Czego?!! Kto śmie mi przerywać?!!! KTO ŚMIEEEEEEEEEEE!!!!!!!!
Ryk Lwicy tak przeraził Kolidy, że te błyskawicznie uciekły.
- No. Wiedziałam, że to się uda. ^_^ - stwierdziła zadowolona czarodziejka. Lwica przez chwilę się wściekała, jednak gdy zrozumiała, że to dzięki jej rykowi kolidy uciekły, od razu się rozpromieniła.
- Naprawdę? Naprawdę ja? JESTEM WSPANIAŁA!!!!
- No... Powiedzmy...
- JESTEM WSPANIAŁA, CUDOWNA, NIEPOWTARZALNA, BOSKA... Ej!! Gdzie wy idziecie?! POCZEKAJCIE NA MNIEEEEEEEE!!!!!!!!!!
Szli i szli. Długo szli. (Nie będę opisywać, bo Lina by mnie zabiła) BARDZO długo szli. I oto... Któregoś pięknego dnia... DOTARLI!!! Żółta droga w niebieskie kropki doprowadziła ich do cudownego, fiołkowego miasta. Lina oczywiście skomentowała.
- Fiołkowy? Totalne bezguście. Przecież to obrzydliwe. Bla bla bla...
Gdy Kamienny zapukał do wrót miasta, otworzył im jakiś dziwny facecik ubrany na fiołkowo.
- Zanim wejdziecie, musicie założyć te oto fiołkowe okulary.
- A po kiego?
- Nikt nie może przebywać na terenie miasta bez tych okularów. Gdyby ktoś nie założył ich, blask miasta oślepiłby go. Macie. Cztery pary?
Nasi bohaterowie wkroczyli dziarsko do fiołkowego miasta. Fiołkowość całego miasta poraziła ich. Nigdy nie sądzili, że w jednym miejscu może być tak fiołkowato. Fiołkowy facecik odprowadził ich do cudownego fiołkowego zamku.
- Tam jest czarnoksiężnik Oś. Wejdźcie.
Weszli do fiołkowego zamku. Usłyszeli jakiś męski głos.
- Wejdźcie. Nie bójcie się. Czekam na was.
Szli przez chwilę fiołkowym korytarzem. W końcu dotarli do obszernej fiołkowej sali. Każdy z podróżników widział co innego. Strach widział ogromną kulę ognia (dla niekumatych - Fireball), Lwica ujrzała barczystego, czarnowłosego mężczyznę z wąsami i o fizjonomi gnoma (Philionel ^_^), Kamienny zobaczył nożyce do cięcia drutu, natomiast Lina...
- L... Luna... MOJA SIOSTRA!!! AAAAAAAA!!!!!!
- Zamknij się głupia kobieto!! Czego chcesz, się pytam?!
- J... Ja... Chciałabym wrócić do domu...
- A ja chcę serce!
- A ja chcę mózg!
- A ja chcę zwalczać zło i występek i szerzyć sprawiedliwość gdziekolwiek tylko zajdę!
- ... -_- No dobra... Ale musicie mi oddać przysługę!!
- Psiakrew. O co chodzi?
- Musicie zabić złego wiedźma z zachodu - brata złego wiedźma ze wschodu!
- OK! To idziemy!
Nasi bohaterowie wyszli z fiołkowego miasta. Znowu byli na żółtej drodze w niebieskie kropki.
- Wiecie, ta droga cały czas wydaję mi się fiołkowa...
- Nie zdjąłeś okularów durny Strachu.
- O! Już jest okej.
Szli sobie dziarsko żółtą drogą w niebieskie kropki. Szli na zachód! Nagle... spotkali małpiego króla Son Goku! Nie no, przecież żartuję. Tak naprawdę, to po prostu zauważyli wielką, wielką wieżę. Wieża była straszna, przerażająca, czarna i w ogóle okropna! Dreszcz przeszedł Linie po plecach. Z całego tego miejsca emanowało nieokreślone zło. Każdy je wyczuwał. Zło tego miejsca paraliżowało, dusiło, przygniatało, sprawiało, że serce szybciej biło. Nawet Kamienny, który ponoć serca nie miał, czuł niesamowity strach. Lina zrozumiała, dlaczego czarnoksiężnik Oś chciał zabić złego wiedźma z zachodu. Czarodziejka nigdy jeszcze nie czuła tak wyraźnego, wręcz namacalnego zła. Właściciel wieży musiał być naprawdę czystym złem. Lina z trudem przełknęła ślinę i podeszła do wrót wieży. Te skrzypiąc otworzyły się przed nią. Dreszcz przeszedł jej po plecach. Weszła, a za nią weszli jej przyjaciele. Lina skradała się cicho, gdy nagle tuż za sobą usłyszała straszny pisk.
- AAAAAAAAAA!!!!!!! Tu są szczury!!! - krzyczała Lwica stojąc na jakiejś dziwnej rzeźbie.
- Zamknij się głupia!! - krzyknął Strach. - Bo nas zły wiedźm usłyszy!! Poza tym jesteś Lwicą! Z rodziny kotowatych! Koty POLUJĄ na myszy i szczury! A TY jesteś KOTEM, tylko wyrośniętym!! ROZUMIESZ?!
- Tak... - pisnęła cichutko Lwica.
- A tak swoją drogą, to dziwne, że ten cały wiedźm się jeszcze nie pojawił. W końcu nieźle tu hałasujemy. - stwierdziła inteligentnie Lina. Nagle usłyszeli donośny głos... małego chłopca.
Siedzę sobie w domku na Słowacji i zastanawiam się co dalej, a w tle leci sobie muzyczka z Magic Knight Rayearth. Wszystko mnie boli. Dochodzę do wniosku, że narty to sport dla masochistów. Rodzice pojechali na zakupy do jakiejś zapadłej wsi, a ja mam kupę czasu dla siebie, dlatego piszę. Nie ma to jak ferie... Zaraz... Gdzie jest mój soczek? GDZIE JEST MÓJ SOCZEK?!! A tutaj. ^_^ Siorb. Kontynuujmy.
- Kto ośmielił się zakłócać moją samotnię!! Jestem wielkim złym wiedźmem z zachodu i nikt nie jest w stanie mi się sprzeciwić!!! Uciekajcie stąd głupcy, pókim dobry!
Na szczycie wysokich schodów stał mały, słodki chłopiec. Jednak Lina od razu poznała jego twarz. Z nienawiścią wyszeptała jego imię.
- Fibritzo...
- Co ty tam szepczesz mała? O! Ty... Ty masz rubinowe kapcie!!
- Ano mam.
- Daj mi je, a daruję ci życie.
- Odwal się! To moje!
- Właśnie! - krzyknęła Lwica. - To jej! I NAWET TOBIE NIE WOLNO ZABIERAĆ UCZCIWIE ZDOBYTYCH DÓBR MATERIALNYCH NIEWINNYM LUDZIOM! SPRAWIEDLIWOŚĆ, PRAWOŚĆ...
- Lwica, pragnę zaznaczyć, że dostałam je w podziecę za zabicie wiedźma. Za MORDERSTWO!!
Lwicę zatkało. Przez chwilę milczała. Dopiero po kilku dobrych minutach wydukała:
- A... Ale... To był... ZŁY wiedźm... prawda?
- No niby tak...
- Lina! Jak ty tak możesz?! - Wtrącił Kamienny. - Ona tu z dobrych chęci, a ty ją tak zrzucasz na ziemię... - W istocie, Lwica spadła z rzeźby, na której dotychczas stała. - Lina, TY NIE MASZ SERCA!!!
- Mam.
- Nie masz.
- MAM!
- NIE MASZ!!
- ZAMKNIJCIE SIĘ!!!!!!! - krzyk złego wiedźma skutecznie ich uciszył. Przerażeni spojrzeli na niego.
- Jak... śmiecie... ignorować... złego... wiedźma... z... zachodu!!!
- Ee... znaczy się... - dukał Kamienny.
- JAK ŚMIECIE!!!! TO JEST STRASZNE!!! PRZECIEŻ JESTEM WSPANIAŁY, POTĘŻNY, ZEPSUTY DO SZPIKU KOŚCI, NIKT NIE JEST TAK ZŁY JAK JA...
- E tam. - skwitowała to Lina. - Wcale nie jesteś taki straszny.
- CO?!!!- krzyknęli rówcocześnie wszyscy obecni.
- Normalnie. W końcu cię załatwiliśmy w moim świecie, no nie? No dobrze, wtedy to była Złota Pani Koszmarów, ale nie zmienia to faktu, że można cię zniszczyć. Poza tym nie masz mocy prawdziwego Fibritzo, nie możesz nas zabić rozwalając jakieś cholerne kuleczki, w ogóle nie wyglądasz na kogoś, kto chciałby nas zabić, a skoro JA zabiłam Shabranigdo, to dlaczego by i nie ciebie, co? Co powiesz na Laguna Blade?
- NIE!!! NIE!!!!! TY nie możesz! Ty nie możesz się mnie nie bać!!!
- Nie boję się ciebie. I tyle. Już mnie nie ruszasz. Poza tym na tym świecie istnieje tylko jedna istota, której się boję. I nie jesteś nią ty, tylko... - na twarzy Liny pojawił się słaby grymas, jakby samo wypowiedzenie imienia kogoś tak strasznego mogło sprowadzić nieszczęście - ...moja starsza siostra Luna...
- TO JEST STRASZNE!!!!! Jeśli znajdzie się ktokolwiek, kto się nie będzie mnie bał to ja... - zły wiedź mówił już coraz ciszej. Wydawał się rozpływać w powietrzu. - Jeśli znajdzie się taki ktoś, to ja UMRĘ!!!
- A JA SIĘ CIEBIE NIE BOJĘ!!!! - krzykneła uradowana Lina.
- I ja też! - krzyknął Strach.
- I ja! - dodał Kamienny. Lwica nic nie powiedziała, za to ryknęła głośno. Nigdy dotąd nie wydała z siebie tak przerażającego ryku. Tynk zaczął odpadać od ścian. Krzyk złego wiedźma powoli cichł, aż w końcu zupełnie ucichł. Złego wiedźma z zachodu już nie było. Umarł.
I co? I co? I co? I co? (Rap misia Fuzzy'ego) Jak się państwu podoba? Proszę teraz czytać uważnie, bo powoli zbliżamy się do końca i do...
.. Fiołkowego miasta! Lina & co. założyli fiołkowe okulary, które dostali od fiołkowego gościa i dotarli do fiołkowego zamku. W fiołkowej komnacie, na końcu fiołkowego korytarza czekał na nich czarnoksiężnik Oś. Lina już przygotowała się na spotkanie z nim. Miała nadzieję, że tym razem nie przybierze postaci jej siostry. Niestety...
- L... Luna... Znaczy się... Zły wiedźm...
- Gadaj, żyje czy nie żyje? - spytał zniecierpliwiony Oś.
- N... Nie... Nie żyje...
- Pięknie! A teraz... Ej! Co ty robisz idioto?! ODEJDŹ STAMTĄD DURNY STRACHU!! - Strach zignorował wypowiedź Osia i zajrzał za fiołkową zasłonę. Przez chwilę milczał, w końcu odsłonił zasłonę i oczom wszystkich ukazał się mężczyzna siedzący przy jakiejś dziwnej maszynerii. Lina od razu go poznała.
- Wiedziałam, że tylko ktoś taki jak ty może wpaść na pomysł fiołkowego miasta. XELLOS TY JEŁOPIE, CO TY TU ROBISZ?!!!
- Ja... Jestem... Wszechpotężny... Oś! O... Odejdźcie.. stąd... - widać było, że zupełnie stracił wiarę w siebie.
- O rety, rety... Dobra, nieważne jak wyglądasz ty podstępny manipulatorze, cholerny zakłamańcu i podły oszuście. Chcę tylko, żebyś zabrał mnie do mojego świata i wypełnił obietnicę.
- Ale... Czy wy nadal nic nie rozumiecie?
- Co niby mamy rozumieć?
- Przecież wy już to macie!
- O czym on chrzani? - spytał zdziwiony Kamienny.
- Właśnie! O czym ty chrzanisz! Masz przestać robić mojemu chłopakowi wodę z mózgu, bo jak nie... - Lwica zaprezentowała ostre pazurki, poczym przejechała sobie palcem po szyi w wielce wymownym geście pod tytułem: "Zabiję cię ^_^" .
- No choćby Kamienny... Cały czas narzeka, jakoby to on nie ma serca, a przecież od razu widać, że podkochuje się w Lwicy, że jest bardzo wrażliwy i w ogóle sentymentalny głupek. A Strach, jak chce, to naprawdę logicznie myśli i potrafi wymyślać naprawdę mądre rzeczy. No a Lwica, jak się postara, to żaden bandzior jej nie podskoczy, bo nie dość, że błyśnie kłem albo pazurem, nie dość, że ryknie tak, że uszy odpadają, to jeszcze poraża seksapilem. I ty niby nie umiesz szerzyć sprawiedliwości? - spytał ironicznie Oś. Lwica się wściekła i chwyciła go za koszulę.
- Nie denerwuj mnie ty %*%$!((^$&)!^*%#&^&$@&%*$_%**!%$**%@$ (censured) bo cię zamorduję!!!
- Lwica!! Jak ty mówisz?!
- Wybacz Lina. Ale niech on mnie ne denerwuje, bo...
- JUŻ BĘDĘ GRZECZNY!!! - krzyknął przerażony Oś.
- I o to chodzi. ^_^ Powiedz mi lepiej, jak mam wrócić do domu? No bo oni mają to co chcieli, a ja?
- Dobra, chodź, mam balon.
Przed balonem Osia.
Kamienny: Jestem spokojny... Jestem spokojny... BUAAAAAA!!!!! LINA NIE ZOSTAWIAJ NAS!!!!!
Lwica: Jeśli coś ci się stanie, to wal jak w dym, już ja się tym dupkiem zajmę.
Strach: Logicznie rzecz ujmując powinno się udać...
Lina pokręciła z politowaniem głową. "Jak dzieci" przemknęło jej przez głowę.
- Nigdy was nie zapomnę. Obiecuję. - to powiedziawszy wsiadła do balonu razem z Osiem. Pomachała przyjaciołom, a balon (fiołkowy -_-) oderwał się od ziemi.
- Te! Oś! Nie trzęś tak tym balonem! Fiołkowy... co za bezguście, facet naprawdę nie masz gustu! Zero dobrego smaku, bla bla bla...
Lina komentowała jeszcze przez jakiś czas nie zwracając uwagi na to, że Oś robi się coraz bardziej wściekły. W końcu nie wytrzymał.
- NIKT NIE BĘDZIE SIĘ ŹLE WYRAŻAŁ O MOIM WSPANIAŁYM BALONIE!!!! - wykrzyknął i... Wypchnął Linę z balonu.
- HEJ! Co ty robisz jełopie!!! Lewitacja! O cholera, nie działa! Ja spadam, spadam, spadam, spadam, RATUNKU!!!!!!!
Lina zacisnęła powieki. Jednak zamiast spodziewanego bólu poczuła, że spadła na coś miękkiego i sprężystego. Gdy otworzyła oczy, okazało się, że to wielka płachta, którą trzymali Kamienny, Strach i Lwica.
- No i co stara? - uśmiechnęła się Lwica. - już wróciłaś?
- Ale z tego Osia drań. - Stwierdził Kamienny.
- Wy... Uratowaliście mi życie...
- Ano tak. To był pomysł Stracha z tą płachtą. Niezły co nie?
- No... Strachu jesteś genialny!
- Nie no, bez przesady... - powiedział cichutko Strach rumieniąc się ślicznie.
- A Kamienny skołował płachtę. ^_^
- Nie mogłem pozwolić, żebyś zginęła! W końcu jesteśmy... - Lwica zmierzyła go spojrzeniem, które zabija. - PRZYJACIÓŁMI!! Lwica, przecież wiesz, że kocham tylko ciebie, nie patrz tak na mnie, bo mnie serce boli.
- A tak swoją drogą, to powinniśmy ukarać tego Osia. Jeszcze widać tej jego cholerny balon. - stwierdziła Lwica. Po czym wskoczyła na drzewo i ryknęła. I to było coś. Było to tak przerażające ryknięcie, że przebijało absolutnie wszystkie dotychczasowe ryknięcia. To było ryknięcie, które ma wszystkie inne ryknięcia pod sobą. Oś musiał je słyszeć. I słyszał. Zrobiło na nim tak niesamowite wrażenie, że aż wpadł na jakąś górę i rozwalił swój balon.
- I sprawiedliwości stało się za dość!! - krzyknęła Lwica po czym zeskoczyła z drzewa, robiąc przy tym efektowne salto. Z radością przyjęła gromkie oklaski całej ekipy.
- Wszystko pięknie, ale jak ja teraz wrócę? - pytanie Liny spowodowało głęboką ciszę. Tak, to był problem (ale nie dla waszej boskiej authorki!! Spoko wodza, już ja coś wymyślę). Nagle usłyszeli kobiecy głos.
- Ale z ciebie idiotka, Lina!
Przed nimi pojawiła się dobra czarownica z południa (Ta, która wyglądała jak Filia).
- Niby czemu jestem idiotką, co? - wściekła się czarodziejka.
- Trzeba było nie psioczyć na balon Osia, on jest strasznie drażliwy w tych kwestiach!! A teraz muszę wołać moją siostrę, żeby ci jakoś pomogła! SIOOOOOOOOOSTRAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!
- Na Cephieda, skąd ona bierze te decybele??!!!
Lina nie doczekała się odpowiedzi na swoje pytanie. Głuchą ciszę powstałą po krzyku czarownicy wypełnił powalający na kolana... śmiech.
- OHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHO!!!!!
- Mam złe przecucia... - szepnęła Lina. Przed zdumioną ekipą pojawiła się czarnowłosa kobieta w skąpym bikini. Lina się załamała. - Naaga... Naaga the Serpent...
- OHOHOHOHO!!! Ktoś mnie wzywał?! O! Siostra! Czego chcesz?
- Posłuchaj mnie. Ta tutaj chce wrócić do swojego świata. Musisz jej pomóc.
- Bo co?
- Bo jesteś dobrą czarownicą z północy, a ta mała zabiła obydwu złych wiedźmów. Jarzysz, sis?
- Jarzę słoneczko. ^_^
- W ogóle to w co ty się znowu ubierasz, co by na to mama powiedziała?!
- Nie wiem czy wiesz, ale pożyczyłam TO od niej. OHOHOHOHOHOHO!!!!!
- I NIE ŚMIEJ SIĘ TAK!!!!
- Przepraszam, że przeszkadzam... - wtrąciła nieśmiało Lina.
- CZEGO?!!! - wrzasnęła czarownica z południa (Filia).
- No bo ja jednak chciałabym wrócić do domu...
- SIOSTRA! MASZ JEJ POMÓC!!
- Dobra, dobra... - powiedziała lekko znudzona czarownica z północy poprawiając ramiączko od bikini. - Daj mi rubinowe kapcie.
- Ale to moje!
- Ale mi je daj, bo nie wrócisz do domu.
- Trzymaj.
Czarownica z północy trzymała kapcie w dłoniach. Uśmiechnęła się do Liny i trzepnęła ją nimi po głowie.
- CIOOOOOS KAPCIEM!!!!!!!!
PLASK!
I Lina zniknęła.
- OHOHOHOHOHOHOHOHOHOHO!!!!!! Jestem genialna!!!
- Ja się do niej nie przyznaję... - powiedziała czarownica z południa.
- A tak swoją drogą, to trzeba pozbierać tatuśka.
- No... Ale z jednym się z Liną zgadzam.
- Z czym?
- Tata ma fatalny gust.
- OHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOOHOHOOOHOHOHOHOOOHOHOHHHO!!!!!!!!!!!
I obie czarownice poleciały w stronę góry, na której rozbił się czarnoksiężnik Oś.
I zbliżamy się do szczęśliwego końca...
Lina leżała nieprzytomna na trawie. Gdy się ocknęła, pierwszą rzeczą, którą ujrzała była błękitna twarz mężczyzny z drutami zamiast włosów.
- Kamienny...?
- EJ! Ocknęła się! Amelia, Gourry, chodźcie!
Lina z trudem się podniosła. Rozejrzała się dookoła. Jednak nie zdążyła zauważyć nic ciekawego, bo z nóg zwaliła ją Amelia, która rzuciła jej się na szyję.
- Lina! Ty żyjesz!
- A dlaczego miałabym nie żyć?
- Bo zniknęłaś na dwa tygodnie nie wiadomo gdzie.
- Aha. Nigdy nie uwierzycie, gdzie byłam.
- No, wypróbuj nas.
I zaczęła opowiadać. O dobrych czarownicach i o złych wiedźmach, o żółtej drodze w niebieskie kropki i o fiołkowym mieście, o Strachu, Kamiennym i Lwicy, o wszystkim, co widziała w tamtym dziwnym świecie.
- OHOHOHOHOHOHOHOHOHO!!!!!
- Też tak sądzę siostrzyczko.
- Udał nam się kawał, doprawdy.
- Ta Lina to naprawdę niezła aparatka.
- Naprawdę, miałaś świetny pomysł z tym ściąganiem ludzi do naszego świata. Nawet telewizja nie daje tyle rozrywki.
- Ale ze mnie potwór.
- W końcu taka nasza rola w tym świecie. OHOHOHOHOHOHOHOHOHO!!!!!!
- A co u taty?
- Jeszcze żyje, ale chce nas wydziedziczyć.
- Z czego? Przecież już dawno go oskubałyśmy co do centa.
- Ale on o tym nie wie. OHOHOHOHOHOHOHOHOHOHOHO!!!!!!!
I obie czarownice poleciały na piękną plażę, żeby odpocząć po jakże męczącym dniu pracy. A Oś wrócił do fiołkowego miasta i leczył rany. A Lina... A Lina to już osobna historia....
DAS ENDE!!!!!!!!!!!
No dobra, to było głupie.
Chcę podziekować:
1. Mojemu choremu mózgowi.
2. Mojej mamie - za użyczanie laptopa i za to, że te moje wypociny czyta.
3. Mojemu bratu Marcinowi - za pouczające rady natury technicznej.
4. Króliczkowi - za budujące komentarze i wspieranie w trudzie tworzenia.
5. Księżniczce Mazoku o wdzięcznym pseudonimie Princess_Amelia - za "I nastał Chaos" i inne jakże inspirujące fiki.
6. Wszystkim pozostałym twórcom fanfików, a zwłaszcza Mazoku, Serice, Kanti Metalium i wielkiej "rodzince" Princessy - za ich pracę, która wnosi w moje szare życie iskierkę radośći.
7. Hajime Kanzaka - za Slayersów.
8. Biedronce - za zimny soczek pomarańczowy.
9. Baumowi - za "Czarnoksiężnika z Krainy Oz", którego nigdy nie przeczytałam.
10. Discovery Civilisation - za serię o wielkich powieściach i za odcinek o czarnoksiężniku.
11. Wszystkim tym, którym powinnam podziękować, a zapomniałam lub nie wiem, jak bardzo są dla mnie ważni.
Wiecie, że to pierwsza historia, którą skończyłam? TO CUD!!!!!
Mai-chan. ^_^
(Tak, zawsze stawiam kropkę po swojej ksywie)
- OHOHOHOHOHOHOHOHOHOHO!!!!!!
- Zamknij się, sis.
Można było lepiej
To byłaby pewnie całkiem fajna opowieść, gdyby nie tak chaotyczna. Czy raczej zwariowana. Można odnieść wrażenie, że autorka pisząc ją była na haju i co chwila, przed oczyma, błyskały jej feerie bajkowych kolorów, a w nozdrza uderzały fale egzotycznych zapachów pochodzących z pewnych roślin, których hodowla w Polsce jest prawnie zabroniona.
Ale sam pomysł połaczenia Slayers z Czarnoksiężnikiem z Krainy Oz - świetny, muszę uczciwie przyznać i zasługuje na brawa (tylko czy to aby nie jest zasługa wspomnianych roślin?).
Ale te emotki (^_^), multum wielkich liter, ciągi dziwnych znaków, a nawet błędy ortograficzne ("censured" zamiast "censored") oraz wplatane komentarze autorki...
Podsumowując: można było lepiej.
^_^ (ja też wstawię emotkę, a co).
OHOHOHOHOHOHOHOHOHOHO!!!!!!
Bardzo mi się podobało! Lekkie, zabawne, z polotem! Gratuluję pomysłu i wykonania!
=o)
Shiz na maxa xD
Mooocne... Prawie tak mocne jak sok pomarańczowy xD Podobało mi się. Zgrabnie napisane, nie nudzi się, postacie jak trza, szybko się czyta... Dobra parodia "Czarnoksiężnika z Krainy Oz". W dodatku komentarze autora nie przeszkadzaja w czytaniu... I są śmichowe xD Czuje łączące nas więzy... My, pisacze, musimy trzymać się razem xD
Pozdrowienia i niech kisiel pomarańczowy będzie z Tobą ^^