Opowiadanie
Rzecz o banitce i kapłance
Rzecz o banitce i kapłance
Autor: | Mai_chan |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy, Przygodowe |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość |
Dodany: | 2005-07-05 00:52:10 |
Aktualizowany: | 2005-07-05 00:52:10 |
WSTĘP
Do napisania tej historii zainspirowało mnie jedno zdanie z fanfika niejakiej Yumi pt. Nowa misja oraz legenda Robin Hooda. Do tych, którzy już mnie znają: tym razem to nie jest o Amelii, choć i tak się na niej wyżywam.
Treść właściwsza:
PRECZ Z KRÓLEM!
czyli rzecz o banitce i kapłance
Część pierwsza: Kapłanka
To był chłodny, jesienny dzień. Na ulicach było pusto i cicho. Jednak w podmiejskiej świątyni rozbrzmiewały krzyki i dziewczęcy śmiech. Złotowłosa dziesięciolatka w białej sukience biegła korytarzem mieszkalnej części świątyni. Dziewczynkę goniło dwóch starszych kapłanów, jednak nie mieli żadnych szans, by ją dogonić. Spojrzała na nich przez ramię i zagrała im na nosie. Kiedy dobiegła do schodów, wskoczyła na poręcz i zjechała po niej na sam dół.
- Nigdy mnie nie złapiecie! - zaśmiała się biegnąc dalej, nie patrząc gdzie. Nagle wpadła na grubego, starszego mężczyznę. Momentalnie zatrzymała się i z zawstydzeniem wymalowanym na twarzy wydukała:
- Najwyższy kapłan... P... Ppokój z tobą... wielebny...
- Pokój z tobą, dziecko. - uśmiechnął się kapłan. Chwilę potem nadbiegli dwaj kapłani. Zdyszani wystękali pozdrowienie.
- Dobrze, że złapałeś tą małą diablicę, wielebny... - dodali kapłani.
- Czym zawiniła? - spytał spokojnie mężczyzna.
- Stroiła sobie głupie żarty z brata Harolda!
- Rozumiem. To ja już sobie z nią pogadam. Nie martwcie się, zostanie należycie ukarana.
Obaj kapłani odeszli bez słowa. Wielebny spojrzał na przestraszoną dziewczynkę surowym wzrokiem.
- Chodź.
Poprowadził ją do swojego pokoju. Dziewczynka znała ten pokój, była tu już wiele razy. Surowo urządzony, przypominał bardziej celę niż pokój mieszkalny. W pokoju znajdowały się jedynie podstawowe przedmioty: łóżko, niewielki stół, krzesło i półeczka z podręcznym księgozbiorem. Wzrok dziewczynki przez chwilę zatrzymał się na drewnianym krzyżu wiszącym nad łóżkiem. Jednak nie potrafiła znieść spojrzenia oczu Boga, nawet jeśli figura była tylko symbolem. Opuściła głowę i wbiła wzrok w czubki swoich butów. Kapłan usiadł przy stoliku z westchnieniem. Spojrzał na dziewczynkę ze smutkiem.
- Wielebny, ja... - próbowała się tłumaczyć, ale jej przerwał.
- Przypomnij mi, jak się nazywasz? - Zdziwiła się. Owszem, kapłan miał słabą pamięć, ale nigdy dotąd nie zapominał jej imienia.
- Filia. Filia ul Copt.
- No właśnie. Jesteś ostatnią z rodu ul Copt, prawda?
- Tak. Moi rodzice nie żyją, a ja nie mam rodzeństwa.
- Pamiętasz swój herb rodowy?
- Oczywiście: Żółty smok na takim zielonym...
- Smok złoty z rozpostartymi skrzydłami na tarczy zielonej. Ale nie chodzi mi o heraldykę. Członków twej rodziny nieraz nazywano Złotymi Smokami. Prawda?
- No tak.
- Powiedz, czy wiesz jak wygląda smok?
- Smoków nie ma! Sam mi to mówiłeś, wielebny!
- No tak. Ale z pewnością czytałaś baśnie, w których występują smoki.
- To prawda. Powiedzmy, że wiem jak wygląda smok.
- No to opisz mi go.
- Taki wielki gad - dziewczynka pomagała sobie gestami - z błoniastymi skrzydłami, jak u nietoperza, z łuskami i w ogóle. Ma wielkie, ostre zębiska i zieje ogniem z paszczy. Są piękne i błyszczące.
- No właśnie. Co byś zrobiła, gdybyś zobaczyła kiedyś smoka?
- No... Pewnie bym się bała... ale fajnie by było zobaczyć prawdziwego smoka...
- No właśnie. Smoki są groźne i potężne, ale też niesłychanie mądre. Smok to coś, co fascynuje, przeraża, ale i zachwyca.
- Co to ma wspólnego z bratem Haroldem?
- Bardzo wiele. Smok jest mądry. A ty, dziecko, jesteś smokiem. Nie, nie, nie prawdziwym. Jesteś Złotym Smokiem, jesteś ul Copt. Spójrz, tu, na sercu, nosisz broszę z herbem rodu ul Copt. Nie powinnaś dokuczać bratu Haroldowi, ani żadnemu innemu człowiekowi. Nikt nie powinien, a zwłaszcza ty. Nobilituje cię nazwisko i pozycja. Jesteś szlachcianką, a poza tym nowicjuszką w naszej świątyni. Masz spory potencjał, być może kiedyś zajmiesz moje miejsce. Najwyższa kapłanka Filia ul Copt, to brzmi dumnie. Nie, nie, nie zaprzeczaj. Musisz zawsze pamiętać o tym, że każdy jest inny. Smok różni się od węża, mimo że obaj są gadami. Wprawdzie Święta Księga uważa smoki za symbol zła, ale my mówimy o tych mądrych, wiekowych stworzeniach z baśni. Przypuszczam, że znowu wyśmiewałaś się, że brat Harold do tej pory nie zdobył święceń biskupich, prawda? Ale widzisz, światu potrzebni są nietylko najwyżsi kapłani, ale i zwykli kapłani. Każdy z nas był kiedyś zwykłym nowicjuszem, tak jak ty. Dlatego nie możesz wyśmiewać się z innych ludzi. Bo oni mają inne zadanie do wykonania niż ty, ale z pewnością nie mniej ważne. Na przykład, twoim zadaniem jest nauka, dążenie do doskonałości, aż w końcu kiedyś i ty zostaniesz kapłanką. Zadaniem brata Harolda jest dokończenie badań, które właśnie prowadzi. Zrozumiałaś? - Dziewczynka przytaknęła. Kapłan uśmiechnął się. Bardzo lubił małą Filię. W chłodnych murach świątyni jej śmiech brzmiał niczym kojąca muzyka. Najwyższy kapłan zauważył coś jeszcze w dziewczynce. W ciągu czterech lat, odkąd trawiła do świątyni po śmierci rodziców w jakimś niewyjaśnionym wypadku, Filia bardzo się rozwinęła. Kapłan wyczuwał w niej niezwykły potencjał. Podejrzewał nawet, że kiedyś zajmie jego miejsce. Ciekawe co by powiedziała, gdyby poznała jego myśli. Pewnie zaprzeczałaby, w tak zwykły dla niej rozbrajający sposób. Zaśmiał się w duchu na samo wyobrażenie takiej sytuacji. Spojrzał jej głęboko w oczy. - A teraz mam do ciebie prośbę... Zaśpiewaj mi coś. Masz taki piękny głos. Lubię jak śpiewasz. Potem zastanowimy się nad karą dla ciebie. Dobrze, Filio ul Copt?
- Jasne! - zgodziła się ochoczo. Dziewczynka zaczęła śpiewać, a jej śpiew...
...jej śpiew słychać było w całej świątyni. Dwudziestodwuletnia najwyższa kapłanka stała przy oknie i śpiewała po łacinie swoją ulubioną pieśń. Taka radosna, prosta i cudownie melodyjna. Odetchnęła głęboko. W powietrzu czuć było zapach niedawnego deszczu. Lubiła zapach deszczu. Zawsze ją uspokajał, koił smutki i zmysły. Na chwilę zapomniała o ostatnich problemach. Nagle z tego błogostanu wyrwał ją głos małego chłopca.
- Mamo! Jestem głodny!
Filia ul Copt odwróciła się do malca. Siedmioletni chłopczyk miał jasnobłękitne włosy i złote oczy. W rzeczywistości on i Filia nie byli spokrewnieni. Kobieta wzięła go na wychowanie, gdy jego rodzice zginęli w niewyjaśnionych okolicznościach. W pewnym sensie chłopak był do niej podobny. Był ostatnim potomkiem szlacheckiego rodu, w herbie miał czarnego smoka, we wczesnym dzieciństwie stracił rodzinę... Matka chłopca była przyjaciółką Filii, mimo że rody czarnych "Starożytnych" Smoków i Złotych Smoków miały jakieś dawne, niezabliźnione jeszcze zatargi. Kiedy przyjaciółka zginęła, Filia poczuła się zobowiązana zaopiekować się chłopcem. Vaal, bo tak miał na imię, traktował ją jak matkę, choć znał prawdę o swych rodzicach. A Filia traktowała go jak syna. Oboje bardzo się kochali. Filia spojrzała na zegar na wieży.
- Za piętnaście minut będzie obiad. Wytrzymasz?
- Yhm. O czym śpiewałaś, mamo?
- O Bogu. O radości. O życiu. Taka pieśń przydaje się w dzisiejszych czasach. - westchnęła cicho. Tak... W dzisiejszych, niespokojnych czasach, kiedy nawet świątynia nie mogła odciąć się od polityki, bardzo przydają się pieśni tego typu. Filia spojrzała w oczy Vaala. - Kiedyś nauczę cię łaciny, chcesz? Chodź już. Zejdziemy do kuchni.
Razem z pozostałymi mieszkańcami świątyni Filia kończyła obiad. Podstarzały brat Harold dogryzał kapłance, a ona nie zostawała mu dłużna. Zawsze miał jej za złe, że została najmłodszą najwyższą kapłanką jaką nosił świat. Nie zdążyła jednak odciąć mu się po raz kolejny, bo do jadalni wszedł klucznik wraz z posłańcem. Posłaniec ukłonił się i poprosił o rozmowę w cztery oczy z najwyższą kapłanką. Uśmiech na twarzy Filii momentalnie zgasł. Wstała, przeprosiła kapłanów i razem z posłańcem wyszła z jadalni.
- No więc? - spytała - Co się stało?
- Jestem posłańcem królewskim...
- To wiem. Streszczaj się proszę.
- Księżniczka...
- Jest chora. Ale o tym wiedzą wszyscy!
- To prawda. Ale jej stan...
- ...się pogarsza. I chcecie mojej pomocy, co?
- Czy mogłabyś mi, pani, nie przerywać? - spytał wyraźnie zirytowany posłaniec.
- Och, wybacz.
- Tak, potrzebujemy waszej pomocy. Podobno potraficie uzdrawiać, a choroba zagraża życiu księżniczki Amelii. Żaden lekarz nie wie, co to może być.
- Rozumiem... A co z kuzynem króla? Nie ma nic przeciwko?
- Muszę przyznać, że wzywamy cię, pani, bez jego wiedzy. Ale on nie zgodziłby się. Szkoda, że król Philionel musiał wyjechać na wojnę...
- Tak! Głupia, bezsensowna wojna, która w ogóle nie dotyczy Seyruun! Zero kontaktu z królem, a ten tyran Fibritzo zawłaszcza sobie tron i wyniszcza kraj! Wiesz jak go nazywają ludzie w mieście? "Hellmaster". A wiesz co to znaczy? Władca Piekieł! I mają rację! Ten tyran tworzy nam piekło na ziemi! W dodatku jedyną prawowitą dziedziczkę korony atakuje nieznana, ciężka choroba! A Fibritzo to na rękę! Bo jak Philionel i Amelia zginą, to on zostanie następcą tronu. Czy pomogę księżniczce? Pewnie, że pomogę! Zrobię wszystko, żeby dokuczyć temu padalcowi, Fibritzo, a poza tym lubię Amelię, to miła dziewczyna. Nie chę jej śmierci. Chodźmy więc. Księżniczka czeka.
Filia dotarła do zamku w ciągu kilkunastu minut. Posłaniec doprowadził ją do komnaty księżniczki. Dzięki Bogu Fibritzo nie dowiedział się o jej pobycie w zamku. Kapłanka zapukała i po chwili usłyszała ciche "proszę". Weszła do komnaty i podeszła do łóżka księżniczki. Blada, czarnowłosa czternastolatka patrzyła na Filię ze słabym uśmiechem, ale i z wyrazem udręczenia w ciemnych oczach.
- Panna Filia... Witaj. - wystękała dziewczyna.
- Pokój z tobą Amelio. - Filia od dawna przyjaźniła się z księżniczką. Już dawno przeszły na "ty", co oczywiście nie podobało się Fibritzo. Ale Filia nie znosiła kuzyna króla Philionela, więc tym chętniej nie tytułowała Amelii.
- Jak się czujesz, Amelio? - spytała kapłanka z troską w głosie.
- Tragicznie. Gorączka trochę spadła, ale i tak nie jest dobrze. Strasznie boli mnie... w zasadzie to wszystko mnie boli...
- Dobra, pokaż gardziołko... No powiedz "A". Hm... - Filia przygryzła dolną wargę. - Hej, facet! - Zwróciła się do posłańca - Możesz wyjść?
- A to czemu?
- Bo muszę ją zbadać, czyż to nie oczywiste?! - Kiedy posłaniec wyszedł, Filia odwróciła się do Amelii. Pogrzebała w swojej torbie i wyciągnęła jakiś dziwny przedmiot. - Dobra! Facetów już nie ma, to ściągaj koszulę. Posłuchamy co tam ci w płucach gra.
- Co to jest? - spytała zaciekawiona Amelia wskazując na przedmiot.
- To? Nazywa się stetoskop. Najnowsza technologia zza morza. Drogie pieroństwo jak niewiadomo co, ale się przydaje. Uważaj, bo zimne. To teraz oddychaj głęboko.
Filia wyszła z komnaty wzdychając. Wyniki jej badań były niepokojące. Choroba księżniczki nie przypominała niczego, z czym się dotychczas spotkała. Filia nie miała pojęcia, ani co to za choroba, ani jak to leczyć. Ale z pewnością zagrażało to życiu księżniczki. Wprawdzie Amelia starała się być dzielna, ale widać było, że cierpi. Jej choroba wiązała się z atakami silnego bólu, bólu wręcz niewyobrażalnego. Kapłanka niewiele mogła pomóc, poza zaaplikowaniem środka przeciwbólowego. Poprosiła też o zgodę na pobranie próbki krwi. Amelia zgodziła się bez żadnych oporów. Dobrze, że nie było w pobliżu Fibritzo, bo wtedy pozyskanie próbki byłoby zdecydowanie trudniejsze. Filia spojrzała na niewielką fiolkę wypełnioną czerwoną cieczą. Być może to właśnie tutaj skrywał się klucz do wyleczenia dziewczyny? Kapłanka skierowała się do wyjścia. W zamyśleniu nie zauważyła jak z bocznego korytarza nadchodzi jakiś mężczyzna. Spostrzegła go dopiero, gdy prawie na niego wpadła.
- Ach! Proszę mi wybaczyć, nie za... - nagle głos uwiązł jej w gardle. Mężczyzną okazał się...
- F... Fibritzo...
- KRÓL Fibritzo, kapłanko, KRÓL.
- Tak... Oczywiście... Król Fibritzo...
- Co ty tu robisz? Nie wzywałem cię.
- Ja wiem... Ale pomyślałam... że mogłabym... zbadać księżniczkę...
- Rozumiem. Mamy swoich lekarzy, kapłanko. Lepiej nie zbliżaj się do księżniczki, bo jak coś jej się stanie, mogę cię posądzić o szkodzenie jej zdrowiu.
- Składałam przysięgę lekarską i kapłańską. - wycedziła przez zęby Filia.
- No i co z tego? Wszak krzywoprzysięstwo zdarza się nawet wśród kapłanów, prawda? Więc uważaj. Bo w razie czego nie uchroni cię nawet kapłański immunitet.
- Rozumiem. To ja już pójdę. Do widzenia.
- Żegnaj, kapłanko. Pójdę sprawdzić, czy przypadkiem nie zrobiłaś księżniczce czegoś złego. Mam nadzieję, że już się nie zobaczymy.
Wściekła Filia wybiegła z zamku. Jak on śmiał?! Nie tylko groził jej, ale jeszcze oskarżał o krzywoprzysięstwo i zdradę! Co za prostak!! W dodatku cały czas wygląda jak dzieciak! Niski, ciemnowłosy dwudziestolatek o dziecinnej twarzy i sercu zaślepionym rządzą władzy nie zasługiwał na szacunek, którego się domagał. Doprawdy okropne.
- Nie znoszę go! - powiedziała do siebie Filia. Nagle kapłanka poczuła, czyjąś dłoń na biodrze. Błyskawicznie obróciła się i z dzikim okrzykiem przywaliła bezczelnemu facetowi. U jej stóp leżał mężczyzna z fioletowymi włosami i wkurzająco przymrużonymi oczami. Filia momentalnie zaczęła wyżywać się na nim.
- Jak śmiesz bezczelny macaczu, zboczeńcu, idioto, kretynie!!! Mnie! MNIE! Filię ul Copt!!! I ty nędzny robaku ośmielasz się macać bezbronną kobietę?!!! - chwyciła go za koszulę i potrząsnęła nim mocno.
- NieEeEeEeEeE! Ja tylko... - próbował tłumaczyć się mężczyzna - Ja nie chciałem!!!!
- Tak? To niby czego chciałeś? Hm? Gadaj!! I nie próbuj kłamać!
- Ja... Ja chciałem tylko cię...
- No? Słucham?
- Okraść.
Filię trochę zbiła z tropu ta odpowiedź.
- Fajnie. Lepszy złodziej niż zboczeniec. Jak się nazywasz?
- A czemu ci to wiedzieć?
- Jestem kapłanką i zajmuję się pomocą takim elementom jak ty.
- To znaczy?
- Dlaczego kradniesz?
- Bo jestem biedny jak mysz kościelna, nie mam pracy, a prawo tego tyrana Fibritzo ściga takich jak ja.
- No właśnie. A u nas w świątyni dostaniesz czasową pracę, jarzysz?
- Fajna z ciebie laska. Ał! - Filia znowu przywaliła mężczyźnie. - Za co?!
- Nigdy więcej mnie tak nie nazywaj. Jestem Filia ul Copt.
- Xellos Metallium. Miło mi. Niezły masz temperament, wiesz?
Xellos znowu zarobił cios.
- Lepiej się nie odzywaj i chodź. Jesteś taki wychudzony, że wyglądasz jak idź stąd i nie wracaj. Idziemy na kolację.
Nie minęła nawet godzina, a już plotki rozniosły się po zamku. Wszystkie mówiły jednogłośnie: księżniczka Amelia umiera. Król Fibritzo szybko znalazł winnego. A raczej winną. Żołnierze otoczyli świątynię.
- Najwyższa kapłanko Filio ul Copt!! Wzywamy cię do opuszczenia świątyni i udaniu się z nami do zamku! Jesteś oskarżona o otrucie księżniczki Amelii!
- Psiakrew! - mruknęła Filia. Oczywiście nie zamierzała dać się poprowadzić do więzienia jak owieczka na rzeź. Zacisnęła pięści.
- Co ja mam do cholery zrobić?
- Proponuję ucieczkę. - wtrącił się Xellos.
- Jak mam uciec? Świątynia jest otoczona!
- Ej, ej! Jestem złodziejem! Z gorszych rzeczy już się wymigiwałem. Pomogę ci. Weź no się spakuj i zwiewamy! Tylko szybko!
- Mamo idę z tobą!
- Nie Vaal, ty zostajesz w świątyni.
- Ale ja chcę iść z tobą!!
- Tu będziesz bezpieczniejszy.
- No nie wiem. - odparł Xellos.
- Jak to? - zdziwiła się kapłanka.
- Fibritzo cię nie lubi, prawda?
- Delikatnie powiedziane.
- Będzie chciał się ciebie pozbyć. Jeśli Vaal tu zostanie, Fibritzo może go wziąć na zakładnika. Wiesz, szantaż emocjonalny. Albo ty, albo on. Lepiej zabierzmy go ze sobą.
- A pozostali mieszkańcy świątyni? Ich też może aresztować.
- Nie są z tobą bezpośrednio powiązani. A poza tym chroni ich immunitet kapłański. Zdecydowanie częściej łamane jest prawo azylu niż immunitet kapłański.
- W moim przypadku już został złamany. Jestem najwyższą kapłanką.
- I tak nie zdołamy uciec wszyscy. - wtrącił się nagle brat Harold. - Powinnaś iść, Filia. My ich tu przetrzymamy. Bierz Vaala i uciekajcie.
- A... ale...
- Nie marudź i idź już! - krzyknął brat Harold. Filia próbowała jeszcze protestować, ale Xellos chwycił ją za rękę i pociągnął w stronę jej pokoju. Vaal pobiegł za nimi. Filia szybko spakowała niezbędne drobiazgi swoje i Vaala. Xellos poprowadził ją i chłopca na tyły świątyni. Tam pomógł im wyjść przez okno i przekraść się między żołnierzami. Przez pół godziny w bezustannym lęku przed schwytaniem podążali w stronę murów miejskich. W końcu wydostali się poza miasto i skierowali w stronę lasu. Nagle Xellos zatrzymał się. Odwrócił się w stronę kapłanki i chłopca.
- Musicie mi teraz coś obiecać.
- Co takiego?
- Zaprowadzę was do pewnego miejsca, gdzie znajdziecie schronienie. Ale wszystko co tam zobaczycie, usłyszycie jest tajemnicą. WSZYSTKO!! Jeśli zdradzicie nas, nie znajdziecie tam schronienia, wręcz przeciwnie. Jeśli nas zdradzicie, zginiecie.
- Rozumiem. - odpowiedziała Filia. - Przysięgam, że niczego nie wyjawię. - Xellos uśmiechnął się.
- W takim razie chodźcie.
Mężczyzna prowadził ich leśnymi ścieżkami bez wachania, choć wydawało się, że specjalnie kluczy. W końcu dotarli na miejsce.
- Witam w naszej kwaterze! - powiedział i poprowadził ich do niewielkiego obozowiska pełnego krzątających się ludzi.
- A cóż to znaczy, na Boga!?
- To jest kwatera banitów, którzy zbuntowali się przeciw samozwańczej władzy Fibritzo. Dzięki Bogu nasza kwatera jest doskonale ukryta, dotarcie do niej jest prawie niemożliwe, dla kogoś kto nie zna jej położenia. A i znalezienie jej nie jest proste. Z pewnością już o nas słyszałaś, Filia. A już na pewno słyszałaś o naszym kapitanie. Chodź, zaprowadzę cię do niej.
Obozowisko było naprawdę niezwykłe. Filia i Vaal oglądali je z zachwytem w oczach. Że też ci ludzie zdołali tak doskonale się zorganizować! Namioty ustawione w równych rzędach, kuchnia polowa, ziemianka pełniąca funkcję magazynu, bliskość rzeki, a wszystko działa jak w zegarku! Niezwykłe! Xellos poprowadził ich do jednego z namiotów.
- Kapitanie! To ja, Xellos! Przyprowadziłem gości!
Z namiotu rozległ się dziewczęcy głos.
- Oj Xellos, Xellos. Czy ja ci nie mówiłam, żebyś nie nazywał mnie kapitanem? - Z namiotu wyszła drobna, ognistowłosa dziewczyna. Zmierzyła wzrokiem Filię i Vaala. - A więc to wy jesteście tymi "goścmi"?
- Filia ul Copt, miło mi. - przedstawiła się kapłanka. - A to mój wychowanek Vaal Ancient.
- Jesteś kapłanką?
- Tak.
- Najwyższą, żeby było śmieszniej. - wtrącił się Xellos.
- Więc co tu robisz? Kapłanów chroni immunitet!
- Oskarżono mnie o otrucie księżniczki Amelii. Xellos pomógł mi uciec.
- Mam nadzieję, że oskarżenia są nieprawdziwe? Bo jeśli tak, to długo tu nie pożyjesz.
- To pomówienia! Zostałam wrobiona, bo chciałam LECZYĆ Amelię!
- Rozumiem. No dobrze, myślę, że możesz nam się przydać. Nazywam się Lina Inverse. Ten tutaj - wskazała na Xellosa - nazywa mnie kapitanem, co mnie wkurza, a prostaczkowie, Bóg jeden wie dlaczego, nazywają mnie Lina Hood, co też mnie wkurza. Dlatego mów mi po prostu Lina.
- Słuchaj Lina... - powiedziała Filia podając rękę dziewczynie. - Rozumiem, że ty tu dowodzisz.
- Brawo, zdobyłaś punkt!
- Ile ty masz lat?
- Szesnaście, a bo co?
- A nie nic... Nic...
- Masz jakieś wąty do mojego wzrostu? Albo biustu? - W istocie, biust Liny raczej nie wyglądał na biust szesnastolatki. Był raczej... mały. Tak, to dobre słowo. Mały.
- Nie, no coś ty?
- Lepiej uważaj Filia. - szepnął Xellos. - Bo jej łatwo się narazić.
- O, ten tutaj na przykład naraża mi się na okrągło! - wrzasnęła Lina kopiąc Xellosa.
- Fajna z ciebie dziewczyna, wiesz Lina?
- Miło mi. - mówiąc to, Lina dołożyła jeszcze parę kopniaków Xellosowi. Mężczyzna jęknął cicho, ale dziewczyna nie zważała na to. - Fajnie. Ten już ma dość, więc mogę cię oprowadzić po obozie. Przy okazji zapoznasz się z moją kompanią. Xellosa już znasz. Kiedyś był szlachcicem, ale jego majątek rodowy został zagarnięty przez Fibritzo. W herbie miał taki śmieszny czarny stożek stojący na czubku, pierun wie, jak to się nazywa według heraldyki. Okoliczności zmusiły go do kradzieży, a potem my go zwerbowaliśmy. Jest świetnym zwiadowcą, otrzymał nawet dość niezwykły przydomek: "Beastpriest".
- Kapłan Bestii...? Czemu tak?
- Bo czasem wykręca się z tak trudnych sytuacji, że to prawie niemożliwe bez mieszania się sił nieczystych. Przynajmniej tak sądzą prostaczkowie. Tak naprawdę Xellos jest niezwykle zdolnym zwiadowcą, ma niezwykłego wręcz farta i bez wątpienia chroni go Bóg. Chodź. To jest Gourry Gabriev, znany również jako Mały Gourry.
- MAŁY?!! - zdziwienie Filii było jak najbardziej uzasadnione. Gourry był wielkim, dwudziestoletnim, mężczyzną z długimi blond włosami, twarzą jak z obrazka i potężnymi muskułami. I on był nazywany MAŁY??!!!
- Był najmłodszy w rodzinie. Dlatego "Mały". Gourry jest genialnym szermierzem, po prostu nikt mu nie dorówna. Jest najemnikiem, ale wpojono mu rycerskie ideały, więc gdy tylko Fibritzo przejął władzę, dołączył do naszej kompanii. Ma bez wątpienia wiele zalet, ale z pewnością ma jedną ogromną wadę: niemożliwą wręcz głupotę. Ale tak naprawdę to bardzo poczciwy facet. Chodź dalej. - Lina pokazała Filii dość... niezwykłego mężczyznę. Miał niebieską skórę, spiczaste uszy i dziwne brązowe, stwardniałe wypukłości, przypominające kamienie rozsiane na całym ciele. - To jest Zelgadis Greywords. Został tak zmieniony przez swojego dziadka, czy tam pradziadka, szczerze mówiąc nie mam pojęcia. W każdym bądź razie ten, jak mu tam, Rezo, czy jakoś tak, przeprowadzał jakieś podejrzane eksperymenty, nie pytaj mnie jakie, ja też nie mam pojęcia jakie, ale doprowadził do tego, że Zel wygląda jak wygląda. Podobno to jakieś dziwne substancje chemiczne wywołały mutację. Biedaczek ma kompleksy, choć ja sądzę, że jest całkiem przystojny. Jest bardzo zamknięty w sobie, ale za to bardzo inteligentny. Ma dziewiętnaście lat, a już poznał wiele nauk, również zamorskich. W dodatku jest niezłym szermierzem. Po prostu człowiek-orkiestra, czy jakoś tak.
- Wygadany z ciebie babsztylek.
- Tak bywa ^^. O, a to jest Martina, nasza kucharka. Poza tym anarchistka i wariatka. Ale gotuje bosko. Tamta roznegliżowana panienka to Naaga the Serpent. - Lina wskazała na wysoką czarnowłosą kobietę w bardzo skąpym stroju i z wielkim biustem. - Ma dwadzieścia lat i jest moja przyjaciółką i największą rywalką zarazem. Na zmianę się kłócimy i pomagamy sobie. Ma zawyżone ego i morderczy śmiech. Służy do odwracania uwagi facetów, poza tym jest niezłym zwiadowcą i wojowniczką. Oczywiście dopóki nie zacznie się śmiać. A to jest Maya - Lina pokazała na dziewczynę średniego wzrostu o ciemnorudych włosach i niebieskich oczach. - Całkiem sympatyczna dziewczyna, moja równolatka. To prawdziwa artystka, lubi malować i śpiewać. Jest wręcz genialną łuczniczką, choć i tak mnie nie dorówna. Zna się na broni, jej matka była zbrojmistrzynią. Ma swoje odchyły, trochę wariatka, ale o mnie mówią to samo. No, to już chyba wszyscy. To jest właśnie moja wesoła kompania banitów. A od dziś, ty też jesteś z nami. Bo jesteś z nami, prawda?
- Oczywiście. Chętnie do was przystanę. Naprawdę z chęcią dobiorę się do skóry temu cholernemu Fibritzo. A wy mi w tym pomożecie.
- Pewnie że tak. Każdy z nas ma jakiś osobisty zatarg z Fibritzo. Dlatego z pewnością ci pomożemy. Witaj w wesołej kompanii Liny Inverse!
Koniec części pierwszej.
Wyjaśniam wszelkie niejasności:
1. Wiem, że Xellos i Vaal jako takich nazwisk nie mają, ale tutaj obaj należą do szlacheckich rodów, więc nazwiska jakieś mieć muszą. W przypadku Xella nie było problemu, skorzystałam z przypisywanego mu nazwiska Metallium, a nazwisko Vaala - Ancient - jest przeze mnie wymyślone i oznacza... Starożytny ^^. Natomiast Maya występuje incognito i jako takiego nazwiska na razie nie posiada.
2. Z pewnością zauważyliście podobieństwa do legendy Robin Hooda. Ale z pewnością nie będzie to taka sama historia. Ot choćby dlatego, że teoretyczna Marion jest śmiertelnia chora, a teoretyczni Robin i braciszek Tuck są kobietami ^^.
3. W tym świecie NIE MA magii, na Teutatesa i Belenosa!
4. Obowiązującą religią jest pewna wariacja chrześcijaństwa. Nie, nie zakładam sekty -_-. Po prostu chciałam, żeby Filia była kapłanką, a w katolicyźmie nie ma kapłanek ^^. A chrześcijaństwo bardzo pasuje do tej historii.
5. Oczywiście wiek części bohaterów jest zgadywany, albo bezczelnie naciągany.
To już chyba wszystko, co powinniście wiedzieć. Podobało wam się? Podobało? Podobało? Bluzgi, pochwały i pytania tradycyjnie proszę słać pod maila Mai_chan_13@poczta.onet.pl
Wasza Mai-chan.
Ekhm?
Zwróciłam uwagę, na datę dodania tej powiastki - dość dawno temu, zatem nie mam co się za mocno czepiać- rzecz nie jest najnowsza i stąd może pewnie potknięcia...
Przede wszystkim - Filia najpierw jest przedstawiona jako bardzo natchniona kapłanka, pełna dobroci, współczucia itd. A potem ma odzywki, które nijak nie pasują do tego wizerunku.
Punkt za pomysł - bohaterowie w trochę nietypowych dla siebie rolach - to ma szansę wypalić:)
ciekawe
Wciągające, masz dar do układania dialogów