Opowiadanie
Aleja mroku
Aleja mroku
Autor: | Avellana |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Fantasy |
Dodany: | 2005-07-12 20:59:04 |
Aktualizowany: | 2005-07-12 20:59:04 |
Aleja mroku... Aleja wypełniona ciemnością, rozjaśnianą tylko przez blady rząd świetlistych kul. Regularny szereg, lekko zakręcając, znika gdzieś w nieskończoności. Tylko jedna kula, słabiej świecąca od innych, nie leży równo w rzędzie. Pochyla się nad nią Chłopak, a wokół niego krąży potężna, drapieżna Bestia.
- Nie wyszedłbyś na dwór?
- Nie.
- Na pewno?
- Na pewno nie.
- Dlaczego?
- Bo nie można być bardziej na zewnątrz niż tutaj.
- Nie rozumiem cię... Tu nic nie ma, tylko te kule, których nie wolno mi turlać.
- Te kule to nie jest nic, tylko wszystko - Chłopak odwrócił się, patrząc na Bestię.
Bestia, znudzona, przewróciła się na grzbiet i zamachała potężnymi łapami w powietrzu. Chłopak roześmiał się.
- Zabawnie wyglądasz.
- Chodźmy stąd...
- No dobrze, chodźmy. I tak mi się nie udaje.
- A co chcesz zrobić? - zaciekawiła się Bestia.
- Nie wiem.
- Nie wiesz?
- Coś zrobić z tą kulą... Ona się nie zaczyna.
- To jest kula. Kule się nie zaczynają - powiedziała nieufnie Bestia, niepewna, czy jej przyjaciel nie nabija się z niej.
- Chodzi mi o to, co w środku - wyjaśnił.
- Żeby było takie jak inne?
- Właśnie.
- Ale... To ty to możesz zrobić?
- Nie wiem. Może nie? Muszę z nią porozmawiać.
- Z NIĄ? - Bestia wzdrygnęła się z irytacją. - Myślałem, że wyjdziemy na dwór.
- Na trochę wyjdziemy. Ale najpierw z nią porozmawiam.
- Nie lubię do niej chodzić.
- Bo ty musisz uważać, żeby nie podrzeć niczego.
- Dlatego nie lubię. Wolę mieć przestrzeń.
- Trudno, ja tam zajrzę.
- To sobie idź - Bestia udaje obrażoną, ale pozwala Chłopakowi, by wdrapał się na jej grzbiet i rusza wzdłuż rzędu kul. Powoli, a potem coraz szybciej, rozpędza się tak, że ich blask zlewa się w jedną świetlną linię...
A Chłopak lubił właśnie to pomieszczenie. Zawalone tkaninami, grubymi jak odpustowe kilimy, albo cienkimi jak jedwab. Mało kto ją tam odwiedzał, więc twierdziła, że dlatego lubi tam siedzieć. Żeby spokojnie pomyśleć. No i zająć czymś ręce.
Nie miał pojęcia, jak ona właściwie to robi. Nie umiał odróżniać tkanin, nie potrafiłby powiedzieć, która do kogo należała. Rozpoznawał tylko własną, przeważnie bladobłękitną i liliową, ale upstrzoną gdzieniegdzie łatkami pomarańczu. Zwykle, gdy tu przychodził, owijał się nią jak kocem. Było w tym coś uspokajającego. Ona mówiła, że pewnego dnia znajdzie tkaninę, która będzie tak samo na niego działać... Ale na razie takiej nie widział.
Podobała mu się ta ledwie zaczęta, tęczowa, rozpięta na mniejszym warsztacie. Ale ona pracowała właśnie nad tą na dużym, która z pewnością mu nie odpowiadała. Była dość masywna, utrzymana w brązach i szarościach, z pasmami żywej, ciemnej czerwieni. Przez jej środek przebiegała poszarpana, czarna i w jakiś sposób nieprzyjemna linia. Ona splatała brązowe i rudawe nici, nucąc przy tym coś, czego nie znał.
- Jakbyś robiła świat - zapytał. - Od czego byś zaczęła?
- Od znalezienia gotowego. Po co się w to bawić?
- Ale gdybyś chciała...
- To potrzeba by kupy kamienia, jakiejś wody, jakiegoś słońca...
- A magii? Jakiej magii byś użyła?
- Magii? - zastanowiła się. - Takiej magii, która będzie mogła znaleźć się u podstawy świata? Czystej i pierwotnej?
- No właśnie!
- Takiej się nie znajdzie.
- No ale... Coś musi być! - był przyzwyczajony do jej przekomarzania się.
Chwilę milczała, patrząc przed siebie.
- Muzyka byłaby niezła - powiedziała w końcu. - Choć to dosyć oklepane. Muzyka. Piosenka.
- Jedna z tych wielkich pieśni? Taka, jaką śpiewałaś w przesilenie?
- Pieśni? - skrzywiła się. - One są na pokaz. Pieśni nic nie mogą, poza opisaniem tego, co jest i dodaniem kilku pobożnych życzeń. A już taka wielka i skomplikowana pieśń jest zupełnie do niczego. Chyba, że chcesz stworzyć mistyczny świat, od początku do końca rządzony przepowiedniami. Moja noga by w takim nie postała.
- Więc jaką?
- Jak najprostszą. Po prostu jakąś taką, żeby się ją lubiło. Taka byłaby najlepsza.
Zamilkł na dłuższą chwilę, słuchając stukotu warsztatu. Posłuchał nuconej przez nią melodii.
- Jaki był twój świat? - zapytał.
- To jest mój świat.
- Twój prawdziwy świat.
- A ten nie jest prawdziwy?
- Prawdziwszy od tego. Dawniej.
- Każdy jest tak samo prawdziwy.
Poddał się.
- Miejsce, gdzie byłaś poprzednio.
- Szarość i biel chmur i ziemi aż po horyzont. Ukryte słońce w dzień i tysiące gwiazd w nocy. Chłodne powietrze... I nic więcej.
- Nic więcej? - powtórzył.
Coś jednak musiało być, coś, co sprawiło, że zamyśliła się głęboko i zapatrzyła w przestrzeń. Jej ręce poruszały się machinalnie i w brązowo-czerwoną tkaninę wplotła pasmo najczystszego błękitu. Dopiero wtedy ocknęła się.
- Masz tobie, no i widzisz? Co ja z tym zrobię?
- Sprujesz?
- Na pewno nie... Szkoda mojej roboty. Zmienię tego faceta.
- Żeby pasował?
- Pewnie. A co ty chcesz właściwie robić z tym światem?
Elfa odnalazł na pastwiskach. Zawsze mu trochę zazdrościł konia - jego własny był niczego sobie, ale potężny, biały Priam wyróżniał się nawet wśród tutejszych końskich piękności. Przez chwilę z przyjemnością patrzył, jak biały ogier zatacza galopem coraz większe koła, by w końcu zwolnić i dołączyć do pasących się towarzyszy.
- Gdybyś chciał stworzyć świat, od czego byś zaczął?
- No cóż, od nieba i ziemi... Od wody i lasu. Tak powinienem odpowiedzieć jako elf, prawda?
- Nie wiem - przyznał Chłopak. - Naprawdę tak byś zrobił?
- Nie myślałem nigdy o tworzeniu światów. Jest ich tak wiele...
- Ale las jest ważny, prawda? - zapytał Chłopak. Nigdy tak naprawdę nie rozumiał lasów. Było w nich coś niepokojącego, coś, co dla niego pozostawało całkowicie obce i niezgłębione. Może nawet ich nie lubił? Ale wiedział, że Ona za nimi przepadała i że dla niej las był czymś znajomym i oczywistym. Może szkoda, że jej o to nie zapytał...
- Gdybym miał stworzyć świat - powiedział Elf cicho. - Byłoby tam dużo przestrzeni. Może także las, ale przede wszystkim przestrzeń. Wielkie, nieskończone łąki... I jeziora, koniecznie jeziora.
- Taki był twój świat?
- Mój... Nie, zdecydowanie nie. Był ładny, wiesz, zieleń i błękitne niebo, marmurowe pałace. Ale nie chciałbym drugiego takiego samego. A ty? Stworzyłbyś drugi świat taki jak twój?
- Nigdy - wzdrygnął się Chłopak. - A melodia? Jaką melodię być wybrał?
- Melodia - zamyślił się Elf. - Wiesz, prawie już nie pamiętam tych z mojego świata... Może jakąś balladę? Coś opowiadającego o miłości?
- O miłości? - zdziwił się Chłopak. - Dlaczego?
- Bo ja wiem... Tak jakoś by pasowało - Elf oparł się o barierkę pastwiska i zanucił coś, co Chłopak słyszał już wiele razy.
Najchętniej zapytałby teraz o zdanie Rycerza, ale wolał omijać okolice, w których tamten mógł przebywać. Tak się składało, że zwykle bywał tam też Strażnik, a Strażnik ostatnio za nim nie przepadał... Nijak nie był w stanie mu wyjaśnić, że to wszystko był przypadek i nieporozumienie. Chciał wypróbować tę czerwoną emalię i skąd, do licha, miał wiedzieć, że ta zbroja do kogoś należy? Leżała obok nieużywanych... Poza tym Ona powiedziała mu, że nie ma czegoś takiego jak Mistyczne Zbroje i że to rycerz jest ważny, a nie to, co ma na sobie. Niestety, nie mógł w żaden sposób przekonać Strażnika do swojego punktu widzenia, a przezorność nakazywała mu zachowanie ostrożności. Ale mógł przecież pójść do Czarownicy...
- Dziękuję - zeskoczył z barierki. - Pomogłeś mi.
- Proszę bardzo - Elf uśmiechnął się, niezdziwiony. - Ale wiesz, jeśli chcesz stworzyć świat, to przede wszystkim powinieneś odpowiedzieć sobie na jedno pytanie...
- Jakie?
- Dla kogo właściwie chcesz go stworzyć?
Czarownica wirowała w tańcu na lodzie, a błękitna chmura jej włosów wirowała wokół niej we własnym rytmie. Szklista, granatowa powierzchnia umożliwiała jej poruszanie się z gracją niedostępną zazwyczaj dla istot materialnych. Chłopiec musiał czekać dłuższą chwilę, aż niesłyszalna dla niego muzyka umilkła, a Czarownica zwróciła na niego uwagę.
- Piosenka? Co to za bzdura? Żeby stworzyć świat, potrzebna jest magia kreacji... I zaklęcia najwyższych poziomów - powiedziała stanowczo.
- Ona tak nie mówiła.
- Ona... Według niej rzeczywistość to coś, co można ugniatać według naszych wyobrażeń, jak glinę. Nie powinno się tak robić, nawet jeśli można. Światy powinny same powstawać i same umierać, a ludzie nie powinni się do tego mieszać.
- Ale jeśli... Jeśli jakiś świat bardzo chciałby zaistnieć? Jeśli komuś na jego istnieniu zależy?
- Co z tego? Ludzie umierają, co stanie się po śmierci takiego człowieka z tym światem? Ludzie są kapryśni, co stanie się z tym światem, kiedy człowiek się nim znudzi?
- Nie znudzi się! - zaprotestował gorąco.
- Ależ znudzi, nawet się nie obejrzymy. Ludzie to nie bogowie.
- Tak jakby bogowie nie byli kapryśni - zauważył.
Roześmiała się.
- Niech ci będzie. Wiatr ustał, a ja ani razu się dziś nie potknęłam. Pytaj.
- Jak stworzyć świat?
- Nie można stworzyć świata z niczego. Nie możesz po prostu zmusić rzeczywistości, żeby nagle zaistniała w niej tak ogromna nowa masa. Musisz ją skądeś zabrać. Zabrać innemu światu.
- A jeśli ta masa już jest? Jest ziemia, woda, nawet wiatr... Tylko to jest posklejane razem, nie jest jeszcze światem?
- Jeśli umiesz rozpoznać coś takiego, to jesteś bystry... Tak, od takiego świata można by zacząć.
- Jaka to musi być piosenka? - zapytał wprost.
- Na pewno nie wystarczy, że ktoś usiądzie przy jakiejś bryle kamienia i zanuci jej jakąś piosenkę. To w ogóle nie musi być piosenka. Jeśli chcesz ożywić świat, musisz dać mu kawałek siebie... Nieduży kawałek. Jeśli się przyjmie, jeśli będzie pasował do tego świata, to sam się potem rozrośnie.
- Ale jeśli oddam kawałek siebie, to potem ten świat będzie tylko mój?
- Naiwny jesteś! - zaśmiała się znowu. - Światy są za dziwne i za dzikie, by należeć tylko do jednej osoby. Możesz je zmusić do posłuszeństwa, możesz sprawić, że będą ci idealnie podległe... Ale to tak, jak idealnie posłuszny pies, jak idealnie ułożony koń. Są pożyteczne, ale niczym cię nie zaskoczą. Nawet jeśli kawałek ciebie będzie w tym świecie, to prędzej ty będziesz należał do niego, niż on do ciebie...
- To dobrze - skinął głową Chłopiec. - Ale czy można... Czy można przynajmniej sprawić, by choć trochę przypominał to, czego się pragnie?
- Oczywiście. Ale nie możesz się gniewać, jeśli cię nie posłucha.
- Wiem... Dziękuję. A powiesz mi jeszcze jedno?
- Słucham? - Czarownica poprawiła włosy i zaczęła mocować wiązania łyżew.
- Jaki był twój świat?
- Jak wielka, nieskończona sala o tysiącu kolumn... Marmurowe kolumny, marmurowe podłogi i łukowate, strzeliste sklepienia. Tak go przynajmniej pamiętam. A teraz wybacz...
Czarownica lubiła się popisywać, więc tym razem Chłopiec mógł słyszeć muzykę, w rytm której tańczyła. Pozostała mu jeszcze jedna osoba, z którą chciał porozmawiać, ale teraz stał, słuchając słodkiej piosenki, porównując przepływ melodii z powietrznie lekkimi ruchami tancerki i czekał, co się stanie, gdy muzyka umilknie.
Bóg nic nie robił. Chłopiec nie znał wielu bogów, ale przypuszczał, że nic nie robienie jest ich wspólną cechą. Jak inaczej można być bogiem? Albo może: jak inaczej dałoby się wytrzymać z bogiem pod jednym dachem? Bóg na swój sposób przypominał Chłopcu Bestię, był równie leniwy i równie nieprzewidywalny. Ale tego także należało się spodziewać po bogu.
- Ja jestem bogiem od niszczenia, nie od tworzenia. Poszukaj kogoś innego.
- Ale jesteś bogiem, a tu nie ma chwilowo innych bogów.
- Jestem bogiem, bo mnie tak nazwano. Czy gdyby nazywano mnie demonem, też byś do mnie przyszedł?
- Tak - odpowiedział stanowczo Chłopiec.
Bóg roześmiał się.
- W każdym razie trudno cię zniechęcić, a to już coś. Dać światu piosenkę, dać mu kawałek siebie. Wiedzieć, dla kogo się go stwarza i jaki ma być. To ma być podstawa?
- Więc co jest potrzebne?
- Po co chciałbyś stworzyć świat dla kogoś? Każdy ma świat, z którego przychodzi, każdy ma świat, w którym żyje. Po co stwarzać jeszcze jeden?
- A jeśli ten ktoś coś utracił? Jeśli chciałbym... Chciałbym spróbować to oddać?
- Świat, który istnieje dla jednej osoby, jest śmiertelnie nudny. Jeśli spełni jej marzenia, ukoi jej tęsknotę, to i tak pozostawi ją żyjącą w sztucznych dekoracjach. We śnie. Rozumiesz?
- Nie będzie nudny! Będzie różnorodny i wtedy...
- I wtedy ta osoba nigdy nie zechce z niego wyjść. Stwarzając czyjś wymarzony świat wyrządzasz mu straszną krzywdę.
- Dlaczego? Dlatego, że tobie nigdy nie udało się stworzyć takiego świata?
- Dlatego, że stworzyć można tylko wymarzony świat dla siebie. Nie dla kogoś.
- Bo za mało znam tę drugą osobę?
- Bo nigdy nie możesz odgadnąć prawdziwego pragnienia czyjegoś serca. Nawet jeśli znasz tego kogoś wiele lat, nawet jeśli kochasz nad własne życie i nawet gdybyś oddał wszystko, by tę osobę uszczęśliwić. Nigdy nie odgadniesz, czego pragnie. Zamkniesz ją tylko w swoim pragnieniu.
- Nie warto próbować? - wykrzyknął impulsywnie Chłopiec. - Nie warto chociaż próbować dać komuś szczęścia?
- Dawać możesz... Ale nie oczekuj, że ktoś to przyjmie. W każdym razie ja słyszałem całe mnóstwo legend o bogach dość silnych, by stworzyć świat specjalnie dla swojej ukochanej. I żadna z tych legend nie miała szczęśliwego zakończenia.
Bóg bardzo rzadko bywał poważny. Ale Chłopiec był pewien, że w tej chwili nie droczył się z nim. Czemu był rozdrażniony? Trochę żałował, że zaczął tę rozmowę, ale to nie znaczyło, że zamierzał się wycofać.
- Jaki był twój świat? - zapytał.
- Dziki. Pełen poszarpanych skał i z paskudnie długimi zimami.
- Był piękny?
- Ona pewnie powiedziałaby, że tak. Ale dla niej każdy świat jest piękny.
- Mimo wszystko dziękuję - Chłopiec powinien już odejść, ale stał, ociągając się.
Bóg sięgnął po gitarę i zaczął nucić piosenkę, którą Chłopiec znał bardzo dobrze. Wycofał się po cichu, bardziej przygnębiony tą rozmową, niż chciałby się przyznać.
Tym razem Chłopiec jest sam w alei mroku. Klęczy obok bladej kuli, opierając się o nią policzkiem. Woli być teraz sam, choć nie wstydzi się swoich łez. Nie zamierza się poddawać. Nawet jeśli stwarzanie świata jest za trudne, nawet jeśli nie ma sensu. Nie chodzi o to, co może komuś dawać, co może być potrzebne. Pragnie tylko, by ta wypalona pustka wewnątrz kuli ożyła, by ten smutny świat jeszcze raz obudził się do życia. Zaczyna śpiewać, choć nie jest to żadna z pięknych piosenek, które przygotował z myślą o tej chwili. Coś wystarczająco prostego, by nie zawiódł go głos.
W pylistej szarości wewnątrz kuli rozkwita chryzantema, utkana z błękitnego światła.
A mi się skojarzyło z "Małym Księciem" ^^
Łaaaa
Ale łaadne! I z morałem nawet! Fajnie, bo "morał" pojawia się gdzieś tam z boku, nie ładuje sie na pierwszy plan. No i klimat....ładnie, bardzo ładnie!
Mi się bardzo podobało.Strasznie lubię takie tajemnicze opowiadania :)
PrinceVejita: ma imię.Nazywa się Chłopiec.
Czemu główny bochater nie ma imienia? I kim on jest,duchem? Ale ogulnie mi sie podobało :)
re
Nie, to stare, dobre Prawo Zachowania Masy. Uczyłeś się o tym na Chemii.