Opowiadanie
Mruczek
Mruczek
Autor: | Zegarmistrz |
---|---|
Redakcja: | Teukros |
Serie: | Gasnące Słońca |
Gatunki: | Komedia, Science-Fiction |
Dodany: | 2005-07-30 18:03:30 |
Aktualizowany: | 2008-01-14 14:07:25 |
Statek kosmiczny, przypominający nieco konstrukcję ze starożytnego, acz zakazanego przez inkwizycję serialu "Startrek", tylko naturalnie odpowiednio mniejszą, bardziej pordzewiałą i dużo mniej sterylną, stał w doku, czekając na moment, gdy jego właściciel zechce opuścić planetę. W chwili obecnej jego przestrzeń, a konkretnie przestrzeń jednej z ładowni zajmowały dwa skrajnie różne od siebie, kosmiczne dziwolągi. Pierwszym z nich, licząc w kolejności alfabetycznej była Mućka, zdobywczyni błękitnej wstęgi w konkursie na najbardziej mleczną krowę Znanych Światów na targach agrotechnicznych odbywających się pod patronatem samego cesarza, duma baroneta Hermana, oraz pierwszy przeżuwacz - astronauta od zeszłorocznej edycji konkursu. Drugim był Wrr'rr'ghhrrr'r'rrr, liczący sobie zaledwie dwa i pół metra w kłębie voroks, przez przyjaciół zwany Mruczkiem.
O ile pierwszy z pasażerów zachowywał się spokojnie, majestatycznie przeżuwając, stoicko kontemplując otoczenie i od czasu, do czasu dystyngowanym muczeniem dając do zrozumienia swe zadowolenie z zastanego świata, to o Mruczku nie sposób było tego powiedzieć. Leżał wprawdzie póki co spokojnie, niczym niezwykle przerośnięty futrzak, i śledził krowę swymi złotymi oczami... Był niezadowolony, a stan ten wynikał z dwóch faktów. Po pierwsze: nudziło mu się. Teoretycznie, jako stworzenie najbardziej zbliżone do kota - dachowca, któremu doczepiono dodatkową parę kończyn, łuskowaty ogon oraz nauczono poruszać się w pozycji wyprostowanej - powinien korzystać z okazji, leżeć w cieple i oszczędzać energię. W praktyce naoszczędzał jej już tyle, że wystarczyłoby jej do oświetlenia niedużego miasta (szczególnie, że żarówki także były zakazane przez inkwizycję). Po drugie był głodny. Bardzo głodny. Zjadł już wprawdzie całą torbę Kitketu (przygotowywanego wedle tradycyjnej receptury pochodzącej jeszcze z czasów Pierwszej Republiki) ale komu udało się zaspokoić głód samymi chipsami?
Mućka poruszyła głową dzwoniąc dzwonkiem.
To zwróciło uwagę Muczka na Jej osobę. Teoretycznie krowa wypełniła już swoje zadanie. - myślał Mruczek - Jak głosiło stare, Terranieskie przysłowie, "Murzyn zrobił swoje, Murzyn może odejść". Chyba nikt nie będzie miał do niego żalu za jednego, głupiego przeżuwacza. Nawet rekordzistę. W końcu jest głody... I też jest rekordzistą! Nikt nie potrafił wypić więcej wódki od niego i trzymać się na nogach! A przynajmniej nie człowiek, bowiem inne voroksy także przyswajały alkohol bez jakiejkolwiek szkody dla zdrowia. W duszy Wrr'rr'ghhrrr'r'rrr przebudził się instynkt drapieżnika...
Trzydzieści sześć minut później duch Mućki pasł się już na Niwach Niebiańskich i cieszył widokiem Wszechstwórcy. Jej doczesne szczątki natomiast znalazły pochówek częściowo w żołądku Voroksa, częściowo w pobliskim śmietniku, Mruczek był bowiem istotą cywilizowaną i zawsze wyrzucał odpadki. Ostatnia kość nikła już w przepastnych otchłaniach kontenera, gdy Wrr'rr'ghhrrr'r'rrra zobaczył pozostały nań jeszcze smakowity kąsek. Obgryzł go i żując z przyjemnością powrócił na statek. Przełkną resztkę posiłku i wówczas to duch Mućki postanowił dokonać swej pośmiertnej zemsty. Coś twardego utkwiło voroksowi w przełyku i nie chciało wyjść... Co gorsza Mruczek zaczął się dusić! Walczył dłuższą chwilę o dopływ powietrza, starał się nawet tłuc plecami o ściany statku, w nadziei, że to coś wypadnie, lecz złe moce były silniejsze i w końcu zemdlał z braku oddechu.
Baronet Herman von Kluske wrócił na swój statek kosmiczny późno. Mimo, że cały czas znajdował się na powierzchni planety, osiągnął już stan nieważkości, oraz stan wskazujący na spożycie tego i owego. Nie mniej jednak, gdy po którejś z prób udało mu się dostać do statku, natychmiast otrzeźwiał, a jego sposób poruszania przestał naśladować chód doświadczonego tropiciela węży. Przedział bagażowy, przez który prowadził otwarty luk awaryjny (luk główny statku przestał otwierać się bowiem jeszcze za czasów jego pradziadka i dlatego nikt z niego nie korzystał) nosił ślady walki, a przynajmniej ślady tłuczenia czymś bardzo dużym i bardzo ciężkim (na przykład voroksem) o ściany. Jego sługa którego miał pilnować statku leżał bez znaku życia na ziemi, a ukochana krowa, która swymi zwycięstwami na konkursach przysporzyła mu tyleż zaszczytów przepadła... Jego umysł podsuwał mu liczne, koszmarne wizje! Mućka mogła zostać porwana przez konkurencję, która może zażądać za nią okupu! Ba, mogła zostać nawet zamordowana! Albo oddana do rzeźni! Herman nie wiedział, co by się z nim stało, gdyby jego kochanej krówce spadł, choć włos ze łba... Nawet nie domyślał się przerażającej prawdy. A jedyny świadek zdarzenia nie żył... Ale czy na pewno? Herman wysilił swój intelekt, który niekiedy dorównywał przeciętnemu kalkulatorowi z czasów Drugiej Republiki i przypomniał sobie, co wie o voroksach. Otóż rasa ta wyewoluowała na planecie przypominającej poligon doświadczalny, na którym trwały prace nad bronią biologiczną, gdzie stanowiła w łańcuchu pokarmowym ogniowo pośrednie między stosunkowo niegroźnymi roślinożercami, a naprawdę potwornymi drapieżcami. Konkurencja z nimi sprawiła, że gatunek był naprawdę niesamowicie odporny i trudny do zabicia. Voroksy rzadko przejmowały się takimi drobiazgami, jak postrzał z działka plazmowego lub rusznicy przeciwpancernej, czego widomym dowodem była biała plama na sierści Mruczka, pamiątka po jego wojennych przygodach. Może więc jego sługa żył? Herman przyłożył ucho do jego sierści i rzeczywiście usłyszał rzadkie i słabe uderzenia serca.
Trochę później w trochę innym miejscu doktor Zbigniew wytężał cały przekazywany w jego rodzinie z ojca na syna kunszt weterynaryjny, prowadząc skomplikowaną operację przełyku voroksa. Nie dość, że obce ciało, które dostało się do jego krtani paskudnie się zablokowało, to gdy tylko zdołał trochę udrożnić gardło, jego pacjent zaczął odzyskiwać przytomność... To bardzo stresujące przeżycie, gdy dwu i półtonowa bestia odzyskuje przytomność pod tobą, zwłaszcza, gdy grzebiesz ręką w jej paszczy pełnej zębów wielkich nie jak sztylety, ale krótkie miecze. Zbigniew zaaplikował stworowi końską dawkę środków uspokajających, a gdy nie podziałała podał słoniową. To spowodowało, że stwór zacząć mruczeć coś o motylkach i co gorsza próbował je łapać wszystkimi sześcioma kończynami. Zbigniewowi udało się w końcu przypiąć bestię pasami do podłoża i zaaplikować jej podwójną dawkę słoniową leków, co w końcu uspokoiło voroksa do momentu, gdy jego system odpornościowy nie zwalczy trucizny, co zaczęło mieć miejsce, gdy weterynarz wydobył z jego przełyku krowi dzwonek. Konował schował przedmiot do kieszeni i wyszedł z sali operacyjnej na korytarz. Krążący tam niecierpliwie baronet naskoczył na niego od razu.
- I jak? Mruczek będzie żył? - zapytał się natychmiast. - Kiedy będzie w stanie zeznawać? - błyskawicznie przeszedł do sedna problemu. Los jakiegoś tam vorksa mało go obchodził, gdy w grę wchodziło życie lub śmierć dumy jego hodowli.
- Powinien odzyskać przytomność za dosłownie kilka minut - wyjaśnił lekarz. - Stracił przytomność na skutek niedotlenienia. To utkwiło w gardle pańskiego sługi - lekarz podał szlachcicowi obśliniony, krowi dzwonek. Baronet przez chwilę tempo patrzył w przedmiot, a następnie zmełł w ustach kilka przekleństw, po czym jeszcze kilka wykrzyczał na całe gardło, gdy prawda dotarła do niego w całej swej mocy.
- Mruczek! - wychrypiał - Tym razem przesadziłeś! Zastrzelę! Zastrzelę jak psa! - zawył, wyrywając z kabury pistolet jedną ręką, a drugą spychając z drogi weterynarza, ruszył ku drzwiom sali operacyjnej. Nie zdążył się tam dostać, nim huk dobywający się z za ściany oznajmił światu, że Mruczek odzyskał już przytomność, zdołał uwolnić się z krępujących go pasów i słysząc tą krótką, acz treściwą wymianę zdań postanowił się ulotnić dodatkowym wyjściem, które powstało, gdy wypróbował parę wyuczonych w wojsku chwytów na cienkiej, ceglanej ścianie. Gdy Herman wdarł się do Sali operacyjnej postać voroksa nikła już w ciemnościach nocy.
z humorem
niezła fabuła hoc troche krotka napisz ciag dalszy przygod voroksa ta nazwa cos mi mowi choc nie moge sobie przypomniec pisz tak dalej a na pewno bede to czytal mocne 8
wrażenia
Bardzo zabawne i jak zwykle na poziomie, podoba mi się twój typ głównego bohatera - ciekawe stworzenie, pełne pierwotnych instynktów ale nie pozbawione inteligencji (zapewne z jakiegoś rpg - proszę wybaczyć moją ignorancję) i poczucia humoru, mocne 7.