Niesamowicie cenię sobie pana twórczość, panie Altramertes, jednakże zaczynam odnosić wrażenie, iż mimo niezwykłego bogactwa językowego zaczyna się pan nieco powtarzać. Chyba że z wyrażenia „alabastrowe pośladki" chce pan uczynić swój znak rozpoznawczy, obecny w każdym kolejnym dziele pańskiej twórczości. Niemniej jestem skłonna wybaczyć wszelkie niedociągnięcia za tak osobliwe smaczki jak „blask żeliwnych pośladków", „jedwabne, koronkowe stringi moro do walki w trudnych warunkach, ręcznie wydziergane przez Mikasę", „otoczył jego szyję naszyjnikiem z mlecznobiałych pereł pełnych jego miłości" czy chociażby uroczo brzmiący „kapuśniaczek miłości". Zachwyciły mnie także odniesienia do szlagierów fantastyki, takich jak Władca Pierścieni czy... Cthulhu, o ile dobrze zgaduję?
Jednak czuję się nieco zawiedziona końcówką. Uważam, że akcja w ostatnim akapicie zbytnio przyspieszyła, co zaburzyło starannie budowane napięcie, a i samo zakończenie nastąpiło stanowczo zbyt szybko.
Dzieło godne poprzednika.
Niesamowicie cenię sobie pana twórczość, panie Altramertes, jednakże zaczynam odnosić wrażenie, iż mimo niezwykłego bogactwa językowego zaczyna się pan nieco powtarzać. Chyba że z wyrażenia „alabastrowe pośladki" chce pan uczynić swój znak rozpoznawczy, obecny w każdym kolejnym dziele pańskiej twórczości. Niemniej jestem skłonna wybaczyć wszelkie niedociągnięcia za tak osobliwe smaczki jak „blask żeliwnych pośladków", „jedwabne, koronkowe stringi moro do walki w trudnych warunkach, ręcznie wydziergane przez Mikasę", „otoczył jego szyję naszyjnikiem z mlecznobiałych pereł pełnych jego miłości" czy chociażby uroczo brzmiący „kapuśniaczek miłości". Zachwyciły mnie także odniesienia do szlagierów fantastyki, takich jak Władca Pierścieni czy... Cthulhu, o ile dobrze zgaduję?
Jednak czuję się nieco zawiedziona końcówką. Uważam, że akcja w ostatnim akapicie zbytnio przyspieszyła, co zaburzyło starannie budowane napięcie, a i samo zakończenie nastąpiło stanowczo zbyt szybko.