Wulgaryzmy, jako słowa języka polskiego są uznawane leksyklanie, mogą o tym świadczyć słowniki jak np. "Słownik polskich przekleństw i wulgaryzmów" (Grochowski Maciej) oraz inne.
Inna sprawa, że po prostu jak w japońskim, tak i w polskim należy "umieć się nimi posługiwać", to jest nie nadużywać i dostosować ich moc do słuchających (bar vs. sala lekcyjna).
Modest : 2011-11-17 22:00:06 Narzędzie
Wulgaryzmy, jak moja przedmówczyni (MadaMag) zauważyła, są słowami jak każde inne. Ja osobiście uważam że słowa to po prostu narzędzia. Narzędzia służące nam do komunikacji. I tak jak młotek i piła służy nam w stolarni tak słowa służą nam w rozmowach. Po prostu gdy mamy wbić gwóźdź to używamy młotka, a nie sięgamy po piłę czy papier ścierny. To samo się tyczy używania przekleństw - nie należy robić wokół nich jakiegoś zamieszania (czy to negatywnego czy pozytywnego) tak jak nie robi się zamieszana przy tym że ktoś bierze rzeczony młotek do ręki gdy wymaga tego sytuacja. Gdy ktoś używa przekleństw jako przerywnika to trochę tak jakby stolarz chciał wykonać komodę przy użyciu samych desek i młotka... Wynik jest okropny zarówno w jednym jak i drugim przypadku...
Poza tym przekleństwa mają bardzo ważne znaczenie w rozładowywaniu zbierających się emocji. I nie chodzi mi o sytuacje że gdy ktoś się z kimś kłóci to gdy zwyzywa tą drugą osobę to się poczuje lepiej (chociaż tak jest oczywiście), ale o problem bardziej złożony. Otóż pracuję z ludźmi upośledzonymi - głównie intelektualnie. Powszechnie niestety panuje opinia, że takie osoby są tak niezwykle dobre, nieskażone "złem" i w ogóle "czyste" moralnie, iż bardzo często rodzice wpajają im "11 Przykazanie Boga" - NIE PRZEKLINAJ! (a czasami, o zgrozo, wręcz unikają tak bardzo przekleństw i ich tematu że dziecko takie nie ma bladego pojęcia o ich istnieniu). Jakie są tego efekty w praktyce? Przede wszystkim takie, że gdy dziecko ma gorszy dzień, coś złego się stanie lub po prostu zdenerwuje się bardzo na coś, to zamiast przekląć i uwolnić napięcie które się w nim zgromadziło tłumi wszystko w sobie. Ale ile można tłumić? W końcu nie wytrzymuje i... No właśnie, i co? Albo zaciska pięść i wali nią w ścianę krzywdząc siebie, albo uderza nią kogoś innego, albo zaczyna wydawać z siebie dziwne dźwięki które są typowe dla zwierząt a nie dla ludzi - ludzie posługują się wszak mową. Taki rodzic osiąga zupełnie inny cel - pragnie by jego dziecko jak najbardziej umiało znaleźć się w społeczeństwie, podczas gdy sam wytwarza pewne bariery... Aby człowiek mógł posługiwać się dobrze przekleństwami to, jak dziwnie by to nie brzmiało, należy go uczyć jak to czynić, zamiast udawać że nie istnieją lub dotyczą tylko "złych" ludzi. Ja osobiście nie boję się moich podopiecznych uczyć przekleństw oraz tego kiedy można a kiedy nie należy. Jak do tej pory muszę stwierdzić że osoby niepełnosprawne intelektualne nauczone pewnych zasad stosowania wulgaryzmów zachowują się DUUUUUŻO lepiej niż osoby rozwijające się w normie a nie znających tych zasad. Innymi słowy przekleństwa słyszę tylko wtedy gdy naprawdę stanie się im coś złego lub krzywdzącego - nigdy bez powodów. Tak więc mój skromny apel do rodziców, nauczycieli, opiekunów oraz starszych braci i sióstr - uczcie dzieci kiedy i jak można przeklinać, a kiedy absolutnie nie należy tego robić. Ale tutaj jeszcze uwaga - mózg dorosłego człowieka potrafi połączyć przeklinanie z poprawą nastroju (rozładowaniem napięcia), dziecięcy zaś nie umie tego zrobić. Dlatego częste przeklinanie przez dzieci poniżej wieku w którym kształtuje się ta umiejętność (niestety nie pamiętam wieku w jakim się kształtuje) prowadzi po prostu do jej nie wykształcenia... Tak więc należy ze wszystkim uważać... Nadmiar jest równie groźny jak niedomiar...
Ja-k : 2011-12-22 11:04:20 Brakuje mi...
Brakuje mi w tym artykule pytania i odpowiedzi typu "no to co w takim razie uznawane jest za wulgaryzm a co jest zwykłym słowem, które nie pasuje pewnej części osób". Jak wiadomo wszem i wobec, są ludzie i ludziska, jednym dane słowo kompletnie nie przeszkadza, innym z kolei nawet najcieńsza aluzja kojarzy się z czymś o wiele bardziej wulgarnym. Tak więc... czy jest jakaś norma mówiąca o tym co jest wulgaryzmem a co nie? Jak można dotrzeć do tych nieuświadomionych osób i raz na zawsze wyjaśnić im, że słowo uznawane przez nich za wulgaryzm jest tak naprawdę słowem powszechnie używanym w danym języku?
Osobiście uważam, że słowa uznawane za wulgaryzmy są częścią języka, nieważne czy jest to slang, gwara, podwórkowa łacina czy tym podobne pochodne. Dobrym przykładem jest uderzenie się młotkiem w palec... swój ból można tu przedstawić na wiele sposobów (w naszym kraju). Najczęściej używane jest u nas "k***a!", które to słowo jest sławne na całym świecie. W internecie można znaleźć całkiem ciekawy "wykład" na temat tego słowa i patrząc na to z tej strony... faktycznie, to wcale nie jest aż takie złe. Jedno słowo a zastępuje tysiące innych.
Problemem wulgaryzmów jest nadużywanie ich bez konkretnego powodu. Słowa te wbiły się niektórym ludziom tak głęboko w ich słownictwo, że zostały przez nich uznane za zwyczajne słowa używane na co dzień. I właśnie to jest problemem, nie same wulgaryzmy, które powinny pełnić rolę wyrażania emocji.
To też słowa
Wulgaryzmy, jako słowa języka polskiego są uznawane leksyklanie, mogą o tym świadczyć słowniki jak np. "Słownik polskich przekleństw i wulgaryzmów" (Grochowski Maciej) oraz inne.
Inna sprawa, że po prostu jak w japońskim, tak i w polskim należy "umieć się nimi posługiwać", to jest nie nadużywać i dostosować ich moc do słuchających (bar vs. sala lekcyjna).
Narzędzie
Wulgaryzmy, jak moja przedmówczyni (MadaMag) zauważyła, są słowami jak każde inne. Ja osobiście uważam że słowa to po prostu narzędzia. Narzędzia służące nam do komunikacji. I tak jak młotek i piła służy nam w stolarni tak słowa służą nam w rozmowach. Po prostu gdy mamy wbić gwóźdź to używamy młotka, a nie sięgamy po piłę czy papier ścierny. To samo się tyczy używania przekleństw - nie należy robić wokół nich jakiegoś zamieszania (czy to negatywnego czy pozytywnego) tak jak nie robi się zamieszana przy tym że ktoś bierze rzeczony młotek do ręki gdy wymaga tego sytuacja. Gdy ktoś używa przekleństw jako przerywnika to trochę tak jakby stolarz chciał wykonać komodę przy użyciu samych desek i młotka... Wynik jest okropny zarówno w jednym jak i drugim przypadku...
Poza tym przekleństwa mają bardzo ważne znaczenie w rozładowywaniu zbierających się emocji. I nie chodzi mi o sytuacje że gdy ktoś się z kimś kłóci to gdy zwyzywa tą drugą osobę to się poczuje lepiej (chociaż tak jest oczywiście), ale o problem bardziej złożony. Otóż pracuję z ludźmi upośledzonymi - głównie intelektualnie. Powszechnie niestety panuje opinia, że takie osoby są tak niezwykle dobre, nieskażone "złem" i w ogóle "czyste" moralnie, iż bardzo często rodzice wpajają im "11 Przykazanie Boga" - NIE PRZEKLINAJ! (a czasami, o zgrozo, wręcz unikają tak bardzo przekleństw i ich tematu że dziecko takie nie ma bladego pojęcia o ich istnieniu). Jakie są tego efekty w praktyce? Przede wszystkim takie, że gdy dziecko ma gorszy dzień, coś złego się stanie lub po prostu zdenerwuje się bardzo na coś, to zamiast przekląć i uwolnić napięcie które się w nim zgromadziło tłumi wszystko w sobie. Ale ile można tłumić? W końcu nie wytrzymuje i... No właśnie, i co? Albo zaciska pięść i wali nią w ścianę krzywdząc siebie, albo uderza nią kogoś innego, albo zaczyna wydawać z siebie dziwne dźwięki które są typowe dla zwierząt a nie dla ludzi - ludzie posługują się wszak mową. Taki rodzic osiąga zupełnie inny cel - pragnie by jego dziecko jak najbardziej umiało znaleźć się w społeczeństwie, podczas gdy sam wytwarza pewne bariery... Aby człowiek mógł posługiwać się dobrze przekleństwami to, jak dziwnie by to nie brzmiało, należy go uczyć jak to czynić, zamiast udawać że nie istnieją lub dotyczą tylko "złych" ludzi. Ja osobiście nie boję się moich podopiecznych uczyć przekleństw oraz tego kiedy można a kiedy nie należy. Jak do tej pory muszę stwierdzić że osoby niepełnosprawne intelektualne nauczone pewnych zasad stosowania wulgaryzmów zachowują się DUUUUUŻO lepiej niż osoby rozwijające się w normie a nie znających tych zasad. Innymi słowy przekleństwa słyszę tylko wtedy gdy naprawdę stanie się im coś złego lub krzywdzącego - nigdy bez powodów. Tak więc mój skromny apel do rodziców, nauczycieli, opiekunów oraz starszych braci i sióstr - uczcie dzieci kiedy i jak można przeklinać, a kiedy absolutnie nie należy tego robić. Ale tutaj jeszcze uwaga - mózg dorosłego człowieka potrafi połączyć przeklinanie z poprawą nastroju (rozładowaniem napięcia), dziecięcy zaś nie umie tego zrobić. Dlatego częste przeklinanie przez dzieci poniżej wieku w którym kształtuje się ta umiejętność (niestety nie pamiętam wieku w jakim się kształtuje) prowadzi po prostu do jej nie wykształcenia... Tak więc należy ze wszystkim uważać... Nadmiar jest równie groźny jak niedomiar...
Brakuje mi...
Brakuje mi w tym artykule pytania i odpowiedzi typu "no to co w takim razie uznawane jest za wulgaryzm a co jest zwykłym słowem, które nie pasuje pewnej części osób". Jak wiadomo wszem i wobec, są ludzie i ludziska, jednym dane słowo kompletnie nie przeszkadza, innym z kolei nawet najcieńsza aluzja kojarzy się z czymś o wiele bardziej wulgarnym. Tak więc... czy jest jakaś norma mówiąca o tym co jest wulgaryzmem a co nie? Jak można dotrzeć do tych nieuświadomionych osób i raz na zawsze wyjaśnić im, że słowo uznawane przez nich za wulgaryzm jest tak naprawdę słowem powszechnie używanym w danym języku?
Osobiście uważam, że słowa uznawane za wulgaryzmy są częścią języka, nieważne czy jest to slang, gwara, podwórkowa łacina czy tym podobne pochodne. Dobrym przykładem jest uderzenie się młotkiem w palec... swój ból można tu przedstawić na wiele sposobów (w naszym kraju). Najczęściej używane jest u nas "k***a!", które to słowo jest sławne na całym świecie. W internecie można znaleźć całkiem ciekawy "wykład" na temat tego słowa i patrząc na to z tej strony... faktycznie, to wcale nie jest aż takie złe. Jedno słowo a zastępuje tysiące innych.
Problemem wulgaryzmów jest nadużywanie ich bez konkretnego powodu. Słowa te wbiły się niektórym ludziom tak głęboko w ich słownictwo, że zostały przez nich uznane za zwyczajne słowa używane na co dzień. I właśnie to jest problemem, nie same wulgaryzmy, które powinny pełnić rolę wyrażania emocji.