Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Kultura przeklinania

Autor:Michał "Aver" Talik
Korekta:IKa
Kategorie:Społeczeństwo, Inne
Dodany:2011-11-12 01:02:13
Aktualizowany:2011-11-12 01:07:13

Dodaj do: Wykop Wykop.pl


Bardzo często spotyka się opinię, że wszelakie wulgaryzmy są przejawem braku kultury, złego wychowania, czy nawet pewnego rodzaju upośledzenia lingwistycznego. Bardzo popularna jest nawet teoria twierdząca, iż powstaniu przekleństw winni są ludzie wychowani na wsi i że częste korzystanie z nich jest głównie ich cechą charakterystyczną. Wiele osób jest zdania, że wulgaryzmy są czymś jednoznacznie złym i zbędnym, dlatego nie należy się do nich zniżać, a wręcz powinno się je wyplenić z języka polskiego niczym chwasty z ogrodu. Czasem, w ramach kompromisu, stwierdza się, iż przekleństw można używać jedynie w samotności, gdy nikt nas nie może usłyszeć, dzięki czemu będziemy gorszyć jedynie siebie. Lecz czy faktycznie są one takie złe i zbędne jak się je maluje?

Aby odpowiedzieć na to pytanie, zastanówmy się najpierw dlaczego przekleństwa istnieją praktycznie w każdym języku i dlaczego nie zanikają nawet po upływie tysięcy lat. Skoro powstały one w tak wielu różnych językach i tak różnorodnych kręgach kulturowych i do tego trwają one nieprzerwanie do dnia dzisiejszego to możemy założyć, że zaczęto je używać w jakimś celu. Skoro wypowiadamy je w jakimś celu, czyli liczymy i oczekujemy że odniosą jakiś zamierzony przez nas efekt, to znaczy, iż pełnią one jakąś funkcję w komunikacji interpersonalnej, a co za tym idzie są również częścią języka na dobre, czy na złe.

Jakie zatem funkcje mogłyby pełnić przekleństwa? Na początku najprawdopodobniej były one kolejnym rodzajem oręża. Osoba będąca celem obelg miała być rażona słowami, raniona jakby otrzymywała razy biczem lub nawet mieczem. Bardzo możliwe, że to właśnie w ten sposób powstało wyrażenie: być urażonym, czyli być zranionym, być osobą która otrzymała razy. Taka teoria tłumaczyłaby również dlaczego to mężczyźni częściej sięgają po wulgaryzmy. Walka jest domeną mężczyzn, a siła oraz różnego rodzaju oręż mogą ją w znaczny sposób ułatwić. Ataki za pomocą obelg mogą być co prawda bardzo niepozorne, lecz agresja mentalna jest równie niebezpieczna co agresja fizyczna. Jak również wiadomo, najlepszą obroną jest atak, dlatego bardzo możliwe, że wulgaryzmy mogły być skuteczną metodą samoobrony. Kobiety według stereotypu, są osobami grzecznymi, uległymi i kruchymi przez co na kobiety wulgarne wywierana jest silniejsza presja ze strony społeczeństwa.

Kiedyś przekleństwa, jak sama nazwa mówi, mogły pełnić funkcję magiczną. Przeklinać kogoś, czyli rzucać na niego klątwę. Biorąc pod uwagę ilość czarownic i okultystów których poddano procesom i spalono na stosie w średniowieczu, można stwierdzić, że magia i klątwy nie były czymś co dało się łatwo ignorować w tamtych czasach.

Inną bardzo ważną funkcją wulgaryzmów jest uzewnętrznianie swoich emocji. Słowa te noszą duży ładunek emocjonalny (najczęściej negatywny, ale mogą one podkreślać również radość, ekscytację, czy zdziwienie mówiącego) dzięki czemu pozwalają w skuteczny i bezpieczny sposób rozładować napięcie. Bo zdecydowanie lepiej jest wyrzucić z siebie co sił w płucach kilka ostrych przekleństw niż wyładowywać fizycznie naszą frustrację na znajdujących się w naszym otoczeniu przedmiotach, czy jeszcze gorzej - osobach. Obelga, słowo pochodzące od czasownika „obelżyć”, które miało znaczenie: „zmniejszyć”; „załagodzić”; „ulżyć” dopiero w XVI w nabrało znaczenia: „znieważyć”; „zhańbić”1. Mamy więc do czynienia ze słowami mającymi na celu nie tylko zniewagę rozmówcy, ale również przynoszącymi ulgę mówiącemu. Wagę uzewnętrzniania naszych emocji podkreśla na przykład Michelle Larivey2 nazywając zachowania mające na celu stłumienie własnych odczuć „upośledzeniem” emocjonalnym. Pisze, że możemy wyprzeć emocje z naszej świadomości, ale nie oznacza to iż one znikają. Wręcz przeciwnie, powracają one w zmienionej postaci, do tego ze wzmocnioną siłą. Takie zachowania mogą prowadzić do stanów niepokoju, stanów lękowych, poczucia winy, depresji, fobii, wyczerpania nerwowego, czy napadów paniki. Kobiety, aby przystosować się do wymagań stawianym im przez społeczeństwo, często tracą narzędzia słowne do wyrażenia swojej złości, frustracji, czy niezadowolenia co może prowadzić do depresji.

Mówiąc o wulgaryzmach i ich funkcjach w komunikacji, warto byłoby również zastanowić się czym one w ogóle są. Skąd wiemy, że dane słowo jest przekleństwem? Co sprawia, że wywołują one często tak silne reakcje otoczenia, czyli czym wyróżniają się na tle innych słów? Gdyby przyjrzeć się ich budowie, możemy zauważyć, że tak naprawdę nie różnią się niczym szczególnym od zwykłych słów. Oznacza to, że osoba nie znająca danego języka, słysząc lub czytając przekleństwo bez podanego kontekstu sytuacyjno-emocjonalnego nie jest wstanie stwierdzić czy jest to wulgaryzm. O tym czy dany wyraz jest wulgarny tak naprawdę decyduje reakcja osób je słyszących, czyli mówiąc ściślej wulgaryzmy są to wyrazy, które mają spełnić którąś z funkcji, które chcę przybliżyć w tej pracy, i ją spełniają. Dlatego słowo „kiep” które kiedyś miało wulgarny wydźwięk, dziś jest kojarzone co najwyżej z niedopałkiem papierosa. Oznacza to, że każde słowo może stać się wulgaryzmem w zależności od tego jak zostanie użyte, oraz że wyrazy uznawane dziś za wyrażenia ordynarne, w przyszłości mogą ten niuans zatracić.

W języku angielskim, podobnie jak w języku polskim wulgaryzmy nawiązują do różnego rodzaju nieczystości, głównie wydzielin naszego ciała, czy do aktów seksualnych.

Sytuacja wygląda jednak trochę inaczej w przypadku języka japońskiego. Jak wynika z moich rozmów z Japończykami, w języku tym istnieją słowa takie jak np. gesu-onna, będące upodlającym określeniem kobiety, ale raczej nie słyszy się ich w życiu codziennym (występują głównie w powieściach lub filmach). Zapytani o wyrażenia jakich używają na przykład w sytuacji gdy uderzą się młotkiem w palec, wszyscy zgodnie odpowiadali: „itai!” co po przetłumaczeniu na język polski nie oznacza nic innego niż: „boli!”. Podczas kłótni często stosowanym wyrażeniem jest na przykład: „shine!” znaczące: „umieraj!” „zdychaj!” lub „obyś zdechł!”. Jak możemy zauważyć w przeciwieństwie do języka polskiego czy angielskiego, w których chcąc znieważyć drugą osobę odnosi się np. do zachowań seksualnych matki lub samego rozmówcy, które najczęściej nie mają żadnego związku ze stanem faktycznym, w języku japońskim odwołujemy się do stanów i sytuacji mających swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. Innym przykładem takiego odwołania mogą być wyrażenia „otaku” lub „kimotaku”. Słowo „otaku” jest uprzejmym określeniem na czyjeś mieszkanie, lecz może się ono również odnosić do osób, które odcinają się od społeczeństwa i nie wychodząc ze swojego domu poświęcają się swojemu hobby. Wyrażenie „kimotaku” powstało po połączeniu ze sobą słowa „otaku” z wyrażeniem „kimochiwarui” oznaczającym: „nieprzyjemny”; „odrażający”; „odpychający”. Świetnym przykładem jest wyrażenie „shimatta” pochodzące od konstrukcji gramatycznej „~te shimau” wyrażającej dokonanie jakiejś czynności i podkreślającej nasz negatywny stosunek do tego faktu. Dlatego „shimatta” wypowiedziane po wylaniu przysłowiowego mleka, oznacza coś w rodzaju: „no to narobiłem/am”.

W języku japońskim widać wyraźnie związek między stopniem grzeczności wypowiedzi a stosunkami łączącymi rozmówców. Im grzeczniejszego języka używamy, tym bardziej dystansujemy się od naszego rozmówcy. Dla przykładu słowo „ahō” znaczące: „głupiec”; „idiota”, skierowane w stronę obcej nam osoby będzie słowem obraźliwym, lecz w rejonie kansai, słowo to skierowane do osoby z którą jesteśmy w przyjacielskich stosunkach, może zostać odebrane jako komplement. Nabiera wtedy znaczenia: „zabawna/nietypowa osoba”. Sytuacja wygląda podobnie w przypadku zaimka osobowego „omae”. W stosunku na przykład do swojego szefa, słowo to będzie bardzo niekulturalne i może wywołać mocną reakcję otoczenia, lecz w komunikacji z kolegą zatraci ono swój negatywny wydźwięk i nie sprawi, że wszyscy wokoło zaczną się za nami oglądać. Również w języku polskim wulgaryzmy mogą służyć do zaznaczenia naszej zażyłości z rozmówcą. Czasownik „ubliżać”, który w XVII w nabrał znaczenia: „obrazić”; „znieważyć”, ma udokumentowane konotacje ze słowem: „bliski”3. Widzimy więc, że wulgaryzmy stają się niekulturalne gdy próbujemy skrócić znacząco dystans, wkraczając tym samym w strefę prywatną rozmówcy mimo iż nie wyraził na to wyraźniej zgody.

W tym momencie rodzi się jednak problem związany z brakiem jednoznaczności w języku japońskim. Zarówno w języku polskim jak i angielskim tworząc wulgaryzmy odwołujemy się do pewnych schematów funkcjonujących od bardzo dawna, dzięki czemu mamy pewną grupę słów, które w każdej sytuacji odebrane zostaną odebrane jako ordynarne. W języku japońskim, jak już wcześniej wspomniałem, takie wyrazy również istnieją, lecz nie są wykorzystywane w życiu codziennym. Jest za to dużo wyrażeń, które w zależności od sytuacji zmieniają swoje nacechowanie, co stwarza trochę trudności podczas przekładu z języka japońskiego. Dobrym przykładem może być dość często słyszane słowo „kuso”, które jako wyraz irytacji, czy frustracji zazwyczaj tłumaczone jest jako „cholera” lecz w sytuacji gdy skierowane jest w stronę drugiej osoby (np. „kusoyarō”) i w parze idzie ofensywna mowa ciała nabiera ono znacznie silniejszego wydźwięku.

Podczas przekładu z języka japońskiego panuje raczej tendencja do unikania wulgaryzmów. Za przykład może posłużyć serial animowany Black Lagoon emitowany na stacji Hyper. Po wielu skargach widzów na zbyt „ugrzecznione” tłumaczenie, stacja ta zdecydowała się na ponowne przełożenie dialogów, tym razem nie unikając zwrotów wulgarnych.

Widzimy zatem, że wulgaryzmy pełnią pewne funkcje nie tylko w komunikacji interpersonalnej, ale mogą również być środkiem do zarządzania własnymi emocjami. Skąd zatem tyle opinii twierdzących o zbędności tych słów w języku? Uważam, że jest to przeskoczenie z jednej skrajności w drugą. Przekleństwa wykorzystane w złym celu mogą wyrządzić wielkie szkody, lecz całkowite wyzbywanie się ich, nie zrobi co prawda krzywdy drugiej osobie, ale możemy tym samym zaszkodzić sobie. Należy również zauważyć, iż wulgaryzmy, jako narzędzie, nie są niczym złym, ale nie są również niczym dobrym. Są czymś neutralnym. Dobre lub złe może być jedynie ich zastosowanie.

_________________________________________
1 Boryś, Wiesław. 2005. Słownik etymologiczny języka polskiego. Kraków: Wydawnictwo Literackie.
2 Larivey, Michelle. 2006. Siła Emocji - Zrozumieć uczucia. Jak sobie z nimi radzić . Warszawa: Klub dla Ciebie.
3 Boryś, Wiesław. 2005. Słownik etymologiczny języka polskiego. Kraków: Wydawnictwo Literackie.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Ja-k : 2011-12-22 11:04:20
    Brakuje mi...

    Brakuje mi w tym artykule pytania i odpowiedzi typu "no to co w takim razie uznawane jest za wulgaryzm a co jest zwykłym słowem, które nie pasuje pewnej części osób". Jak wiadomo wszem i wobec, są ludzie i ludziska, jednym dane słowo kompletnie nie przeszkadza, innym z kolei nawet najcieńsza aluzja kojarzy się z czymś o wiele bardziej wulgarnym. Tak więc... czy jest jakaś norma mówiąca o tym co jest wulgaryzmem a co nie? Jak można dotrzeć do tych nieuświadomionych osób i raz na zawsze wyjaśnić im, że słowo uznawane przez nich za wulgaryzm jest tak naprawdę słowem powszechnie używanym w danym języku?

    Osobiście uważam, że słowa uznawane za wulgaryzmy są częścią języka, nieważne czy jest to slang, gwara, podwórkowa łacina czy tym podobne pochodne. Dobrym przykładem jest uderzenie się młotkiem w palec... swój ból można tu przedstawić na wiele sposobów (w naszym kraju). Najczęściej używane jest u nas "k***a!", które to słowo jest sławne na całym świecie. W internecie można znaleźć całkiem ciekawy "wykład" na temat tego słowa i patrząc na to z tej strony... faktycznie, to wcale nie jest aż takie złe. Jedno słowo a zastępuje tysiące innych.

    Problemem wulgaryzmów jest nadużywanie ich bez konkretnego powodu. Słowa te wbiły się niektórym ludziom tak głęboko w ich słownictwo, że zostały przez nich uznane za zwyczajne słowa używane na co dzień. I właśnie to jest problemem, nie same wulgaryzmy, które powinny pełnić rolę wyrażania emocji.

  • Modest : 2011-11-17 22:00:06
    Narzędzie

    Wulgaryzmy, jak moja przedmówczyni (MadaMag) zauważyła, są słowami jak każde inne. Ja osobiście uważam że słowa to po prostu narzędzia. Narzędzia służące nam do komunikacji. I tak jak młotek i piła służy nam w stolarni tak słowa służą nam w rozmowach. Po prostu gdy mamy wbić gwóźdź to używamy młotka, a nie sięgamy po piłę czy papier ścierny. To samo się tyczy używania przekleństw - nie należy robić wokół nich jakiegoś zamieszania (czy to negatywnego czy pozytywnego) tak jak nie robi się zamieszana przy tym że ktoś bierze rzeczony młotek do ręki gdy wymaga tego sytuacja. Gdy ktoś używa przekleństw jako przerywnika to trochę tak jakby stolarz chciał wykonać komodę przy użyciu samych desek i młotka... Wynik jest okropny zarówno w jednym jak i drugim przypadku...

    Poza tym przekleństwa mają bardzo ważne znaczenie w rozładowywaniu zbierających się emocji. I nie chodzi mi o sytuacje że gdy ktoś się z kimś kłóci to gdy zwyzywa tą drugą osobę to się poczuje lepiej (chociaż tak jest oczywiście), ale o problem bardziej złożony. Otóż pracuję z ludźmi upośledzonymi - głównie intelektualnie. Powszechnie niestety panuje opinia, że takie osoby są tak niezwykle dobre, nieskażone "złem" i w ogóle "czyste" moralnie, iż bardzo często rodzice wpajają im "11 Przykazanie Boga" - NIE PRZEKLINAJ! (a czasami, o zgrozo, wręcz unikają tak bardzo przekleństw i ich tematu że dziecko takie nie ma bladego pojęcia o ich istnieniu). Jakie są tego efekty w praktyce? Przede wszystkim takie, że gdy dziecko ma gorszy dzień, coś złego się stanie lub po prostu zdenerwuje się bardzo na coś, to zamiast przekląć i uwolnić napięcie które się w nim zgromadziło tłumi wszystko w sobie. Ale ile można tłumić? W końcu nie wytrzymuje i... No właśnie, i co? Albo zaciska pięść i wali nią w ścianę krzywdząc siebie, albo uderza nią kogoś innego, albo zaczyna wydawać z siebie dziwne dźwięki które są typowe dla zwierząt a nie dla ludzi - ludzie posługują się wszak mową. Taki rodzic osiąga zupełnie inny cel - pragnie by jego dziecko jak najbardziej umiało znaleźć się w społeczeństwie, podczas gdy sam wytwarza pewne bariery... Aby człowiek mógł posługiwać się dobrze przekleństwami to, jak dziwnie by to nie brzmiało, należy go uczyć jak to czynić, zamiast udawać że nie istnieją lub dotyczą tylko "złych" ludzi. Ja osobiście nie boję się moich podopiecznych uczyć przekleństw oraz tego kiedy można a kiedy nie należy. Jak do tej pory muszę stwierdzić że osoby niepełnosprawne intelektualne nauczone pewnych zasad stosowania wulgaryzmów zachowują się DUUUUUŻO lepiej niż osoby rozwijające się w normie a nie znających tych zasad. Innymi słowy przekleństwa słyszę tylko wtedy gdy naprawdę stanie się im coś złego lub krzywdzącego - nigdy bez powodów. Tak więc mój skromny apel do rodziców, nauczycieli, opiekunów oraz starszych braci i sióstr - uczcie dzieci kiedy i jak można przeklinać, a kiedy absolutnie nie należy tego robić. Ale tutaj jeszcze uwaga - mózg dorosłego człowieka potrafi połączyć przeklinanie z poprawą nastroju (rozładowaniem napięcia), dziecięcy zaś nie umie tego zrobić. Dlatego częste przeklinanie przez dzieci poniżej wieku w którym kształtuje się ta umiejętność (niestety nie pamiętam wieku w jakim się kształtuje) prowadzi po prostu do jej nie wykształcenia... Tak więc należy ze wszystkim uważać... Nadmiar jest równie groźny jak niedomiar...

  • MadaMag : 2011-11-13 22:52:38
    To też słowa

    Wulgaryzmy, jako słowa języka polskiego są uznawane leksyklanie, mogą o tym świadczyć słowniki jak np. "Słownik polskich przekleństw i wulgaryzmów" (Grochowski Maciej) oraz inne.

    Inna sprawa, że po prostu jak w japońskim, tak i w polskim należy "umieć się nimi posługiwać", to jest nie nadużywać i dostosować ich moc do słuchających (bar vs. sala lekcyjna).

  • Skomentuj