Komentarze
Rola recenzji
- [bez tytułu] : aotoge : 2012-01-25 02:02:34
- [bez tytułu] : aotoge : 2012-01-25 02:06:18
- [bez tytułu] : Diablo : 2012-01-25 08:55:54
- [bez tytułu] : Sezonowy : 2012-01-25 15:39:17
- [bez tytułu] : Ryuki : 2012-01-25 23:35:08
- Straszny bełkot : Slova : 2012-01-26 11:24:14
- recenzja, ocena, rodzaj : Damek : 2012-01-29 12:18:28
- [bez tytułu] : buuuu : 2012-01-31 20:57:08
- RE: : IKa : 2012-02-01 16:36:37
- [bez tytułu] : Costly : 2012-02-08 10:07:54
- [bez tytułu] : Diablo : 2012-02-08 12:45:06
- [bez tytułu] : Costly : 2012-02-08 23:30:54
- [bez tytułu] : Diablo : 2012-02-09 08:52:11
- patos... : Nina-Lazur : 2012-03-23 12:43:40
- [bez tytułu] : czytelnik : 2012-04-06 02:16:45
Odpowiednio napisana, ma potencjał by przemienić się w coś równie znaczącego jak to, co opisuje. Recenzja napisana plastycznie, (...) może w niczym nie ustępować jakością opisywanemu produktowi, a czasem nawet go przewyższyć.
Recenzja nigdy nie powinna być oceniena w tej samej skali jak to, co opisuje. Nie ta kategoria wagowa, nie ten gatunek, nie ta funkcja przede wszystkim.
Recenzja, poza spełnieniem swojej podstawowej roli informacyjnej i zachęceniu bądź też zniechęceniu do danego produktu (...)
Rolę informacyjną zostawiłabym zwykłym opisom filmu/płyty/książki. Ważniejszą funkcją recenzji wydaje się być stworzenie punktu odniesienia dla odbiorcy, który może pomóc w zbudowaniu jego opinii na temat poznanej treści, na zasadzie zgody/niezgody (polemiki). Nie mówię przez to, że odbiorca nie jest zdolny sam wykształcić swojego zdania, ale że często może być ono bardziej wnikliwe, właśnie po spotkaniu z recenzją.
Co do zachęcania/zniechęcania do produktu - nie uznaję czytania recenzji przed zapoznaniem się z przedmiotem takiej oceny. Nie wiem, jak z tym jest u innych, ale ja zauważyłam, że wcześniejsze poznawanie czyjejś analizy zakłóca moją własną. Powiedzmy, że patrzę wtedy podejrzliwie na mój własny gust.
(...)próba dostosowania się do potencjalnego kręgu odbiorców. Myślę, że inaczej należy napisać dobry tekst dla miłośnika muzyki klasycznej, a inaczej dla miłośnika gier komputerowych, bądź japońskich anime. Wiele zależy również od specyfiki konkretnie opisywanej opery czy też gry. W zależności od dynamiki i stopnia powagi poszczególnych elementów można, w moim mniemaniu, pozwolić sobie na mniej lub więcej luzu i humoru w czasie pisania.
Nie bardzo rozumiem sens takiego podejścia. Czym dokładnie znacząco miałaby się różnić recenzja anime od płyty z muzyką klasyczną poza tematem i terminologią? Czym może różnić się modelowy odbiorca tych dwóch dziedzin, że dobry tekst dla niego jest inny, od dobrego tekstu dla drugiego?
Nie przywiązywałabym się też szczególnie do nagradzania "stopnia powagi" specjalną formą: jeśli opowieść w założeniu dramatyczna wykonanie ma - chcąco/niechcąco - komediowe utrzymywanie na siłę poważnego tonu wywodu zabrzmi po prostu fałszywie.
Uważam, że autor/autorka recenzji powinni przelewając w tworzony przez siebie tekst swoje zaangażowanie i pasje (oczywiście w przypadku produktów wartościowych)
O tym, czy dany obiekt jest wartościowy oraz ile zaangażowania włoży się w jego ocenę, decyduje chyba recenzent, nie autorka powyższych wytycznych? ;)
(...)tworzyć swego rodzaju reklamę i świadectwo zachęcające ludzi do sięgania po rozrywki, które dają coś więcej niż tylko ulotną chwilę przyjemności. Recenzja powinna stać się swego rodzaju pierwszą linią frontu walki o odbiorcę czy to filmu, czy też książki. Winna być swoistą latarnią morską wskazującą na to, co wartościowe, zachęcać do czytania i rozwijania samych siebie. W moim mniemaniu recenzja ma być dziś czymś więcej niż tylko oceną. Powinna być świadectwem, quasi pomnikiem ze słów, preludium mającym wciągnąć odbiorcę w wir prezentowanych przez siebie jakości. będąc też swoistą zachętą do tego by kontynuował on swoje poszukiwania i drążył interesującą go tematykę jeszcze głębiej. Recenzja może łatwo przerodzić w ten pierwszy, nieśmiały jeszcze jeszcze łyk nieznanego, ale kuszącego powietrza, obiecującego coś inspirującego i wartościowego dla duszy i umysłu. Recenzent, dajmy na to książki, nigdy nie może być w stu procentach pewny, czy jego słowa nie staną się pierwszym przysłowiowym kamykiem, który wywoła lawinę, która porwie jego odbiorcę w świat literatury. Tak jak kiedyś witraże i obrazy miały być dla niepiśmiennych ludzi wskazówkami i przewodnikami po Biblii, tak dziś recenzja powinna być takim przewodnikiem dla zagonionych w życiu codziennym ludzi, który pokaże im być może nową jakość w ich życiu i nauczy cieszyć się także innymi, nieco wyższymi wartościami niż kolejny mecz czy koncert w telewizji.
Nie, nie, nie i nie. Jezus Maria i ponownie: nie.
Przede wszystkim, fargment ten zawiera taką ilość napuszonych, wielkich słów i koncepcji, że zamykam się w sobie i boję się wyjrzeć. Mam alergię na patos, proszę wybaczyć, a tego nagromadziło się tutaj za dużo, żebym mogła zignorować.
Po pierwsze, zdecydowanie przeceniona została w tym akapicie rola recenzji. Pierwsza linia frontu, latarnia, kamyk powodujący lawinę, świadectwo, pomnik ze słów (!), łyk powietrza. Pomijając znikomą wartość takich odniesień w praktyce, recenzja naprawdę może, powinna być jedynie częścią składową tego, co buduje w odbiorcy zdolność do wyrabiania własnej opinii, analizowania, co tworzy z niego najlepszego dla niego samego Recenzenta, bo doświadczonego i osłuchanego ze sobą. Prościej mówiąc: więcej pożytku dla rozwoju intelektualnego człowieka mają jego własne potyczki przemyśleniowe, niż misyjne czytanie misyjnych recenzji.
Tak jak kiedyś witraże i obrazy miały być dla niepiśmiennych ludzi wskazówkami i przewodnikami po Biblii, tak dziś recenzja powinna być takim przewodnikiem dla zagonionych w życiu codziennym ludzi, który pokaże im być może nową jakość w ich życiu i nauczy cieszyć się także innymi, nieco wyższymi wartościami niż kolejny mecz czy koncert w telewizji.
Takie fast-oświecenie na 2000 znaków (czy ile tam ma przeciętna recenzja)? Nie ufam błyskawicznym oświeceniom, odlatują chwilę po przybyciu.
Dalszą szczegółową analizę odpuszczę, gdyż nie chcę mieszać w tak osobistych i emocjonalnych poglądach, jakie dalej przedstawiono, zatrzymam się tylko na dwóch fragmentach.
To właśnie recenzent jest z reguły pierwszym filtrem, swego rodzaju murem zaporowym zatrzymującym, lub choć próbującym zatrzymać, śmieci i trucizny, a przepuszczającym to co piękne i odświeżające. To właśnie recenzent przyjmuje na siebie pierwszy ewentualny cios tak, by zaoszczędzić go potem pozostałym odbiorcom danego produktu.
Podobnie jak istnieją znaki drogowe i dźwiękowe ostrzegające przed różnego rodzaju niebezpieczeństwami, tak też powinny nadal istnieć recenzje i recenzenci - by móc ostrzegać swoich czytelników przed tym co złe i wskazywać im to co według nich dobre. I choć nasza rola drogowskazów jest niejednokrotnie ciężka i niewdzięczna, to uważam, że nadal powinniśmy tkwić na naszym posterunku.
Recenzencie, mniej misyjności, proszę! Od nawracania są inne miejsca i wykwalifikowane do tego służby. Mniej uwznioślenia rzemiosła, bo nie edukacji estetycznej potrzebuje czytelnik recenzji. Proszę pozwolić gustowi odbiorcy poranić się na szmirze, żebyjego tenże gust mógł dorosnąć.
---
Trzykrotnie pojawiła się fraza "w dzisiejszych czasach". Drażniące przy tej objętości tekstu.
Mimo mojej krytycznej oceny tekstu chcę zaznaczyć, że zostawiam tu ślad po sobie dlatego właśnie, że tekst mnie - w jakiś sposób - poruszył, a o tym jednak mówiła autorka. :)
Jej, najmocniej przepraszam Autora tekstu za pomylenie jego płci. Nie wiem czemu uparłam się, że Diablo to kobieta, przecież nawet nick mnie nie podpuszcza ku temu. :D
Naprawdę przepraszam. Gapiostwo.
Prawdopodobnie to kwestia dużej emocjonalności mojego tekstu, co kojarzyło ci się z kobietą:). Wpadkę wybaczam i dziękuję za komentarz;).
Dla mnie jako czytelnika, rola recenzji ma dwa aspekty. Pierwszym i najważniejszym jest znalezienie wskazówek pozwalających wyrobić sobie zdanie na temat tego, czy powinienem film obejrzeć, czy też nie. Taka postawa bierze się u mnie nie z lenistwa, a z pragmatyzmu: zbyt wiele kolorowego chłamu trafia na rynek, bym w ciemno marnował czas i pieniądze na produkcje, o których później będę chciał jak najszybciej zapomnieć. Tu zaznaczam, że nigdy nie opieram się na jednej tylko recenzji i zwykłem sprawdzać tytuł u kilku źródeł, dopiero wtedy podejmując decyzję. Dlatego bardzo cenię sobie witrynę Rotten Tomatoes w przypadku filmów fabularnych (przepadam za czytaniem opinii krytyków, którzy mają zdanie odmienne niż większość ich kolegów po fachu) oraz recenzje alternatywne w Tanuki, w przypadku anime (szkoda, że na większości witryn dla animaniaków nie znajdziemy recenzji, a jedynie skąpe, kilkuzdaniowe opisy).
Drugiem aspektem, nie tak istotnym, ale o wiele ciekawszym, jest poszukiwanie w recenzjach innego spojrzenia na film, który już obejrzałem. Przepadam za tymi, które są w stanie zwrócić uwagę na niuanse, jakie umknęły mi w trakcie seansu, podają informacje dotyczące twórców czy procesu produkcji albo zawierają odniesienia do innych tytułów. Dzięki nim moja wiedza staje się bardziej przekrojowa, a satysfakcja z obejrzenia filmu - większa.
Natomiast dla mnie jako recenzenta-amatora, piszącego rzadko i z doskoku, recenzja to wyłącznie okazja do podzielenia się przemyśleniami i wrażeniami na temat tej części popkultury, który mnie interesuje. Jestem daleki od mesjanistycznej wizji recenzenta piszącego dla dobra własnego, Dziesiątej Muzy czy ludzkości. Niewykluczone, że gdybym w swoim środowisku miał przyjaciół dzielących ze mną animowaną pasję, wtedy potrzebę wygadania się na temat tego, co obejrzałem, realizowałbym przy piwie, w ulubionym barze. To właśnie uważam za największą wartość recenzji jako takiej: możliwość obszernego, popartego argumentami przedstawienia własnych poglądów ludziom, którzy prawdziwie interesują się tym, co i czym piszę, z którymi łączą mnie wspólne pasje i zainteresowania.
Od razu zaznaczam, że nie mam nic do artykułu, po prostu mi z nim nie po drodze.
Bardzo zabawny artykuł. Taki wykwintnie wypełniony objawionymi mądrościami. Głównie rozbroił mnie jeden moment.
Podobnie jak istnieją znaki drogowe i dźwiękowe ostrzegające przed różnego rodzaju niebezpieczeństwami, tak też powinny nadal istnieć recenzje i recenzenci - by móc ostrzegać swoich czytelników przed tym co złe i wskazywać im to co według nich dobre. I choć nasza rola drogowskazów jest niejednokrotnie ciężka i niewdzięczna, to uważam, że nadal powinniśmy tkwić na naszym posterunku.
Drogowskazy, które kierują tylko w jeden "prawdziwy" gust? Nie dziękuję, wolę być piratem i jeździć pod prąd. Nie przeszkadza mi, że się kilka razy gdzieś wywalę jak mogę znaleźć fajny zakątek za blokadą z napisem "uwaga szajs". Kurczę, popełniłam trochę mini recenzji na swoim profilu na DA ale nigdy w życiu nie przyszło mi do głowy, że pełnię jakąś misję czy, że te wypociny to coś więcej niż wyżycie się/wkurzenie na fanów.
Wracając do samego tematu. Z recenzji nie korzystam, oprócz obejrzenia kadrów i sprawdzenia gatunków. Czytam je tylko jeśli dane anime nie zamierzam obejrzeć lub nie lubię gatunku, robiąc to wyłącznie dla zabawy. Same tytuły wybieram na wyczucie( robię tak od zawsze ), nieraz na przekór recenzentom. I o dziwo często na tym dobrze wychodzę. Mój gust jest zbyt dziwaczy lub schrzaniony jak kto woli by słuchać czyjejś opinii. Nawet jeśli później będę tego żałować. Nie wspomnę też jak wiele razy przejechałam się idąc za czyimś poleceniem. Zdanie recenzentów szanuję( nawet jeśli takie stwierdzenia jak "ambitny" czy "perła" mnie rozbrajają ), też rzadko się odzywam bo nie widzę w tym sensu. Piszę komentarze głównie kiedy się wyjątkowo nie zgadzam lub autor nie zaznaczył jak bardzo oceniany tytuł różni się od pierwowzoru( chociażby recenzja serii TV Violinist of Hameln ).
Same recenzje moim zdaniem mają swój target. Czy to w nowych fanach nie mających jeszcze rozeznania czy w starych wyjadaczach, którzy wiedzą, że mają podobny gust do danego recenzenta. Mimo wszystko uważam, że traktowanie ich jako głównego "drogowskazu" nie pozwala się samemu wyrobić. Dla mnie każdą ocenę powinno się przyjmować z dużym dystansem ponieważ czasem lepiej się sparzyć niż przepuścić coś co tobie mogło się spodobać.
Straszny bełkot
Serio, za dużo wzniosłych wyrażeń. Ciężko się ten tekst czyta...
Tym bardziej, że recenzja to wpierw tekst użytkowy i autor nie powinien myśleć o sobie w trakcie procesu twórczego, a o odbiorcach.
Poza tym dlaczego recenzja ma być tylko pozytywna (bo tak wynika z fragmentu o pomniku)? Przecież można zjechać każdy, nawet najlepszy tytuł. A jaka jest wtedy frajda z pisania! No i od komentarzy dziękczynnych znacznie lepsze są te, które podważają autorytet recenzenta. Przynajmniej wiadomo, że było warto poświęcić te kilka godzin.
A z resztą, ukazujesz recenzję jako coś wspaniałego... Ale po co? Recenzja JEST w pierwszej kolejności tekstem informacyjnym, zaraz potem jest ocena.
Nie rozumiem Twojego podejścia.
recenzja, ocena, rodzaj
Czytając recenzje anime zauważyłem, że nie ma żadnych zasad, i wszystko zależy od recenzenta. Jedni próbują zachować analityczny obiektywizm, inni bez żadnego skrępowania oceniają dzieło całkowicie subiektywnie z emocjonalnym zaangażowaniem. Między innymi dlatego oceny redakcji, autora recenzji, i wreszcie czytelników mogą się tak diametralnie różnić. (Rozumiem, że główną rolę odgrywa w tym przypadku gust widza/czytelnika.)
Nie podoba mi się, że ocenianie nie jest rozdzielone na przynajmniej 2 rodzaje produkcji: film i seria. Odbiór filmu i serii jest całkowiecie odmienny. Wiadomo, że oglądając serial jesteśmy dłużej "narażeni" na jego oddziaływanie; sam odbiór wszak jest rozciągnięty w czasie. Natomiast produkcja pełnometrażowa musi charakteryzować się taką formą i treścią, aby jego odbiór był wystarczająco intensywny. Moim zdaniem, porównywanie produkcji filmowej z serią, bądź odwrotnie, jest błędem. Widoczne jest to szczególnie w przypadku, gdy mamy do czyniania z subiektywnymi recenzjami, nacechowanymi osobistymi odczuciami.
Przede wszystkim muszę się niestety zgodzić z niektórymi z przedmówców - za dużo patetycznych wyrażeń i metafor. Ciężko się czyta artykuł, w którym trzeba przebrnąć przez kilka pod rząd wzniosłych zdań, które co prawda są bardzo piękne, ale tak stłoczone w jednym tekście po prostu odrzucają. Poza tym ortografia, np:
mającym wciągnąć odbiorcę w wir prezentowanych przez siebie jakości. będąc też swoistą zachętą do tego by kontynuował on swoje poszukiwania i drążył interesującą go tematykę jeszcze głębiej.
Więcej nie szukałam ale może warto sprawdzić tekst raz jeszcze:)
Jeżeli o mnie chodzi, a zwykłą, niepiszącą recenzji zjadaczką chleba jestem, to traktuję recenzje jak opinię dobrego znajomego, czyli "nie kłamie ale subiektywnie gada". Zawsze więc szukam recenzji alternatywnej lub sprawdzam oceny i komentarze. Recenzja ma dla mnie charakter głównie informacyjny, gdyż wychodzę z założenia, że na jednej opinii stuprocentowo polegać nie można. Nie sądzę też aby waga recenzji była tak wielka jak sugeruje Autor. Film czy książka, anime czy manga - jeżeli temat mnie zainteresuje, bądź znam autora, aktorów lub reżysera, to bez względu na opinię recenzenta i tak sama się z danym dziełem zapoznam. Zgadzam się jednak, że recenzja napisana z przysłowiowym sercem i odrobiną polotu potrafi skutecznie podgrzać emocje i zachęcić do oglądania/czytania. Ale przewyższać opisywany produkt? Absolutnie nie.
RE:
To nie ortografia, tylko interpunkcja - dziękuję za wskazanie błędu.
Co prawda nie lubię tworzyć komentarzy do czystego psioczenia, ale...
Nie umiem tego skomentować delikatniej jak "kosmiczna bzdura"... Naprawdę piszesz recenzje z takim przeświadczeniem?
Nie do końca. Nie uważam się za tak dobrego recenzenta, żeby moje teksty miały mieć wartości sztuki samej w sobie i dorównywać opisywanym przeze mnie serią, ale znaleźć by można na Tanuku recenzje, w moim mniemaniu, lepsze lub choćby równie dobre jak serie którą opisują. Analogicznie dałoby się zapewne też znaleźć, niekoniecznie już na Tanuki, recenzje równie kiepskie jak opisywany przez nie produkt. A tym samym, jak napisałem w artykule, recenzja ma potencjał być tyle warta co rzecz którą opisuje. Ale jeszcze raz zaznaczam, że NIE mam tu na myśli swoich tekstów.
Osoba autora jest tu najmniej istotna... U podstaw tego tekstu leży fundamentalnie dziwna idea. Idąc twoim tokiem myślenia powinny powstawać teksty, które byłyby recenzjami recenzji - naturalnie z oceną.
U podstaw tego tekstu leżała intencja, raz podniesienia morale nas, recenzentów, a dwa swego rodzaju próba zachęty do zajęcia się próbą recenzowania tych którzy jeszcze tego nigdy nie robili, choć być może faktycznie przesadziłem nieco z patosem, miało to być pierwotnie coś na wzór "pokrzepienia serc".
patos...
Fakt patosu jest za dużo, ale mnie się bardzo podoba twój tekst. Uwielbiam patetyczne przemowy o filozofii, psychologi i podobnych.
A i w zasadzie się z tobą zgadzam, bo jestem właśnie takim odbiorcą recenzji o jakich właśnie pośrednio napisałeś.
Zawsze gdy widzę recenzje z poniżej jednej gwiazdki, to biegnę ja czytać, bo często się wtedy zdarza taka fajna kwiatkowa recenzja z humorem. Dlatego rozumiem pojęcie recenzji lepszej od recenzowanej sztuki.
Cały ten tekst wygląda jak jedna wielka improwizacja, w którą to autor wleciał tylko po to aby dać upust swym emocjom, zaś cała zgromadzona wokół niego publika powinna zostać uświadomiona że ma do czynienia z czymś niezwykłym i niespotykanym...
Taki styl wypowiedzi jest też często spotykany w recenzjach. Tworzenie recenzji dla samej recenzji, chęci pokazania się, pokazania siebie, w końcu zaspokojenia własnej emocjonalności jest czymś co nie powinno mieć miejsca w tej formie przekazu. To nie jest FELIETON! Dla mnie jako odbiorcy recenzji liczy się głównie fachowość recenzji i czysty RZETELNY przekaz, który jest poparty wiedzą autora danej recenzji. Czytam recenzję danego anime, bo nie mam o nim za dużej wiedzy, bo szukam osoby która oglądała już to anime i może je porównać z innymi pozycjami z tego gatunku. Chcę aby recenzję danego anime tworzyła osoba znająca się na rzeczy,
- aby recenzję dramatu pisała osoba, która widziała wcześniej już kilka innych tego typu produkcji,
- aby recenzję ecchi nie pisała jakaś małolata alergicznie reagująca na każde gołe piersi większe od swoich własnych,
- aby recenzję serii która jest kontynuacją danego anime pisała osoba, która tą serią naprawdę się zainteresowała.
Czemu o tym piszę?
Bo autor tego tematu zachęca właśnie do tego typu posunięć, a na portalu pojawia się coraz więcej recenzji zrobionych w formie pokazania się, wyróżnienia, wyładowania emocji, nie zawierających treści których tak naprawdę odbiorca szuka. Recenzji nie powinien pisać każdy, bo nie każdy potrafi opanować swoją emocjonalność i w miarę obiektywnie przedstawić dane anime. Dlatego niektóre osoby powinny pozostać na etapie pisania komentarzy i forumowych opinii a nie recenzji, w szczególności ci, którzy traktują swe recenzje jak sztukę i coś niezwykłego, co inni powinni podziwiać, a nie rozumieć.
Tak więc podsumowując ten temat - za wielkim patosem i barwną formą wypowiedzi stoi tak naprawdę niedojrzały i w dużej mierze egoistyczny przekaz - bardziej w tym wszystkim liczę się ja, jako recenzent, moje odczucia, emocje, wymyślny styl pisania z którego jestem dumny, niż szary czytelnik - odbiorca, któremu nie pozostawia się praktycznie żadnego pola do własnej oceny danego anime. Rzecz jasna całe to rozumowanie autorki jest nietrafione i dalekie od założeń tego gatunku...
Zaś tego typu opinie wygłaszane ze strony recenzenta całkowicie skreślają wartość jego pracy w moich oczach: