Miło, że się taka recenzja pojawiła. Dzięki niej w ogóle dowiedziałam się, że coś takiego u nas wyszło (nie jestem na bieżąco z wydawanymi u nas nowościami), a nawet przyszło mi do głowy, żeby to kupić.
Anime/mangi nigdy nie widziałam/czytałam, ale o tej książeczce jednak nie mogłam przestać myśleć, chociaż nie jest to gatunek, który mnie zazwyczaj przyciąga.
Dobrze, że kiedyś dostałam kartę prezentową z empiku, bo przyznam się szczerze, miałabym ogromny dylemat, czy wydać na to aż 40 złotych z własnej kieszeni. Nowelka jest dość krótka i chociaż ładnie wydana, wyceniłabym ją na jakieś 10 zł mniej.
Ale do rzeczy... Mnie akurat język nie przeszkadzał, czasem tylko jakieś słowo zamieniłabym na inne. Jakoś średnio wyobrażam sobie 17-latki wyzywające się od "wywłok", bardziej pasuje to do hitów pokroju "Trudne sprawy". Ogółem jednak nie miałam z tym większych problemów. Ba, byłam nawet zaskoczona, jak niektóre zdania były naprawdę ładnie zbudowane i nie raz, nie dwa, wydały mi się nawet nieco poetyckie. Oczywiście nie jest to jakaś wysoka półka, ale spodziewałam się nawet prostszego języka.
Większym problemem była sama treść, bez związku z tłumaczeniem. Nie mówię jednak o pomyśle czy postaciach, a o niektórych sytuacjach. Niektóre sceny na pewno zdecydowanie lepiej i naturalniej wypadają w anime, bo człowiek ma jakąś taką większą tolerancję do animowanych akcji. Ale kilka scen wypadało dość dziwnie i bardzo naiwnie podczas czytania. Może się mylę, ale wydaje mi się to typowo japońską przypadłością. Tak jak często przenoszą kadry i miny z mang do seriali aktorskich, tak coś, co fajnie wygląda, kiedy to sobie wyobrażają, żywcem przepisują do takiej nowelki, bez próby modyfikacji, żeby lepiej i wiarygodniej to "wyglądało" literacko.
Niemniej, nie jest to na tyle dużym problemem, żebym nie mogła stwierdzić, że mi się podobało. Nie żałuję zakupu. W dodatku dopiero po przeczytaniu mam ochotę obejrzeć anime (jakoś nigdy wcześniej nawet nie sprawdziłam, o czym jest fabuła) i na dniach się za nie zbiorę.
Wiadomo może, kiedy wyjdzie kolejna część? Nie mogę się doszukać takiej informacji.
Zabawna sprawa. Toradora zlewa się człowiekowi już w jedno. Doskonałe anime przenoszące nieomal 1:1 treść LN. Kiepska manga nie poprawia sytuacji.
Mimo upływu lat pozycja nadal ma całą masę zagorzałych wielbicieli. Ludzie ci często zwracają uwagę na to, że ta z pozoru prosta opowieść o szkolnym romansie może mieć drugie albo nawet i trzecie dno. Jak to jeden z nich powiedział - cała ta opowieść na wierzchu to kłamstwo.
I zdaje się mogą oni mieć tu rację. Czy jest to najbardziej niezrozumiana i niedoceniana pozycja? Kto wie, to może być prawda.
Wszyscy którzy oglądali anime zapewne pamiętają ten podbródkowy cios Tajgi którym Tygrys powalił Smoka . . . . prawda?
Problem w tym, że w LN po prostu czegoś takiego nie ma. ;-)
Miło, że się taka recenzja pojawiła. Dzięki niej w ogóle dowiedziałam się, że coś takiego u nas wyszło (nie jestem na bieżąco z wydawanymi u nas nowościami), a nawet przyszło mi do głowy, żeby to kupić.
Anime/mangi nigdy nie widziałam/czytałam, ale o tej książeczce jednak nie mogłam przestać myśleć, chociaż nie jest to gatunek, który mnie zazwyczaj przyciąga.
Dobrze, że kiedyś dostałam kartę prezentową z empiku, bo przyznam się szczerze, miałabym ogromny dylemat, czy wydać na to aż 40 złotych z własnej kieszeni. Nowelka jest dość krótka i chociaż ładnie wydana, wyceniłabym ją na jakieś 10 zł mniej.
Ale do rzeczy... Mnie akurat język nie przeszkadzał, czasem tylko jakieś słowo zamieniłabym na inne. Jakoś średnio wyobrażam sobie 17-latki wyzywające się od "wywłok", bardziej pasuje to do hitów pokroju "Trudne sprawy". Ogółem jednak nie miałam z tym większych problemów. Ba, byłam nawet zaskoczona, jak niektóre zdania były naprawdę ładnie zbudowane i nie raz, nie dwa, wydały mi się nawet nieco poetyckie. Oczywiście nie jest to jakaś wysoka półka, ale spodziewałam się nawet prostszego języka.
Większym problemem była sama treść, bez związku z tłumaczeniem. Nie mówię jednak o pomyśle czy postaciach, a o niektórych sytuacjach. Niektóre sceny na pewno zdecydowanie lepiej i naturalniej wypadają w anime, bo człowiek ma jakąś taką większą tolerancję do animowanych akcji. Ale kilka scen wypadało dość dziwnie i bardzo naiwnie podczas czytania. Może się mylę, ale wydaje mi się to typowo japońską przypadłością. Tak jak często przenoszą kadry i miny z mang do seriali aktorskich, tak coś, co fajnie wygląda, kiedy to sobie wyobrażają, żywcem przepisują do takiej nowelki, bez próby modyfikacji, żeby lepiej i wiarygodniej to "wyglądało" literacko.
Niemniej, nie jest to na tyle dużym problemem, żebym nie mogła stwierdzić, że mi się podobało. Nie żałuję zakupu. W dodatku dopiero po przeczytaniu mam ochotę obejrzeć anime (jakoś nigdy wcześniej nawet nie sprawdziłam, o czym jest fabuła) i na dniach się za nie zbiorę.
Wiadomo może, kiedy wyjdzie kolejna część? Nie mogę się doszukać takiej informacji.
Dzięki za recenzję.
Co pamiętamy
Zabawna sprawa. Toradora zlewa się człowiekowi już w jedno. Doskonałe anime przenoszące nieomal 1:1 treść LN. Kiepska manga nie poprawia sytuacji.
Mimo upływu lat pozycja nadal ma całą masę zagorzałych wielbicieli. Ludzie ci często zwracają uwagę na to, że ta z pozoru prosta opowieść o szkolnym romansie może mieć drugie albo nawet i trzecie dno. Jak to jeden z nich powiedział - cała ta opowieść na wierzchu to kłamstwo.
I zdaje się mogą oni mieć tu rację. Czy jest to najbardziej niezrozumiana i niedoceniana pozycja? Kto wie, to może być prawda.
Wszyscy którzy oglądali anime zapewne pamiętają ten podbródkowy cios Tajgi którym Tygrys powalił Smoka . . . . prawda?
Problem w tym, że w LN po prostu czegoś takiego nie ma. ;-)