Opowiadanie
Dyliżans
Opowieść nieświąteczna
Autor: | Avellana |
---|---|
Korekta: | IKa |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Baśń |
Dodany: | 2007-01-04 00:02:02 |
Aktualizowany: | 2007-01-04 00:02:02 |
Następny rozdział
Z dedykacją dla Aliry i dla tych wszystkich, co nie lubią świąt.
Malowane koła miękko szurnęły po mokrych liściach. Dyliżans zatrzymał się niemal bezgłośnie. Chłopak, który pozwalał, by nazywano go Rokiem, otworzył z rozmachem drzwi i zeskoczył na ziemię. Rozejrzał się z narastającą złością.
Było raczej chłodno - ale nie było to przenikliwe zimno grudniowego wieczoru, jakiego należałoby się spodziewać, a raczej zgniły chłód jesiennego zmierzchu, nieprzyjemny, ale nie niosący jeszcze groźby mrozu. Wilgoć wisiała w powietrzu, tworząc cienką i śliską warstewkę na nagich drzewach. Na szczęście nie padało, ale ciemne niebo było zachmurzone. A dookoła wszystko lśniło, błyszcząc i mrugając setkami kolorowych światełek.
W świecie, z którego pochodził, w wielu krajach panował zwyczaj ozdabiania przed świętami domów i drzew w ogródkach girlandami kolorowych lampek. Często były to całe skomplikowane dekoracje, układające się w kształty kiczowatych krasnoludków i aniołków. Tutaj jakiś szalony bogacz postanowił najwyraźniej przyozdobić cały las, zawieszając na wszystkich drzewach sznury żaróweczek.
- Uta! - wrzasnął przez ramię. - Gdzie my, do diabła, jesteśmy?
Ta, którą nazwał panią Utą, stanęła w drzwiach dyliżansu, dopinając popielate palto.
- To Nieświąteczny Las - odparła bez namysłu.
- Skąd wiesz? - zapytał, ale pani Uta nie odpowiedziała. Minęła go i poszła wijącą się między drzewami ścieżką. Podążył za nią, wzruszając ze złością ramionami.
Po chwili doszedł do wniosku, że znajdują się w parku - nawet ścieżka, obramowana kamieniami, przypominała raczej alejkę. Chciał z bliska przyjrzeć się umocowaniu lampek, ale wolał nie tracić z oczu pani Uty - nie zamierzał spędzić całej nocy na szukaniu jej.
Alejka doprowadziła ich do skrzyżowania, gdzie pomiędzy dwoma świerczkami stała ławka. Świerczki mieniły się powoli zmieniającymi się barwami. Rok przypomniał sobie, że taki efekt dawały lampki światłowodowe. Pochylił się, szukając ukrytego w gałązkach kabla, ale, ku swemu zdziwieniu, nie znalazł go. Świecące igiełki były tak samo żywe i przytwierdzone do gałązek, jak wszystkie pozostałe. Podobnie na sporym drzewie obok to, co brał za czerwone żarówki, okazało się malutkimi owockami. Wyżej w koronie tego samego drzewa rozbłyskały zimnym światłem halogeny - nie miał jednak jak obejrzeć ich dokładniej.
Tymczasem pani Uta postawiła na ławce koszyk i wyjęła z niego kanapki. W słabym, wielobarwnym świetle wyglądała jakby była pozbawiona wieku - jak czarownica listopada. Rok podszedł do niej i usiadł obok.
- Nieświąteczny Las jest tak stary, jak same święta - powiedziała w przestrzeń. - Jak święta, które się nie udały. Kiedy nie wyszło ciasto. Kiedy ktoś ważny nie zdołał przyjechać. Kiedy prezenty były nieudane. Kiedy cała rodzina pokłóciła się przy stole. Kiedy nie było rodziny. Kiedy nie było śniegu. Za każdym razem, kiedy nie udadzą się święta, tu, w Nieświątecznym Lesie wyrasta nowe drzewo. A każde z tych drzew próbuje stworzyć taką namiastkę świąt, jaką potrafi.
- Drzewo za każde nieudane święta? - prychnął lekceważąco Rok. - To musi być cholernie wielki las.
- Jest duży - zgodziła się pani Uta, podając mu kanapkę. - Ale nie aż tak wielki. Drzewa nie żyją wiecznie.
A te tutaj umierają, nigdy nie doczekawszy prawdziwych świąt, pomyślał. Ich gałęzie nigdy nie uginają się pod śniegiem, nigdy nie okrywają prawdziwymi liśćmi i owocami. Może nawet nigdy nie przychodzi tu dzień, tylko zawsze panuje ten sam przeklęty listopadowy zmierzch?
- Ale czy nie są piękne? - zapytała pani Uta. Patrzyła na wysokie drzewo, obsypane jarzącymi się czerwono owockami. To samo, w którego gałęziach rozbłyskiwały zimne, białe światła.
Rok otrząsnął się z głupich i sentymentalnych myśli.
- Nie rozumiem, po co tu jesteśmy - powiedział z irytacją. - Mówiłem, że nie dbam o święta i chciałbym dzisiaj po prostu być gdzieś, gdzie ich nie ma.
- Gdybyś naprawdę nie dbał o święta, byłoby ci wszystko jedno, gdzie ich nie obchodzisz, prawda? - zauważyła pani Uta, odkręcając termos z herbatą.
Nie odpowiedział. Może to było i dobre miejsce - mógł patrzeć na rozświetlone drzewa i myśleć, ile osób dziś będzie wściekłych, zrozpaczonych, albo po prostu śmiertelnie znudzonych.
Ale jednak odchodząc zerwał rubinowo świecącą kulkę i zawiesił w oknie dyliżansu. Przez kilka dni błyszczała coraz słabiej, by wreszcie zgasnąć całkowicie, pozostawiając pomarszczony, nieciekawy owocek.
Śliczne
Święta znowu idą i to opowiadanie jakoś tak ciekawie z nimi się łączy. Podobało mi się.
>.<
Opowiadanie bardzo refleksyjne... Ja też nie lubię świąt :)
Bardzo piekne
opowiadanie, choc krotkie, to jednak ma ono swoj urok.
Moje drzewko...
...coś czuję, że jest ozdobione chaotycznie, gipsowymi, słomianymi, szklanymi, porcelanowymi aniołami i chińskimi ozdobami. Ma gałęzie tak ustawione, jakby obok przeleciała sobie parada huraganów. A szmata do mycia podłogi wisi sobie na szubienicy,zaś ścierka do kurzu leży sobie w żelaznej dziewicy ...
...
.......
.......
Rozmarzyłam się.
Dziękuję ładnie za dedykację