Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Wielki Tryumf Małych Wojowniczek

Autor:Pleiades
Korekta:Dida
Serie:Sailor Moon
Gatunki:Parodia
Dodany:2008-11-22 10:51:45
Aktualizowany:2008-11-22 10:51:45


Zamieszczone za zgodą autorki.


- Wiadomości z kraju. Jak donosi policja stanowa, nadal trwa śledztwo w związku z dziwnymi zjawiskami, mającymi miejsce w Tokio wczoraj po południu. Teraz łączymy się z naszą reporterką, która jest już na miejscu zdarzeń. Halo?

- Halo? Witam państwa. Tu mówi dla telewizji BBC na żywo Sarah O'Brien. Przebywam właśnie niedaleko wybrzeża, w miejscu, gdzie jeszcze niedawno stała, znana w całym mieście, szkoła Mugen. Przypomnę, że wczoraj w godzinach popołudniowych, z niewyjaśnionych powodów, budynkiem szkoły wstrząsnęła potężna eksplozja, która spowodowała, że połowa szkoły została zniszczona. Nieco później, według naocznych świadków, szkołę otoczyła dziwna aura, a następnie kolejna wielka eksplozja zrównała budynek z powierzchnią ziemi. Jak państwo widzą, za moimi plecami rozciąga się niezbyt ładny widok olbrzymiego krateru i kupy gruzów. To wszystko, co zostało z Mugen. Policja prowadzi śledztwo. Jest ze mną sierżant Mishini Takashi, który stara się zgromadzić jak najwięcej danych, dotyczących tego, co się tu wydarzyło. A więc do czego pan doszedł?

- Witam państwa. Przede wszystkim chcę pani wyjaśnić, że póki śledztwo jest w toku, to obowiązuje mnie ścisła tajemnica tego, co zdołaliśmy ustalić.

- Czy może pan chociaż zdradzić, czy wiecie już, jaka organizacja terrorystyczna przyczyniła się do zniszczenia szkoły?

- Co? Jaka organizacja? Pani jest źle poinformowana. Sądzimy, że szkoła wyleciała w powietrze z powodu jakiegoś niewyjaśnionego wypadku. No wie pani, zbieg okoliczności. Może wybuch gazu. A zresztą każdy wie, że w tej szkole były prowadzone jakieś doświadczenia, pewnie w laboratoriach mieli nitroglicerynę, czy coś takiego...

- Więc sugeruje pan, że tak potworne zniszczenia są dziełem jakiegoś wypadku?

- Absolutnie tak.

- I co pan zamierza zrobić?

- Proszę pani, zniszczenia są tak duże, że nie sądzę, by policja trafiła na jakiś ślad. Poszukamy jeszcze trochę i chyba na tym poprzestaniemy.

- Czy podejmiecie jakieś dodatkowe działania w celu wyjaśnienia sprawy?

- Raczej nie. Sądzę, że nie ma nadziei na jej całkowite wyjaśnienie.

- Czy w takim razie trafi ona do Archiwum X?

- A skąd ta sugestia?

- Nie chciałam panu mówić, ale świadkowie twierdzą, że szkoła Mugen została zniszczona za sprawą siły nie z tej planety...

- Przez kosmitów? Cha, cha, cha... Szanowna pani, jest pani źle poinformowana. Radzę pani zapamiętać, że świadkowie nie są zbyt wiarygodnym źródłem informacji.

- Chce pan powiedzieć, że świadkowie nie wiedzą, co widzieli?

- A co widzieli? Statki kosmiczne?

- No nie, ale...

- Proszę pani, no niech pani lepiej zacznie pracować dla jakiegoś taniego brukowca. Ja jestem poważnym człowiekiem i nie wierzę w historyjki science-fiction. Pani też nie powinna...

- Dobrze. Przejdę do kolejnego pytania. Czy są jakieś ofiary?

- Na dzień dzisiejszy nie ustaliliśmy nikogo zabitego. Dla pewności przeliczyliśmy nawet uczniów tejże szkoły - wszyscy żyją. Aha! Brakowało tylko niejakiej Yui Bidoh, ale jak ustaliliśmy, zniknęła z listy uczniów jeszcze przed wypadkiem, tak też nie mamy żadnych dowodów na to, że może być ofiarą wybuchu szkoły. Chociaż obecnego miejsca jej pobytu nie udało nam się ustalić. Znaleźliśmy wśród gruzów Mugen jeszcze coś - szczątki helikoptera, ale nic oprócz tego. Zbadaliśmy pochodzenie helikoptera. Okazało się, że była to maszyna wypożyczona wczoraj z Hangarów Wschodnich przez młodą kobietę. Jej tożsamości nie udało nam się ustalić. Na dokumencie wypożyczenia podpisała się jako Uranus. Nie wiemy, co to znaczy. Porucznik Charles Brown, który dokonał podpisania umowy o wypożyczeniu, zapamiętał, że nazwisko owej kobiety, na jej licencji pilota, brzmiało coś w rodzaju: Tohno, Techno, czy coś w tym stylu...

- Dowiedziałam się, panie sierżancie, że podobno znaleziono tu rannego człowieka.

- Tak. Z gruzów szkoły wydobyliśmy doktora Souichi Tomoe, który z obrażeniami został przewieziony do szpitala. Niestety, nie był nam w stanie nic powiedzieć, gdyż stracił pamięć. Lekarze twierdzą, że to dość szczególny przypadek amnezji. Nie udało się ustalić jej powodów.

- Doktor Souichi Tomoe jest założycielem tej szkoły?

- Zgadza się. Założył ją trzy lata temu. Uczęszczała tu też jego córka - Hotaru Tomoe, ale nie figurowała na liście uczniów. Nie potrafimy ustalić, co się z nią stało po wczorajszym wybuchu.

- Czyli zniknęła?

- No, coś w tym stylu.

- Panie sierżancie, czy wiąże pan ten wypadek zniszczenia szkoły Mugen z wypadkiem, jaki się przytrafił doktorowi Tomoe cztery lata temu?

- Ma pani na myśli ten pożar w laboratorium? No, nie wiem. Chyba raczej nie.

- Ale wtedy też nie ustalono przyczyn pożaru...

- Proszę pani, pożar to pożar. Wystarczy jedna iskra i pyk! Wszystko idzie z dymem. Nie jest jednak tak łatwo wysadzić szkołę w powietrze... To pewnie przez tę nitroglicerynę...

- No dobrze. A jak pan sądzi, czy doktor Tomoe nadal będzie mógł wykonywać swoją pracę?

- Tego nie wiem. Kiedyś był słynnym inżynierem genetycznym. Teraz przede wszystkim musi podreperować swoje zdrowie.

- I to by było na tyle. Bardzo panu dziękuję, sierżancie.

- Nie ma za co. Do widzenia.

- A teraz, proszę państwa, podejdę do jednego z gapiów. Dzień dobry.

- Dzień dobry.

- Jestem Sarah O'Brien z BBC. Nadajemy program na żywo. Czy wie pan, co tu się wydarzyło?

- Bardzo mi miło. Nazywam się Sashiro Masuma i mieszkam w okolicy. Tak się składa, że byłem świadkiem tego, co się wczoraj tu działo.

- Ach tak? Proszę nam to opowiedzieć...

- Już chyba ze sto razy opowiadałem to policji. Niech sobie pani wyobrazi, że nie chcą mi wierzyć. Oni nigdy nie wierzą... Myślą, że jak człowiek mówi o kosmitach, to od razu zwariował...

- Dobrze, ale co się właściwie wydarzyło?

- Pani, gdybym ja to wiedział! Najpierw było bum! I zniknęła połowa szkoły. Potem jakaś paskudna czerń zasłoniła niebo. To wyglądało przerażająco! Gorzej niż na filmie „Independence Day”! Miałem wrażenie, że za chwilę wszyscy umrzemy, że to koniec świata... Ale nic takiego się nie stało, bo potem było drugie bum i gdy znów zaświeciło słońce, to szkoły już nie było, tylko ten wielki krater, który pani widzi za swoimi plecami. To nie wszystko! Już od początku kręciły się tu wczoraj te Czarodziejki.

- Czarodziejki?

- No, wie pani, Sailor Moon i jej drużyna! Widziałem je. Zawsze je podziwiałem, chciałem zobaczyć na własne oczy i właśnie wczoraj je zobaczyłem.

- Czy pan wie, kim one są?

- Gdzie tam! Nikt przecież nie wie. Zresztą to nieistotne, bo zawsze broniły mieszkańców naszego miasta i za to je kochamy. Kimkolwiek one są...

- Mówił pan, że kojarzy pan wybuch tej szkoły z kosmitami. Proszę nam to wyjaśnić.

- Pani! To nie jest znów taka wielka filozofia. Skoro pojawiły się tu Czarodziejki, to musiały one walczyć z kosmitami. Innej możliwości nie ma. Każdy to potwierdzi.

- Doprawdy?

- Tak! Przecież widzi pani te zniszczenia? Któż inny, jak nie kosmici, mógł ich dokonać?

- Sierżant policji twierdzi, że to sprawa wybuchu jakiś chemikaliów... Nitrogliceryny być może...

- No i sama pani widzi, jaka jest ta policja. Gdy człowiek mówi prawdę, to mu nie uwierzą...

- To sądzi pan, że kosmici zniszczyli szkołę?

- Tak. Na pewno.

- Czyli te Czarodziejki ich nie pokonały? Czy w tej sytuacji mamy się według pana spodziewać inwazji obcej cywilizacji na naszą planetę?

- Proszę pani, gdyby Czarodziejki nie pokonały najeźdźców, to dziś byśmy - ja i pani tu nie stali, tylko byśmy już byli na tamtym świecie. Ta szkoła musiała przestać istnieć, bo była to siedziba obcych. Ja to czuję... Tylko dzięki Czarodziejkom jeszcze żyjemy. Koniec świata chyba był blisko...

- No, skoro pan tak sądzi...

- Nie tylko ja. Proszę spojrzeć na tych przerażonych ludzi. To moi sąsiedzi. Wszyscy widzieliśmy, co się tu wczoraj działo i gdyby pani to widziała, też by pani robiła wszystko, by inni pani uwierzyli, a nie stałaby pani jak taka hiena z mikrofonem i nie zadawałaby pani idiotycznych pytań.

- Przechodzimy do kolejnego rozmówcy. Jeszcze przypomnę, że mówi do państwa Sarah O'Brien, program leci na żywo. Właśnie dostrzegłam jednego z uczniów szkoły Mugen. Spróbuję z nim porozmawiać. Dzień dobry. Czy jest pan uczniem szkoły Mugen?

- Pani mówi do mnie? Skąd pani wie, że to była moja szkoła?

- Poznałam po mundurku. A więc, czy może się pan przedstawić i powiedzieć, co pan wie na temat wczorajszego wypadku?

- Przede wszystkim jestem dziewczyną! Nazywam się Haruka Tenou...

- O, bardzo przepraszam panią! Chwileczkę... Haruka Tenou? Ta panna Haruka Tenou, co cztery lata temu zdobyła złoty medal na mistrzostwach kraju w lekkiej atletyce?

- Tak! To ja we własnej osobie!

- Świetnie się składa, widzi pani, oglądałam te zawody. Wygrała pani nawet z samą Elzą Grey. To było ekscytujące.

- Już nie biegam. Zrezygnowałam z kariery sportowej.

- A szkoda. Bo była pani bardzo dobrą sprinterką. Słyszałam, że Elza Grey nadal intensywnie trenuje...

- Czy pani coś ode mnie chce konkretnego, czy przyszła pani tylko poplotkować? Bo nie mam czasu...

- Bardzo przepraszam. A więc, panno Tenou, czy wie pani, co się tu wczoraj wydarzyło?

- Proszę pani. Nie mam ochoty wypowiadać się na ten temat.

- Ależ panno Tenou! Widzowie chcieliby wiedzieć, co się stało z waszą szkołą. Przecież nie na co dzień w powietrze wylatują wielkie uczelnie.

- To nie moja sprawa.

- Ale, niech pani chociaż powie, co pani zamierza teraz robić, gdzie się kształcić, jak żyć? Chyba będzie pani zmuszona wyprowadzić się z akademika?

- A co panią obchodzi moje prywatne życie? Bardzo mi przykro, ale nie będę odpowiadać na głupie pytania. Nie mam czasu. Czekam na kogoś.

- Chcę tylko wiedzieć, co się tu wydarzyło.

- Spadaj pani.

- Taka dobra uczennica pewnie trochę orientuje się w sytuacji. Czy mieliście w pracowniach chemicznych nitroglicerynę?

- Nic nie wiem.

- Słyszałam, że podobno szkoła Mugen była siedzibą obcej cywilizacji z kosmosu?

- Skąd pani to wie? To znaczy... Nie wiem o czym pani mówi.

- Panno Tenou, to naprawdę ważne. Policja prowadzi śledztwo i nie może nic ustalić.

- Już pani mówiłam, że nie wypowiadam się na ten temat.

- Podobno zjawiły się tu Czarodziejki i pokonały wrogów... Czy wie pani, że gdyby nie one, to bym tu z panią teraz nie stała, tylko obie byśmy były na tamtym świecie?

- Nic mnie to nie obchodzi.

- No, ależ panno Tenou! One ocaliły świat przed zagładą. Nie chciałaby pani wiedzieć, jak tego dokonały?

- Szanowna pani! Według mnie to one naraziły miasto na niebezpieczeństwo. Gdyby nie one, to być może ta cholerna szkoła stałaby na swoim miejscu i ponad półtora tysiąca utalentowanych uczniów miałoby jeszcze gdzie się uczyć. A teraz? Kanaliza!

- Pani wyciąga zbyt pochopne wnioski... Myślę, że Czarodziejki nie są złe... Może uda mi się przeprowadzić z nimi wywiad? Wtedy wszystko stanie się jasne, zobaczy pani...

- Jak pani spotka te przeklęte Czarodziejki, to niech pani im powie, że nie chcę mieć z nimi nic wspólnego!

- Niech pani spojrzy na te gruzy, panno Tenou! Tak mogło wyglądać całe miasto! Nie obchodzi to panią? Czy pani dostrzega tylko tragedię tego tysiąca uczniów, co straciło szkołę?

- Nie tysiąca, tylko półtora tysiąca. Zresztą na szkole Mugen też mi nie zależy. I tak dziś wyjeżdżam z Tokio.

- Doprawdy? A dokąd?

- Nie muszę pani niczego wyjaśniać. Przepraszam, nie mam czasu. Idzie moja koleżanka. Hej! Michiru!

- O, Haruka! Cześć! Szukam cię od dwudziestu minut. O, a to kto?

- Witam. Jestem Sarah O'Brien z wiadomości.

- Bardzo mi miło. Ja jestem Michiru Kaiou.

- Widzę po mundurku, że pani też uczęszczała do tej szkoły. Chwileczkę... Michiru Kaiou? Ta młoda skrzypaczka?

- Eeee... Tak...

- Bardzo się cieszę, że panią widzę! Uwielbiałam, jak pani grała na koncertach!

- Przykro mi. Teraz już nie grywam dla publiczności.

- A szkoda. Podobały mi się „Cztery pory roku” Vivaldiego w pani wykonaniu...

- Dziękuję bardzo. Chociaż osobiście wolałam grać utwory Mozarta.

- Doprawdy? Oooo... A cóż to za niemowlak? To pani dziecko?

- Niezupełnie... Widzi pani...

- Jaki słodki!

- To dziewczynka...

- No właśnie mówię: jaka słodka! Teraz rozumiem czemu pani zrezygnowała z kariery skrzypaczki. Została pani matką i poświęciła dla rodziny karierę zawodową...

- Proszę pani! Ja nie mam nawet osiemnastu lat! To nie moja córka, tylko...

- Naprawdę? Nie wierzę...

- Choć, Michiru, ta baba ględzi bez sensu. Już od pół godziny zadaje mi bezsensowne pytania.

- Ej! Zaczekajcie panie!

- Czego znowu?

- Niech się pani nie denerwuje, panno Tenou. Mam kilka pytań do pani przyjaciółki.

- No dobrze. Odpowiem na te kilka pytań, tylko żeby nie trwało to zbyt długo. Mam dużo pracy. Muszę nakarmić Hotaru.

- Ach! A więc ta mała dziewczynka ma na imię Hotaru? Ślicznie! Chwileczkę... Czy Hotaru to nie imię córki profesora Tomoe?

- Właśnie usiłuję pani wytłumaczyć...

- Choć, Michiru! To nie ma końca!

- Nie! Niech pani kontynuuje, panno Michiru!

- Właśnie usiłuję pani wytłumaczyć, że to jest właśnie córka profesora...

- Doprawdy?

- Ja nie wytrzymam...

- Zaczekaj, Haruka! Tak. To jest córka profesora.

- Ale wydawało mi się, że Hotaru Tomoe to dziewczynka nieco starsza. Powiedzmy, w szkolnym wieku?

- Pani O'Brien, to naprawdę długa i skomplikowana historia...

- Proszę się więc nią z nami podzielić. Ja mam czas. Myślę też, że nasi widzowie nie mają nic przeciwko temu.

- Chodź wreszcie Michiru, bo ta kobieta doprowadzi mnie za chwilę do zawału.

- Nie, niech panie jeszcze nie odchodzą. Chcę wiedzieć jak najwięcej.

- Michiru, błagam!

- Dobrze, już idę. Przykro mi proszę pani. Może pogadamy innym razem.

- Nie! Nie puszczę pań! Ja muszę się dowiedzieć, co się tu wydarzyło...

- Ja za chwilę nie wytrzymam. Niech (piiii) się pani wreszcie od nas (piiii), bo (piii) coś pani zrobię!

- Haruka! Nie przeklinaj przy dziecku!

- Sorry, ale ta (piiii) dziennikarka jest denerwująca!

- Przepraszam, ja nie chciałam!

- Akurat!

- Dokładnie.

- Nie wierzę!

- Co z tego?

- Haruka, daj spokój. Idziemy.

- Niech panie jeszcze nie odchodzą!

- Wiesz co, Michiru? Żałuję, że to ona nie miała w sercu jednego z talizmanów. Dałaby nam teraz spokój, bo by nie żyła!

- Okej! Już paniom nie przeszkadzam!

- Mówiła dla państwa Sarah O'Brien, na żywo wprost z gruzów szkoły Mugen. Szukam teraz innych osób, z którymi mogłabym przeprowadzić wywiad, milszych od tych dwóch zarozumiałych dam. Właśnie dostrzegłam parę młodych ludzi. Dzień dobry, państwu.

- Dzień dobry!

- Jestem Sarah O'Brien. Jak pani ma na imię?

- Czołem! Jestem Usagi Tsukino! Mam piętnaście lat i najbardziej lubię spać oraz jeść słodycze! Co wygrałam?

- Nie rozumiem. Tu chyba zaszła jakaś pomyłka...

- Jak to? Pani jest z telewizji, no nie? To pewnie z konkursu na łapanie osób na ulicy?

- Niezupełnie. Ja przeprowadzam tu wywiady z różnymi ludźmi.

- Och. To najmocniej przepraszam...

- Nic nie szkodzi. Czy mogę zadać tobie kilka pytań?

- No jasne! Słucham.

- A nie przedstawisz nam swojego kolegi?

- To nie mój kolega, tylko mój chłopak. Nazywa się Mamoru Chiba.

- Dobrze. Czy nie wiesz, panno Usagi, co tu się wydarzyło?

- Chyba szkoła Mugen przestała istnieć, tak sądzę...

- Słyszałam, że była to siedziba złych kosmitów, których pokonały Czarodziejki. Co pani o tym sądzi?

- Eee...

- Czemu nic nie mówisz? Telewidzowie czekają na odpowiedź. A może pan coś dopowie, panie Mamoru?

- Sorry... But I don't... speak Japanese...

- ?

- We're late, Usagi-chan... Let's go home... Excuse me, miss O'Brien...

- Eeee... Chwileczkę! Proszę nie odchodzić! Mam jeszcze kilka pytań!

- I znowu na placu boju pozostałam ja - wasza niepoddająca się reporterka, Sarah O'Brien. Może jeszcze ktoś się zechce wypowiedzieć na frapujące nas wszystkich pytania? Dzień dobry, panu!

- Idź mi pani z tą kamerą!

- A może pani coś dopowie?

- Cholera z tymi reporterami!

- A może pani?

- Nie mogę. Spieszę się.

- Zaczekajcie, drodzy widzowie! Wasza reporterka tak łatwo się nie poddaje!

***

- Bardzo nam przykro, ale czas antenowy naszej drogiej koleżanki reporterki dobiegł końca. Tu studio telewizji BBC. Jeżeli chcecie się państwo dowiedzieć czegoś więcej o zniszczeniu szkoły Mugen, to proszę nas oglądać jutro o tej samej porze. Tę tajemniczą sprawę będziemy kontynuować, jak długo się da. Dziękuję za uwagę. Do widzenia.

Koniec.


Poznań, 16.02.1997

P.S.: Postacie występujące w powyższym dramacie nie wyraziły zgody na publikację zamieszczonego materiału. Telewizja BBC prosi o nie ujawnianie osobom trzecim miejsca, w którym powyższe informacje zostały przeredagowane i wydrukowane. Grozi to naszej stacji BBC wielkim niebezpieczeństwem, co tyczy się w szczególności panny Sarah O'Brien, która zaczyna nerwowo wykrzykiwać, iż dosięgnie ją Trzęsienie Ziemi i Śmiertelny Krzyk.


Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Kyo : 2009-03-06 11:39:31

    Aż się łza kręci w oku.

  • Grisznak : 2008-11-24 11:28:35
    kapitalne

    Jedenaście lat, a fik jak stare wino, wciąż dobry. Kilka drobnych literówek ("Choć" zamiast "Chodź" itd), ale czytało się naprawdę dobrze.

  • Skomentuj