Opowiadanie
A kysz!
Autor: | Pleiades |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Sailor Moon |
Gatunki: | Parodia |
Dodany: | 2008-11-27 20:07:15 |
Aktualizowany: | 2008-11-27 20:07:15 |
Zamieszczone za zgodą autorki.
Super Sailor Moon... Ileż w niej siły i energii! Wokół szaleje skumulowana energia złego Pharaoha 90, jeszcze trochę, a rozprzestrzeni się na miasto, pozostawiając za sobą tylko Wielką Ciszę... Sailor Saturn przed chwilą zniknęła w czarno-krwawych odmętach Początku-i-Końca... Na polu bitwy pozostały jedynie Uran i Neptun. Obdarte, poranione, patrzyły z niedowierzaniem, jak Super Sailor Moon po przemianie bez udziału Graala, kieruje się na spotkanie z Pharaohem 90...
Czarny słup energii wystrzelił w górę... A później nastała cisza...
Ciemność... Widziała ciemność... A może nic nie widziała...?
Chyba straciła przytomność... Gdy się ocknęła, zamrugała parę razy oczyma... Powoli poczęła postrzegać zamazane kształty.
Jeden, leżący tuż przy niej, po chwili zaczął wyglądać na nieprzytomną Sailor Saturn...
Sailor Moon doczołgała się na czworakach do dziewczynki.
- Saturnie! - zawołała. - Saturnie, ocknij się!
Saturn poruszyła się, otworzyła powoli oczy...
- Hotaru! Nic ci nie jest? Powiedz coś do mnie!
- Sailor Moon... - wymamrotała Hotaru. - Gdzie ja jestem? Co się stało?
- Nie pamiętasz? Poszłaś walczyć z Pharaohem 90...
- Ach tak, przypominam sobie... Ale co ty tu robisz?
- Podążyłam za Tobą... Nie mogłam pozwolić, żebyś narażała się na niebezpieczeństwo... Przepraszam.
Saturn popatrzyła na Sailor Moon ze zrozumieniem.
- Hmm... - przerwała kłopotliwą ciszę Czarodziejka z Księżyca.
- O co chodzi?
- Nic, myślałam, że w tym momencie powiesz coś w stylu: „Nie kłopocz się. Dam sobie radę sama. Wracaj do domu cała i zdrowa”.
Hotaru spiorunowała ją wzrokiem godnym wojowniczki zniszczenia.
- Nic z tego. Skoro tu już jesteś, idziesz ze mną - odpowiedziała chłodno.
Znów zapadła krępująca cisza (na szczęście nie „wielka”).
Sailor Saturn przerwała ją, podnosząc się z jękiem z zimnej podłogi i otrzepując się z dwucentymetrowej warstwy pyłu (gwiezdnego, zapewne). „Czy tu nikt nie sprząta?” - pomyślała...
Po chwili zmarszczyła brwi i przyjrzała się dokładnie stojącej przed nią wojowniczce.
- Jesteś w formie Super Sailor Moon? Ale jakim cudem? Przecież Mistress 9 zniszczyła Graala...
Moon z zakłopotaniem podrapała się w głowę i wyszczerzyła zęby w wymuszonym uśmiechu.
- Nie mam zielonego pojęcia... Tak było w scenariuszu. Może też przyczyniła się do tego histeria, która mi się udzieliła...
- Ach tak...
- Słuchaj, skoro już tu jesteśmy, to zajmijmy się tym, po co tu przybyłyśmy... - zaproponowała Usagi, prawdopodobnie tylko po to, by zejść z poprzedniego tematu...
- Racja! - odpowiedziała entuzjastycznie Saturn, klaszcząc w dłonie. - Musimy odnaleźć naszego wroga i uratować świat przed Wielką Ciszą...
- Tak też ruszajmy... - Czarodziejka z Księżyca wcale nie paliła się do walki z tak trudnym przeciwnikiem... No ale cóż było robić...
- O, jasna cholera! - zaklęła Hotaru (wywołując tym samym oczy niczym spodki u Sailor Moon), rozglądając się nerwowo. - Gdzie jest moja Kosa Śmierci?
Usagi wzruszyła niepewnie i ledwo widocznie ramionami. Lepiej nie kusić losu, chociaż wojowniczka zniszczenia bez Kosy Śmierci wydawała się mało groźna i u przeciętnego dresiarza z pewnością nie wzbudziłaby respektu.
- Nie mam pojęcia - odpowiedziała. - Ale jak do ciebie podeszłam, to już jej nie było.
- Najmocniej panienkę przepraszam - rozległ się nagle Głos z Nikąd, a dokładnie z czarnej przestrzeni otaczającej wojowniczki. - Niestety, musiałem ją skonfiskować, bojąc się, byście sobie nie zrobiły krzywdy...
- Kto to? Co to? - wykrzyknęły chórem Czarodziejki, rozglądając się nerwowo dokoła.
- No, ja... A któż by inny? - odpowiedział Głos. - A wracając do tematu, któż to widział, żeby taka mała dziewczynka bawiła się tak niebezpieczną bronią...
- Wcale nie jestem mała! - żachnęła się Saturn. - A ty, demonie, ujawnij się i stocz z nami uczciwą walkę!
Przed Usagi i Hotaru zmaterializował się nagle człowiek. Nie żaden tam demon, ale (przynajmniej z wyglądu) zwykły, normalny człowiek. Pomijając fakt, że tak naprawdę był całkiem przystojnym młodzieńcem, co wzbudziło podejrzenia Saturna. Usagi natomiast była zauroczona...
- Cześć! - przywitała się przyjacielsko, robiąc do nieznajomego maślane oczy.
Młody człowiek uśmiechnął się, świecąc białymi, jak po czyszczeniu pastą Blenda-Med, zębami. Był dość wysoki, ubrany w biały T-shirt i czarne dżinsy, włosy miał czarne, sięgające do ramion, takie same oczy (tzn. nie sięgające do ramion, tylko czarne) i znak pięcioramiennej gwiazdy na czole.
- Witam, moje panie. - Młodzieniec ukłonił się w pas. - Pozwólcie, że się przedstawię. Jestem Pharaoh 90 z odległego świata Tau Nebula...
Słysząc te słowa, Sailor Moon odskoczyła w panice, upadając na podłogę i brudząc sobie swą białą, jakby praną w dobrym zagranicznym proszku, spódniczkę. Saturn przyjęła pozycję gotowości do ataku, ale wyglądało to raczej mało przekonywująco, biorąc pod uwagę fakt braku obecności Kosy...
- Ph... Ph... Phaaaarraaohhh 999000? - wydukała z trudem Czarodziejka z Księżyca
- Tak, a dokładniej Ninety. Mistrz Pharaoh Ninety - odparł chłopak, nie kryjąc zdziwienia reakcją obu wojowniczek. - Przepraszam, czyżbym źle się upodobnił do człowieka? Byłem pewien, że pod tą postacią was nie przestraszę... Ech, ale cóż... Może lepiej byście zareagowały, jak bym ukazał wam się pod postacią gigantycznej mrówki...
- Eee, lepiej nie - odpowiedziała Usagi, wciąż plącząc sobie język ze zdenerwowania. - Tak jest dobrze...
- Cóż - westchnął Mistrz. - Zawsze miałem ochotę zamienić się w wielkiego owada... Ale trudno, pozostawię to w repertuarze, jakbym zechciał podbijać inną planetę...
- Tak à propos - odezwała się Saturn, trochę bardziej spokojniejsza od Sailor Moon, nawet zrezygnowała z bojowej postawy - jesteśmy tu po to, aby powstrzymać cię przed zniszczeniem Ziemi i sprowadzeniem na nią Wielkiej Ciszy...
Pharaoh 90 znów westchnął.
- Spodziewałem się tego... - odpowiedział z nutką rezygnacji w głosie. - I szczerze mówiąc czekałem na waszą wizytę tutaj... No cóż, skoro już tu jesteście, to może pogadamy na ten temat spokojnie...?
- No, właściwie, czemu nie? - rzekła Usagi, drapiąc się w głowę i podnosząc się jednocześnie z podłogi, co w efekcie niemal nie spowodowało ponownego jej upadku w podłogowy brud... - Nie mamy nic do stracenia... Chociaż wolałabym to szybko załatwić. Tam, na Ziemi, czekają na nas nasze przyjaciółki... I pewnie już zaczynają się niepokoić...
- Nie ma obaw - zapewnił Pharaoh 90. - Ta przestrzeń rządzi się własnymi prawami, to i czas płynie tu inaczej. Gwarantuję wam, że na Ziemi minie tylko kilka sekund, podczas których zdążylibyśmy tutaj omówić parę spraw...
- W takim razie - odezwała się Saturn - nic nie stoi na przeszkodzie, aby pogadać.
- Doskonale! - ucieszył się Mistrz. - W takim razie zapraszam! Specjalnie na tę okazję przygotowałem coś ekstra. Mam nadzieję, że tym razem niczego nie zepsułem i dokładnie odtworzyłem atmosferę spotkań, w jakich uczestniczą Ziemianie, kiedy chcą ze sobą pogadać...
- O czym ty...? - zaczęła Usagi, ale nie skończyła wypowiedzi.
Przestrzeń wokół nich zawirowała, rozbłysła jasnym światłem, powodując, że sailorki musiały zamknąć na chwilę oczy. Kiedy je ponownie otworzyły, z niemałym zdumieniem zauważyły, że stoją w całkiem ładnym pokoju. Mistrza nigdzie nie było.
- Gdzie my jesteśmy? - zapytała Saturn.
Usagi wzruszyła od niechcenia ramionami i poczęła rozglądać się po pokoju. Wyglądał tak, jak zwykły, ziemski pokój gościnny w starym domu. Wysoki strop, zdobiony rzeźbami i malowidłami plafon, stylowe meble (kanapa, fotele, stolik, barek i regały z książkami), kominek, a nad kominkiem półka z różnymi drobiazgami (zegar z kurantem, świecznik żydowski itp.)... Na podłodze dywan, zapewne perski. Wszystko czyste, schludne, gustowne.
- O, widzę, że się rozgościłyście - powiedział Pharaoh 90, wchodząc do pokoju, niosąc w dłoniach srebrną tacę. Jego wypowiedź z pewnością była w większej mierze skierowana do Sailor Moon, która właśnie trzymając w ręku zegar, oglądała go ze wszystkich stron. - Proszę, usiądźcie. Przyniosłem coś do zjedzenia.
Pharaoh 90 usiadł na fotelu, stawiając na stole tacę. Zdjął z niej filiżanki i talerzyki, podał dziewczynom. Do filiżanek nalał kawy, postawił też talerz z ciastkami.
- Może cukru? - zaoferował gestem, stojącą na środku stoliczka cukiernicę.
- Nie, dziękujemy - odpowiedziała Saturn. Moon również pokiwała przecząco głową.
- Ale bardzo bym chciał, żebyście poczęstowały się moimi ciastkami. Sam je robiłem. - Pharaoh 90 uśmiechnął się sympatycznie. - Właściwie, u was na Ziemi mówi się: „sam je upiekłem”, ale cóż... Upiec, nie upiekłem, jednakże stworzyłem - zaśmiał się z własnego żartu. Saturn niepewnie wzięła jedno z ciastek, ugryzła kęs i powoli zaczęła przeżuwać.
- Dziękujemy za gościnę - odezwała się Moon.
- Ależ proszę was, nie bądźmy tacy oficjalni. - Mistrz pomachał znacząco ręką. - Bo zaraz pomyślę, że jestem na jakimś drętwym rodzinnym przyjęciu pełnym starych ciotek - znów się zaśmiał. - Może byście się tak nieco rozluźniły i przyjęły mniej oficjalne stroje? Gosh, bo za chwilę pomyślę, że powinienem był raczej założyć garnitur na tę okazję! - zarumienił się lekko.
Dziewczęta dobrze wiedziały, że na razie na żadną walkę się nie zapowiada, tak też z ulgą przyjęły propozycję Mistrza. Detransformowały się i z zapałem poczęły zajadać pharaohowskie (mistrzowskie?) ciastka (nie wiadomo dlaczego, było ich na talerzu aż dziewięćdziesiąt sztuk...).
- Speaking of Earth... - zaczęła mówić Hotaru, pomiędzy kęsami ciastek i łykami kawy. - Dlaczego tak w ogóle zaatakowałeś naszą piękną planetę?
Pharaoh westchnął... Popatrzył smutnym wzrokiem na dziewczyny. Jeszcze raz westchnął, po czym zaczął:
- Cóż... panno... Hmm, nie powiedzieliście mi jeszcze, jak mam się do was zwracać, jak macie na imię...
- Możesz mówić do mnie Usagi - odparła Usagi.
- Ja jestem Hotaru - rzekła Hotaru.
- Miło mi. Nazywam się Pharaoh 90 - przedstawił się Mistrz, nie zważając na to, że już po raz kolejny. Kiedy miał już oficjalną część za sobą, zaczął mówić dalej na temat powodu swojego przybycia.
- Cóż, Usagi, Hotaru... Szczerze mówiąc, nie miałem zamiaru niszczyć waszej planety... Przybyłem tutaj w poszukiwaniu nowego świata, w którym mógłbym zamieszkać. Bardzo mi na tym zależało, tak też podróżowałem przez setki lat w miejsce, gdzie miałem nadzieję osiąść i spędzić resztę mojego życia... Przedtem wysłałem tu moich podwładnych. Mieli sprawdzić warunki tu panujące, nauczyć się ile tylko możliwe o mieszkających tu istotach, ich zwyczajach, zachowaniach i przekazać mi wszystkie te dane przed moim przybyciem...
- Podwładni? Czy masz na myśli Mistresss 9? - zapytała Hotaru. Przez jej plecy przebiegły ciarki na wspomnienie istoty, która opanowała jej ciało...
- Tak. I jeszcze Germatoida. Sprawa była prosta. Przynajmniej tak mi się wydawało. Miałem gwarantowany start w nowe życie, na nowej planecie. Jednak coś poszło nie tak...
- Co takiego? - zainteresowała się Usagi, pochłaniając kolejne ciastko
- Nie przewidziałem w pełni tego, co się może wydarzyć. Kiedy się dowiedziałem, było już za późno. Byłem zbyt daleko w drodze, żeby wracać do domu. Zdążyłem już zanudzić się na śmierć i przeczytać po 30 razy wszystkie książki znajdujące się w mojej biblioteczce. - Tu wzrokiem wskazał na regały z książkami.
- Lubisz czytać? - zapytała Usagi.
- Owszem! I to bardzo! Problem w tym, że nigdy nie miałem wystarczającej ilości spokoju. Widzicie, mieszkałem ścianę w ścianę z bardzo głośnym sąsiadem, który uprzykrzał mi życie, jak tylko mógł. Zrozumcie, po dwustu latach miałem serdecznie dość zarówno jego, jak i całej mojej hałaśliwej planety...
- Rozumiemy...
- W każdym razie pewnego wieczoru postanowiłem się stamtąd wynieść. Ruszyłem więc w drogę ku odległej, błękitnej planecie. Jak się domyślacie, była to Ziemia. Miałem nadzieję znaleźć tu to, czego szukam. Niezmąconą, Wielką Ciszę... Tak bardzo mi potrzebną do czytania książek... Niestety, coś się strasznie pokręciło... Wysłani przeze mnie poddani zupełnie zbzikowali i zaczęli czynić dziwne rzeczy... Przepraszam was, że tak wyszło, ale naprawdę nie miałem pojęcia, że popełniłem błąd, wysyłając na Ziemię Miss 9 i Germatoida... Ech, gdybym wiedział, do czego oni są zdolni...
- Co masz na myśli? - zapytała Usagi
- Cóż... Z Mistress 9 od dawna były kłopoty... Leczyła się na naszej planecie w klinice psychiatrycznej. Jakiś czas później lekarze orzekli, że jest całkowicie zdrowa i wypuścili ją do domu. Nie przejawiała zresztą objawów choroby... Dopiero po przybyciu na Ziemię coś jej odbiło. Dostała obsesji na punkcie czystych serc, czy jakoś tak... Niejednokrotnie tłumaczyła mi, jakie ważne jest odpowiednie przygotowanie planety dla mojego przybycia... Tylko, broń Boże, nigdy jej nie mówiłem, że ma zniszczyć Ziemię! W każdym razie pomyślałem, że jakoś to będzie, że może nie jest z nią aż tak najgorzej. Ale później okazało się, że właściwie chciała tutaj przybyć tylko z powodu Germatoida... Widzicie, na naszej planecie był on jej narzeczonym i nie chciała się z nim rozstawać. Niestety, ten stary idiota opętał na Ziemi jakiegoś profesora, zapewne dla zabawy... A Mistress 9 niefortunnie stała się nagle jego córką... Może właśnie z tego powodu nastąpił u niej nawrót choroby psychicznej... To dlatego musiałem ją ostatecznie zniszczyć... Rozumiecie, nie rokowała już żadnych nadziei... Pomijając w ogóle fakt, że prawie bym na Ziemię przez nią nie dotarł, gdyż zapomniała wskazać mi dokładną drogę. Dopiero po wejściu do waszego Układu Słonecznego, zobaczyłem światło, które pokierowało mnie właśnie tutaj...
Hotaru i Usagi słuchały w skupieniu opowieści Mistrza. Teraz siedziały wpatrzone w niego z rozdziawionymi ustami, pełnymi okruchów po ciastkach...
- Dobrze - wyksztusiła wreszcie Hotaru, pociągając z filiżanki łyk kawy. - Wszystko wydaje się bardzo niewinne... Ale po cholerę był tobie potrzebny Święty Graal? Czy ty zdajesz sobie sprawę, jakiego stracha nam napędziłeś?
Pharaoh 90 uśmiechnął się smutno.
- No cóż... Tu muszę się przyznać do kolejnej mojej słabości... Lubię antyki. W ogóle lubię kolekcjonować różne unikatowe przedmioty z różnych stron galaktyki. - Tu wskazał na półkę nad kominkiem, gdzie stał między innymi oglądany przedtem przez Usagi zegar. - Święty Graal podobał mi się od dawna i wiele czasu poświęciłem na próby jego zdobycia. - Mistrz westchnął znacząco. - A ta wariatka zniszczyła go w ciągu kilku sekund...
W oczach Mistrza pojawiła się pojedyncza łezka. Szybko ją wytarł i spojrzał niewinnym wzrokiem na dziewczyny.
- Bardzo nam przykro z tego powodu - odpowiedziała Usagi. - Naprawdę. Graal dla nas też był bardzo cenny, ale mogę przysiąc, że byśmy oddali go tobie dobrowolnie, gdybyś poprosił... Szkoda, że Miss 9 ciebie uprzedziła...
- Przepraszam, że jeszcze o coś spytam. - Hotaru nie dawała za wygraną. - Powiedz mi, Mistrzu... Skoro chciałeś sprowadzić na Ziemię Wielką Ciszę, to w jakim celu zniszczyłeś pół Tokio w trakcie swego przybycia...?
- Ojej, ojej! Jak ty nic nie rozumiesz! - Pharaoh 90 zamachał nerwowo rękoma w powietrzu, jakby odpędzał natrętne muchy. - A jak sobie wyobrażasz stworzyć coś w miejscu, gdzie już coś jest? Budowanie czegoś nowego, bez burzenia czegoś starego, jest tak logiczne, jak... Jak, przypuśćmy sprzedanie domku z babcią w środku... Już raz tak zrobiłem i obiecałem sobie, że błędu nie powtórzę; zresztą babcia była bardzo niezadowolona...
Zapadła (mała) cisza... Usagi przez chwilę intensywnie myślała, aż dało się słyszeć skrzypienie jej szarych komórek.
- Słuchaj, Mistrzu - odezwała się w końcu. - Naprawdę rozumiemy, że miałeś dobre zamiary i serdecznie współczujemy, że nie ułożyło się nic po twojej myśli... Ale prosiłybyśmy, żebyś jednak zrezygnował z Wielkiej Ciszy i dał mieszkańcom tej planety żyć spokojnie...
- Cóż, prawda... - westchnął Mistrz. - Spodziewałem się takiej reakcji... No cóż, masz absolutną rację, Sailor Moon... Też bym bronił własnej planety w tak samo zacięty sposób... Podziwiam was wojowniczki za odwagę i siłę. Chyba staniecie się moimi idolkami...
- Pochlebiasz nam, Mistrzu. - Hotaru lekko się uśmiechnęła. - Powiedz nam jednakże, co teraz zamierzasz...?
- Cóż, dziewczynki... Chyba czas, abym się stąd wyniósł i poszukał innego miejsca do życia... Jeszcze raz przepraszam, że tak wyszło... Wybaczcie.
- Ależ nic nie szkodzi. - Usagi wyszczerzyła zęby w słodkim uśmiechu. - Już o wszystkim zapomniałyśmy.
- W każdym razie miło was było poznać. Wracajcie więc do domu i pozdrówcie ode mnie wasze przyjaciółki. A może lepiej nie pozdrawiajcie...
Pharaoh 90 wyciągnął rękę w geście pożegnania. Uścisnął szczerze dłonie obu dziewcząt.
- Dziękujemy za kawę i ciastka. - Usagi ukłoniła się w pas. - Były naprawdę bardzo smaczne...
-Chwileczkę! - zawołała Hotaru. - Już po wszystkim? Już mamy wracać? Happy end?
Usagi i Pharaoh 90 popatrzyli na nią wielce zdumieni.
- Eee... O co chodzi, Hotaru? - zapytał Mistrz.
- Ja nie mogę tak wrócić!
- ?
- No nie mogę wrócić! Tyle mnie starań, zachodu kosztowało przybycie tutaj, tyle wyrzeczeń kosztowało mnie przebudzenie się jako wojowniczka! Sądziłam, że ta walka będzie ponad siły Sailor Moon, dlatego chciałam się poświęcić. Nie mogę teraz wrócić ot tak, jak gdyby nic. Wyszłabym na kompletną kretynkę!
Pharaoh 90 podrapał się z zakłopotaniem po nosie...
- No fakt... - stwierdził...
- Poza tym - kontynuowała Hotaru - twoi cholerni poddani zniszczyli całe moje życie! Zamiast ojca musiałam wciąż użerać się z Germatoidem, a ta wariatka Miss 9 bawiła się moją psychiką. Nie uważasz, że powinnam żądać w zamian jakiejś rekompensaty?
- No fakt... - powtórzył.
- Więc żądam rekompensaty!
Usagi i Pharaoh 90 mieli naprawdę zmartwione miny... Nastała kolejna długa, niezmącona niczym cisza.
- Cóż... - Mistrz pierwszy ją przerwał - niewiele mogę uczynić... Niestety, cofanie czasu wykracza poza moje możliwości, wiec nie naprawię dawnych błędów... Mogę jedynie...
- No? - ponagliła Hotaru.
- Cóż, ale to trudne... Jednak mogę...
- No, co?
- Hmm, ale to naprawdę będzie trudne...
- Mówże wreszcie! - zniecierpliwiła się Hotaru.
- Gomen! - Pharaoh 90 zrobił kilka kroków w tył, jakby piorunujące spojrzenie Hotaru mogło zabijać. - Mówię właśnie o tym, że znalazłem niezłe rozwiązanie! Sprowadzę cię na Ziemię jako niemowlę. Będziesz miała szansę na nowe życie. Będziesz mogła wreszcie dorastać w normalnej i kochającej rodzinie. Co ty na to?
- Hmm, w zasadzie brzmi nieźle - odpowiedziała Hotaru, praktycznie bez chwili namysłu. - A więc zgoda.
Pharaoh 90 odprowadził gości do drzwi. Tu stanął, po raz ostatni patrząc na twarze dziewcząt.
- Mam do was prośbę - rzekł. - Proszę, nie mówcie nikomu na Ziemi, co tutaj się wydarzyło, nawet waszym przyjaciółkom. Niech to pozostanie naszą słodką tajemnicą...
Usagi już miała pokiwać twierdząco głową, kiedy odezwała się Hotaru:
- Nie licz na to, Mistrzu. Znając Usagi, wygada wszystkim przy najbliższej okazji.
- Och - zmartwił się Mistrz - trudno... To w takim razie będę zmuszony zrobić tak, że po wyjściu stąd zapomnicie o wszystkim, co tutaj miało miejsce. Amnezja może jeszcze potrwać parę minut po waszym powrocie, ale nie bójcie się, wrócicie do dawnej formy... Pomijając fakt, że nie będziecie o mnie pamiętać.
Dziewczyny, chcąc nie chcąc, przystały na propozycję Pharaoha.
- Jeszcze jedno - odezwała się Hotaru. - Zwróć mi moją kosę.
- Nie. - odpowiedział stanowczo Mistrz. - Nie będzie ci już potrzebna. Zatrzymam więc ją sobie. Cóż, nie mam Świętego Graala, więc chociaż ta pamiątka należy mi się z pobytu na Ziemi.
- Dobrze... - zgodziła się niechętnie Hotaru. - A więc żegnaj.
- Pa pa - pomachał na pożegnanie Pharaoh 90.
Cały świat zrobił się nagle ciemny...
Czarny słup energii wystrzelił w górę... A później nastała cisza...
Kilka chwil później Ziemię oświetliły ciepłe promienie słońca. Błękitne niebo odbijało się od wielkiej kałuży w kraterze, który był jedyną pozostałością po szkole Mugen.
Dwie obdarte postacie ze zdumieniem obserwowały, jak kilka tysięcy świetlistych motyli wzlatuje w powietrze. Po chwili, wśród gruzów ujrzały znajomą sylwetkę... Sylwetkę Super Sailor Moon. Wyglądała tak samo, jak w chwili, w której wniknęła do wnętrza królestwa Pharaoha 90. Poza jednym małym wyjątkiem. Trzymała teraz w ramionach niemowlę...
Dalszy ciąg opowieści już znacie.
KONIEC
------------------------------------
Uff, to by było na tyle. Mam nadzieję, że się podobało to krótkie opowiadanko. Przepraszam za ten wybryk wszystkich, którzy czują się urażeni, że potraktowałam tę sprawę tak a nie inaczej. Czasami ludziom odbija i trzeba się wtedy wyżyć :)
Pleiades, 19-20 lipca 2000
Oryginalne opowiadanko
Są błędy, ale ogólnie może byc. Najgorzej było na początku.
Postawiłaś tą opowieśc w bardzo ciekawym świetle.