Opowiadanie
Puszczamy wodze ułańskiej fantazji...
Autor: | Japyko |
---|---|
Korekta: | Dida |
Serie: | Axis Powers Hetalia |
Gatunki: | Parodia |
Dodany: | 2009-04-07 23:58:23 |
Aktualizowany: | 2009-04-07 23:58:23 |
Zamieszczono za zgodą autorki. Pobrano z AXIS*POWERS*HETALIA.
- I generalnie jesteśmy na miejscu! - Feliks postawił zniszczoną walizkę na ziemi - Stadnina w Toporzysku!
- To jest tu? - Toris z powątpiewaniem spojrzał na krytą ujeżdżalnię, w całości zrobioną z blachy, mały drewniany dom,, pełniący rolę pensjonatu i na starą wozownię, którą ktoś nieudolnie przekształcił na stajnię - Nie pomyliłeś przypadkiem adresu?
- Nie ma na co narzekać. - obok nich pojawił się nagle Iwan - Prawie jak w domu, tylko drutu kolczastego brakuje…
- Ale pastę to tu chyba mają? - Felicjano zaczął ciągnąć za sobą wór wypełniony, nomen omen, włoskim makaronem.
- Co oni tu robią? - zdziwił się Litwa.
- No… Bo tylko pokój czteroosobowy jest wyremontowany… I pomyślałem, że jak jeszcze dwie osoby z nami pojadą, to będzie taniej, bo podzielimy koszta… A tylko oni się zgłosili - wytłumaczył Feliks. - I… ten… no… musimy wytrzymać ze sobą tydzień.
- To będzie ciężki tydzień… - westchnął Toris.
A pobyt w Toporzysku już na samym początku okazał się być ciężkim. Bo po to by dostać się do recepcji i odebrać klucz do pokoju, trzeba było przejść przez werandę, okupowaną przez tuzin zdziczałych kotów. A jak powszechnie wiadomo, zdziczałe koty nie lubią intruzów na swoim terytorium...
- A ja myślałem, że kotki to takie miłe stworzonka… - Felicjano ucierpiał najbardziej, gdyż zechciał jednego ze zdziczałych kotów przytulić i poczęstować pastą.
- Na przyszłość nie zbliżaj się do kotów. Nie lubią pasty - Polska rzucił swój bagaż na łóżko, z którego podniosły się tumany wszędobylskiej kociej sierści.
Reszta dnia upłynęła spokojnie. Nie licząc tego, iż risotto podane na obiad się ruszało, a sos był bardzo podejrzany…
Czasem człowiek czuje potrzebę wstania w środku nocy, przemaszerowania w drewniakach przez pokój i wypicia gorącej czekolady lub zjedzenia paluszków z sezamem. Feliks poczuł właśnie taką potrzebę. Wyczołgał się spod kołdry i przez przypadek spojrzał w okno. To, co zobaczył, zmroziło go. Z wrzaskiem wskoczył do łóżka Litwy.
- Co się…? - spytał zaspany Toris, po czym spojrzał w kierunku wskazywanym drżącą ręką Felka. Przez chwilę wpatrywał się w okno, po czym, wspólnie z Feliksem, wrzeszcząc, jakby goniło ich sto diabłów (co było bliskie prawdy, tyle że diabeł występował tu w liczbie pojedynczej), wskoczyli na wersalkę zajętą przez Veneziano.
- Hmm…? Już pora na pastę? - spytał niezbyt przytomnie Włochy Północne. Spojrzał w okno i…
…i po chwili trzy dygocące kształty chowały się pod kocem, którym okrył się Rosja, chrapiąc w najlepsze.
Iwan obudził się i odkrył, że ma pod kocem dzikich lokatorów.
- Co to za posiedzenie?! Won do siebie!
- Ale już jej nie ma…? - chciał się upewnić Feliks.
- Kogo..?
- No… właściwie to nie wiem, co to było, ale było straszne… - odparł Litwa.
- I miało straszne oczy! - uzupełnił Włochy.
- Ale teraz tego tu nie ma, więc paszoł won! JUŻ! - Iwan zaczął spychać współlokatorów z łóżka.
Ziemia przed werandą wyglądała, jakby odstawiono na niej szalony taniec, przy okazji osmalając trawę pochodnią. Gdzieniegdzie walały się potrzaskane dachówki.
- Tu na pewno COŚ przylazło - Toris przekonywał Iwana do swojej teorii, jakoby przywlókł się tu jakiś stwór z Czarnobyla.
- Eee… Pewnie się im koń spłoszył… - Iwan albo nie wierzył w to, iż nawet niepozorne zwierzątko może stać się dziką bestią, albo doskonale wiedział CO tu przylazło i nie chciał o tym mówić.
Nagle ze stajni w pełnym galopie wyskoczył śmieszny, szarawy konik, niosący na grzbiecie Feliksa, ze zmontowanymi naprędce z grabi husarskimi skrzydłami.
Włochy, dotychczas cicho siedzący na werandzie, omal nie zakrztusił się pastą ze śmiechu, gdy konik gwałtownie zahamował, wyrzucając z siodła Feliksa, który wylądował na Bogu ducha winnej jabłoni.
- No co?! Sprawdzam, czy drzewa są wytrzymałe! - Polska próbował wyplątać się z gałęzi - Bo jak chce się jeździć na koniu po lesie, to trzeba sprawdzić, czy drzewa wytrzymają, jak się na nie wpadnie…
- I pewnie jeszcze trzeba szukać partyzantów w krzakach? - Iwan zadarł głowę do góry, by spojrzeć na Feliksa.
- Jak kto chce. Tyle że ja nie mam zamiaru wcielać się w partyzanta, bo do dziś mnie wszystko boli po powstaniu styczniowym…
Puszczanie wodzy ułańskiej fantazji zwykle źle się kończy. Może się skończyć lądowaniem w rowie, krzakach, na drzewie, przewieszeniem przez płot lub rozjechaniem osoby postronnej. Albo, jeśli nie zna się okolicy, zabłądzeniem w lesie.
- Feliks, ty jesteś pewny, że jeszcze nie byliśmy na tej polanie? - Toris poddawał w wątpliwość zmysł orientacji w terenie swojego przyjaciela.
- A bo ja wiem? Wszystkie drzewa są takie same!
- Ale ten bunkier to chyba przeoczyliśmy. - Włochy jednak potrafił czerpać jakieś korzyści z tego, że siedział na koniu tyłem do przodu.
- Jaki bunkier? - Iwan jako pierwszy zainteresowany pojawił się przy miejscu wskazanym przez Felicjano.
Z jednej strony bunkier był świetnie zamaskowany, wyglądał zupełnie jak niepozorny wzgórek, natomiast z drugiej strony widać było ziejące czernią otwory po okienkach i drzwiach. Ale Rosja, niczym niezrażony, wszedł do środka.
- Ło matko moja! - dało się słyszeć z wnętrza bunkra.
- Co się stało? - Felek zeskoczył z konia i również wbiegł do bunkra. Po chwili słychać było jego krzyk: Matko z córką! Ile tego jest?!
Toris, przeczuwając, że święci się coś niedobrego, również wkroczył do bunkra, a za nim wepchał się Veneziano, koniecznie chcąc zobaczyć, czego i ile jest, i czy to przypadkiem nie pasta. Niestety, pastą to w żadnym razie nie było… Bo składzik alkoholi wszelakich ma do makaronu tyle, co piernik do wiatraka.
Ssaki nieparzystokopytne, zwane końmi, trochę denerwowały się przez to, że zwiozły na swoich grzbietach cztery zalane w pień osoby. I zdenerwowały się jeszcze bardziej, gdy drogę przecięła im biała błyskawica, którą można było uznać za dość nietypowego konia, oraz stwór, którego można było zidentyfikować jako Arthura. Wierzchowce nie wytrzymały, zrzuciły z siebie pijanych jeźdźców i pognały w siną dal.
- Co to było? - spytał Włochy, najbardziej przytomny i najmniej podchmielony.
- Na chłopski rozum… UK goniący coś, co wygląda jak jednorożec - ocenił Feliks.
- To jednorożce istnieją, czy za dużo wypiłeś? - spytał Litwa, próbując ustawić się w pozycji wyprostowanej.
- Różne zwierzęta się po lasach pałętają… Jak się rodzą cielaki z dwoma głowami, to czemu nie konie z wielkim guzem? - Feliks dokonał tej trudnej sztuki, jaką było wstanie i pomógł podnieść się reszcie kompanii - A teraz trza będzie dojść do domu…
Drogą kroczyła wesoła gromadka. Powodem wesołości była krążąca z rąk do rąk butelka i śpiewanie różnorodnych piosenek.
- Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz, ni dzieci nam geeeeeeeermanił! - wył wesoło Polska.
- A co ty masz do Ludwiga? - zainteresował się Felicjano.
- Oooo… Będzie lista jak stąd do Chin! - odparł Polska i śpiewał dalej, tym razem parodiując wojskową piosenkę, nuconą przez Iwana.
I tak oto całe towarzystwo, podtrzymując się wzajemnie, dotarło do pierwszych zabudowań gospodarczych stadniny. Dalej dziwnie wesoła czwórka nie doszła, wszyscy jak jeden mąż zwalili się na stóg siana, stojący w kącie stajni.
I w sumie dobrze, że nie dotarli do swojego pokoju, gdyż tam, pod łóżkiem, czaił się pewien wrogo nastawiony do świata koń z guzem na głowie…
- A co ty masz do Ludwiga?
- Oooo… Będzie lista jak stąd do Chin!
Bardzo zabawny tekst, naprawdę warto przeczytać ♥
Świetna robota.,,Masz coś do Ludwiga?'' wygrało. Uroczy tekst.