Opowiadanie
Runiczne Opowieści
Fehu
Autor: | Tamaya |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Fantasy |
Dodany: | 2005-08-17 20:51:11 |
Aktualizowany: | 2005-08-17 20:51:11 |
Następny rozdział
Przedstawione tutaj 24 krótkie historie nie są fikcją literacką mojego autorstwa, tylko wynikiem pracy z niezwykłymi mandalami runicznymi pochodzącymi z książki Marii Piaseckiej "Medytacyjna Moc Run". Zostały one zarejestrowane podczas medytacyjnego transu, a następnie zrekonstruowane bezpośrednio po nim i tutaj prezentuje je w nieco wzbogaconej literackiej formie z zachowaniem oryginalnego przekazu.
Dom Fehu
Bogactwo to nie wszystko
Trzeba je umiejętnie wykorzystywać
I dzielić się z innymi,
Tylko wtedy osiągniesz pełnię szczęścia.
Harmonia jest najważniejsza
Kto jej nie przestrzega traci wszystko.
Potężne niczym dąb czy buk wiekowe drzewo rozpościerało swoje pokryte zielonymi liśćmi ramiona ponad czasem i przestrzenią strzegąc swoich tajemnic przez wieki. Wnętrze jego masywnego pnia kryło niezwykły pokój obecnie pusty, ale jakby pozostawiony tylko na małą chwilę. Znajdowały się tam drewniane meble wykonane misternym kunsztem i wielki stary kufer w kącie kryjący niezbadane tajemnice. W szarym kamiennym kominku płonął żwawo ogień, jednak zdawał się nie ranić tego władcy lasu. Na ścianie obok rzeźbionej szafki stary zegar z kompasem odmierzał wolno czas, który płynął nieubłaganie. I nagle panującą wokół ciszę zmącił głos kukułki oznajmiający nadejście godziny dziewiątej. W tej chwili powiał wiatr poruszając białe, delikatne firanki okna, w którym stał czerwony kwiat. Taki na pierwszy rzut oka zwyczajny, a jednak przykuwający uwagę swoją harmonią i doskonałością.
Na zewnątrz pusta, polna droga pięła się łagodnie niczym wąż przez zielone, niezalesione wzgórze, na którym stał zamek z opuszczonym zapraszająco zwodzonym mostem i podniesioną kratownicą. Wszędzie panował niesamowity spokój i melancholia. Pośrodku również szarego dziedzińca znajdowała się fontanna z kształcie ryby, z której pyszczka wytryskała wąska stróżka wody. Na jej obrzeżu przysiadła młoda dziewczyna nosząca imię Eanor i spojrzała zamyślona na swoje odbicie w srebrzystej tafli. Jej postać emanowała tak niesamowitą aurą, że wydawała się jakąś eteryczną istotą spoza czasu. Jej długie, falujące czarne włosy kontrastowały z pozbawioną rękawów białą suknią do stóp zebraną w pasie. Czoło przepasywał jej srebrny łańcuszek podobny do tego, na jakim znajdował się wisiorek wyobrażający runę Fehu spoczywający na piersi dziewczyny. Spokój przerwał stukot końskich kopyt. Na dziedzińcu pojawił się jeździec na białym koniu o czarnych włosach do ramion i również eterycznym wyglądzie. Mężczyzna ów tak był podobny do Eanor, że mógł być jej bratem. Podszedł i przemówił do niej:
- Witaj, mój Kwiatuszku!
- Ach, witaj Elrinie! - odpowiedziała Eanor - Cieszę się, że cię widzę. Skąd wiedziałaś, że tutaj będę?
- To zamek naszego drogiego kuzyna Lorda Elisandra, z którym nasze drogi się rozeszły dawno temu. - odpowiedział mężczyzna - Spodziewałem się, że mogłaś się wybrać właśnie w to miejsce.
- Tak - odpowiedziała zadumana Eanor - Wieki minęły od czasu, gdy władali tu ludzie. Teraz natura upomina się o swoje dziedzictwo. Lecz to miejsce już nigdy nie będzie takie jakie znałam, kiedy czuwał nad tym światem Dom Fehu, nawet jeśli Strażnicy Lasu powrócą.
Na chwilę znów zapanowała głęboka cisza, którą po chwili przerwał Elrin.
- To miejsce już do nas nie należy. Wracajmy. - oznajmił. Eanor kiwnęła potakująco głową pozwalając mu posadzić się przed sobą na koniu i opuścić twierdzę. Odjechali w nieznanym kierunku.
Eanor przemierzała sale świątyni runy Fehu, gdzie przebywało wiele podobnych jej wiekiem młodych dziewczyn, pełniących funkcje pomocnic. Znajdował się tu ogień, który nigdy nie gasnął i był jakby życiem tej świątyni. Ponad ołtarzem lewitował obracający się wolno symbol runy. Była też tutaj sadzawka pokazująca wydarzenia odległe w czasie i przestrzeni. To do niej skierowała swoje kroki Eanor. Przysiadła na jej brzegu i spojrzała w toń wody. Jej oczom ukazały się przerażające obrazy. Do spokojnej osady wtargnęli wojownicy na koniach i rozpoczęli rzeź mieszkańców. Patrzyła na płonące domy i słyszała krzyki mordowanych ludzi. Na jej twarzy odmalowała się zaduma i smutek, a wargi poruszyły się i wyszeptała czyjeś imię.
Była to akurat pora odpoczynku, kiedy powiadomiono Eanor o przybyciu gościa do świątyni, który pragnął się z nią widzieć niezwłocznie. Odwróciła wzrok od szybującego po firmamencie białego, skrzydlatego rumaka w kierunku dziewczyny, która przyniosła jej tą wiadomość, gdy drzwi otworzyły się z hałasem i stanął w nich podobny do Elrina mężczyzna o władczym spojrzeniu. Powiódł wzrokiem po bogato urządzonej sypialni w tonacji czerwieni i uśmiechnął się z satysfakcją.
- Zostaw nas samych! - zwrócił się do dziewczyny służebnej. Ta ukłoniła się i oddaliła w milczeniu.
- Witam cię, Lordzie Elisandrze. - odezwała się Eanor oficjalnym tonem.
- Droga, kuzynko. Czemu odczuwam taki chłód w twoim głosie? - zapytał Elisander niebywale słodko - Czyżbyś mnie już nie lubiła?
Zbliżył się do niej jeszcze bardziej próbując ją objąć, ale odsunęła się od niego stanowczo.
- Elisandrze! Zapominasz, że jestem kapłanką! Wiem po co przyjechałeś, ale mówiłam ci już, że nigdy nie możemy być razem. - oznajmiła - A poza tym nie podoba mi się to, co robisz. Nie zmyli mnie twój czarujący uśmiech. Wiem, że najechałeś niewinnych ludzi i kazałeś swoim drwalom ścinać Leśnych Strażników!
- Ależ, droga kuzynko! To po prostu zwyczajne drzewa! - odpowiedział Elisander - Nie rozumiem o co tyle hałasu. A ci ludzie sprzeciwiali się mojej władzy.
- Te drzewa mają moc powstrzymywania zła zagrażającego światu. Czyżbyś o tym zapomniał? - zapytała Eanor - A może tak się boisz ich mocy, gdyż sam jej nie posiadasz i nie chcesz, aby ktoś ponad tobą górował. Jeżeli zamierzasz tak dalej postępować, Elisandrze to musze cię pożegnać. To miejsce pozostanie dla ciebie zamknięte.
- Mylisz się. Eanor. Nie robię nic złego. - odpowiedział Elisander - Czasy się zmieniają i my także powinniśmy. Ja jeszcze tutaj wrócę i przekonasz się, że źle mnie oceniłaś.
Lord Elisander oddalił się pewnym krokiem robiąc wrażenie człowieka, który wcale nie czuje się jakby poniósł porażkę. Po chwili opuszczał już przypominającą pałac świątynię położoną pośród wodnych kaskad na półce skalnej w niedostępnych wysokich górach. Odjeżdżał nieświadomy, że widzi Dom Fehu po raz ostatni Wkrótce jego działania zaczęły zataczać coraz szersze kręgi, a ludzie powoli zaczęli zapominać swojej starej wiary i płynąć z nowym nurtem. Wtedy świątynia nazywana Domem Fehu znikła poza magiczną bramą i nikomu już nigdy nie udało się jej odnaleźć.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.