Opowiadanie
Runiczne Opowieści
Ansuz
Autor: | Tamaya |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Fantasy |
Dodany: | 2005-08-17 21:18:01 |
Aktualizowany: | 2005-08-17 21:18:01 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Zwiastun Burzy
Mądrość jest we wszystkim,
Ze wszystkiego można czerpać naukę,
Kto szuka ten znajduje tam,
Gdzie się nie spodziewał.
Ostatnie promienie zachodzącego słońca odbijały się w wodach zatoki, ponad którą przelatywały białe ptaki. Od piaszczystej plaży pięły się długie schody prowadzące na szczyt skalistego wybrzeża, gdzie wznosiła się od dawien dawna wieża będąca skarbnicą wiedzy. W jej wnętrzu znajdowały się stoły i regały wypełnione książkami, nad którymi godzinami przesiadywali uczeni. Wszystko oświetlały świece w pięknie wykonanych świecznikach. Elwira wyszła na balkon i spojrzała zamyślona w kierunku morza. Po mimo, że robiła w tej chwili wrażenie całkiem młodej kobiety, jej wiek podobnie jak kolor zebranych w kok włosów zdawał się być taki nieuchwytny jakby cały czas ulegał metamorfozie pod wpływem nastroju. Obecnie miała na sobie długa zieloną suknię z szerokimi rękawami przepasaną pasem z delikatnych srebrzystych kółek, a na nogach trzewiki. Wykończenie na rękawach w dole i wokół szyi wykonano złocistą nicią, którą wyszyta była także runa Ansuz na plecach. Ten symbol runiczny dziewczyna miała również wytatuowany na wierzchu prawej dłoni. Elwira posiadała zdolności porozumiewania się w myślach, z białymi ptakami latającymi ponad zatoką. Przynosiły one wieści z odległych miejsc, do których pływały żaglowe okręty. To miejsce było jej domem od bardzo dawna, a ten balkon z widokiem na zatokę był ulubionym miejscem Elwiry. Przychodziła tutaj, kiedy tylko miała czas, aby rozmawiać ze swoimi skrzydlatymi przyjaciółmi. Tym razem miała ku temu szczególny powód. Minęło już wiele dni od czasu, kiedy Sigmond przysłał ostatnią wiadomość. Obierali już kurs powrotny i dawno powinni byli dotrzeć do zatoki.
- Co ich zatrzymało? - zastanawiała się głośno. Obejrzała się na dźwięk kroków. Na balkon wyszedł dostojny mędrzec z długa siwą brodą noszący imię Antos.
- Witaj, drogie dziecko. Cóż cię tak trapi? - zapytał.
- Och witaj, ojcze. - odpowiedziała Elwira - Martwię się o "Zwiastuna Burzy" już powinien przypłynąć, a nie ma od niego żadnej wieści.
- Hmm. To istotnie poważna sprawa. - zamyślił się mędrzec Antos. - Chyba powinienem się udać na poradę do czarodzieja Zantosa. Może on się czegoś dowie.
- Tak. Bardzo cię proszę, ojcze. - powiedziała Elwira. - Jestem tak ostatnio niespokojna o Sigmonda.
Mędrzec Antos oddalił się do środka wieży, a Elwira znów skierowała wzrok na horyzont, gdzie spodziewała się ujrzeć biały żagiel "Zwiastuna Burzy", jednak nie dostrzegła tam już nawet ptaków, które udały się zapewne na nocny spoczynek.
"Zwiastun Burzy" przemierzał tymczasem spokojne fale bezkresnego morza. Stojący na pokładzie w blasku księżyca jasnowłosy młodzieniec zamyślił się:
- Przez ten sztorm zupełnie zboczyliśmy z kursu. Pewnie Elwira się już niecierpliwi. Szczęśliwie wyprawa zakończyła się sukcesem i wieziemy ze sobą Świętą Księgę Mędrców, której poszukiwania zajęły nam tyle lat. Noc jest dziś tak cicha i spokojna.
Odwrócił się od burty z zamiarem zejścia do kajuty, gdy rozległo się wołanie marynarza:
- Kapitanie! Spójrz! Coś się dzieje dziwnego!
Sigmond spojrzał znowu w morze. Niewiadomo skąd pojawiła się mgła, która zaczęła coraz bardziej gęstnieć tak, że nie widzieli już prawie niczego.
- Nie podoba mi się to, kapitanie. - powiedział jeden z marynarzy, którego wiek zdradzał, że wiele już odbył rejsów - Nigdy czegoś podobnego nie widziałem. Ta mgła pojawiła się znikąd. To jakieś nieczyste siły.
Zaledwie to wypowiedział z mgły wyłoniły się człekokształtne potwory o nietoperzach skrzydłach.
- Uważaj! - krzyknął ostrzegawczo Sigmond. Wyciągnął miecz i natarł na jednego ze stworów. Po chwili rozgorzała zaciekła bitwa, trwająca kilka godzin zanim udało się odeprzeć atak.
- Uch! - westchnął Sigmond zbierając wszystkich na pokładzie i sprawdzając stan załogi - To mi się nie podoba. Wygląda na to, że ktoś wie o naszym szczególnym ładunku i bardzo chciałby go zdobyć. Do świtu pozostało jeszcze parę godzin. Musimy być przygotowani na kolejny atak. Jeśli to czarnoksiężnik Zaltar nie zrezygnuje tak łatwo.
Budzący grozę czarnowłosy mężczyzna wyciągnął szponiaste ręce nad kryształową kulą. Nosił brodę i wąsy, a w jego rysach było coś orientalnego.
- Hmm, widzę, że szybko sobie poradzili z moimi wysłannikami. - zauważył podnosząc wzrok z nad kuli. - Beltegus! - zawołał. Spojrzał na wysokiego rogatego demona stojącego na dwóch pazurzastych nogach, o płonących żółtych oczach i czerwonym gadzim cielsku ze skrzydłami.
- Słucham, Panie! - przemówił on.
- Zbierz swój oddział i udaj się po Święta Księgę, która jest na tym statku! - rozkazał Zaltar. - Tylko mnie nie zawiedź. - Dobrze, Panie. - odpowiedział Beltegus. Czarnoksiężnik uśmiechnął się drapieżnie z zadowoleniem.
Załoga "Zwiastuna Burzy" w napięciu wyczekiwała tego, co miało nadejść z nadzieją, że i tym razem szczęście ich nie opuści. Mgła nadal utrzymywała się tak, że bardzo trudno było coś dostrzec na dalszą odległość. Atak nastąpił przed świtem tak cicho i nieoczekiwanie, że niemal zostali całkowicie zaskoczeni i tym razem wróg miał wyraźną przewagę liczebną, a w dodatku potworom przewodził przerażający Beltegus, siejący postrach wśród walczących. Wydawało się, że nic już nie uratuje ich, gdy nagle w szarym świetle poranka pojawiła się nieoczekiwana pomoc. Na wielkim śnieżnobiałym ptaku przybył czarnowłosy mężczyzna noszący krótka białą spódniczkę przepasaną złotym pasem. Walczący od razu rozpoznali w nim spokrewnionego z Elwirą ucznia czarodzieja Zantosa noszącego imię Kristos. Przybyły natarł na Beltegusa i rozgorzała zaciekła walka w powietrzu. Wszyscy zamarli w oczekiwaniu na jej wynik. Jednak siła Kristosa była imponująca i ostatecznie Beltegus musiał ratować się ucieczką.
- Witaj, Kristosie! - zwrócił się do niego Sigmond, gdy mężczyzna zszedł na chwilę na pokład.
- Widzę, że przybyłem w samą porę. - stwierdził Kristos - Przysłał mnie Zantos, który przeczuł, że znaleźliście się w niebezpieczeństwie. Widzę, ze znacznie zboczyliście z kursu w kierunku wyspy czarnoksiężnika Zaltara. Ruszajcie za mną pokażę wam drogę.
Tymczasem z siedziby czarnoksiężnika dochodziły krzyki furii.
- Jesteście do niczego! Jak mogliście przegrać z ta garstką śmiertelników! - złościł się Zaltar - Beltegus! Co masz na swoje usprawiedliwienie!
- Wybacz mi, Panie! - odpowiedział demon - Prawie wygrywaliśmy, kiedy przybył uczeń tego czarodzieja Zantosa.
- Zantos! Zawsze on! - wycedził Zaltar z morderczym błyskiem w oku.
Czarodziej Zantos stał na skalistym wybrzeżu z laską zakończoną świetlistą kulą i obserwował z zadowoleniem jak "Zwiastun Burzy" wpływa do zatoki. Elwira już zbiegała po schodach by powitać narzeczonego, który schodził wolno na ląd z powagą niosąc Świętą Księgę Mędrców. Na jej widok uśmiechnął się.
- Cieszę się, że cię widzę, Elwiro. - powiedział na powitanie.
- Witaj, Sigmondzie. Czy teraz zostaniesz ze mną nieco dłużej? - zapytała go.
- Porozmawiamy o tym później. - odpowiedział - Na razie zanieśmy Księgę twojemu ojcu.
Skierowali się do wieży.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.