Opowiadanie
Runiczne Opowieści
Wunjo
Autor: | Tamaya |
---|---|
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Fantasy |
Dodany: | 2005-08-17 21:20:14 |
Aktualizowany: | 2005-08-17 21:20:14 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Podwójne zaręczyny
Szczęście przychodzi,
Kiedy się go nie spodziewamy
Nie trzeba szukać daleko
Tego, co może być blisko.
Azalia skierowała się do białego budynku z kolumienkami stojącego pośrodku pięknego pełnego kwiatów ogrodu. Była osiemnastoletnią dziewczyną o długich blond włosach upiętych częściowo w stylową fryzurę i noszącą niebieską zwiewną suknię przepasaną w pasie, co nadawało jej dość eteryczny wygląd.
- Hmm. Gdzie znowu się podziewa ta moja droga siostrzyczka. - powiedziała do siebie wchodząc na stopnie budowli. Pomyślała z uśmiechem o swojej dwudziestoletniej siostrze czarodziejce Rosalii, która uwielbiała płatać jej różne figle i właśnie teraz postanowiła zabawić się w chowanego. Azalia pchnęła dwuskrzydłowe drzwi ze znakiem runy Wunjo, które rozwarły się wpuszczając ją do środka świątyni. Znalazła się w rozległej sali z dwoma rzędami kolumn po bokach i piękną fontanną pośrodku przedstawiającą kobietę trzymającą przechylony dzban, z którego ciekła woda i odwracająca głowę w bok na jakieś zwierzę ciągnące ją zębami za suknię. Miejsce to było poświęcone Bogini Radości i Szczęścia Wunjonie. Azalia powiodła wzrokiem po obrazach ozdabiających ściany budowli. Było ich sześć w liczbie po trzy na ścianach bocznych i siódmy większy na ścianie centralnej naprzeciwko wejścia, do którego prowadziły dwa stopnie tworząc rodzaj podium.
- Wiem, że tu jesteś! - oznajmiła głośno Azalia obserwując dalej malarstwa jakby oczekiwała znaleźć tam wskazówkę.
Istotnie przy głębszym przyjrzeniu coś z obrazami było nie tak. Kontury zdawały się chwilami rozmywać i zmieniać. Nagle powiał wiatr, który przyniósł skądś jesienne liście, mimo że na zewnątrz panowała pełnia lata. Azalia zwróciła wzrok w kierunku wielkiego obrazu na centralnej ścianie przedstawiającego aktualnie morze ze skałami i płynącym żaglowym statkiem. Wcześniej znajdował się tam właśnie jesienny krajobraz z rosnącym na wzgórzu drzewem, z którego mogły pochodzić takie liście. Nagle jej rozmyślania przerwał odgłos kroków. Obejrzała się na wchodzącego mężczyznę.
- Witaj, Korinie! Domyślam się, że szukasz mojej siostry. - zwróciła się do niego.
- Tak, Azaleo. Właśnie. - odpowiedział przybyły - Nie widziałaś mojej narzeczonej, Rosalindy? Nigdzie jej nie mogę znaleźć.
W tonie jego głosu brzmiała oficjalna powaga bez choćby cienia wesołości.
- Niestety, Korinie! Sama jej też szukam. - stwierdziła Azalia kręcąc głową - Czy mam jej może coś przekazać jak ją spotkam?
- Tak, bardzo bym cię prosił, Azaleo. - odpowiedział Korin - Przypomnij jej, że musimy się przygotować do balu.
- Dobrze. Zrozumiałam i powiem jej. - zapewniła Azalia - Na pewno gdzieś tutaj jest.
- Tylko nie zapomnij, Azaleo. - powiedział Korin ruszając do wyjścia - Powiedz Rosalindzie, że jej szukałem. Azalia skrzywiła się z niechęcią odprowadzając go wzrokiem.
- "Co Rosalia w nim widzi". - pomyślała - " On jest tak przesadnie sztywny. Przecież przy nim można umrzeć z nudów".
Korin miał wkrótce zostać mężem Rosalii, jednak w przeciwieństwie do swojej narzeczonej zdawał się być człowiekiem zupełnie pozbawionym poczucia humoru. Nigdy nie używał zdrobnień podczas zwracania się do dziewczyn i mówił na nie Rosalinda i Azalea, co nieco irytowało Azalię w rozmowie towarzyskiej jako, że się dobrze znali. Nie wydawał się też rozumieć żartów swojej narzeczonej. Azalia znów wróciła do studiowania obrazów, które nagle rozmazały się zupełnie w jej oczach, a ona sama przeniosła się na chwilę w inny czas i miejsce.
Zimowy las skapany w blasku księżyca. Śnieżnobiałe konie ciągną sanie. Przypięte do nich dzwonki dźwięczą pośród nocnej ciszy. W saniach obok Azali siedzi przystojny 35-letni mężczyzna o długich jasnych włosach i prowadzą wesołą rozmowę. Jest wspaniale.
Nagle wizja urwała się i dziewczyna znów znalazła się przy fontannie, a obok dostrzegła uśmiechniętą Rosalię.
- Wciąż myślisz o księciu Eriadorze, prawda Azalio? - zapytała z figlarnym uśmiechem - Wiem, że tak. Ciekawe, co on na to?
- Rosalio! - poderwała się Azalia, a na jej twarzy odmalowało się młodzieńcze zakłopotanie - Nawet nie próbuj mu o tym mówić!
- Daj spokój. Przecież widzę, że nie możesz o nim zapomnieć. - odpowiedziała z uporem Rosalia śmiejąc się - Podoba ci się, prawda?
Azalia zrobiła zakłopotaną minę.
- Ech, no..... Ach! Prawie zapomniałabym! Korin cię szuka. - zmieniła szybko temat.
- Tak, słyszałam. Już do niego idę. - odpowiedziała Rosalia ruszając ku drzwiom.
- Nie wiem, co ty w nim widzisz, ale ja uważam go za strasznego nudziarza. - stwierdziła patrząc za nią Azalia. Rosalia obejrzała się z figlarnym błyskiem w oku.
- To się zmieni. Zobaczysz. - powiedziała wychodząc z świątyni. Kiedy tylko znikła Azalia wyciągnęła piękny kwiat i znów zamyśliła się.
Bal. Ona i książę Eriador tańczą pośród innych par. Jest tak wesoło. Nagle książę podczas przerwy w tańcach odprowadza ją na bok i wręcza jej kwiat mówiąc:
- Azalia dla mojej Azalii.
Uśmiecha się do niej czule.
Nieoczekiwany powrót Rosalii wyrwał dziewczynę znowu z zadumy.
- Azalio! Zgadnij kto nas odwiedził i pytał o ciebie. - odezwała się z tajemniczą miną.
- Rosalio! Niemożliwe! Och, jak ja wyglądam! Nie mogę się tak pokazać! - w głosie Azalii zabrzmiała dziewczęca panika. Zaczęła nerwowo poprawiać włosy i suknię, chociaż prezentowały się doskonale.
- Co robić! Nie jestem gotowa! On nie może mnie tak zobaczyć! - wykrzykiwała.
- Daj spokój. Wszystko jest w porządku. Nie przesadzaj. - odpowiedziała Rosalia - Chodź już.
Chwyciła siostrę za rękę i pociągnęła do wyjścia. Jak się nietrudno było domyślić niespodziewanym gościem był książę Eriador, który przyleciał na przypominającym smoka wierzchowcu noszącym imię Adamantys i rozmawiał właśnie z ojcem dziewczyn w innej części ogrodu. W ogóle całe to miejsce ze Świątynią Wunjony stanowiło taras wznoszący się wysoko ponad miastem i zamkiem, w którym mieszkały siostry. Ich ojciec był nadal przystojnym mężczyzną mimo blisko pięćdziesięciu lat. Miał szlachetne rysy twarzy i kasztanowe opadające na ramiona włosy oraz brodę. W przeciwieństwie do księcia Eriadora ubranego w czarne spodnie wpuszczone w wysokie buty i krótką tunikę w tym samym kolorze nosił kolorowe zwiewne długie szaty. Słysząc głosy zbliżających się dziewczyn mężczyźni przerwali rozmowę i odwrócili się w ich kierunku.
- Podejdź tu, Azalio. - zwrócił się ojciec do swojej młodszej córki - Mam ci coś ważnego do oznajmienia. Książe Eriador przybył prosić o twoją rękę. Naturalnie odpowiedziałem mu, że wyrażam zgodę jeżeli taka jest również twoja wola. Nie musisz mi odpowiadać teraz. Porozmawiajcie sobie, bo dawno się nie widzieliście, a ja tymczasem pójdę dopilnować przygotowań do uroczystości zaręczynowych twojej siostry. Rosalio, chodź ze mną.
- Dobrze, ojcze. Zaraz do ciebie dołączę. - odpowiedziała Rosalia znikając gdzieś.
- Cieszę się, że cię znów widzę, Azalio. - oznajmił książę na powitanie, kiedy zostali sami.
- Ja również się cieszę, Eriadorze. - odpowiedziała Azalia.
- Może usiądziemy - zaproponował prowadząc ją do zacisznej altanki. Kiwnęła głową zadumana.
- Od naszego ostatniego spotkania wciąż o tobie myślę. - oznajmił biorąc ja za rękę i patrząc głęboko w oczy, kiedy usiedli. - Myślę o tych szczęśliwych chwilach i o tym, że chciałabym, aby nadal trwały. Mam nadzieję, że ty również odwzajemnisz uczucie, którym cię darzę.
Azalia wyciągnęła zachowany kwiat z tamtego balu i pokazała mu.
- Również o tobie nie zapomniałam. - wyznała nieco onieśmielona.
- Mam teraz dla ciebie coś dużo bardziej pięknego - odpowiedział książę wyciągając drogocenny pierścień z oczkiem w kształcie kwiatu.
- To Perła Stramonii. - oznajmił - Jest rodowym klejnotem stanowiącym pierścień zaręczynowy. Czy zechcesz go przyjąć, Azalio.
Oszołomiona nie zdążyła powiedzieć chociażby jednego słowa, gdy nagle zza krzewu różanego wyłoniła się Rosalia z okrzykiem:
- Nie wahaj się, Azalio! Przecież świata poza nim nie widzisz! Pomyśl podwójne wesele, czyż nie byłoby cudownie?
Przeniosła wzrok z Azalii na księcia.
- A co ty o tym sądzisz, Eriadorze? - zapytała znacząco - Czy to nie wspaniały pomysł? Och, muszę lecieć powiedzieć o tym ojcu.
Odbiegła. Azalia i książę Eriador spojrzeli na siebie i roześmiali się.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.