Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

In the End

Jedno jest pewne: im bardziej czegoś chcesz, tym później to dostaniesz.

Autor:Saluchna
Serie:Slayers
Gatunki:Fantasy
Dodany:2005-09-18 22:55:27
Aktualizowany:2005-09-18 22:55:27


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

In the End 14

Jedno jest pewne: im bardziej czegoś chcesz, tym później to dostaniesz.


Rano wszystkim znacznie poprawiły się humory, zwłaszcza, że ranek był słoneczny, choć przeraźliwie zimny. Kiedy obudziła się, czuła się o wiele lepiej niż poprzedniego dnia. Kamyczek, który dała jej Vanale widocznie bardzo dobrze działa. Rozejrzała się wokół. To, co widziała niczym nie różniło się od standardowego zimowego krajobrazu jej wymiaru... No może poza tym kamiennym kręgiem.

Wstała, przeciągając się. Reszta też już jest na nogach, więc chyba zaraz wyruszymy... Ale nie ma Vanale... Podeszłą do Liny, w końcu to ona miała zawsze najlepsze informacje.

- Lina...

- TAAAK??!!

Drgnęła, kiedy czarodziejka odwróciła się przodem do niej. Lina była chyba na granicy między zdenerwowaniem a szaleństwem.

- Ee..E..Czy..widziałaś...Vanale?

- A CO MNIE TO OBCHODZI??!!

- Lino... - Przerwała na chwilę, przyglądając się jak Lina kopie swoje naramienniki i potem łapie się za stłuczoną podczas tej czynności nogę - może chcesz mi powiedzieć, co się stało?

- CO SIĘ STAŁO??!! POWIEM CI CO SIĘ STAŁO!!! ZNOWU DAŁAM SIĘ WCIĄGNĄC W JAKIEŚ BAGNO!!!

Zaalarmowani krzykiem pojawili się Gourry, Amelia i Xellos.

- Humorek nie dopisuje? ^^

- Zamknij się, namagomi.

- Tobie też? Na Shabby' ego, nigdy nie zrozumiem kobiet... - Po tych słowach oddalił się w bliżej nieokreślonym kierunku.

Coś się w niej zagotowało. Czy on tak musi od samego rana?

Ale na szczęście sobie poszedł, jeden problem z głowy... Lepiej zając się Liną. W takim stanie do niczego się nie nadaje.

- Lina... Może spokojnie poro... - Przerwała, bo zza drzew wyszła Vanale, taszcząc kilka sporych rozmiarów toreb.

Kiedy podeszła, rzuciła swoje pakunki na ziemię i krzyknęła:

- CZY MOŻECIE TU NA CHWILĘ PODEJŚĆ?

***

Po kilkunastu sekundach wszyscy zgromadzili się wokół niej. Wtedy rozdała przyniesione przez siebie torby, i wyjmując coś z ostatniej.

- Dobra... Przyniosłam trochę ubrań, bo nie możecie się pokazać w mieście tak jak teraz...

Nie wiedziała, że Lina jest tego ranka w bardzo złym nastroju. Bardzo się zdziwiła, kiedy czarodziejka kopnęła podaną jej torbę i odeszła.

- Co jej jest?

- Chyba źle dzisiaj spała... - Zel nie wyglądał na zbyt przejętego - niedługo jej przejdzie.

- Panno Vanale, co to jest? - Amelia wyjęła coś dużego i beżowego z torby - Mam to nałożyć?

Vanale kiwnęła głową. Po chwili Amelia była ubrana w sięgający kolan płaszcz.

- Podoba ci się?

Amelia okręciła się dookoła własnej osi.

- Jaaaaaaaki śliiiiczny!!!! Dziękuję, panno Vanale!!!

Pozostali wzięli przykład z Amelii, i ponakładali powyjmowane z toreb kurtki i płaszcze. Nawet Lina wróciła i zainteresowała się odrobinę sponiewieraną przez siebie torbą. Po chwili mężczyźni mięli na sobie czarne kurtki, Filia błękitny płaszcz sięgający nieco za kolana, a Lina bordową pikowaną kurtkę.

- Po co to? - Lina przeglądnęła się w pożyczonym od Amelii lusterku.

- Tak ubierają się tutejsi ludzie.

- A panienka?

- Ja mam swoją tutaj - zademonstrowała długi purpurowy płaszcz, który trzymała do tej pory z tyłu.

Po kilku minutach wypełnionych groźbami, prośbami i obelgami płynącymi jednakowo od Vanale i reszty wesołej gromadki, udało jej się zebrać wszystkie naramienniki, peleryny, miecze, laski, maczugi, sztylety, amulety talizmany i resztę magicznego sprzętu. Spakowała to wszystko do dużego worka, przesunęła nad nim ręką i worek zniknął.

- Mówiłaś, że tu NIE MA magii!!! - Lina natychmiast spróbowała uskutecznić Fireballa na Vanale, ale z mizernym skutkiem. Z jej ręki wyleciał tylko maleńki obłoczek dymu, który rozwiał się po kilku sekundach.

- WY nie możecie używać magii. JA mogę.

- Dlaczego?!

- Bo tak.

Lina zaczęła bardzo ciężko dyszeć.

- Czy ty kiedykolwiek odpowiesz na moje pytanie??!!

- Raczej nie ^^

Lina nie rzuciła się na Vanale tylko dlatego, że za jedną rękę trzymał ją Gourry, za drugą Zel, a Amelia stała przed nią zagradzając jej drogę.

- Spokojnie... Ja po prostu nie jestem upoważniona do odpowiadania na wasze pytania.

- A KTO JEST???!!!

Vanale udała, że myśli, a po chwili odpowiedziała.

- Raczej nikt ^^ No może Ai może odpowiedzieć na niektóre.

Lina rozejrzała się, bo dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że ani wczoraj, ani dzisiaj nie widziała Airele.

- A gdzie ona jest?

- Została w waszym świecie.

- Dlaczego?

- Bo tak ^^

***

Tym razem Lina nie chciała się na nią rzucić. Chciała po prostu ją zabić. Ale była całkowicie spokojna, może to zmyliło resztę, i puścili ją. Opuściła głowę i odwróciła się. Ale zamiast odejść, zaczęła szeptać zaklęcie.

Panie nocnych koszmarów...

Mieczu zimnej czarnej pustki...

Uwolnij się z niebiańskich okopów!

Przybądź do mnie i wstąpmy razem na drogę zagłady!

Potęgo zdolna zmiażdżyć nawet dusze bogów!

LAGUNA BLADE!

I tym razem spotkało ją rozczarowanie. Zamiast porządnego miecza, udało jej się stworzyć coś na kształt koślawego sztyletu, który zniknął jeszcze zanim zdążyła się odwrócić.

- Lina, spokojnie! Zrobiłam śniadanie... Masz ochotę?

Jakimś niewytłumaczalnym sposobem od razu przeszła jej cała złość.

***

Śniadanie mocno rozczarowało nie tylko Linę, ale wszystkich, nawet Filię. Było to podobno tradycyjne lokalne śniadanie, podobno wszyscy tutejsi tak jedzą. Jako że nikomu jakoś specjalnie nie chciało się jeść, Lina wyrzuciła całe to paskudztwo w krzaki.

***

Po śniadaniu postanowiono wyruszyć. Według Vanale miasto było całkiem niedaleko, pół godziny drogi. Szli powoli, nigdzie się nie spiesząc. Zastanawiała się, co ich jeszcze czeka w tym świecie. Takie dziwne to wszystko... Ubrania, jedzenie... Skrzywiła się na myśl o tym, co Vanale przygotowała na śniadanie. Podobno były to bardzo popularne dania w tym miejscu. Smażone jajka (buech!), jakieś dziwne cienkie paski mięsa i pieczony chleb. I to miało być smaczne? Gdyby na przykład podała pieczeń... I zupę... I kiełbaski...I kurczaka...I... Pochłonięta myśleniem o jedzeniu nie zauważyła, że doszli do miasta. Dopiero, kiedy Amelia szturchnęła ją, zobaczyła, w jak dziwnym miejscu się znalazła. Na obu stronach nienormalnie twardej i gładkiej drogi stały domy, ale nie zwykłe, ale wysokie i kwadratowe, z mnóstwem prostokątnych okien i dziwnymi napisami w nieznanym jej języku na ścianach. Po tej dziwnej drodze jeździły jakieś metalowe pojazdy na kołach, wydające z siebie okropny hałas i wydychające mnóstwo dymu... Czy to jakiś gatunek smoka?

***

Spojrzała na ich zdziwione twarze. Widok miasta z tego wymiaru najwyraźniej nie przypadła im do gustu... Ale nie jesteśmy tu żeby zwiedzać. Delikatnie szturchnęła Filię. Smoczyca spojrzała na nią, ale nic nie powiedziała. Po chwili obróciła się z powrotem w kierunku miasta. Westchnęła. To będzie trudne, nawet nie chce mi się myśleć...

Powoli zaczęła iść w stronę dużego, szarego budynku po drugiej stronie ulicy. Reszta podążyła za nią, bardzo ostrożnie stąpając po twardej nawierzchni. Uśmiechnęła się na ich widok. Przypomniała sobie jak ona się zachowywała, kiedy była tu po raz pierwszy.

Po kilku minutach znalazła miejsce, którego szukała. Małą, cicha restauracja w bocznej uliczce. Doskonałe miejsce na rozmowę.

***

Wnętrze budynku, do którego zaprowadziła ich Vanale nie przypominało niczego, co widział wcześniej. Jasne ściany, jakieś świecące, podłużne przedmioty podwieszone pod sufitem i wydobywająca się niewiadomo skąd muzyka... Nawet twierdza Zellas na Wolf Pack Island była normalniejsza... Choć i tak daleka od normy.

Usiadła przy wskazanym przez Vanale stoliku, wziął menu. Słowa w dziwnym, chyba tutejszym języku nic mu nie mówiły.

- Czy ktoś chce coś zamówić?

Podziękował w duchu Vanale za to pytanie, bo sam na pewno nie poprosiłby o pomoc.

- Herbatę, jeżeli mają tu coś takiego.

Szczerze w to wątpił, ale zawsze pozostaje odrobina nadziei na cud.

- Zaraz zamówię - spojrzała na resztę - ktoś jeszcze coś chce?

- Ja też poproszę herbaty - Filia też wyraźnie się ucieszyła z faktu istnienia herbaty w tym wymiarze.

Poza tym nikt więcej nic nie chciał.

Po chwili do ich stolika podszedł kelner, także dość dziwny.

- Two teas, and one coffee, please.

Kelner oddalił się, i szybko zniknął w jakichś drzwiach.

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -

Yup, kolejny chapt skończony ^^.

Przepraszam za kompletną nieznajomość wyglądu angielskich miast, ale nigdy tam nie byłam... A chciałabym, szczerze mówiąc ^^

Sal

s__a__l@wp.pl

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.