Opowiadanie
Pech
Dzień 1
Autor: | Saluchna |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy, Komedia, Obyczajowy, Romans |
Dodany: | 2005-10-04 22:14:06 |
Aktualizowany: | 2005-10-04 22:14:06 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Pech 1
by Sal
Dzień 1
- Niestety ^^ Nie mogę z tego miejsca przejść na astral.... Chyba jednak tu utknęliśmy ^^
Zakręciło się jej w głowie od tych słów. Tydzień! Siedem dni! Siedem długich dni z czwórką nieobliczalnych ludzi... I z Mazoku... Była pewna, ze to jego wina - gdyby jej nie zdenerwował, nie zaczęłaby go gonić, a Lina nie próbowałaby ich uspokoić Fireballem... Tak - tej wersji będzie się trzymać. A teraz... Cóż, nie ma wyjścia - trzeba jakoś to wszystko zorganizować...
Najbardziej martwiła się o jedzenie, a raczej o jego brak - w najbliższym czasie. W tempie w jakim znika przy Linie i Gourrym w najlepszym wypadku wystarczy na cztery dni - ale to naprawdę musiałby być najlepszy wypadek, i cud na dokładkę. Gdyby cudu nie było - dwa to góra. Bo zmusić ich do oszczędzania - niemożliwe... Nie w tym życiu. Nie kiedy czarodziejka jest zdenerwowana - wtedy je najwięcej.
Zanim ktokolwiek zdążył się otrząsnąć pobiegła do kuchni i zamknęła ją na klucz - zaklęcie blokujące drzwi do spiżarni już nie działało. Wyjrzała przez okno do ogrodu. Na szczęście nikt na razie nie myślał o jedzeniu... Lina i Zel próbowali różnych sposobów na przebicie bariery - od kopania do taranowania głową chimery. Zachichotała - pomimo sytuacji było to śmieszne! Po chwili przestała, w końcu ma kilka rzeczy do zrobienia. Zaczynając od pokojów...
- A więc - powiedziała Lina, stojąc na środku salonu. Wokół niej, na kanapie, fotelach i wreszcie na podłodze siedzieli jej przyjaciele, słuchając - Bariera zatrzyma nas tu na siedem dni, i nie ma możliwości wcześniejszego wyjścia.. Tak?
- Yhym... - Mruknęła Filia - Dokładnie.
Wtuliła się mocniej w oparcie fotela w którym siedziała. Powiodła wzrokiem po przyjaciołach. Lina tłumaczy to Gourry'emu, który jeszcze nic nie rozumie... Amelia podnosi na duchu Zela, chociaż on najwyraźniej robi co może żeby się od niej uwolnić... Xellos... Gdzie on...? Drgnęła, kiedy poczuła na sobie jego wzrok. Odwróciła się - siedział dokładnie na przeciw niej, na komodzie.
- Złaź stamtąd, namagomi - powiedziała cicho - to antyk.
- Ja też ^^ A jakoś nie masz oporów przed waleniem mnie tą swoją maczugą, nie? - Ale posłusznie zeszedł i, ku jej przerażeniu, usiadł na poręczy jej fotela - Teraz lepiej?
- Nie! - Krzyknęła, jednocześnie próbując go zwalić - Usiądź jak człowiek, na kanapie!
Złapał ją za rękę, którą chciała go zepchnąć i splótł swoje palce z jej.
- Nie jestem człowiekiem, kotku.
Wyrwała mu swoją dłoń, ale nic nie powiedziała i nic nie zrobiła - po prostu jej się nie chciało. Kiedy pomyślała o tym, że będzie musiała spędzić z nim tydzień, to... Wolała się od pierwszego dnia nie nakręcać. Bo gdyby zaczęła z nim walczyć od początku to po siedmiu dniach niewiele by zostało z jej domu - albo mniej niż niewiele.
Miała pięć sypialni - i sześć osób do zakwaterowania. Nie było źle, już nie raz spali razem... Ale w każdym pokoju było pojedyncze łóżko - a to co innego spać w jednym pokoju, a spać na jednym łóżku, prawda? No, w ostateczności była jeszcze kanapa, ale to byłoby straszny wstyd dla niej - jako gospodyni - że jeden z jej gości musi spać na kanapie. Ale co zrobić, kiedy nie ma wyjścia? To w końcu nie jej wina że utknęli tu na tydzień....
- FILIIIIIIIA!!!!!
Donośny krzyk Liny wyrwał ją z zamyślenia... No tak - już pora na obiad... Tylko jak podzielić jedzenie na takie porcje, żeby wystarczyło? Ech... To się staje coraz trudniejsze, jakby jeszcze nie było wystarczająco trudne... Wstała z fotela i poszła do kuchni, od razu zamykając za sobą drzwi. Na szczęście nikt jeszcze nie pomyślał o jedzeniu - albo o wejściu do kuchni, bo pomieszczenie wyglądało na nienaruszone... I takie było - wszystko było na swoim miejscu. Dobrze, że przygotowała potrawy prędzej.. Teraz musi je tylko podgrzać. Małe zaklęcie i... Jasna cholera! Nie mogła tego zrobić zaklęciem - magia przecież nie działa! I nie ma chyba nic innego, czym mogłaby rozpalić ogień...
Pół godziny później weszła do jadalni z gorącym posiłkiem. Udało jej się - przypomniała sobie o prymitywnych metodach rozpalania ognia, przy pomocy dwóch kamieni. Na szczęście dróżka od furtki do drzwi była wysypana różnymi kamykami - metodą prób i błędów znalazła dwa odpowiednie. Powitały ją okrzyki radości i zniecierpliwienia. I rozczarowania.
- Co tak mało? - Lina była wyraźnie zdegustowana ilością - Masz chyba jeszcze?
- Musimy oszczędzać - wytłumaczyła się - Nie mam aż tyle, żeby wystarczyło na tydzień...
Czarodziejka spochmurniała, ale nic nie powiedziała - zabrała się do jedzenia, żeby zjeść cokolwiek zanim Gourry i Amelia pozbawią ją tej możliwości.
Filia opadła z ulgą na fotel - nie miała ochoty na jedzenie. Zamiast tego napiła się przyniesionej herbaty. Po chwili poczuła, ze ktoś ją obserwuje. Obróciła się... Ach, tak.
- Chcesz? - Spytała, wskazując na dzbanek - Zostało jeszcze trochę.
Nie miała najmniejszej ochoty się z nim dzielić - nie tylko herbatą - ale wyszłaby na osobę niekulturalną i dałaby mu kolejny powód do obrażania jej rasy... Zgodnie z jej oczekiwaniami kiwnął głową i usiadł - po raz kolejny - na poręczy jej fotela. Co za niewychowany...
- Potrafisz być miła, Fi-chan - wziął od niej filiżankę - Dlaczego tak rzadko?
Nie skomentowała, po prostu nie miała ochoty na kolejną bójkę... Postanowiła wykorzystać sytuację i popracować nad samokontrolą - jeżeli będzie opanowana w jego obecności, to chyba nikt nie zdoła wyprowadzić jej z równowagi.
- Dziękuję - odpowiedziała chłodno - Czy możesz usiąść na fotelu?
- Oczywiście ^^
I... Owszem, zeszedł z poręczy... Ale zamiast przejść na kanapę lub inny fotel... Wcisnął się w JEJ fotel, tak, że siedzieli bardzo blisko siebie, a raczej on siedział na jej kolanach.
- NAMAGOMI!!! - Krzyknęła - Co ty sobie wyobrażasz?!
- Przecież powiedziałaś żebym usiadł na fotelu ^^ Nie wskazałaś konkretnego ^^
Spokojnie... Spokojnie... Oddychając głęboko wstała z fotela i poszła do kuchni zrobić sobie jeszcze herbaty... DUŻO herbaty...
Pod wieczór była zadowolona z siebie... Nie dała się sprowokować do żadnej kłótni czy bójki. Jakoś udało jej się tak pilnować kuchni, że nikt nie zwędził ani grama jedzenia. Pomijając oczywiście cały ten cyrk z blokadą... Gdyby pomyślała o tym prędzej, napisałaby o niej w liście... Pfff... No ale nic, nie da się już tego odwrócić. Cóż, tydzień to nie aż tak dużo... Ale z drugiej strony to też nie mało.
Spojrzała na zmęczone twarze przyjaciół - chyba już czas iść spać... I znowu powróciła sprawa pokoi... Szybko wyłożyła sprawę.
- JA musze mieć własny pokój - powiedziała Lina z naciskiem - Potrzebuję spokoju w nocy.
- Ja też - Gourry pewnie nic nie rozumiał, ale zawsze robił to, co Lina.
Zaraz po nim osobnych pokoi zażądali Zel i Amelia.
I co ja biedna mam zrobić, pomyślała. Znając Xellosa to zrobi wszystko, żeby utrudnić mi życie, więc pewnie zaraz zacznie się domagać pokoju, i do tego jeszcze z osobną łazienką... Gdyby jeszcze taki miała...
- Zrozumcie, jakoś musimy się podzielić - poprosiła - Nie wiedziałam, że..
- Ja nie muszę spać - przerwał jej kapłan - Nie potrzebuję.
Dziwne.... Zwykle uprzykrzał jej życie jak tylko mógł... Spojrzała na niego, a on tylko się uśmiechnął. A może... Maroku też mogą się zmienić na lepsze?
Rozeszli się do pokoi, na szczęście TO obeszło się bez kłótni, bo wszystkie były takie same. Oczywiście oprócz jej sypialni - ta była o wiele bardziej luksusowa - ale przenigdy nikomu by jej nie oddała. Z westchnieniem opadła na łóżko, nie chciało jej się przebierać... Niepokoiło ją to, że zostawiła Xellosa samego w jej domu. Nie wiedziała co może zrobić - a wyobraźnia podrzucała różne obrazy. Większość... Nie wszystkie... Niezbyt pozytywne. No nic... Nic się nie da w tym momencie zrobić.
Przebrała się jednak - nie mogła przecież spać w ubraniu...
Gdyby on nie był takim... Stuprocentowym Maroku....
I to była jej ostatnia myśl przed zaśnięciem.
___________________________
End of part 1 - the first day
Opinie mile widziane - jak zwykle
s__a__l@wp.pl
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.