Opowiadanie
Pech
Dzień 2
Autor: | Saluchna |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy, Komedia, Obyczajowy, Romans |
Dodany: | 2005-10-04 22:33:45 |
Aktualizowany: | 2005-10-04 22:33:45 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Pech 2
by Sal
Dzień 2
Obudziła się dziwnie wyspana... hmm... a tak, nie obudził jej budzik... Ummm... jak miło pospać sobie dłużej i nie martwić się o nic... Nagle przypomniała sobie dzień wczorajszy, co zaowocowało wyskoczeniem z łóżka. No nie... prawie południe! Nawet nie chciała nyśleć o konsekwencjach. Kuchnia wyjedzona. Mieszkanie zniszczone. Śmierć z głodu... nie, nie, nie. Potrząsnęła głową. Myśleć pozytywnie. Nic się nie stało, pomyślała. Jeżeli ja spałam, to oni też. W tempie błyskawicznym narzuciła na siebie sukienkę, i wybiegła z pokoju. Zaglądała po kolei do każdego z przyjaciół - wszyscy spali jak - nie przymierzając - niemowlęta. Aż miło popatrzeć.
Ale pozostała jedna osoba, pomyślała wbiegając do kuchni, a raczej jeden mazoku, wredny, nieobliczalny mazoku. I stanęła jak wryta. Jeden mazoku smażący naleśniki?!
- Co ty...!
Odwrócił się w jej stronę, ze szpachelką do przewracania naleśników jednej, i miską z ciastem w drugiej dłoni. I w FARTUSZKU. Ledwo powstrzymała się od wybuchnięcia śmiechem - wyglądał... po prostu śmiesznie. Zwłaszcza kiedy się znało jego "osiągnięcia". Ale momentalnie spoważniała.
- Czym zatrułeś te naleśniki, co?
Otworzył oczy i spojrzał na nią jak na idiotkę. Zdenerwowało ją to, ale nic nie zrobiła ani nie powiedziała. Samokontrola.
- Zatrułem? Posądzać mnie o takie rzeczy ^^'
- Słyszałam o twoim gotowaniu - odpowiedziała - Natychmiast odejdź od patelni.
- Nie mogę. Właśnie naleśnik zaczyna mi się palić ^^
I odwrócił się spowrotem w stronę kuchenki, zza jego pleców zobaczyła jak podrzuca naleśnika i zgrabnie łapie go na patelnię. Ukłuła ją zazdrość - sama nigdy nie potrafiła tego zrobić.
Już chciała na niego krzyknąć, już otworzyła usta, ale nie mogła wydobyć z siebie dżwięku - przez kawałki naleśników skutecznie zapychające jej usta. Spróbowała je wypluć, ale zakrył jej usta dłonią.
- Mmmm! Nmmnn!
- Po prostu przeżuj i połknij - uśmiechnął się... jakoś tak... uroczo... - Obiecuję, nic ci się nie stanie.
Nie miała innego wyjścia - mogła ewentualnie stać tak z tymi naleśnikami w ustach aż ktoś by zeszedł na dół i ją uwolnił... ale sądząc po ich błogim śnie nieprędko by to nastąpiło. Zaczęła powoli gryźć naleśniki... były... smaczne... bardzo... Przełknęła w końcu, ale nie dała po sobie poznać że jej smakowało. Nie da mu tej satysfakcji... oczywiście jeżeli dożyje. Bo wciąż nie wierzyła mu że nie wlał do nich żadnej trucizny.
- I jak? Smakowało?
- Umm... tak... - cóż, nigdy nie potrafiła kłamać - Były bardzo smaczne.
Ucieszyło go to - uśmiechnął się jeszcze ładniej i wrócił do smażenia. Usiadła przy stole kuchennym i nalała sobie herbaty, która stała tam, jakby na nią czekając.
- Po co to robisz? - spytała - Hmmm?
- Muszę mieć powody? - odpowiedział nie odwracając się - Może lubię?
- Mazoku pomagający ryuzoku. Uważaj, bo uwierzę.
- To nie moja sprawa w co wierzysz, a w co nie - odpowiedział poważnie.
Nic nie odpowiedziała... denerwował ją tym - kiedy mówił tak, żeby nie mogła znaleźć żadnej odpowiedzi, nie ośmieszając się przy okazji.
- Uaaaaaaa..!
Odwróciła się w stronę drzwi - stała w nich Lina, w samej piżamie. Po jej spojrzeniu i minie było widać, że była jeszcze w stanie półsnu. Czarodziejka ziewnęła jeszcze raz, i zauważyła stosik naleśników. Porwała połowę z nich i rozsiadła się przy stole. Kiedy zdjadła kilka, nie zważając na pełne usta zaczęła mówić.
- Fyha! Fhilhia, gdzfie fy się naufyłaf tak gotofać?
- To nie ja - wskazała palcem na mazoku - To on.
Ruda zaczęła natychmiasty wypluwac to, co miała w buzi, jednocześnie nalewając sobie wody do płukania ust.
- I ty to mówisz tak spokojnie?! Przecież ci mówiłam jak on gotuje!
Xellos wyraźnie drgnął, ale nie skomentował słów Liny.
- Nie są zatrute - zapewniła smoczyca - Jadłam.
Lina chyba jej nie wierzyła - widać to było po jej twarzy. Niezdecydowanie sięgnęła po widelec, nabiła kawałek naleśnika i zaczęła go oglądać ze wszystkich stron. Oględziny chyba wypadły pomyślnie - w końcu włożyła go do ust i zaczęła powoli żuć.
Po chwili dołączyli do nich Zel, Amelia i Gourry, wypoczęci i w dobrych humorach. Nie mieli żadnych zastrzeżeń co do śniadania - widać to, że Filia i Lina żyją po zjedzeniu wystarczyło im za dowód.
Filia dziwiła się, że są w tak dobrych humorach - czyżby tylko ona przejmowała się sytuacją? Bo reszta zachowywała się co najmniej wesoło, żeby nie powiedzieć radośnie. No cóź, dobrze że przynajmniej oni są w dobrym nastroju.
Po śniadaniu wygoniła ich z kuchni i postanowiła się przejść. Wiedziała, że bariera nie ogranicza się do wnętrza domu, ale obejmuje też kawałek ogrodu... Przydałoby się sprawdzić jaki.
Oględziny wypadły wyjątkowo pomyślnie - mogła odejść około dwieście metrów z tyłu domu, i sto z przodu. Bo gdyby nie mogli wyjść z domu.... brrr... po tygodniu albo by się nienawidzili, albo by poszaleli. A tak - kiedy będą się mieli dość, zawsze można przejść się albo chociaż posiedzieć samemu. Tak jak ona teraz... pfff... już po jednym dniu miała dosyć... co będzie po tygodniu? Wolała nie myśleć... Usiadła sobie nad brzegiem jeziora, które leżało bardzo blisko jej domu. Na tyle blisko, żeby kawałek plaży zmieścił się w barierze.
Kiedy wróciła do domu, aż sie zdziwiła - było cicho i spokojnie... Szybko rozejrzała się po pokojach... niemożliwe... Lina i Zel zajęli się jej biblioteczką, Amelia zaglądała im przez ramię, denerując ich tym niesamowicie. Gourry spał... on chyba potrafi spać wiecznie... wstali najwyżej dwie godziny temu! A Xellos... a właśnie, gdzie on jest? Była już wszędzie, tylko nie w kuchni...
Upewniając się, czy nikt nie patrzy wycofała się do kuchni - nie mogła ryzykować, że Lina pójdzie za nią - ale byli zajęci. Pchnęła lekko drzwi...otwarte! A w środku... kapłan chyba jej nie usłyszał, bo nie przerwał wykonywanej czynności - przeszukiwania szafek.
- CO ty sobie wyobrażasz?!
Odwrócił się powoli, ale nie wyglądał na speszonego. Wprost przeciwnie - chyba ucieszył się na jej widok.
- Jak miło że wpadłaś ^^ To może powiesz mi, gdzie trzymasz herbatę...? Bo rano leżała na wierzchu, a ter..
- JAK WESZŁEŚ DO KUCHNI??!!
- Zamek jest bardzo prosty - odpowiedział - A poza tym są okna, jakby mi się nie chciało bawić w jego otwieranie ^^
Podeszła do niego i siłą wyciągnęła go z kuchni, zatrzskująć za nim drzwi.
- Wynocha z moej kuchni - waknęła przez drzwi - I nie waż się tu znowu wchodzić.
- A herbata?
Otworzyła gwałtownie drzwi, a że sie tego nie spodziewał, to oberwał nimi i upadł. Poczuła w środku satysfakcję. Nieczęsto udawało się jej go uderzyć.
- Dostaniesz po obiedzie... może.
I zatrzasnęła je spowrotem.
Godzinkę później postawiła gotowy obiad na stole. Tylko jeden dzień, a już tęskniła za magią. Rozpalanie ognia tymi niemagicznymi metodami było takie... męczące. I naprawdę rzadko się jej to udawało... Prawdę mówiąc, to większość z tej godziny poświęciła na rozniecenie ognia, i - ku jej radości - w końcu jej się to udało, co zaowocowało ciepłym posiłkiem.
- No nareszcie! - krzyknęła Lina bębniąc widelcem w stół - Jestem taaaaaaka głodna!
- Ja też! - poparł ją Gourry - Ale ja bardziej!
Usiadła koło nich przy stole. Chyba naprwdę byli głodni - nawet Amelia i Zel rzucili się na jedzenie. Sama wzięła tylko odrobinę, głównie dlatego, że tylko odrobina została. Zawsze jadła mało... Za to nie mogła się powstrzymać od wypicia kilku filiżanek herbaty. Jedną bez słowa postawiła przed Xellosem. Niech ma, nie będzie potem mówić że jej rasa jest skąpa. Bo NIE JEST. Ale dzielenie się z mazoku... większość ryuzoku uznałaby to za zdradę przeciwko własnej rasie i - w najlepszym wypadku - skazała na wygnanie. Tu się musiała - choć była za to zła na siebie - zgodzić się z kapłanem. Jej rasa BYŁA uparta. Była.... nie, nie, nie. Nie przy ludziach. Nie rozczulać się. Samokontrola.
Kiedy jedzenie się skończyło, Amelia w przypływie poczucia obowiązku i sprawiedliwości posprzątała ze stołu. Smoczyca nie bała się spustoszenia w kuchni, więc dała księżniczce klucz. Co jak co, ale Amelii można ufać. Czasami ten jej odchył był bardzo przydatny. Po chwili Amelia wróciła do pokoju.
- Panienko Filio...
- Tak? - podniosła głowę znad filiżanki herbaty - Coś się stało?
- Nie, nie! - Amelia potrząsnęła główą - Chciałam się o coś spytać.
- Śmiało.
- Czy tędy często chodzą ludzie? Chodzi mi o tą scieżkę koło jeziorka.
Heh... to była jedna z podstawowych zalet jej dmou - nigdy nie przechodzili obok niego ludzie. Ale o co może księżniczce chodzić...?
- Bo widzi panienka... bardzo lubię pływać, ale trochę się wstydzę jak ktoś patrzy.
- Nie masz sie o co martwić. Odkąd tu mieszkam nie widziałam nikogo w pobliżu.
Amelia momentalnie poweselała. I jeszcze szybciej pobiegła do sowjego pokoju, najprawdopodobniej po to, żeby się przebrać.
- Jezioro? - Lina jakby przez chwilę się wachała - Gourry, idziemy!
- Lina.... ja nie lubię wody! - szermierz próbował się wymigać - Ja nie idę.
- Idziesz, idziesz - podniosła dłoń, jak to zwykła robić przed rzuceniem fireballa - Bo jak nie...
- Przecieź tu nmmnnmnff! - dobre chcęci Zela zostały zachamowane przez dłoń Liny - Mffff!!!
Czarodziejka pociągnęła Gourry'ego za sobą na górę, mrucząc coś o głupich blondynach. Filia została na dole sama - Zel też się ulotnił, choć raczej wątpiła w to, że ma zamiar się przebrać. Osobiście nie miała najmniejszego zamiaru się rozbierać, a tym bardziej wchodzić do wody.
Poszła z nimi dla towarzystwa - nie chciała sama zostawać w domu. O dziwo nawet Zel sie kąpał - okazało się, że bardzo dobrze pływa, Amelia jakimś cudem namówiła go, żeby ją nauczył pływać jakimś skomplikowanym stylem, którego smoczyca na oczy nie widziała. Lina cały czas podtapiała Gourry'ego, który najwyraźniej nie miał nic przeciwko - odwdzięczał się tym samym.
Usiadła sobie na małym pomoście, w pełni ubrana. Owszem, nałożyła pod sukienkę strój kąpielowy, ale nie miała zamiaru go pokazywać. Przysunęła się do krawędzi, zanużyła nogi w wodzie i zaczęła ochlapywać podchodzących bliżej.
- Nie kąpiesz się?
Odwróciła się - stał za nią Xellos, także zupełnie ubrany.
- Nie - ucięła krótko - Nie mam zamiaru.
Usłyszała...nie, poczuła że podchodzi bliżej. Nagle poczuła szarpnięcie i po chwili trzymał ją na rękach. Zaczerwieniła się wściekle i spróbowała wyrwać. Trzymał mocno.
- A może jednak? ^^ - stanął na samej krawędzi pomostu - Hmm?
- Nie odważysz się - szepnęła.
Fakt - nie odważył się jej puścić. Po prostu wskoczył razem z nią. I natychmiast odpłynął, zostawiając ją samą.
Nie umiała pływać.
Rozpaczliwie próbowała utrzymać się na wodzie, ale nie dawała rady - chyba po raz pierwszy była w tak głębokiej wodzie. Spróbowała dosięgnąć pomostu... za wysoko!! Chciała krzyczeć... ale nie mogła, miała usta pełne wody.
Ostatni wysiłek... resztką sił zaczęła machać rękami i nogami, udało się jej na chwilkę wystawić głowę nad wodę - nikt nie patrzył w jej stronę....
Obudziła się na brzegu, mokra, obolała, wyczerpana. Lekko otorzyła oczy... na początku wszystko było zamazane. Kiedy zaczęła w miarę dobrze widzieć zobaczyła... Xellosa pochylającego się nad nią. Jego twarz coraz bardziej się zbliżała.
- Eeeeeek! - wypluła trochę wody z ust i usiadła gwałtownie - Co ty chciałeś zrobić??!!
- Yyy... usta-usta?
Wyjęła swoją maczugę spod spudnicy i z nienacka walęła go w głowę. Odleciał parę metrów. Poczuła przypływ energii - udało jej się uderzyć go trzeci raz w dwa dni! To dodaje sił!
- FILIA!
Odwróciła się w stronę krzyku - Lina stała nad nią z drugiej strony, z baaaardzo wściekłym wyrazem twarzy. Co zrobiłam...?
- Czy ty nie myślisz? - krzyczała dalej - Wchodzisz do wody z tym czymś? Czy ty wiesz jakie to ciężkie??!!
O tym nie pomyślała. No tak! Ona nie odczuwała ciężaru, ale kiedy była w wodzie ciągnęło ją to w dół... Że też...
- To nie moja wina! To ten namagomi wrzucił mnie do wody!!
Lina odwróciła się w poszukiwaniu winowajcy, ale nigdzie go nie było. Widocznie zwiał... dokładnie w jego stylu. Spróbowała wstać... uh, trochę kręciło jej się w głowie, ale jakoś się przeżyje... Spojrzała na słońce - już zachodzi? Ile czasu minęło...? Dużo, kiedy szli nad jezioro było jeszcze wysoko... No nic chyba czas na kolację... Zaśmiała się w myślach... Co się z nią dzieje... właśnie prawie zgnięła, a myśli o jedzeniu... nawyki Liny są chyba zaraźliwe.
Wchodząc do domu czuła przyjemny zapach, jakby kolacji... eee... pewnie to z głodu. Bo niby kto miałby ją zrobić? Klucz do kuchni miała przy sobie. Ale po chwili nadal go czuła... a im bliżej kuchni tym silniejszy był ten zapach... mmm.... chyba... smażone ryby? Pociągnęła za klamkę - zamknęte. No nie, chyba zaczyna wariować. Wyciągnęła z kieszeni kluczi przekręciła go w zamku.
Na stole stał talerz z ogromną ilością smażonych płotek, tak na oko sto sztuk. Ale skąd? Nawet ten namagomi nie umie wyjść przez zamknięte drzwi. Ach, mówił coś o oknach... Sprawdziła - no tak, otwarte. Tylko po co uciekał z kuchni? Bał się jej?
Ryby były pyszne... chyba najlepsze jakie jadła w życiu. Nie mogła wprost uwierzyć, że robił je mazoku. Bo przyznał się do tego - wymruczał coś o przeprosinach i wrócił do picia herbaty. Ale czego się po nim mogła spodziewać? Raczej nie bukietu róż i wylewnych przeprosin. Musiała przyznać - sprawił jej przyjemność. Oczywiście tą kolacją, nie zamachem na jej życie. Bo kiedy myślała o usmażeniu takiej ilości ryb... musiałaby chyba stać przy patelni ze dwie godziny. Ciekawe jak on to zrobił...
_____________________________
End of part three - the second day
Opinie mile widziane - jak zwykle.
s__a__l@wp.pl
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.