Opowiadanie
Pech
Dzień 3
Autor: | Saluchna |
---|---|
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy, Komedia, Obyczajowy, Romans |
Dodany: | 2005-10-05 21:39:33 |
Aktualizowany: | 2005-10-05 21:39:33 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Pech 3
by Sal
Dzień 3
Zerwała się gwałtownie z łóżka, spocona.
Przez to, że objadła się poprzedniego dna długo nie mogła usnąć, a potem przez całą noc męczyły ją koszmary. Nigdy nie pamiętała snów - tak było i tym razem.
Sen musiał być naprawdę straszny - nawet po obudzeniu trzęsła się, i jeszcze długo nie mogła wstać. Po prostu...Bała się. Wiedziała, że to głupie - bać się snu, czegoś tak nierzeczywistego jak bajki o dobrych wróżkach i krasnoludkach. Co innego senne przepowiednie - ale to tylko w świątyni i tylko w stanie hipnozy. Odetchnęła głęboko i wysunęła się spod kołdry. Chłód orzeźwia.
Podeszła do okna, i po chwili namysłu otworzyła je szeroko - lekki wiaterek wpadł do środka, poruszając firanki. Przez kilka minut oddychała świeżym powietrzem, aż poczuła, że już się uspokoiła. No nie... Przejmować się głupim snem... Przeczesała palcami włosy i odgarnęła niesforne kosmyki z czoła. Było jeszcze stanowczo za wcześnie na wstawanie, słońce ledwo wstało... Najwyżej szósta rano. O ponownym zaśnięciu nie było mowy. Nie chciała też przeszkadzać innym - o tej porze jeszcze spali...
Wyjęła z szafy swoja ulubioną sukienkę. Bladoróżowa, na cienkich ramiączkach, sięgająca nieco poniżej kolan. Fakt - strasznie krótka, ale jeszcze w granicach dobrego smaku. Miała ogromną ochotę wyglądać tego dnia ładnie... Ciekawe dlaczego? Sama nie wiedziała, to było jak... Ochota na lody chociażby. Jest, i już. A zresztą...Raaaaaaaaany, co w tym takiego, że się przejmuje? Założyła inną sukienkę niż zwykle. Rzeczywiście, powód do poważnych rozmyślań..
Cichutko wyszła z pokoju, starając się nie trzasnąć drzwiami przy zamykaniu... Udało się, ale nie do końca - nie trzasnęły, ale okropnie zaskrzypiały. Nie ruszała się przez chwilę, nasłuchiwała jakichś dźwięków z pokoi przyjaciół... Uff, na szczęście nic. Starając się jeszcze bardziej zeszła po schodach, które miały w zwyczaju skrzypieć przy najlżejszym dotyku. Jakoś się udało - tylko kilka razy któryś ze stopni przypominał o swoim istnieniu.
Na dole było tak spokojnie, że aż nie mogła w to uwierzyć. Nic, dosłownie nic nie mąciło ciszy, nie było słychać śpiewu ptaków, nie było szumu wiatru... Nic. Cisza absolutna. Wyjęła z kieszeni sukienki klucz do kuchni, i przekręciła go w zamku. Powitało ją ostre światło - okno było na wprost drzwi, a do tego zasłony nie były zasunięte. Zasłoniła oczy dłonią i przesunęła zasłonkę na środek okna - teraz w kuchni panował półmrok, przyjemny dla oczu.
Po chwili walki z ogniem - a raczej jego brakiem - zagotowała wodę na herbatę. Kiedy już trzymała filiżankę z gorącym naparem w dłoni, po raz pierwszy od dwóch dni poczuła spokój. Mogła sobie siedzieć, pić herbatę i nie martwić się o jedzenie, dom, Xellosa... Właśnie... Zachowywał się wyjątkowo dziwnie. Pomijając kilka wrednych żartów i to nieszczęsne wrzucenie do wody... Był... MIŁY. I to denerwowało ją jeszcze bardziej - ona też musiała być dla niego miła... A była to ostatnia rzecz, na jaką miała ochotę. Miły Mazoku... Pfff... To niemożliwe, pewnie to znowu jakaś podła sztuczka. Jak wiele, wiele innych...
- O czym tak myślisz?
Ha! O wilku mowa... Stanął w drzwiach, a po chwili usiadł koło niej.
- Nic ci do tego - mruknęła - Moja sprawa.
- Dobra, dobra... Nie pytałem - uśmiechnął się przepraszająco - Masz jeszcze herbatę?
Bez słowa przysunęła mu dzbanek i pustą filiżankę. Podziękował skinieniem głowy i nalał sobie trochę. Przez chwilę pili w milczeniu.
- Tak się zastanawiam... Co ty robisz w nocy? - Zaczęła - Nie musisz spać...
- Siedzę - odpowiedział krótko.
- Jak to? - Zdziwiła się - Tak po prostu? To chyba strasznie nudne...
- Nie zapominaj ile ja mam lat ^^ Kilka godzin to dla mnie nic.
Dolała sobie herbaty, posłodziła, zamieszała. To było krepujące - siedzieć tak blisko niego. Do tego cały czas czuła na sobie jego wzrok. Starała się nie zwracać na to uwagi... Ale jego spojrzenie paliło. Wiedziała, że robi się czerwona... Bardzo czerwona. Pochyliła głowę.
- Wiesz... To brzmi jakbyś się o mnie troszczyła...
Że co?! Że niby ona... Jak on w ogóle może mówić o czymś takim? Zaczerwieniła się jeszcze bardziej. Niedorzeczne...
- Ślicznie wyglądasz kiedy się tak czerwienisz ^^ Wybacz, ale się opuszczę.
Wstał i odłożył filiżankę do zlewu. Nie patrzyła w jego stronę - była pewna, ze wyszedł... Do chwili, kiedy zobaczyła go pochylającego się nad nią. I on... On... Pocałował ją w policzek! Pocałował!
Kiedy obróciła się w jego stronę, już go nie było. Na jego szczęście - odwracając się przy okazji próbowała uderzyć go maczugą.
Wróciła do swojego pokoju, mając nadzieję na jeszcze jakiś czas spokoju... Położyła się na łóżku i wyjęła książkę. Po przeczytaniu kilku stron nawet nie wiedziała co czyta - jej myśli uparcie powracały do Xellosa. Była na niego po prostu wściekła... Gdyby nie odszedł jej samokontrola zniknęłaby jak sen złoty. Nie dość, że zadaje głupie pytania to jeszcze... JAK ON ŚMIAŁ!!! Na samą myśl robiło jej się gorąco. I ręka sama zaczynała wędrować do ukrytej pod spódnicą maczugi... To był pierwszy raz, kiedy ktoś ją pocałował... Wyobrażała sobie romantyczną scenerię, ukochanego, kwiaty, nastrojową muzykę... A ten parszywy Mazoku wszystko zepsuł!
Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Przez chwilę oddychała głęboko, żeby się uspokoić, potem wstała i otworzyła drzwi. Lepiej dla tego namagomi żeby to nie był on... I nie był - za drzwiami stała rozczochrana i niewyspana Amelia.
- Panienko Filio - ziewnęła przeciągle - Panienka Lina mówi, żeby panienka zeszła i z łaski swojej otworzyła kuchnię.
Filia spojrzała na zegarek... Już jedenasta?! Tak się zamyśliła, że... Szybko zgarnęła ze stołu klucz i pobiegła na dół.
W salonie zobaczyła istne pobojowisko - wszystko powywracane, szuflady powysuwane, szafki pootwierane i z wywaloną zawartością. Kilka zbitych filiżanek. A dokładnie pośrodku tego Lina, Gourry i Zel.
- CO TU SIĘ DZIAŁO??!! - Złapała się za głowę. Tyle czasu poświęciła na sprzątanie!
- Ummm... - Lina podrapała się po głowie - Szukaliśmy klucza ^^.
Drogi Cephiedzie...
Zamknęła za sobą drzwi do kuchni i oparła się o blat stołu. Ledwo udało jej się odgonić Linę na tyle, żeby wejść do kuchni samej. Pfff... Nie chciało jej się robić niczego skomplikowanego... No i nie zostało zbyt dużo... Ale i tak o wiele więcej niż mogła się spodziewać. Przejrzała szafki w poszukiwaniu czegoś, co można szybko przyrządzić, i - co najważniejsze - dużo. W końcu wyjęła tuzin jajek. Jajecznica - łatwe, smaczne, szybkie. Po chwili namysłu dołożyła jeszcze kolejne dwa tuziny - co to jest dwanaście jajek? Khe... Ciekawe czy trzydzieści sześć wystarczy... Musi - więcej nie ma...
Po kilku minutach miała ogromną miskę jajecznicy, kilka smażonych kiełbasek i - oczywiście - dzbanek herbaty. Jakimś cudem udało jej się to wziąć na raz, i chwiejnym krokiem wyszła z kuchni.
Aż miło było popatrzeć z jakim apetytem pochłaniali jej jajecznicę - najwyraźniej im smakowała. Mile połechtało to jej dumę. Ale kiedy tylko spojrzała na pokój... Takiego bałaganu jeszcze w swoim domu nie widziała... Chociaż raczej nigdzie... W myślach zaczęła obliczać ile w przybliżeniu zajmie sprzątanie... I każdy wynik był co najmniej dobijający. I wtedy wpadła jej do głowy genialna myśl - dlaczego ma sprzątać sama? Każe IM posprzątać... W końcu to oni nabrudzili, prawda? He, he... I będzie na to patrzeć, siedząc sobie na kanapie i popijając herbatę... Zaśmiała się w myślach... Jeszcze kilka lat temu nie posądzałaby się o takie pomysły... Ale - czemu się najbardziej dziwiła - czuła, że patrzenie na harujących bałaganiarzy sprawi jej przyjemność... Naprawdę, ten świat ma na nią zły wpływ...
Kiedy oznajmiła im, że mają posprzątać - tak jak się spodziewała - usłyszała tylko odmowę.
- Cóż... Mogę ja to zrobić - powiedziała spokojnie. Miała plan...
- Ja panience pomogę! - Amelia złapała miotłę - Tak mi każe sprawiedliwość!
Tak jak się spodziewała - reszta poszła się wylegiwać na słoneczku. Lenie.
Zaczęła robić najłatwiejszą część - wkładała do szuflad porozrzucane przedmioty. Robiła to jednak wolno. Bardzo wolno...
Pół godziny później skończyła z pierwszą szufladą. Normalnie zajęłoby jej to kilka minut - najwyżej. Reszta pokoju też się niewiele zmieniła - Amelia niezbyt sobie radziła. Ale temu się akurat nie dziwiła. Księżniczka najprawdopodobniej po raz pierwszy trzymała w ręce miotłę.
Następną godzinę po prostu przesiedziała na podłodze, powoooli wkładając rozsypany komplet farb do pudełka, pudełko do szuflady... Aż się zdziwiła, jakie to męczące.
Jakiś czas później stanęli przed nią Lina i Gourry, z wyrazami twarzy pod tytułem "zaraz cię o coś poprosimy". Dokładnie tak, jak się spodziewała.
- Filia... - Zaczęła Lina słodkim głosikiem - Kiedy obiad?
- Hmmm... Nie wiem czy w ogóle będzie...
- Eh? - Zdziwiła się czarodziejka - Jak to?!
- No wiesz... Muszę to wszystko posprzątać... Może mi nie starczyć czasu.
Lina i Gourry wymienili szybkie spojrzenia. Widziała na ich twarzach przerażenie. Lina szepnęła coś szermierzowi do ucha, na co ten zareagował wybiegnęciem do ogrodu. Wrócił po chwili ciągnąc Zela za sobą.
- To może my posprzątamy - powiedziała szybko Lina, łapiąc leżącą na ziemi szmatkę do kurzu - A ty sobie odpocznij... A potem możesz dla relaksu zrobić obiad...
- To chyba dobry pomysł - odpowiedziała smoczyca - Tak, całkiem niezły.
Wstała i udała się do kuchni po filiżankę herbaty.
Wyjątkowo sprawnie szło im to sprzątanie, musiała przyznać. Co ja co, ale dla jedzenia są zdolni zrobić chyba wszystko. Wpiła łyczek herbaty. Heh, każdy ma jakiś słaby punkt... Trzeba wiedzieć w co uderzyć. Drogi Cephiedzie, skąd u mnie takie myśli... Potrząsnęła głową, jakby chciała się ich pozbyć. Wystarczyły trzy dni, i już zaczęła być wredna... Uch, trzeba nad sobą ciężko popracować... A na razie... Nie myślała już o niczym i w spokoju piła herbatę.
W nagrodę za wzorowe poupychanie śmieci tam, gdzie ich nie widać na obiad zrobiła trochę więcej niż zwykle. Po dokładnej kontroli - i odnalezieniu jednego ze schowków, o którym zapomniała - okazało się, że nie jest aż tak źle. Jeżeli dalej będzie wydzielać odpowiednie porcje powinno wystarczyć... Kiedy Lina sprzątała po obiedzie - widać jeszcze bała się o kolację - Filia postanowiła wyjść i odetchnąć świeżym powietrzem. Spacerowała po ogrodzie, co chwila wyrywając jakieś chwasty, kiedy usłyszała coś dziwnego. Nasłuchiwała przez chwilę... Jakby odgłosy bójki... Z domu...
Szybkim krokiem wróciła do środka, żeby zobaczyć jak Lina i Gourry próbują wejść do kuchni, a Amelia dzielnie broni drzwi w imię sprawiedliwości.
Na litość boską... Za co?!
Grożąc maczugą udało jej się odsunąć całą trójkę od drzwi i wygonić do salonu. Że też była tak naiwna, żeby uwierzyć w uczciwe intencje Liny!
Jej plan nie udał się tak do końca - pokój był nie tyle posprzątany, co wyglądał na takiego. Kiedy otworzyła pierwszą z brzegu szufladę zobaczyła totalny chaos - wszystko wymieszane, a do tego skorupki zbitych filiżanek nie były wyrzucone, tylko wrzucone do środka... Dwa razy więcej czasu spędzi na uporządkowaniu tego, niż jakby to zrobiła od razu... Ale na pewno nie dzisiaj, na pewno nie jutro. Kiedyś.
Po skromnej - za karę - kolacji zadziwiająco szybko zaszło słońce. Normalnie jeszcze przynajmniej przez dwie godziny byłoby jasno... Podeszła do okna, żeby sprawdzić co się dzieje. Na niebie zobaczyła ogromną czarną chmurę. No nie... Deszcz... Wstyd się było przyznać, ale bała się burz. Zwłaszcza, kiedy... Towarzyszyły jej pioruny.
I wypowiedziała to chyba w złą godzinę - niebo przeszyła jasna błyskawica, a chwilkę później usłyszała huk gromu. Skuliła się i odeszła od okna... Jeżeli wierzyć temu, że sekunda to trzysta metrów, to piorun uderzył jakieś sto od jej domu.
Spojrzała na wesoło plotkujące Linę i Amelię, przysypiającego Gourry'ego, spokojnie czytającego Zela i Xellosa, który całą uwagę poświęcał swojej herbacie - ci to mają dobrze... Burza i pioruny obchodzą ich jak zeszłoroczny śnieg. Też by tak chciała... A tak - każde uderzenie pioruna powodowało, że podskakiwała i trzęsła się.
Nagle całym domem zatrzęsło, jak przy trzęsieniu ziemi.
Wybiegła na zewnątrz, tak jak ją uczyli. Gdyby nie to, że była przerażona, pewnie ubawiłby ją ten widok - strugi deszczu spływały po barierze, która błyskała białym światłem. Hmm... Prędzej tak nie było, była niewidoczna... Podniosła z ziemi jakiś kamyk, podeszła do bariery i cisnęła kamykiem. Aż zaiskrzyło. Widocznie piorun uderzył w nią... W tym momencie po raz pierwszy ucieszyła się, że jest w tym zamknięciu - gdyby nie było bariery, jej dom pewnie leżałby w gruzach...
_______________________________________
Opinie mile widziane - jak zwykle.
s__a__l@wp.pl
www.blogi.pl/blog.php?blog=Sal
www.kazoku.prv.pl
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.