Opowiadanie
Promise
~~~~/3/~~~~
Autor: | Saluchna |
---|---|
Gatunki: | Fantasy |
Dodany: | 2005-10-11 21:58:41 |
Aktualizowany: | 2005-10-11 21:58:41 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
~~/Promise/~~
~~~~/3/~~~~
Budzenie się rano na kanapie nie należy do rzeczy przyjemnych. Zwłaszcza, jeżeli spało się zwiniętym w dziwną kulkę. I do tego w ubraniu. Kiedy otworzyła oczy z początku nie wiedziała gdzie jest - w jej sypialni zawsze panował półmrok, okna wychodziły na sąsiedni budynek - bardzo bliski, więc niewiele światła do niego docierało, nawet w południe. A teraz było inaczej - zimowe słońce świeciło jej prosto w oczy, nawet trochę raziło. Oparła się na łokciu i uniosła lekko. No tak... Zasnęła chyba przed telewizorem. W taki razie dlaczego jest wyłączony...? Pewnie się zepsuł. Stary grat... Z trudem usiadła i przeciągnęła się, słysząc nieprzyjemnie chrupanie kości. Bolało ją chyba wszystko - a w szczególności głowa. Cholerne zmiany ciśnienia.
Wstała, pokonując miękkość obolałych stawów. Wiedziała, że w takich sytuacjach trzeba się rozruszać, wtedy przejdzie. Tak mówili mądrzy lekarze - i mieli oczywiście rację. Tylko jak się ruszać, kiedy wszystko boli? Tego oczywiście nie wiedzieli. Powyginała wszystkie stawy, na tyle, na ile pozwalał ból i odrętwienie. Po chwili poczuła się trochę lepiej - dolegliwości odrobinę zmalały, nawet głowa przestała tak pulsować. Zrobiła kilka kroków, i kiedy już prawie normalnie mogła się poruszać poszła do sypialni i zrzuciła z siebie nieświeże ubranie. Nie zdarzyło jej się spać w ubraniu od... Hmm, bardzo dawna. Pewnie jeszcze w zeszłym stuleciu. Albo jeszcze poprzednim. Zresztą, nieważne.
Weszła pod prysznic, chciała pozbyć się tego uczucia brudu. I poza tym ciepła woda wspaniale działała na jej mięśnie. Spędziła pod nim o wiele więcej czasu niż powinna, ale nie potrafiła się powstrzymać - im dłużej polewała się wodą, tym lepiej się czuła. Ale w końcu pomyślała o rachunku za wodę - i od razu ją zakręciła. Złapała wiszący obok kabiny ręcznik, okręciła się nim i zanim zaczęła suszyć włosy poszła do kuchni, nastawić wodę na herbatę. Na to nigdy nie żałowała wody.
Po śniadaniu poszła jak zwykle do pracy - choć nie spodziewała się wiele. Ale w końcu należy jej się wypłata za ten miesiąc, albo przynajmniej na to dwadzieścia dni. Bardzo się jednak zdziwiła - na miejscu wszystko było jak zawsze. A może jednak jeszcze jej nie wyrzucił...? Nie ma innego sposobu na dowiedzenie się, jak poczekać. Weszła do sklepu - nie było tam śladów niczyjej obecności, w kasie nadal były wczorajsze pieniądze. Wyjaśniło się - szef nie przyszedł, więc nie dowiedział się, że wyszła wcześniej. I bardzo dobrze - oszczędziła sobie szukania nowej pracy tuż przed nowym rokiem. Korzystając z chwili, jaka została do dziesiątej weszła na zaplecze i zdjęła płaszcz i buty na obcasach, założyła swoje adidasy. Trzeba dbać o stopy.
Dzień dłużył się jak każdy inny - co jakiś czas ktoś wchodził, oglądał, kupował. Miała dużo wolnego czasu między kolejnymi klientami, wyjęła swoją ulubioną książkę - "Władca Pierścieni" [a co ^^]. Czytała ją już kilkanaście razy, ale co jakiś czas lubiła do niej wracać - opisane tam zdarzenia kojarzyły się jej z własnymi przygodami. Ciekawe, czy Tolkien wiedział, że magia kiedyś naprawdę istniała?
Miała tyle czasu, że udało jej się przeczytać cały pierwszy tom. Kiedy spojrzała na zegarek okazało się, że jest za piętnaście szósta - czyli jeszcze kwadrans i będzie wolna. Nie spodziewała się już żadnych klientów - zazwyczaj nikt nie pojawiał się później niż o piątej. Zabrała się więc za podliczanie utargu z całego miesiąca - był to przedostatni dzień pracy w tym roku, a musi to zrobić zanim zacznie się przerwa świąteczna. Była gdzieś w połowie, kiedy zabrzmiały dzwoneczki, oznajmujące, że ktoś właśnie wszedł do środka. Sprawdziła godzinę - za pięć. No nie... Czasami jeden klient zastanawiał się pół godziny, a wiedziała, że nie może go wyprosić o szóstej. Miała jeszcze nadzieję, że to szef przyszedł po pieniądze, ale on pewnie przywitałby się w progu. Zamknęła zeszyt i spojrzała w stronę drzwi. Drogi Cephiedzie...
- Filia...? No patrz, co za spotkanie. W życiu bym się ciebie tu nie spodziewał.
- Ani ja ciebie - odwarknęła - Chcesz coś kupić, czy przyszedłeś mnie denerwować?
Uśmiechnął się na ten swój arogancko-kpiący sposób i podszedł do lady. Przyglądał się chwilę pierścionkom, które pod nią leżały.
- No co ty, Fi, oczywiście, że chcę coś kupić - zrobił niewinną minę - Dlaczego miałbym cię denerwować?
Wstała i pochyliła się nad ladą, podpierając się rękami. Ich twarze były bardzo blisko.
- Ty mnie bardzo lubisz denerwować, Xellos, na przykład dziwnymi przesyłkami.
- Więc się domyśliłaś, że to ode mnie? Brawo. O, spójrz, ten pierścionek mi się podoba - pokazał na coś pod szklaną ladą - Możesz mi pokazać z bliska?
Powstrzymała się od odpowiedzi, nie chciała dawać mu satysfakcji. Wyciągnęła pierścionek, na który wskazał - najdroższy i, jej zdaniem, najpiękniejszy jaki był w całym sklepie. Wyjęła go z aksamitnego pudełka i podała Xellosowi. Przez chwilę oglądał go ze wszystkich stron. Potem zrobił coś, czego się nie spodziewała - złapał jej dłoń i wsunął pierścionek na jej palec. Natychmiast cofnęła ją i zdjęła pierścionek.
- Co ty robisz...?
- Osoba, dla której go kupuję ma takie same palce jak ty. Chciałem sprawdzić, czy będzie pasować - uśmiechnął się, i wyjął jej błyskotkę z ręki. - Kupuję go.
Spojrzała na niego, z lekkim zdziwieniem. Chce się oświadczyć jakiejś dziewczynie? Zresztą, nie jej sprawa. Wzięła kartę kredytową, którą jej wręczył i włożyła do czytnika. Po chwili dała mu rachunek i pudełeczko na pierścionek. Pożegnał się kiwnięciem głową i poszedł do wyjścia.
- Czekaj. - Zatrzymała go. Jeżeli już tu jest, to zmusi go do wyjaśnień. Odwrócił głowę w jej stronę, był już tuż koło drzwi. - O co ci chodziło z tą przesyłką?
- Miło, że pytasz - wrócił szybkim krokiem do lady - Właśnie skończyłaś pracę, nie? Powiem ci przy filiżance herbaty. Znam taką przyjemną kawiarnię niedaleko.
Nie miała pojęcia dlaczego się zgodziła z nim iść. Ale w końcu wylądowali w jakiejś przytulnej kawiarence, ślicznie ozdobionej na święta. Usiadła przy stoliku, zdjęła płaszcz i spojrzała na niego pytająco. Nie odezwał się, tylko zawołał kelnera. Zamówili po filiżance herbaty i kawałku sernika. Dopiero kiedy dostali swoje zamówienia odpowiedział na niewypowiedziane pytanie.
- Chciałem ci przypomnieć o pewnej ważnej obietnicy - powiedział, jego mina była wyjątkowo poważna. Nigdy go takiego nie widziała.
- Ale jakiej? Nie sądzę, żebym ci cokolwiek obiecywała. - Uśmiechnęła się ironicznie - A tym bardziej coś takiego, o co mógłbyś się dopominać po tylu latach.
W odpowiedzi uśmiechnął się tak samo, ale po chwili jego twarz znów przybrała poważny wyraz. Sięgnął po swoją filiżankę, wziął jeden czy dwa łyki. Odłożył filiżankę, i spojrzał jej prosto w oczy, otwierając własne. Spojrzał bardzo głęboko i bardzo poważnie. Aż przeszedł ją dreszcz.
- O obietnicy... A raczej przysiędze. Małżeńskiej.
- Co?!
- Nie wiesz? Jesteś moją żoną, Filia.
I nic, ale to nic nie wskazywało na to, żeby żartował.
Nic.
____________________________________________________________________
Ranyyyyyyyy....jakie to głupie =='
Najpierw było nudne, teraz głupie... robię postępy =="
Sal
s__a__l@wp.pl
www.sal.blog.pl
www.kazoku.prv.pl
_____________________________________________________________________
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.