Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

DB - Virus

Odcinek 11

Autor:Black Falcon
Gatunki:Przygodowe
Dodany:2005-11-22 22:40:43
Aktualizowany:2005-11-22 22:40:43


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

- Witaj, książę Vegeta! - odezwał się wzruszonym głosem Kunatemuszki Sąwszędzie.

- Kim jesteś? - odparł mu całkiem zaskoczony Saiyanin.

- Nie poznajesz mnie, o wielki? Pamiętasz czasy na swojej rodzinnej planecie? Pamiętasz chwile szczęścia i władzy twojego ojca? Pamiętasz jeszcze swoje dziedzictwo?

- Co cię to obchodzi?! - zirytował się Vegeta. - To moja sprawa i tamtej planety już dawno nie ma! Zjeżdżaj mi stąd!

- Hej, niebo jest dla wszystkich! - nagle roześmiał się Kunatemuszki. - A szczególnie dla przyjaciół!

- Ja nie mam przyjaciół... - odmruknął mu Vegeta.

- Masz, masz, tylko o nich zapomniałeś. Czy pamiętasz...

- Jeszcze nie mam sklerozy! - zdenerwował się książę. - Jeszcze raz zapytasz, czy coś pamiętam, a...

- Jesteś jak dawniej - roześmiał się ponownie Sąwszędzie. - Wojowniczy, dumny, a w głębi serca wspaniały i dobry.

- Że co?! - książę mało się nie udławił na tą charakterystykę. - Ja i dobry?!

- Mhm. Kiedyś nawet uratowałeś komuś życie...

- To musiał być przypadek, ja nikomu nigdy nie chciałem...

Nagły błysk wspomnień przeleciał przez mózg księcia. To nie może być prawda, on już nie żyje! Ale ten głos, te słowa, ten śmiech...

- Jednak mnie pamiętasz, książę... Pamiętasz najmniejszego ze wszystkich, a jednak twojego najlepszego przyjaciela - Kunatemuszki Sąwszędzie!

- To niemożliwe... wyszeptał książę. - Przecież ty zginąłeś w tym strasznym pożarze na Vegecie... Widziałem twoje zwłoki!

- Wiem, że zginąłem... - potwierdził ze smutkiem Kunatemuszki. - Przebywałem w zaświatach aż do tej pory, aż do czasu, kiedy stałem się na świecie potrzebny.

- Potrzebny na świecie? Kto cię ożywił? Przecież chyba nie Shenlong?

- Shenlong? A tak, znam tą historię. Nie, nie użyłem Smoczych Kul. Ani ziemskich, ani nameczańskich. To specjalna misja i specjalna była też prośba, jaką zaniosłem do samego szefa - znów się śmiał.

- Do samego szefa? Mówisz o...

- Tak, Vegeta! Mówię o twoim starym znajomym Dende! To jego poprosiłem i to on wypuścił mnie na miesiąc z piekła. Ale pod warunkiem, że w międzyczasie na Ziemi będą dziać się różne dziwne rzeczy - mówię o zakłóceniach klimatycznych. Jeśli nie zdążę wykonać misji i wrócić przed miesiącem - zginę ja i cała Ziemia.

- Czyli to twoja wina, ten przeklęty śnieg?

- Tak.

- Ale czekaj, czegoś nie rozumiem. Jaką masz misję i dlaczego byłeś w piekle? Przecież byłeś z nas najłagodniejszy!

- To smutna historia... - Kunatemuszki posmutniał. Mam na sumieniu zbyt wiele grzechów, żeby teraz o nich cokolwiek powiedzieć. Na razie opowiem ci o misji, bo to dotyczy w szczególności ciebie.

- Jak to mnie? Tylko nie mów, że masz mnie zabić, bo jestem gotów do walki - tym razem to książę się roześmiał. Trucizna Khlorosian znów zaczęła brać nad nim górę, mógł nawet zabić Sąwszędzie.

- Zaczekaj, o przyjacielu! Nie bądź taki w gorącej wodzie kąpany! Na razie chcę ci opowiedzieć o śmierci twojej Bulmy...

- Skąd o tym wiesz? - nasrożył się książę.

- Przecież byłem w piekle, tam też są wiadomości! Posłuchaj, ja wiem, że to nie była twoja wina i chcę ci pomóc to udowodnić!

- Jak?

- Kiedy byłem w piekle, wiedziałem, co się dzieje na Ziemi. To przecież dlatego tutaj jestem. Obcy z innej planety, Khloros, postanowili zemścić się na tym, który dawniej przyczynił się do zniszczenia ich świata. Wymyślili pokrętny plan, dzięki któremu mogli uczynić pozostałą resztę życia swojego wroga nie do zniesienia.

Nawet jedno słówko nie umknęło uwadze Vegety.

- Pozostałą resztę życia? W jakim sensie to mówisz?

Kunatemuszki posmutniał nagle.

- Khlorosianie uknuli naprawdę doskonały plan... Po kolei zatruwali potrzebne im ofiary jadem pająka Arachne khlor... Ofiary te miały ukrywać jedyny ślad, jaki mógł ich zdradzić - otóż każda z nich przez jad miała zielone żyły... Poza jedną - poza ich największym wrogiem, który będzie cierpiał inaczej...

- O czym ty dokładnie mówisz? - zniecierpliwił się książę.

- O tobie, niestety... Khlorosianie cię nienawidzą za to, co zrobiłeś z ich planetą. Zatruli jadem pająka wiele osób, wiem o kasjerce w sklepie, wiem o Revenie - ta dziewczyna pomaga im się zemścić, niedawno zabiła Yamchę... Chi-chi też się zatruła, Goku i jego synowie też mają być otruci, nie wiem, czy już są, czy jeszcze nie. I najważniejsze - Trunks...

- Co?! Mój syn jest zatruty tym przeklętym jadem?!

- Niestety. To przez to wszystko stał się twoim wrogiem. Ale i ty nie jesteś wolny od ich spisku, bowiem i ciebie zatruli tamtym światłem w kuchni... To inny rodzaj trucizny, działa nieco inaczej, bo dostaje się do organizmu przez oczy. Zauważyłeś, że stałeś się bardziej nerwowy, niż zwykle?

- Tak... - Saiyanin przypomniał sobie, jak uderzył Trunksa, gdy ten pytał go o zadanie. - Czy to dlatego... zabiłem Bulmę...?

- Tak, mój przyjacielu. To wszystko przez ten jad. Ale nie wiesz jeszcze najważniejszego - ty umierasz, Vegeta.

- Bzdura. Czuję się świetnie, Kunatemuszki.

- Na razie. Ale Lithos, szef Khlorosian - swoją drogą czekający na rozwój wypadków w statku na orbicie - zabezpieczył się na wypadek, gdyby trucizna była zbyt słaba i została pokonana przez twój organizm. Ona powoli, powoli wypija z ciebie wszystkie soki i niedługo całkiem zabraknie ci sił... Dlatego ostatnio byłeś taki osłabiony...

Przez umysł Vegety przebiegły teraz wydarzenia ostatnich dni. Wszystko stało się dla niego jasne. Największą ulgą była świadomość, że nie był tak całkiem winien śmierci żony. Syn też nie odszedł od niego zgodnie ze swoją wolą... Jednak ten spisek zezłościł go tak bardzo, że wrzasnął na całe gardło. Sekundę później włosy stanęły mu jeszcze bardziej do góry i stały się złote. Stał się SS1.

- Wskaż mi drogę do tego statku, a się z nimi rozprawię!

- Czekaj, czekaj... Przecież sam nie zniszczysz całego statku... - powstrzymywał go Kunatemuszki.

- Dam sobie radę, a teraz zjeżdżaj! - nakrzyczał na niego Vegeta.

- Myślisz, że tacy naukowcy jak Khlorosianie nie przygotowali statku odpornego na twoje ciosy? Słuchaj, Dende chyba po coś mnie wyciągnął z piekła, narażając całą Ziemię, prawda? - zirytował się lekko Sąwszędzie.

- To co mam robić, dać się zarżnąć jak kurczak na rożen?!

- Mogę ci pomóc, ale nie wiem, czy tego chcesz... Jest szansa na uratowanie twojej rodziny, Vegeta. Rozumiesz? Na uratowanie twojej rodziny...

- Ale nie mnie, tak? - powiedział cicho książę.

Kunatemuszki lekko skinął głową, a w oczach miał łzy.

- Dla nas obu nie ma już ratunku...

Kiedy Vegeta podejmował decyzję, Kuririn i Goten nadal poszukiwali jego syna. Obaj byli mocno przejęci swoim zadaniem:

- Goten, a co zrobimy jak już go znajdziemy? - zapytał łysy.

- Nie wiem. Nie wiem już, komu wierzyć... - zasmucił się młodszy syn Goku.

- Ja bym tam wierzył, że to jakieś nieporozumienie i Trunks jest niewinny.

- A jeśli nie, to lecimy na spotkanie z szaleńcem...

Trunks właśnie przyzwyczajał się do swojego fantastycznego miecza. Ćwiczył od dłuższego czasu i szło mu coraz lepiej. Wciąż drapieżnie się uśmiechał. Szczególnie wtedy, gdy z daleka dojrzał, że zbliżają się do niego Kuririn i Goten.

- Yyy, cześć stary, mamy do ciebie pytanko... - zaczął Kuririn, ale zahamował z przemową, kiedy zobaczył Miecz Zła. - To może my już polecimy?

- Zaczekajcie. Nie bójcie się mnie, nie skrzywdzę was. Po co mnie szukaliście? - Trunks oparł się o miecz i patrzył spokojnie na nich.

Goten się odważył:

- Tata prosił, żebyśmy cię znaleźli, bo on chce się z tobą spotkać. Możesz z nim pogadać?

- Z Goku? Jasne! Kiedy i gdzie? - Trunks nawet się uśmiechnął.

Goten mrugnął oczami, bo już całkiem nic nie rozumiał. Teraz przyjaciel wydawał mu się taki, jak dawniej.

- Najlepiej będzie, jak zaczekamy tu wszyscy na niego, w porządku? - Kuririn chciał pilnować Trunksa, by ten nie zrobił czegoś nieprzewidzianego i nie przeszkodził Goku i Gohanowi.

- Ależ nie ma sprawy - Trunks był uosobieniem uprzejmości. - Siądźcie sobie - dodał, wskazując na kamienie rozrzucone po podłożu. - Albo wiecie co? Może to my polecimy do Goku? Wiecie, gdzie on jest?

Goten uległ czarowi i odparł:

- Poleciał szukać twojego ojca.

- Mojego ojca? - Trunks siedział i bawił się mieczem. - A po co?

Kuririn opowiedział całą historię. Nie zauważyli złego błysku w oczach Saiyanina.

- Pozwoliliście mu odlecieć? - zdziwił się Trunks. - A co chce zrobić Goku, kiedy go już znajdzie?

Goten powiedział wtedy:

- Mam nadzieję, że nic się tacie nie stanie... Boję się o niego...

Trunks na moment zamarł, ale sekundę później potrząsnął głową i wspomnienie odeszło. W wyobraźni zobaczył, jak kiedyś Vegeta przytulał swojego syna do siebie, a młodszy wówczas Trunks czuł się tak bezpiecznie w ramionach ojca... Przez ułamek sekundy w sercu Trunksa pojawiła się zapomniania miłość do rodzica, ale zniknęła tak samo, jak to wspomnienie...

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.