Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

DB - Virus

Odcinek 12

Autor:Black Falcon
Gatunki:Przygodowe
Dodany:2005-11-22 23:28:13
Aktualizowany:2005-11-22 23:28:13


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Serce Gotena przyśpieszyło na widok miecza Trunksa. Wiele ostatnio się wydarzyło i teraz sam już nie był pewien, co ma myśleć. Bardzo chciałby wierzyć, że jego przyjaciel nadal jest tym samym Trunksem, co zawsze. Podszedł bliżej i zapytał:

- Co naprawdę stało się w twoim domu?

Trunks spojrzał na Gotena i znudzonym głosem rzekł:

- Przecież wam mówiłem... Vegeta zabił moją matkę, a ja próbowałem go zabić. Udało wam się mi przeszkodzić i poleciałem ćwiczyć tutaj, gdzie mnie znaleźliście. Swoją drogą, nie wiecie, skąd ten śnieg? Zaczynam marznąć.

Istotnie. Kuririn i syn Goku też odczuwali skutki umowy Dende'go z Kunatemuszki.

- A ten miecz? Skąd go masz? - dociekał Goten.

Trunks szeroko się usmiechnął.

- Chodź, pokażę ci go! - zaprosił.

Zanim Kuririn zdążył się odezwać, Son Goten podszedł do siedzącego na kamieniu Saiyanina.

Na ułamek sekundy w oczach syna Vegety pojawił się błysk, by zaraz potem zniknąć niezauważonym. Trunks nagle wstał i wziął potężny zamach mieczem.

Okropny ból rozlał się w ciele Son Gotena. Czuł się, jakby nie miał nóg. Naprawdę ich nie miał, gdyż Trunks przeciął go Mieczem Zła na pół. Ciało Gotena upadło na ziemię z przerażeniem i zdziwieniem na twarzy. W przeciwieństwie do Trunksa, który się uśmiechał.

Kuririn zamarł, ale sekundę później zebrał się w sobie i pośpiesznie próbował kumulować energię. Ułożył już ręce do ataku, ale sparaliżował go wzrok Trunksa. Nim samym potomek Vegety mógłby zabić Kuririna, gdyby tylko wzrok mordował.

Mała kulka energii formowała się już dłoniach łysego wojownika, kiedy Trunks błyskawicznie wykonał tylko jeden ruch. Później spokojnie patrzył, jak ciało Kuririna spada na ziemię kilka centymetrów od głowy.

Trunks wiedział, że z Mieczem Zła jest niepokonany.

- Za blisko podszedłeś, Kurirnie - wyszeptał. - Za blisko...

Gdzieś dalej Kunatemuszki zadrżał w powietrzu. Nie uszło to uwadze Vegety, który zapytał:

- Co się stało?

- Kuririn... i Son Goten. Zabił ich... Jednym ciosem każdego!

- O kim mówisz? Chyba nie o...

- Tak, Vegeta... Trunks ich zamordował. Twój syn...

- Jak mogę to powstrzymać?! Jak mam zwyciężyć Khlorosian?! - domagał się odpowiedzi Vegeta.

- Jest tylko jeden sposób. Oni chcą, byś cierpiał, mój przyjacielu. Musisz mnie pokonać w śmiertelnej walce. Wtedy będziesz mógł zmieszać moją krew ze Świętą Wodą i wypiją ją twoi bliscy. To ich uleczy.

- Ale przecież ty... nie żyjesz! - Vegeta wahał się.

- Wiem o tym, ale to niecała prawda, Vegeta. Ja żyję przez ten miesiąc jako demon i właśnie tego demona masz pokonać! Nie muszę ci chyba mówić, że jako wysłannik piekieł mam niesamowitą moc...

- Ale jak... mam pokonać swojego najlepszego przyjaciela?

- Nie jestem nim teraz! Teraz jestem twoim największym wrogiem! - z tymi słowami Sąwszędzie z rozmachem zrzucił płaszcz, który opadł na ziemię.

W międzyczasie Trunks stał nad ciałami Gotena i Kuririna. Nie czuł ani żalu, ani nic podobnego, tylko złość, że los dał mu tak łatwych wrogów:

- Co z was za przeciwnicy, skoro załatwiłem was każdego jednym ciosem? Goten, syn super wojownika, Kuririn - uczeń Żółwiego Pustelnika i co? Warci tyle, co powietrze...

Son Goku z Son Gohanem od razu wyczuli, że stało się coś niedobrego. Syn popatrzył na ojca i szepnął smutno:

- Goten z Kuririnem nie żyją... Czy to Vegeta ich zabił?

- Nie, chyba nie. On jest gdzie indziej, z jakąś obcą Ki... Przy tamtych, Kuririnie i Gotenie, był... Trunks?!

- To niemożliwe... - rzekł na to Son Gohan. - Dzieje się coś tu coś dziwnego i musimy odkryć, co!

W międzyczasie Selen spotkał się z Reveną w ich umówionym miejscu. Stał teraz przed nią i oświadczał:

- Lithos chce cię widzieć na statku. Ukryłem swój prom w pewnym miejscu, gdzie nikt go nie znajdzie. Chodź, musimy lecieć!

Revena wiedziała, że po zakończeniu zadania będzie musiała stanąć przed Lithosem. Trochę się go bała, ale była na to przygotowana. Dlatego teraz spokojnie powiedziała do Selena:

- Masz rację, lećmy już...

Vegeta wiedział, że naprawdę przed sobą ma Kunatemuszki, ale mimo to jego widok bez skrywającego płaszcza i tak był niesamowity. Oto przed księciem unosił się dosyć szczupły mężczyzna, o skórze z lekkim odcieniem brązu - jak początki opalenizny u Ziemian. Przenikliwe oczy były zielone i nieco wąskie, a włosy były czarne i lśniące, spadające aż na ramiona. Usta rozciągały się teraz w uśmiechu, choć mącił ten uśmiech lekki grymas tego, co zaraz musiało nastąpić. Sąwszędzie wiedział, że Vegeta zginie, bo książę po prostu był skazany na porażkę. Jednakże ta walka była jedyną szansą na uratowanie Saiyanów i Vegeta musiał spróbować...

W miedzyczasie Goku z synem znaleźli się blisko dwóch oponentów. Widzieli już z daleka ich zarysy, kiedy Goku rzekł:

- Ta druga Ki jest... niewyobrażalna! Jeżeli to wróg, to zaraz będziemy mieli poważne kłopoty!

Zaraz miał dostać odpowiedź, kiedy ujrzał, jak Vegeta przechodzi znów w stadium SSJ1, a jego rywal robi to samo...

- Co robimy? - zapytał ojca Goku, kiedy i dla niego wszystko było już jasne, poza tym, kogo zaatakować.

A wtedy Sąwszędzie wraz z księciem spostrzegli, kto przyleciał im przeszkodzić. To Kunatemuszki pierwszy krzyknął w ich stronę władczym głosem:

- Nie wtrącajcie się, to nie wasza sprawa!

- To my ocenimy! - krzyknął Son Gohan i rzucił się w kierunku obcego.

Nie doleciał jednak, bo zastopował go promień Ki wystrzelony z dłoni Vegety. Nie był na tyle silny, by zabić, ale na tyle, by odrzucić zaskoczonego Gohana w tył, na pobliskie skałki.

- Mówiliśmy już wam, ze to prywatna walka, prawda? - rzucił stanowczo Vegeta. - Mamy coś do załatwienia - zwrócił się znów do demona.

Son Gohan zbierał się z podłoża, gdy Goku odrzekł w kierunku księcia i Sąwszędzie:

- Jeżeli giną przyjaciele, to to jest nasza sprawa! Właśnie ktoś zabił Son Gotena i Kuririna!

- Myślisz, że nie wiem - rzekł syn Damaris. - Ten, co ich zabił, ma na celu i mnie!

- Nie wiem, co tu jest grane, ale nie wierzę, że Trunks jest mordercą! - Goku wątpił.

- Prędzej uwierzysz, że to ja, prawda? - odparł mu Vegeta. - Kakarotto, ty baranie, czy nie widzisz, że nam wszystkim grozi coś więcej, niż ja czy Trunks?! - zeźlił się ksiażę.

- Mówisz o tym kimś naprzeciw ciebie? Kto to jest? - drążył Goku. Jego syn unosił sie obok.

- Lepiej im powiem, Vegeta - Kunatemuszki za milczącym przyzwoleniem rozpoczął opowieść.

- Wokoło naszej orbity krąży pewien wrogi statek, a w nim przedstawiciele rasy Khlorosian. Ostatni przedstawiciele. Ich planeta została zniszczona podczas eksplozji nowej broni - Silent Dynamite. Wywołała pożar i zniszczenia na całej planecie jednocześnie. Tylko nieliczni zdołali uciec z planety i obserwowali zagładę swojego domu przez okna statku. Poprzysięgli zemstę temu, kto sprowadził śmierć. Tym kimś był książę Saiyanów, Vegeta... - zakończył smutno Kunatemuszki Sąwszędzie.

- Vegeta? - Son Goku spojrzał na sprawcę całej afery, nie mogąc w to uwierzyć. - Tak po prostu testowałeś nową broń?

- To nie do końca było tak. Mów dalej, Kunatemuszki - rzekł cicho książę.

- Khlorosianie wymyślili wirusa, który wnika do waszych organizmów i zwraca was przeciwko sobie. To dlatego Trunks zamordował Kuririna i Gotena, dlatego Vegeta zabił Bulmę, a wysłanniczka Khlorosian - Revena - zamordowała Yamchę. Chi-chi zaraziła się bonem towarowym... Przemienieni przez wirusa stajecie przeciwko sobie i mordujecie się nawzajem, nie zważając na więzy, jakie was połączyły. Zamiar Khlorosian jest jasny - zniszczyć zarówno was, jak i księcia, on zresztą otrzymał najwiekszą dawkę trucizny, jej mutację, która nie tylko odwraca go przeciwko rodzinie, ale i coraz bardziej pozbawia go sił. Ma zginąć z ręki własnego syna, lub też umrzeć w wyniku trucizny.

- Czy istnieje jakiś sposób, żeby ich pokonać? - zapytał Goku.

- Owszem i ten właśnie sposób zamierzamy zastosować... Książę musi stoczyć ze mną śmiertelną walkę i jeśli ją wygra, to będzie mógł uleczyć przyjaciół Świętą wodą zmieszaną z moja krwią. Ale do tego nie dojdzie...

- Dlaczego? Czy aż tak wierzysz we własną siłę? Kim ty w ogóle jesteś? - Goku zbliżył się nieco do obcego, jakby chciał mu się przyjrzeć.

- Jestem demonem... Najgorszym z demonów... - Kunatemuszki powtórzył historię, którą opowiedział Vegecie.

- Dlaczego mamy ci wierzyć? - wtrącił się Son Gohan, który nawet nie spostrzegł, że zaciska pięści.

Teraz Vegeta się odezwał:

- Być może dlatego, że to mój najlepszy przyjaciel... Kiedyś, wiele lat temu, gdy jeszcze moja planeta istniała, poznałem Kunatemuszki. Nie wiedziałem jeszcze, że stanie się moim druhem. Był jednym z dosyć tajemniczej rasy, tylko kilkunastu jej przedstawicieli mieszkało na Vegecie. Wieczni tułacze, podróżnicy i naukowcy. Część z nich osiedliła się właśnie na Vegecie. Nazywali się Okina. Niektórzy mieszkańcy mojej planety nie tolerowali ich i zamierzali pewnego dnia pozbawic ich tego kawałka ziemi, który obrali sobie za siedzibę. Najbardziej wojowniczy doprowadzili do powstania czegoś w rodzaju getta, gdzie tylko Okina mieli prawo do wstępu. Ale to i tak było za mało, ponieważ kiedyś przyszedł czas ostatecznego rozrachunku wrogich im Saiyanów z ludem Okina...

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.