Opowiadanie
Przebaczenie...
Przebaczenie...
Autor: | Zegis de Xan |
---|---|
Korekta: | IKa |
Serie: | Twórczość własna |
Gatunki: | Fikcja, Mistyka |
Dodany: | 2006-03-07 10:14:50 |
Aktualizowany: | 2006-03-07 10:14:50 |
Pisane ku pamięci Jana Pawła II wielkiego Papieża, jedynego od czasów Św. Piotra, który podróżował po świecie. Człowieka wielkiej wiary i serca, który mimo swojej pozycji świetnie dogadywał się z młodymi, oraz przedstawicielami innych wyznań. Władającego wieloma językami duchownego. Jedynego po którym cały świat zapłakał. I najprawdopodobniej jedynego, który był w stanie szczerze wybaczyć osobie, która chciała go zabić...
Drugiego takiego papieża nie będzie...
Santo Subito...
Nienawidzę ciemności, a urodziłem się w ciemności... Nienawidzę ciemności, a kroczyłem w ciemności... Nienawidzę ciemności, a jestem w niej uwięziony... Jednak... Zawsze jest ze mną światłość, którą pozyskałem wiarą innych...
*
Kap... kap... z kamiennego stropu na posadzkę, spadło parę kropelek wody. Wieczór, ktoś wszedł do pomieszczenia, zaś on znudzony przeciągnął się, dość szybko pokręcił głową rozsypując na boki długie włosy, po czym popatrzył w okratowane wąziutkie okno znajdujące się na poziomie krawężnika. W deszczowe dni woda wpływała przez nie, tak że podczas burzy, woda do sięgała kostek stojącego mężczyzny. Dodatkowo jedzenie... Jeden posiłek dziennie, jeden marny posiłek. Zeschły chleb i spleśniały ser. Jakby tego było mało, jak wszyscy siedział na zimnej posadzce, zaś jego kończyny więziły ogromne kamienie, położone tuż nad kostkami. Wciskały one jego nogi w płytkie szyny wyorane w płytach. Gdzie się załatwiali? Pod siebie... Dwa razy dziennie do celi wpuszczano ogromny strumień wody, obmywał ich z nieczystości oraz pozwalał się napić. Tak... Nic dziwnego że większość więźniów już po tygodniu skomlała o śmierć.
Jednakże on był inny. Dostał dożywocie, zaś przesiedział już pięć lat. Na dodatek od czterech i pół roku, nie usłyszano od niego nawet jednego słowa skargi.
Gdy wchodził do więzienia był wysoki, z starannie przystrzyżoną brodą, i krótkimi lekko kręcącymi się włosami. Szczupły. Obecnie? Kościsty, zarośnięty człowiek. Brązowe włosy zapewne sięgałyby do pasa, gdyby tylko mógł wstać. Brodzie zapewne brakowało z 20 cm do pasa. Wśród więźniów nazywany był marionetką, gdyż poruszał się jedynie dwa razy dziennie, tylko i wyłącznie wtedy gdy w celi stał strażnik. W południe gdy jadł oraz wieczorem gdy sprawdzano czy ktoś nie umarł.
Powiadali, że przed dostaniem się tutaj był zabójcą. Cholernie dobrym zabójcą, zanim złapali go za próbę zastrzelenia głowy Kościoła Najwyższego, zastrzelił pięciu kolejno wstępujących na tron królów Północnych Krain. A oni byli na szarym końcu jego długiej listy.
Podobno gdy go wsadzili przez pierwsze sześć miesięcy wił się, wrzeszczał, wygrażał i klął jakby wstąpił w niego demon. Potem przyszła do niego ofiara. Dość stary, chyba osiemdziesięcioletni ubrany na biało mężczyzna. Głowa świętego "Kościoła Najwyższego". Sam... Samiuteńki. Wszedł do jego celi po czym najspokojniej w świecie wdał się w rozmowę, z początkowo wrzeszczącym, wręcz wyrzucającym go człowiekiem.
Spędzili razem cały dzień, zaś pod wieczór gdy kapłan wychodził przed wyjściem powiedział "Niech ci Najwyższy udzieli przebaczenia i pokoju, jako ja wybaczam tobie w imię Jego". Zakreślił w powietrzu spiralę i wyszedł...
Od tego momentu więzień przestał zachowywać się niczym opętany. Spokorniał, już z daleka czuło się, jak bardzo zaczął żałować za swoje winy. Prawdziwie żałować... Zaczął się modlić własnymi słowami.
Obecnie już tylko siedział i modlił się w myślach, zerwał kontakt z otoczeniem reagując tylko na wyraźne polecenia. Zawsze starając się odpłacić dobrym słowem za złośliwości i przytyki współwięźniów...
*
W 3450 roku po 10 latach więzienia, na dwa miesiące po śmierci głowy "Kościoła Najwyższego" został wypuszczony, dzięki słowom zawartym w testamencie zmarłego. Zaraz po wyjściu wstąpił do klasztoru Najwyższego, gdzie zmarł w wieku 94 lat w opinii głęboko wierzącego mnicha, sprawcy paru cudownych nawróceń...
Szkoda
Bardzo dobry - naprawdę- początek i bardzo niedobra końcówka. Opis więzienia i opis człowieka jest dla mnie wiarygodny, historia jego "nawrócenia" niestety nijak nie... Nie rozumiem potrzeby odsuwania akcji w czasie o grube tysiąclecia, tym bardziej że świat przedstawiony nie rózni się zbytnio od naszego. Ani tym bardziej nadawania nowych nazw rzeczom znanym, jak religii katolickiej.
Nie wiem, skąd wzięła się idea zakończania opowiadań streszczeniem dalszego życia bohatera, ale moim zdaniem jest *kompletnie* chybiona.
Nie ma też jasnej analogii pomiędzy wizytą "głowy kościoła" a zachowaniem bohatera, jest za to analogia mocno przejaskrawiona...
Szkoda, bo jak pisałam, poczatek autentycznie mi się podobal.