Opowiadanie
Z mugolem za pan brat!
Czas zakasać rękawy!
Autor: | Pisces Miles |
---|---|
Korekta: | Mai_chan |
Tłumacz: | Villdeo |
Serie: | Harry Potter |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Komedia, Romans |
Dodany: | 2006-10-10 11:39:46 |
Aktualizowany: | 2008-02-14 13:52:44 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Zrzeczenie: Harry Potter i wszystkie jego części są własnością Jane Katherine Rowling oraz firmy Warner Brothers. Ja tylko pożyczam.
Oryginał: Muggle Year
Zamieszczone za zgodą autorki.
Virginia patrzyła na Adriana, czując się nieswojo. Uśmiechał się, nie tylko ustami, ale też swoimi niebieskimi oczami. Była trochę zaskoczona tym, że zna jej imię. Ale przecież jak nie poznać rudowłosego Weasleya, prawda?
- Eee... witaj - odrzekła, chwytając jego dłoń. Zrobiło jej się tak zimno, że prawie się wzdrygnęła.
- Młodzi przyjaciele - kontynuował Dumbledore. - Mam także kilka innych, równie ważnych informacji do przekazania. Poinformowano mnie, że Rok Mugola u nas w szkole został przyjęty z zachwytem, w takim więc razie ministerstwo chciałoby zorganizować pewne przedsięwzięcie. Po wielu uzgodnieniach rząd postanowił przeznaczyć pieniądze na musical, w którym udział wezmą uczniowie z sekcji tanecznej.
- Co? Musical? - Lavender, zdziwiona, prawie krzyknęła.
- Tak jest, musical - powtórzył dyrektor. - Z powodu przebiegu programu mugolskiego w trzech innych placówkach zaproszeni zostali uczniowie z Durmstrangu i Beauxbatons. Przywitajcie naszych drogich gości.
Do sali, wzdłuż stołów domów, weszli wychowankowie pozostałych szkół. Było ich może po dwudziestu z każdej szkoły, ubranych w swoje szaty. Uczniowie francuskiej szkoły wyglądali, jakby mieli zamarznąć na śmieć. Bądź co bądź było już Boże Narodzenie. - Profesorze Moyet, profesor Perdrisat, miło mi was gościć w naszych progach - odezwał się Dumbledore.
- Albusie, mugolska akcja przyjęła się znakomicie. Czy przybyli już wysłannicy ministerstwa? - profesor Perdrisat okazała się być szczupłą, starszą kobietą o srebrzystych włosach. Uczyła w Durmstrangu.
- Szkoła jest imponująca, mam nadzieję, że studio także - powiedział Moyet, trochę wyłysiały nauczyciel z Beauxbatons, ściskając lekko Dumbledore'a.
- Tak. Proszę, usiądźcie odrzekł ten, zwracając się do przybyłych uczniów, którzy usiedli niepewnie przy końcach stołów czterech domów. - Ot, i są.
- Tata?- Ron patrzył oniemiały na pochodzik sześciu mężczyzn i dwóch kobiet, który wszedł do sali.
- Co to, zjazd Weasleyów w Hogwarcie? - spytał Seamus, mrugając do niego.
- Oto przedstawiciele ministerstwa, którzy będą pisali sprawozdanie z przesłuchania do musicalu. dyrektor Hogwartu poinformował Lesley i pozostałych nauczycieli. - Lesley, Spencer, myślę, że sobie poradzicie?
Blondynka kiwnęła głową.
- Zrobimy wszystko, co w naszej mocy. Nie pierwszy raz robimy coś takiego, co, Spencer?
Spencer Soloman kiwnął głową.
- Przedstawienie powinno być gotowe na początek lipca. Całą papierkowa robota powinna zostać załatwiona w tym tygodniu, żebyśmy w przyszłym mogli już rozdać tekst i zacząć próby - powiedział.- Przesłuchanie odbędzie się jutro, i wypadałoby się na nim stawić wszystkim tańczącym. Ja, Lesley oraz reszta komisji będzie egzystowała od dziewiątej rano w studio. Każdy będzie występował, otrzymując większą lub mniejsza rolę.
Rozległ się pomruk.
- Choć nie jest to taki wielkie przedsięwzięcie, jak Turniej Trójmagiczny, wymagam jednak od was pewnej powagi. Musical zostanie wystawiony na magicznym stadionie, tam, gdzie rozgrywały się Mistrzostwa Świata w Quidditchu - powiedział Dumbledore.
- Pan żartuje! - krzyknął Terry Boot z Ravenclawu, wstając.
- Nie, panie Boot. Wszyscy delegaci z ministerstwa, nauczyciele oraz uczniowie wszystkich trzech szkół mają wstęp wolny na przedstawienie - odrzekł dyrektor, uśmiechając się do chłopaka.
- Chce jeszcze powiedzieć, że przyda się każda pomoc - Lesley uśmiechnęła się szeroko.
- Tak. I mam nadzieję, że przyjmiecie naszych gości z całym należnym im szacunkiem, tak, jak nakazuje dobre wychowanie Hogwartczyków. Jeśli będziecie mieli jakiekolwiek kłopoty, zgłoście się do moich podopiecznych.- Dumbledore uniósł różdżkę. - A teraz smacznego!
Na półmiskach pojawiło się jedzenie, a w sali hałas. Virginia zauważyła, że jej ojciec rozmawia z Charliem, jak gdyby nigdy nic.
Adriana wciągnęła do rozmowy jakaś blondynka z długimi włosami.
- Witaj, nazywam się Gabrielle Delacour - powiedziała po angielsku, uśmiechając się ciepło. Była piękna, ale jakby miała w sobie jakąś domieszkę krwi wili.
- Miło cię spotkać, ja jestem Adrian Bradley - odrzekł, także się uśmiechając. - Tak, uwięziono mnie jak miałem trzynaście lat. Jestem niewinny, a już przynajmniej teraz.
- Delacour... Skąd ja znam to nazwisko? - zastanowiła się Virginia.
- Dwa lata temu moja siostra, Fleur Delacour, startowała tu, w Hogwarcie - odparła Francuzka, marszcząc brwi.
- Ach tak? Bardzo dobrze mówisz po angielsku. Dlaczego?
- Siostra kazała mi uczyć się języka, odkąd wróciła do domu - odpowiedziała niecierpliwie, chcąc najwyraźniej rozmawiać tylko z Adrianem. - Dobrze tańczysz?
- Sam nie wiem. Dopiero co zostałem przydzielony. Tak w ogóle to mało się na tym znam - odparł. - Taniec jest ciekawym sportem i w ogóle przyjemnym...
Virginia wstała, zostawiając ich. Poszła do swojego ojca, aby go uściskać. Przecież nie widziała go już prawie cztery miesiące!
Draco oparł głowę o rękę, patrząc w stronę Gryffindoru. Przy stole siedział Adrian Bradley, rozmawiając z jakaś blondynka z Beauxbatons.
Poczuł się nieswojo, odkąd nowy wszedł do Wielkiej Sali. Coś... Coś mu po prostu w nim nie grało. Spojrzał na Snape'a. Nauczyciel odwrócił się i włączył do rozmowy z profesor Sinister.
Musiał przyznać, że cała szkoła wzięła całą akcję na poważnie. Choć to naprawdę nie było nic złego.
- Draco! - syknął do niego Montague, zwracając na siebie uwagę kilku innych Ślizgonów. Spojrzał na nich, uważając, czy nie ma wśród nich uczniów innych szkół, po czym uśmiechnął się złowrogo.
- Patrzcie na Gryffindor, Ryjówa znów siedzi sama.
Millicenta parsknęła.
- Zawsze siedzi sama, czego się czepiasz?
- Widziałem, jak tamten były więzień z nią rozmawiał, dopóki nie przysiadła się blondyna. Weasleyówna znów okazała się nieciekawa.
Ślizgoni prychnęli.
- Ona jest gorsza od tamtej przemądrzałej szlamy - odrzekła energicznie Pansy. - Kto by ją chciał?
- No, przecież nikt, nie wiesz? wyśmiał ją Pucey.
Nasz blondyn spojrzał na miejsce, gdzie siedziała Virginia, potem na twarze kolegów z domu.
Bardzo jej współczuł, ale za Chiny by się do tego nie przyznał.
- Macie tematy, lepiej pomówmy o CZYMŚ niż o NICZYM powiedział, wzbudzając powszechną radość.
- Jeszcze tu siedzisz. Prawie północ - stwierdził Draco, otwierając drzwi. Wiedział, że Virginii nie będzie w wieży. Przestawiła się tak jak on, i zaczęła chodzić spać dopiero po północy.
Dziewczyna spojrzała w górę, uśmiechając się z zakłopotaniem.
- Mój tata przyjechał, a jeszcze przed wakacjami mu obiecałam, że się z tym uporam. Próbuję uruchomić tego laptopa, ale ten złom ani rusz. - spojrzała na monitor, wydymając usta.
- Po co mu ta blaszana puszka?
Wystawiła do niego język.
- Pewnie nie wiesz, jak mugole radzą sobie bez magii, co?
- A skąd mam wiedzieć? - odrzekł lekko, przejeżdżając dłonią po włosach.
- Ślizgoni... - mruknęła, odwracając się do niego plecami. Padła na kolana, żeby sprawdzić, czy wszystkie kable i przewody są prawidłowo powtykane. - Do diabła, mam dość! Coraz bardziej się w tym plączę!
- Virginio... - powiedział nagle Draco. Odwróciła się. Przez moment patrzyli sobie w oczy. Blondyn westchnął i machnął ręką. - Nieważne...Zastanawiałaś się kiedyś, czemu Dumbledore zorganizował w ogóle tę całą akcję?
Virginia uniosła brwi, uśmiechając się lekko.
- Czemu? Jakoś nigdy cię to nie obchodziło, Draco.
Wzruszył ramionami i znów przesunął ręką po głowie.
- Prawda. Tylko czuję się trochę nieswojo. Znaczy, chodzi mi o Bradleya, wydaje mi się taki... lizuskowaty.
Usiadła, spoglądając na niego.
- Sama nie wiem, ale wydaje się być bardzo miłym facetem.
- Taa, dziewczyny nie odstępują go ani o krok.
Rudowłosa spojrzała na niego z udawanym szokiem.
- Draconie Malfoy, czyżbyś był o niego zazdrosny?
Draco zachłysnął się.
- Nie myśl o sobie za dużo, Ryjóweczko, jestem tylko ciekawy. Skończył odsiadkę w Azkabanie. Co on tu robi? Poza tym, oprócz Barty'ego Croucha nikt nie wiedział, czemu go tam zapuszkowali. Plotki mówiły, że ministerstwo starało się go wyciągnąć, ale cała papierkowa robota trwała dwa lata.
Virginia uniosła brwi.
- A Snape go stamtąd transportował - westchnęła. - Mówiąc o Snapie, oddajemy mu prace?
- Teraz? W środku nocy? Pewnie jest na baletach z gronem pedagogicznym - Draco uśmiechnął się zawadiacko.
Zmarszczyła nos.
- On?
Draco wzruszył ramionami.
- Prawdę mówiąc, to chciałbym wiedzieć, po co mu te wszystkie wypracowania o Mrocznym Znaku i Sama-Wiesz-Kim.
- Spytajmy goooo... - ziewnęła głęboko. - Ale jutro.
- Idź spać - uśmiechnął się drwiąco. - Bo jak Bliznowaty zobaczy twoje wory pod oczami, to cię rzuci.
Znów wystawiła do niego język.
- Ile mam mówić, że on mnie nic nie obchodzi! Czemu każdy przykleja mi łatkę jego fanki?
- Może dlatego, że nikt jeszcze nie zapomniał pewnej pięknej, walentynkowej kartki, którą mu dałaś na swoim pierwszym roku?
Virginia zrobiła się czerwona i rzuciła w niego flakonikiem. Złapał go i odłożył na stół, po czym zamknął za sobą drzwi.
- NIECH CIĘ WSZYSCY DIABLI, DRACONIE MALFOY!!!!
W dormitorium piątego roku Gryfonek stał ktoś w kącie. Ten pewien Ktoś podszedł do łóżka na końcu, gdzie wiatr łagodnie bawił się kotarami. Odsunął je. W środku spokojnie spała Virginia Weasley.
Ktoś odgarnął rude pasemko z twarzy i pogładził palcem po twarzy, coraz niżej, aż do szyi, gdzie na czarnej tasiemce wisiał opal. Ten nasz Ktoś uśmiechnął się i złożył pocałunek na czole dziewczyny.
- Jesteś moja, poprzez skarb mego ojca, jesteś moja - szepnął. Linia jego ust byłą bardzo dobrze widoczna w świetle księżyca.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.