Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Z mugolem za pan brat!

Upragnione przesłuchanie

Autor:Pisces Miles
Korekta:IKa
Tłumacz:Villdeo
Serie:Harry Potter
Gatunki:Akcja, Dramat, Komedia, Romans
Dodany:2006-10-12 09:55:32
Aktualizowany:2008-02-14 13:53:31


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zrzeczenie: Harry Potter i wszystkie jego części są własnością Jane Katherine Rowling oraz firmy Warner Brothers. Ja tylko pożyczam.

Oryginał: Muggle Year

Zamieszczone za zgodą autorki.


Dobrze nam już znana rudowłosa dziewczyna szybko wciągnęła na siebie pierwszą lepszą koszulkę, dżinsy i szatę i, niechlujnie związawszy włosy w kitkę, poczęła się pakować do wyjścia.

- Gin, długo zamierzasz tak jeszcze pracować?! Są wakacje! Daj se luzu, dziewczyno! - Geraldine ziewnęła, sięgając po zegarek. - Jest ósma rano!

Virginia podniosłą oczy do góry. Była całkowicie rozbudzona.

- Dziś jest przesłuchanie, tłumoczko. Nie chcę tańczyć na głodnego.

- Przesłuchanie? Cholera! - Geraldine natychmiast się obudziła, jakby jej ktoś wylał na głowę kubełek zimnej wody. W pośpiechu i zdenerwowaniu zaczęła szukać swoich rzeczy, oczywiście jak zwykle porozwalanych wśród porozwalanych rzeczy Virginii. - Zapomniałam, do diabła!

- Jakie przesłuchanie? - spytała nieprzytomnie Evelyne, wychylając głowę zza kotary.

- A wy co? Balanga? Dajcie spać normalny ludziom - zawołała Adela z łóżka.

- Jest przesłuchanie! - odpowiedziała Geraldine, wlatując do łazienki. - Czy ktoś widział moją nową bluzkę, tą z gorsetem? No co, mamy tylko godzinę!

- Po co ci ta bluzka, co? Chyba nie idziesz z przesłuchania prosto na rand-.... - Evelyne się zacięła. - Czy to wszystko dla pewnego Barlowa D'Aguilara, co?

Jej przyjaciółka wyjrzała zza drzwi.

- On. Jest. Mój.

- Wcale nie! - Evelyne w trybie natychmiastowym wyskoczyła z legowiska. - Ten zaczepisty facet z Durmstrangu jest tylko mój! To ja go pierwsza zobaczyłam!

- Barlow jaki? - spytała Virginia.

- Ten fajny ciemny blondyn z Durmstrangu, na którym się wieszają bez przerwy obydwie - wyjaśniła Adela, odsłaniając kotarę. - Ale Colin i tak jest lepszy.

Virginia westchnęła i podeszła do drzwi.

- Gera, pamiętaj, że zaczyna się o dziewiątej - krzyknęła na do widzenia i zamknęła drzwi. Na klatce nie trzeba było nawet zapalać lamp - przez okienko do wieży przedostawało się jasne grudniowe słońce.

Kiedy zeszła na dół, zauważyła, że ktoś siedzi na kanapie, patrząc w ogień.

- Witaj, Ginny - tym kimś była Adrian Bradley. Wstał i odwróciwszy się do niej, uśmiechnął. Jego czarne włosy połyskiwały w promieniach słońca. Były piękne, nawet dziewczyny mogły mu ich pozazdrościć.

- Eee... Witaj, Adrianie. Ładna pogoda, prawda? - powiedziała, głupio się czując. Denerwowała ją jego obecność, nie wiedząc czemu. Może z powodu, że jednak kiedyś siedział w Azkabanie?

- No coś ty? Chyba się mnie nie boisz? - uśmiechnął się powoli w odpowiedzi, jakby się bał uśmiechać. - Wcześnie wstałaś.

- Muszę coś przełknąć przed przesłuchaniem - odrzekła, zakłopotana. - Nie można tańczyć na głodnego, sam wiesz.

- Też jesteś w sekcji tanecznej? - spytał z zainteresowaniem. Kiwnęła głową, z nerwów wiercąc stopą dziurę w podłodze. Adrian znowu się uśmiechnął. - Idź, idź, nie chcielibyśmy, żebyś padła nam z głodu, co nie? Zobaczymy się później.

Wszedł po schodach i zniknął za drzwiami swojego dormitorium.

Virginia wzruszyła ramionami i przez portret wyszła z Pokoju Wspólnego, kierując się do Wielkiej Sali.

***

- Kto wymyślił, żeby to zrobić tak rano? - spytał Draco sam siebie, drapiąc się w głowę i zasłaniając oczy, bo wpadało mu światło. Był ewidentnie w złym humorze.

- Pilnuj swojego języka, młody człowieku - zwrócił mu ktoś, uwagę. Blondyn zobaczył przed sobą Lesley, patrzącą na niego z udawaną złością.

- No, ale czemu tak wcześnie? - poskarżył się ponownie, wrzucając do swojej szafki szatę. Schowek zamknął się z hukiem. - Jest Boże Narodzenie, Boże Narodzenie oznacza, że można spać do południa!

- O, Lawrence, tu jesteś! - krzyknęła nagle Lesley, nie bardzo zainteresowana swoim uczniem. Do sali wkroczył wysoki mężczyzna. Rzeczywiście robił wrażenie. Na wszystkich.

- Lesley, słoneczko, dawnośmy się nie widzieli! Jak żyjesz? - spytał, trzymając w rękach ogromna walizkę. Młodzież w sali podeszła z ciekawości.

Lawrence Trombane spojrzał, jakby się namyślając, na Draco, a potem zwrócił się do Lesley:

- No, Lesley, jesteś znakomita instruktorką. Cała kampania zakończy się na pewno sukcesem.

Blondynka uśmiechnęła się i położyła mu dłoń na ramieniu.

- A ten, na którego patrzysz, to mój najlepszy uczeń, Draco Malfoy.

- Ach tak... - zaczął Lawrence, oglądając go, jakby był na wystawie koni. Draco uniósł oczy ku niebu i zaczął kłapać nogą po podłodze. Nagle obok niego pojawiała się Pansy. Dobry humor natychmiast się gdzieś zapodział.

- Draco, mój drogi, zaistniała dobra sytuacja. Przypadkowo wyglądasz identycznie jak jeden z moich głównych bohaterów. Jeśli to, co mówi Lesley, jest prawdą, masz ogromne szanse dostać tę rolę.

- Jest wielu innych świetnych tancerzy - odrzekł stanowczo Ślizgon. Lawrence nieobecnie skinął głową.

- Oczywiście... Mam nadzieję, przecież Lesley Chestwood jest najlepszą nauczycielką, jaką znam. - uśmiechnął się i podszedł do dość długiego stołu przed lustrami.

Lesley uśmiechnęła się i spojrzała na parę składającą się z Draco i Pansy, którzy stali przed nią.

- Jest dramaturgiem, uczył mnie w szkole - powiedziała do nich.

- Ale da Draconowi rolę, prawda? - spytała niecierpliwie szatynka.

Instruktorka spojrzała na nią, namyślając się.

- Sama nie wiem, Pansy. Owszem, siedzę w komisji, ale muszę to uzgodnić jeszcze ze Spencerem i Lawrencem. O, Ginny! Chodź tutaj! - kiwnęła ręką na Virginię, która, szamocząc się z butami, zdążyła wyjść z przebieralni. Uczesaną nie można było jej nazwać.

- Co, Lesley? - zaciekawiła się, związując włosy w bułeczkowaty koczek, ale włosy i tak spadały jej na twarz. Zauważyła, że Pansy patrzy na nią, jakby miała ją rozstrzelać, ale Weasleyówna zignorowała ją.

- Ginny... Draco, wiecie co, ja myślę, że wy naprawdę powinniście...

- O NIE!!! - krzyknęła cała trójka przed nią, co spowodowało natychmiastową ciszę w studiu.

Lesley westchnęła głośno.

- Błagam was...

- Nie!!! - znowu krzyknęli, patrząc na nią morderczo.

- On jest moim partnerem! - oświadczyła gorąco Pansy.

- Nie można puszczać zbyt wielu plotek w ciągu jednego dnia - mruknął Draco.

- Mi jest dobrze z Justynem! - nalegała Virginia.

- Ale Virginio... - bez przegięć, to była tylko Lesley.

- Jest mi dobrze - odrzekła stanowczo. - Naprawdę dobrze się z nim czuję.

Lesley spojrzała na nią zrezygnowana, pokręciła głową i podeszłą do długiego zielonego stołu.

- Z moim Draco możesz sobie potańczyć w snach, wieśniaro - syknęła Pansy i, ciągnąc Dracona za rękę, odeszła w drugą stronę. Virginia się nią kompletnie nie przejęła, spojrzała tylko na plecy Lesley.

Nagle ktoś poklepał ją ramieniu. Spojrzała w górę. Za nią stał ojciec, ubrany w roboczą szatę. W ręku trzymał notes.

- Tato! Jesteś sędzią?

Pan Weasley pokręcił głową.

- Nie, kochanie, pisze tylko sprawozdanie. Powodzenia.

Rudowłosa pokazała mu znak pokoju i odwróciła się. Zauważyła, że nie można przejść przez drzwi. Powód był jeden i bardzo prosty - w studiu znalazły się tłumy. Nic dziwnego, Lesley wszystkich gorąco zapraszała na przesłuchania, a jak tu nie zobaczyć i nie potworzyć plotek, prawda?

Chwilę potem wszyscy ochotnicy stali przed egzaminatorami. Spencer wstał, uśmiechając się ciepło.

- Witajcie na przesłuchaniach do największego magiczno - niemagicznego przedsięwzięcia naszego wieku! Dobrze, na początku przedstawię wam komisję. Oczywiście ja, mnie już znacie. Lesley też już pewnie znacie. A ten śmieszny pan, wybacz Lawrence, obok niej, to Lawrence Trombane. To on jest główną szychą przedstawienia, bo to on wymyślił fabułę i napisał cały scenariusz, poza tym jest jednym z producentów i chodzącą reklamą całej produkcji. Pan Artur Weasley, profesor Perdrisat, Moyet i Dumbledore będą obserwować, czy wszystko gra, a pan Weasley pisze sprawozdanie z tego niecodziennego wydarzenia.

Teraz podniosła się Lesley.

- Tak, tak, Spencer, ty już lepiej usiądź. Ja i on to dyrekcja musicalu. Data premiery została ustalona na dwudziestego lipca, od teraz sześć i pół miesiąca. Wszyscy z sekcji tanecznej będą brali w tym udział, tak łatwo się nie wywiniecie. Wszyscy uczniowie tańczący od piątej klasy wzwyż zostaną koniecznie przesłuchani, abyśmy mogli obsadzić trzy główne role. Lawrence, będziesz tak dobry i wyjaśnisz pokrótce wprowadzenie do akcji?

Lawrence kiwnął głową i wstał, trzymając w dłoniach jakieś papiery.

- Owszem, napisałem scenariusz i wymyśliłem fabułę, ale i tak trzeba będzie to wszystko dopracować na cycuś-glancuś. Sztuka opowiada o mugolach, dokładnie o ich mrocznych stronach życia i duszy. Rzecz dzieje się w wyimaginowanym kraju, wyimaginowanym mieście, wyimaginowanej ulicy i wyimaginowanym nocnym klubie, zwanym „Droga Donikąd"("Lectract Lane"). Sztuka nazywa się "Wysokie Loty"("Fly High") i opowiada o walce pomiędzy tym co zwykle, czyli miłością, fatum, przeznaczeniem i potęgą, także pieniądza. Mam dwie główne role męskie i jedną kobiecą. Odtwórcy męscy nazywają się Glenn Goddard, syn nadzianego łożyciela na "Drogę Donikąd”, Chester Dwight, syn właściciela klubu, Isadora Dwighta. Jedna z was, dziewczyny, otrzyma rolę Gladys Winnifred, kurtyzany, lub, jak ludzie mówią obecnie, prostytutki z "Drogi Donikąd".

W czasie kiedy mówił, zaczął się rozlegać szmer pośród uczniów.

- Pozostałe role zostaną rozdane po ustaleniu trzech głównych, drugoplanówki są różne, na przykład takie jak Leilah, Wallis i Harriet Murray, przyjaciele Gladys i Chestera, Theriesa Goddard, siostra Glenna, Hobard Goddard, sam ojczulek głównego bohatera, Andre, jego służący i tym podobne - Lawrence usiadł ponownie.

- Proszę, żebyście się podzielili w pary, żeby nam było łatwiej i szybciej was oceniać - głos znowu zajęła Lesley. - Role zostaną ogłoszone w poniedziałek, trzy dni od teraz, a wszyscy moim uczniowie przyjdą tutaj o drugiej po południu, ustalimy, co dalej. Jestem też zaszczycona, że mogę was powiadomić o niezwykle miłym fakcie. Otóż muzykę do naszego spektaklu tworzą Fatalne Jędze oraz Wielka Magiczna Orkiestra Symfoniczna. Tych, którzy chcą ofiarować pomoc, chętnie wysłucham po przesłuchaniu - blondynka spojrzała na Spencera i Dumbledore’a. - Coś jeszcze powinnam dodać?

Dyrektor wstał.

- Mam tylko nadzieję, że jesteście świadomi, że wszystko zależy od was. Mamy do was pełne zaufanie, bo wiemy, że jesteście w to wszystko głęboko zaangażowani. - uśmiechnął się i zaczął klaskać.- Otwieramy przesłuchanie!

***

Przesłuchanie było nawet zabawne, więc do sali zaczęło przychodzić coraz więcej osób, a według Virginii przyszła cała szkoła. Siódma klasa była już po. Wywoływano ich najpierw po szkole, potem dom i nazwisko.

Kiedy przed komisją stanęli Pansy i Draco, rozległy się oklaski. Klaskali wszyscy, oprócz Gryfonów. Zrobili na nich wrażenie, nawet Harry, Ron i Hermiona musieli to przyznać. No i Virginia.

- Dziękuję - powiedział Spencer.- Następni, Adrian Bradley, Gabrielle Delacour.

Cisza. Adrian i Gabrielle wyszli na środek. Panna Delacour była bardzo zadowolona i widocznie nie przeszkadzał jej zbytnio fakt, ze chłopak obok niej siedział kiedyś w kiciu.

- Taniec latynoamerykański, muzyka dowolna. Tańczycie dotąd, dopóki to wygląda i jest tańcem amerykańskim - oznajmił Spencer.

Adrian kiwnął głową i uśmiechnął się jeszcze szerzej. Wziął Gabrielle za rękę i obrócił ją tak, że prawie stanęła z jego drugiej strony. Objął Francuzkę i oparłszy czoło o jej głowę, czekał, aż rozpoczną grać.

Virginia była zaskoczona i zafascynowana sposobem, w jaki tańczyli. Inni widocznie także. Fakt, że Gabrielle była wnuczką wili też miał coś wspólnego z tym, że byli tak eleganccy i lekcy. Kiedy skończyli, kilkoro uczniów wstało i klaskało oszalałe.

- No dobrze, dziękujemy wam - powiedziała Lesley, także klaszcząc. Spojrzała na kartkę.- Hogwart, Gryffindor, Ginny Weasley i Hufflepuff, Justyn Finch-Fletchey.

Virginia wstała, a za nią podążył bardzo zdenerwowany Justyn. Tłumek nie zwrócił na nich zbytniej uwagi, prawdę mówiąc dziewczyny ustawiły się w ogonku po autografy od Adriana. Virginia odetchnęła głęboko i lekko położyła nogę na posadzce, zaczarowując swoje buty, żeby się nie ślizgała. Wiedziała, że to niezbyt fair-play i z lekka egoistyczne w stosunku do Justyna, ale miała naprawdę ambicje, nie chciała dostać jakiejś tam podrzędnej rólki. Jej tymczasowym marzeniem było dostać jakaś nic nie mówiącą, za to dużo tańczącą rolę. Taka tancerka, nie aktorka. Taka średnia. Czyli akurat.

- Nie denerwuj się, Justynie - pocieszyła ich Lesley.- Uczyliśmy się przecież, pamiętasz? Nie wymagam niczego innego.

Puchon westchnął. Nie chciał tańczyć czegoś, czego nie umiał, nie był przygotowany do tego.

Nikt nie zwracał na nich uwagi, nawet Ron, Harry i Hermiona patrzyli na kolejkę obok siebie.

To powinno zadowolić Justyna. Boże, żeby on mnie tylko nie upuścił

Wykrakała. Przy którymś okrążeniu poślizgnął się, popchnął Virginię, Virginia upadła na podłogę, a Justyn na nią.

- Ginny, przepraszam! - pisnął donośnym głosem.

Studio wybuchło śmiechem. Taki pogłos robili oczywiście Ślizgoni i jacyś uczniowie z innych szkół.

- Hej, Ginny, nic ci się nie stało? - spytał Spencer, stawiając ją na nogi. - Nie skręciłaś kostki? Nie musisz iść do lekarza?

- Nie... Nie, nie, naprawdę, nic mi nie jest...

- Ginny, idź lepiej do Madame Pomfrey - powiedział pan Weasley. - Przezorny zawsze ubezpieczony.

Virginia kiwnęła tylko głową, a Justyn, chcąc zachować resztki twarzy, pomógł jej wyjść. Ale ma korytarzu i tak słychać było śmiech.

***

Virginii rzeczywiście nic nie było, ale Madame Pomfrey nieźle się nadenerwowała.

- Madame Pomfrey, naprawdę nic mi nie jest, pani widzi? - podstawiała jej nogę pod sam nos. - Nic mi nie jest!

- Tak, tak, ale...

- Nie, nie mogę tu przebywać tak długo, mam naprawdę dużo do roboty! - powiedziała, chcąc jak najszybciej opuścić lóżko. Nie udawało się.

Pielęgniarka kiwnęła głową i westchnęła.

- Ginny, bądź ostrożna, nie chciałabym, żeby ci się coś stało.

Virginia kiwnęła głowa. Madame Pomfrey wyszła.

Rudowłosa westchnęła bardzo głęboko. Nagle, przez okno, wfrunął czarny sokół, siadając na krawędzi jej łóżka. Jego złote oczy przenikały jej brązowe, jakby ptak chciał ją czytać. Nie myśląc zbyt wiele, Virginia dotknęła jego piór, które błyszczały w słońcu. Sokół przytulił głowę do jej dłoni.

- Masz piękne piórka - szepnęła. - Jak ci na imię?

Drzwi otworzyły się na oścież z hukiem. Drapieżnik wyleciał. Weszła Lesley i, opamiętawszy się, cicho zamknęła wejście.

- Lesley! - krzyknęła uradowana Virginia widząc gościa, jednak zbladła, kiedy spojrzała swoją przyszłą szwagierkę. Miała na twarzy zwykły uśmiech. Żadnej sympatii. Tylko zimno.

- Ginny. Rozczarowałam się tobą - powiedziała cicho, nie ruszając się.

- Co?

- Ginny, uczysz się tańczyć od dwóch lat, nie raz i nie dwa udowodniłaś mi, ż masz talent, tańczysz super-ekstra, o wiele lepiej o tej całej hałastry na dole. Specjalnie udałaś, że nic nie umiesz - poskarżyła się.

- Lesley, słuchaj....

- Nie, to ty posłuchaj - rozczarowanie, które dopiero coś się pojawiło na jej twarzy, zniknęło.- Uczyłam cię. Poświęcałam ci swój czas, ufając, że robisz to, co lubisz i to, co ci naprawdę wychodzi, do czego masz talent. Ginny, ty tańczyłaś wtedy, rozumiesz? Czemu teraz udawałaś kogoś, kim nie jesteś? Dlaczego chowasz swoje atuty przed całą szkołą? I tylko mi nie mów, że nie można popisywać się niczym, bo wybuchnę. Cały świat mugolski i magiczny zabrał się za przygotowanie tego, dekoracje, muzyka. Chcemy poprawić nasze stosunki. A wielka dama Virginia Weasley ma to wszystko gdzieś. Jak możesz, Ginny? Szczerze, to sama nie wiem, co o tym myśleć. Moja najlepsza uczennica wykazała, że to wszystko jej leży. Zawiodłaś mnie, Ginny, zawiodłaś mnie i swojego brata.

I, głęboko wzdychając, Lesley wyszła, pozostawiając skrzydło szpitalne w nienagannej ciszy.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.