Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Z mugolem za pan brat!

Rozdwojenie jaźni?

Autor:Pisces Miles
Korekta:IKa
Tłumacz:Villdeo
Serie:Harry Potter
Gatunki:Akcja, Dramat, Komedia, Romans
Dodany:2006-10-18 10:29:52
Aktualizowany:2008-02-14 13:59:50


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zrzeczenie: Harry Potter i wszystkie jego części są własnością Jane Katherine Rowling oraz firmy Warner Brothers. Ja tylko pożyczam.

Oryginał: Muggle Year

Zamieszczone za zgodą autorki.


- Wyzwanie - powtórzyła Virginia, patrząc ciekawie na Gabrielle.

Francuzka uniosła z wdziękiem dłoń i pstryknęła władczo palcami, jakby całe studio było jej.

Okazało się, że włączyła muzykę.

Jej rytm można było porównać do bicia serca.

- Według mnie nie pasujesz do tej roli - powtórzyła, patrząc na rudowłosą wnikliwie.

Całkowicie ucichło - wszyscy patrzyli na dwie dziewczyny.

Virginia spuściła głowę, a jej rdzawe włosy zakryły twarz.

- Jeśli poradzisz sobie z tą rolę, czemu nam tego nie pokażesz? – ciągnęła dalej Gabrielle. - Udowodnij nam, że potrafisz. Jeśli nie, będzie to oznaczało, że nie warto ci niczego powierzać, a już na pewno nie roli teatralnej.

Lesley spojrzała bezradnie na Lawrence’a, którego usta przypominały cienką linię.

Miał do siebie pełne zaufanie i wierzył, że wybrał najwłaściwszą osobę.

Virginia nic nie mogła poradzić na to, że parsknęła śmiechem.

Dobrze pokaże, pokaże wszystkim.

Blondynka zmarszczyła brwi.

- Co cię tak śmieszy?

Weasleyówna uśmiechnęła się tylko pod masą swych ognistoczerwonych włosów.

Bez słowa przeszła obok Gabrielle, która zmarszczyła brwi, patrząc na nią. Twarzy Virginii nie było widać, zasłaniały złocistorude fale. Szła powoli, posuwając się do przodu.

Dla ogólnego zaskoczenia podeszła do grupki Ślizgonów, stojących koło sceny. Było cicho, nawet McGonagall przestała pracować, by spojrzeć, co robi jej wychowanka.

- Lawrence wybrał mnie, bo uważał to za słuszne - powiedziała cicho, ale wszyscy usłyszeli ją bardzo dokładnie. - To, co na pewno powinna posiadać doskonała aktorką, to charakter, którego nikt nie rozgryzie.

Zatrzymała się przed Montague i spojrzała mu w oczy. Szybko wciągnął powietrze, patrząc w jej zmysłowe, ciemnobrązowe ślepia.

W tym momencie byłą najpiękniejszą dziewczyną w sali, ze swoimi zwężonymi oczami, mokrymi włosami i złotą, tak bardzo delikatną skórą, odbijającą się w blasku słońca.

Plan działał! Uśmiechnęła się.

Podniosła powoli palec i położyła go na ustach Montague, zjeżdżając nim coraz niżej, wzdłuż szyj, aż zatrzymała się na jego piersi. Pochyliła się do przodu i szepnęła mu coś do ducha, uśmiechnięta tajemniczo. Montague głośno przełknął ślinę, kiedy przeszła za niego, dotykając włosami jego ramienia.

Przechodząc obok bandy ze Slytherinu, doszła do sceny i zaczęła powoli wchodzić po schodkach.

- To, co widzę w Gladys Winnifred - zaczęła, zmysłowo kołysząc biodrami. - To to, że jest ona nieokiełznaną - okręciła się, wychylając bardzo głęboko do tyłu, jakby miała ciało z gumy. - Seksowną - padła na kolana, pochylając się w stronę Adriana, który uśmiechał się do niej wesoło, stojąc pod sceną. Oczywiście jego uwagę prawie natychmiast złapał głęboko wycięty dekolt. - Kuszącą....

Spuściła głowę. Jej usta znajdowały się niedaleko od jego, włosy zakryły jej prawe ramię.

- Kobietą niemoralną.

Kątem oka zauważyła Dracona, który patrzył na nią szarymi, zimnymi oczami, jakby próbował się akurat teraz przebić przez barierę, którą wzniosłą wokół prawdziwej Virginii Weasley, Virginii, która była nieśmiałą, nieatrakcyjną i niepotrzebną nikomu rudą przybłędą.

Zamknęła oczy. Rytm cichł. Położyła rękę na ramieniu Adriana, aby się podeprzeć, po czym gwałtownie uniosła twarz, a krople wody w jej włosach rozprysły się dokoła.

Razem z muzyką wybuchła także ona. W rytm piosenki przeszła przez scenę, kręcąc biodrami. Nagle uniosła nogę w górę, stawiając ja na stoliczku, który stał na podwyższeniu.

- Dalej, GINNY!!! - krzyknęli Dean i Seamus. Virginia mrugnęła do nich, unosząc ramiona w górę.

- Tańcz, laleczko! - podchwycili uczniowie z Beauxbatons, klaszcząc.

- Gin, pokaż jej, co umiesz! - zawołała Geraldine, machając do niej rękami.

- Pokaż jej! - powtórzyło kilku chłopaków z Durmstrangu. Kilka dziewczyn także zaczęło klaskać.

- ŁAŁ! - ciemnoblond dziewczyna wskoczyła na scenę, wyciągając do Virginii rękę.

- Zejdź jej z drogi, Yvette!- krzyknęły dziewczyny z Beauxbatons.

Rudowłosa uśmiechnęła się. Także wyciągnęła dłoń do tamtej. Przeszły przez scenę, jedna z jednej, druga z drugiej strony. Dziewczyna, zwana Yvette, przeszła trochę do przodu i położyła się na podłodze, zaczynając wić, oczywiście na kolanach.

Virginia zaśmiała się, przejeżdżając ręką po mokrych włosach. Przeskoczyła przez wstającą Yvette. Niemal upadła, ale dziewczyna chwyciła ją za ramię, odpychając. Rudowłosa zrobiła serię obrotów.

I wpadła na Draco, który stał sobie z boczku, przewracając się razem z nim. W przypływie odwagi usiadła na nim okrakiem i przysunęła twarz do jego. Jej cynowe włosy rozlały się po podłodze.

- Czy pragnie pan, abym tak została, Chesterze Dwight? - spytała, oddychając głęboko i patrząc mu prosto w oczy. Rozpierała ja odwaga i adrenalina.

Musiała pokazać Gabrielle!

- ROZEJŚĆ SIĘ!!! - krzyknęła Yvette, odwracając się w stronę tłumu. - Chcecie zobaczyć, jak wstrząsnąć facetem?

Ponad połowa tłumu krzyknęła, oczywiście nie włączając w to szkarłatnej na twarzy Pansy i wstrząśniętej Gabrielle, która oniemiała.

- HEJ, NIE SŁYSZYMY!!! GŁOŚNIEJ!!!

Draco obdarzył Virginię swoim znanym wszystkim nam uśmieszkiem.

- Czy mam wybór, panno Winnifred? - spytał cicho.

- TAK! - krzyknęła, wstając i jego także podciągając w górę.

Ostatecznie na scenie było całe towarzystwo, które grało w sztuce!

***

- Żartujesz!

- Wcale nie!

- Ale... ale jeśli to ona, to wygląda jak sierota boża.

- Ale spójrz na jej włosy, to jest ona! Wszyscy mogą ją rozpoznać, chociażby po włosach. Ale masz racje, teraz wygląda jak świnia. Mogłaby się chociaż uczesać, przecież te włosy jej tak zwisają, poczochrane, brudne. Blee!

- I tak żartujesz!

- Jak mi nie wierzysz, to idź ją spytaj!

- A co mam powiedzieć, co? 'Cześć, ofiaro, to ty byłaś tą siksą, co wczoraj się rozszalała na próbie?' Weź przestań!

Pani Pince przewróciła oczami. Żadne sposoby nie dawały skutku, aby wygonić uczniów, którzy tylko oglądali gwiazdę szkoły.

A gwiazda siedziała przy oknie, zawalona stosami książek i pergaminów i ciągle coś zawzięcie pisała. Wyglądała na bardzo zmęczoną. Pod oczami miała szare cienie, okropnie zbladła, jakby byłą chora. W niczym nie przypomniała Virginii, która tańczyła wczoraj w studio.

Licz do dziesięciu... Raz... Dwa... Trzy... Cztery... Pięć...

W połowie liczenia złamała pióro.

Teraz żyła w bibliotece, nie wiadomo nawet, kiedy chodziła spać. Siedziała nad referatami z eliksirów i innych tematów rym stylu. Była zmęczona, głodna, senna, ale miała jeszcze cały pergamin do zakończenia wypracowania pod tytułem: Magiczne stworzenia kojarzone z Czarną Magią.

Oczywiście, jej kolaborant ani razu nie zaszczycił jej swoim widokiem!

Już wszystko wiemy.

- Kiedyś go zabiję - mruknęła do siebie, rozciągając się.

To jest koszmar

Wstała, depcząc zabazgrolone papiery i połamane pióra. Nieświadoma rzucanych jej spojrzeń, wzięła do ręki opasłe tomiszcze i odłożyła na biurko bibliotekarki.

- Panno Weasley, kiedy panna ma zamiar wyjść z biblioteki, co? Panna zajmuje już stół od dwóch dni - powiedziała zirytowana Pani Pince.

- Przepraszam - odrzekła skruszona Virginia. - Ale muszę to skończyć. W innym razie profesor Snape mnie zamorduje.

Bibliotekarka westchnęła. Nie chodziło o stolik, tylko o to, że Weasleyówna lada chwila zapracuje się na śmierć. Miała taką bladą twarz i takie cienie pod oczami...

- Będzie panna wchodziła jeszcze do działu z zakazanymi lekturami? - spytała.

Dziewczyna uśmiechnęła się zakłopotana.

- Tak, chciałbym skończyć dziś wieczorem.

- Czy panna nie ma jakiś innych zajęć, bardziej rozweselających? - zapytała Pani Pince, szukając czegoś w szufladzie. - Nawet panna Granger czasami odpoczywa! A ona to jest dopiero nawiedzona, że ho ho! Panna była na ostatniej wycieczce w Hogsmeade?

Virginia pokręciła głową.

- Nie musiałam, mam wszystko, czego potrzebuję. Jeśli potrzebne są składniki, szuka ich Malfoy. Nie powinnam marnować czasu na głupoty, skoro mogę się uczyć.

Kobieta podała jej bransoletkę. Rudowłosa założyła ją i podziękowała, kierując się w stronę zakazanego działu. Bransoleta była identyfikatorem, bez niej można by było szukać książek latami. Po pół godziny poszukiwań odszukała wreszcie książkę, którą chciała - o magicznych stworzeniach czarnej magii.

Ponownie przeszła przez bibliotekę i z głuchym łoskotem położyła książkę na blacie stołu .

Potarła oczy i rzuciła się na krzesło, wzdychając głośno.

- Za dużo na twoje nerwy - powiedział ktoś za nią. Tak ją to zaskoczyło, że podskoczyła, razem z krzesłem, które się przewracało. - Uważaj! - W następnej sekundzie ktoś ją złapał, trzymając mocno. - Nic ci nie jest?

Virginia uniosła głowę, spoglądając w niebieskie oczy Adriana Bradleya. To jego włosy zakrywały jej twarz!

- Oj! - krzyknęła, wyrywając mu się.- Przepraszam, nie wiedziałam, że... Zaskoczyłeś mnie...

- Nie szkodzi - odpowiedział, dosiadając się. - Wyglądasz na wypompowaną.

- Ech... - westchnęła, z powrotem siadając na krześle. Adrian usiadł naprzeciwko niej.

- Dziś jest niedziela, a ty ciągle pracujesz - zauważył.- Nie wyobrażam sobie, co będzie jutro, bo zaczyna się szkoła.

- To nic, już się przyzwyczaiłam - odmruknęła.

- Zapracowujesz się - powiedział, spoglądając na nią.

Parsknęła.

- Od tego się nie umiera, gdybyś wiedział, ile miałam do roboty wcześniej, to ojej.

- Czemu?

- Bo....

Spuściła wzrok.

Dlatego, że nikt mnie nie zauważał? Nikogo nie obchodziłam? Bo nikt w szkole tak naprawdę się o mnie nie martwił, że się zapracowuję, tańczę, czytam, uczę się...

Miała nagłą ochotę mu to powiedzieć, ale wyrzuciła tę myśl z głowy. Spojrzała na Adriana.

Jego oczy były fascynujące, jak szafiry, ciemnobłękitne szafiry...

Nagle przyszło jej do głowy że Adrian, jedynym, głupim, prostym pytaniem sprawiłby, że wyjawiłaby wszystkie sekrety duszy.

- Wybacz, jeśli... - zaczął.

- Nie, nie, to ja powinnam cię przeprosić - przerwała, uśmiechając się lekko.

Zmarszczył czoło.

- Dlaczego?

Wzruszyła ramionami.

- Nie wiem - przyciągnęła krzesło do stolika i zaczęła wyciągać jakąś bardzo grubą książkę. - Winszuję wygrania roli - dodała.

Uśmiechnął się.

- Ja tobie też.

Spojrzała na niego, nie wiedząc, co powiedzieć. Nie miała pojęcia, jak ma się odwdzięczyć mu za tamten taniec w studiu. Chciała mu tak bardzo podziękować, ale albo tchórzyła, albo on był zbyt zajęty.

Adrian stał się bardzo popularny, szczególnie wśród dziewcząt. Wydawał się być miłym facetem, nawet Wspaniała Trójka, czyli Ron, Harry i Hermiona, którzy węszyli zawsze i wszędzie podstęp, zdawali się go lubić. Zawsze otaczał go wianuszek dziewcząt i Gabrielle.

Virginia nie wiedziała, co o nim myśli. Chyba go lubiła.

- Ginny, musisz odpocząć, bo zaśniesz na stoliku, jeśli nie przestaniesz – powiedział stanowczo.

Znów na niego spojrzała, jej oddech był coraz szybszy. Uczniowie wokół nich rozmawiali między sobą, spoglądając na nich ciekawie co chwila.

- Ja... Chciałbym ci podziękować. Gdyby nie ty, na pewno nikt by mnie nadal nie zauważył.... Poza tym tak bardzo chciałam być Gladys Winnifred - wyjąkała, odgarniając włosy z twarzy.

- Sama przyjemność, pomóc komuś, kto ma talent - odrzekł, patrząc jej prosto w oczy.

Nagle poczuła, jak po plecach przebiegł jej przyjemny dreszcz. Z jego zimnoniebieskich oczu promieniowało jakieś nieznane jej ciepło.

Według niej był kimś, kto, ukrywając tajemnicę, nie chce zostać zrozumianym, rozgryzionym.

- No dobra, będę się zmywał - Adrian wstał, przerywając jej rozmyślania. Podszedł do niej i odgarnął kosmyk jej włosów za ucho. - Nie pracuj tak ciężko.

Obserwowała go, kiedy wychodził z biblioteki, odprowadzany wzrokiem również przez inne dziewczyny.

Ciekawe, czego chciał?

Nie mogła przestać się nad tym zastanawiać.

Bo czy to normalne, żeby Adrian Bradley, przyszedł to specjalnie dla nic nieznaczącej rudej wiewióry, która nosiła nazwisko Weasley?

***

- Do cholery !!!! - przez korytarz przebiegł niezbyt przyzwoity okrzyk, wydobywający się ze Skrzydła Medycznego.

Virginia zatrzymała się na schodach i podeszła do Szpitala, z hukiem otwierając drzwi. Draco trzymał się za ramię, strasznie czerwone ramię, pobrudzone jakąś czerwoną cieczą.

- Ron! - krzyknęła Hermiona, łapiąc go za rękę. - Przestań, bo go zabijesz!

- Ronaldzie Weasley! - wrzasnęła Virginia, puszczając książki, które z trzaskiem upadły na posadzkę. Wszyscy się do niej obrócili. - Czemu do diabła walczycie w Skrzydle Szpitalnym, co? - zapytała cicho, patrząc na Hermionę (która miała w oczach łzy), Rona (płonącego furią) i Dracona, który klęczał na podłodze. Okręcił rękę z daleka od rudowłosej, kiedy weszła. Widocznie było tam coś, czego nie chciał jej pokazać.

- Idiota - sapnął rozzłoszczony Ron.

Virginia machnęła ręką.

- Nie obchodzi mnie to, co ten "idiota" zrobił tobie, Harry'emu czy Hermionie. To jest szpital. Tu odpoczywają chorzy. Jeśli nie możecie nadal tego zrozumieć, to proponuję, żebyście się stąd wynieśli!

Hermiona chwyciła ją za ramię.

- Ginny, Ron nie chciał... Znaczy, Malfoy, on...

- Co? - spojrzała spokojnie na Pannę Doskonałą.

- Malfoy się poparzył! - krzyknęła bezradnie.

- Że co?!- Weasleyówna znowu wrzasnęła. Draco wstał i odwrócił się do niej plecami, trzymając rękę tak mocno, że zbielał mu nadgarstek. Nie wiedząc jak, wyczuwała, że nie bardzo chce pokazać wszystkim, co mu się stało.

W takim razie Virginia chwyciła Rona za ramię i wypchnęła razem z Hermioną za drzwi.

- Wyjść! - rozkazała.

- I zostawić cię z nim sam na sam? Mowy nie ma!- zaprotestował Ron.

- WYJSĆ!- wrzasnęła. - Potrzebuję ciszy, aby zająć się pacjentem. Wyjdźcie, proszę was!

Hermiona poszła pierwsza, a za nią Ron, trzaskając drzwiami i klnąc pod nosem.

Westchnęła i podeszłą do Dracona. Zauważyła, że po jego twarzy spływają kropelki potu.

- Draco? - zapytała łagodnie, dotykając jego ramienia.

- Nie dotykaj mnie! - odpowiedział, odpychając jej dłoń.

- Draco! - krzyknęła, łapiąc go za ramiona i zmuszając do obrotu. Ale jemu ani w głowie było poddanie się.

Zniecierpliwiona złapała jego rękę z tyłu i pchnęła go na podłogę.

- Co ty robisz?!

- Jeszcze nie widziałam tak upartego pacjenta - odrzekła ostrym tonem. Nadal trzymał się za przedramię, ale poparzenie na jego ręce było teraz bardzo dobrze widoczne. - O mój Boże, Ron ci to zrobił?

- Sama się domyśl - odpowiedział drwiąco.

- Poczekaj, pójdę po coś – rzekła. - Usiądź na kanapie w pokoju roboczym. Madame Pomfrey zaczęłaby się wydzierać, gdyby zobaczyła, co ci zrobił mój ukochany braciszek.

- Albo raczej odjęłaby punkt twojemu domowi, co, Weasley?- odwarknął. - A wiesz, że mogę powiedzieć Snape'owi i wtedy on odejmie? Chociaż ja jestem prefektem...

Uniosła oczy w górę.

- Tak, oczywiście, zrobisz to i wszyscy będą się śmiali z twojej łapy.

Prawie zapomniała, że ten paskudny osobnik, którego nazywała swoim przyjacielem, był prefektem.

- Jasne - tym razem to on spojrzał w górę.

Kilka chwil później Virginia weszła do pokoju roboczego, gdzie na kanapie (która stała na pierwszym planie) leżał z zamkniętymi oczami Draco. Szarpnął się, kiedy chciała mu podwinąć rękaw.

- Uspokój się, próbuję tylko się dostać do rany! - wyjaśniła prosto.

- Wybacz - mruknął.

Zdziwiła się, zauważając na jego łokciu biały ochraniacz, ale nic nie powiedziała.

- Co się stało?- spytała zamiast tego, patrząc na jego dłoń.

- Twój debilny brat postanowił mnie ostrzec - wypluł.

Spojrzała na niego zakłopotana.

- Przed czym?

- Przed następstwami tej wczorajszej scenki, którą odstawiłaś - odrzekł, patrząc na nią wściekle.

Uśmiechnęła się przepraszająco.

- Oj, przepraszam, straciłam nad sobą kontrolę.

Draco parsknął.

- Kazał mi cię zostawić w spokoju, a jeśli kiedykolwiek cię dotknę, zabije mnie. Przez "przypadek" pchnął na mnie kociołek i cała zawartość spłynęła oczywiście na mnie.

- Naprawdę? - spytała nieobecnie, przemywając mu dłoń lekarstwem.

- Hej, twój kolaborant był w strasznym niebezpieczeństwie, powiedz coś! - zaoponował, próbując zabrać rękę.

- Przestań! - krzyknęła, chwytając jego nadgarstek.- Zachowujesz się, jak by ci było wszystko wolno. Nic dziwnego, nadal się wylegujesz w promieniach sławy i spojrzeń dziewczyn?

- Czyżbyś była zazdrosna?

- A powinnam?- odpyskowała, patrząc mu prosto w oczy.

Wzruszył ramionami.

- Jestem bogaty, przystojny i dobrze całuję. Dziewczyny się wydają być zazdrosne o mnie, odkąd po szkole rozniosło się, że ze sobą śpimy - uśmiechną się złośliwie.

Virginia się zaśmiała.

- Ludzie w to wierzą? Chciałam tylko nastraszyć Rona, żeby się odwalił.

- To nie jest śmieszne! - przerwał. - Chodzą plotki, że jestem kobieciarzem!

Uniosła brwi.

- A nie jesteś?

Spojrzał na nią wściekle.

- Nie, nie jestem! Dziewczyny sprowadzają same kłopoty, załącznikiem Pansy.

- Ona nie jest twoją dziewczyną?

Uniósł oczy w górę.

- Dziewczyną? Jeszcze czego. To ona myśli, że ja jestem jej chłopakiem, którym nie jestem. Czemu ludzie zawsze mnie z nią kojarzą?

- Eee, ponieważ się całowaliście i ona się ciebie czepia na oczach wszystkich? - strzeliła.

Zakrztusił się.

- A ty skąd wiesz? Zrobiłem to tylko dwa razy, w dodatku, żeby się w końcu zamknęła.

Zawstydziła się.

- Widziałam was w lochach...

- Ach, no tak, prawie zapomniałem, uciekałaś z lochów, żeby uratować skórę - parsknął, spoglądając na swoja zabandażowana dłoń. - Jestem ranny, więc mogę na ciebie zrzucić zadanie domowe - oznajmił.

- Co!!! - wrzasnęła, wstając. - Nie możesz mi tego znów zrobić!

- Jestem skrzywdzony, a wiesz, co robią ranni? - powiedział fałszywie niewinnym głosem.- Odpoczywają.

- O, nie! Mamy to skończyć w trzy dni. Jak mi nie pomożesz, utnę ci nogę!- ostrzegła.

- Choleryczka.

- Zamknij się - mruknęła, odwracając się ku stołowi.

Nie mógł się temu sprzeciwić, ale spojrzał na jej włosy. Były bardzo godne uwagi, nie tylko ze względu na kolor, ale także na długość. W słońcu wyglądały jak płonący ogień, a efekt był jeszcze lepszy, kiedy były mokre - sam się o tym przekonał.

W jednej minucie, na przykład na scenie, była seksowną, piękną dziewczyną, aby po chwili zmienić się w niechcianą przez nikogo, spokojną, zaniedbaną i brzydką Weasleyównę, która zawsze siedzi zawalona podręcznikami.

Nie wiedział, co myśleć. Nigdy nie wdział, żeby dziewczyna mogła się tak zmienić. Virginia była wyjątkowa, taka inna od wszystkich dziewczyn, które dotychczas poznał.

- Virginio, która z was to naprawdę ty? - spytał, nie myśląc wiele.

Odwróciła głowę, patrząc na niego zakłopotana.

- Co masz na myśli?

- W jednej chwili jesteś nieśmiałą, bezbronną Ginny Weasley, a następnej tańczysz na scenie jak, cytując Montague, byle dziwka. O co w tym chodzi? Masz jakieś zaburzenia umysłowe, czy jak? - odpowiedział, marszcząc brwi.

Pociągnęła nosem.

- Jestem taka nieprzewidywalna?- zapytała zimno.

- Nie, nie, tylko zadziwiająca- odrzekł stanowczo.

- Aha - parsknęła, urywając temat. Wstała i poszła w stronę drwi. - Do próby - pożegnała go, wychodząc.

Draco patrzył na drzwi za jakimś dziwnym wyrazem w oczach.

Nagle zdjął z łokcia ochraniacz i spojrzał na znal, który był jego koszmarem.

I zakazem wstępu do normalnego życia.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.