Opowiadanie
Z mugolem za pan brat!
Hogwardzka niespodzianka
Autor: | Pisces Miles |
---|---|
Korekta: | IKa |
Tłumacz: | Villdeo |
Serie: | Harry Potter |
Gatunki: | Akcja, Dramat, Komedia, Romans |
Dodany: | 2006-09-23 13:56:13 |
Aktualizowany: | 2008-02-14 13:45:11 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Zrzeczenie: Harry Potter i wszystkie jego części są własnością Jane Katherine Rowling oraz firmy Warner Brothers. Ja tylko pożyczam.
Oryginał: Muggle Year
Zamieszczone za zgodą autorki.
- Ej, Draco, gdzie poszła Pansy? - spytał Crabbe, podjadając kolejną czekoladową żabę.
- Znaleźć Blaise - odrzekł, siadając przy oknie.
- Ej, Draco, co robiłeś w wakacje, nie odezwałaś się - wyrzucił mu Goyle.
Draco w odpowiedzi parsknął i zwrócił twarz ku oknu.
A co te głupki o mnie wiedzą?
Tak naprawdę nigdy nie miał prawdziwych przyjaciół, jak na razie chyba ich nie potrzebował.
Z drugiej strony wiedział, że nigdy nie będzie miał takich kumpli jak Harry Potter.
Bliznowaty i jego lojalny cień, Łasica. Ach, i ta szlama, Granger.
Udało mu się wszystkich okłamać, że był w domu na wakacje. Jednak letnie miesiące spędził razem z Severusem Snapem. Przez cały zeszły rok jego ojciec, Lucjusz Malfoy, znów zaczął szaleć, bez przerwy twierdził, ze Ciemny Pan znów powstał. Choćby nie wiadomo jak bardzo Draco chciałby wszystkiemu zaprzeczyć, był synem Śmierciożercy i ciążyło na nim takie samo fatum, jak na jego ojcu. Prawie od urodzenia.
Jego Mroczny Znak zaczął dopiero ukazywać się od roku. Kiedy wdał się w bójkę z Weasleyem na koniec roku, i kiedy tamten powiedział, że Draco zostanie Śmierciożercą, znak zaczął palić go tak strasznie, że zemdlał na środku korytarza.
Od tamtego momentu wiedział, ze nie może wrócić do domu. W innym razie będzie musiał zostawić szkołę, bezpieczny Hogwart i przyłączyć się do bandy, w której był jego ojciec. Draco natychmiast pokazał swój znak Dumbledore'owi i błagał go, aby móc zostać w szkole na wakacje. W końcu Snape ulitował się, aby Draco pojechał z nim do jego domu, a młody Malfoy był mu bardzo wdzięczny. Lucjusz dręczył go, odkąd skończyły się Mistrzostwa Świata w Quidditchu, a jego syn zaczął obawiać się wakacji. Nie wiedział, jak czuje się jego matka, prawdopodobnie jego ojciec zrobił jej już pranie mózgu.
Ale nie, żeby życie ze Snapem było sielanką, co to, to nie...
Dom Snape'a wyglądał jak laboratorium, jak lochy w Hogwarcie. Pełno kociołków, składników, wag, ksiąg i innych takich bzdetów. Mistrz Eliksirów natychmiast zaczął go traktować jak niewolnika i kazał mu wszędzie sprzątać, nawet, jeśli Malfoy uporządkował rzeczy w tamtym miejscu godzinę temu. Była jednak jedna dobra strona tego wszystkiego - Draco nauczył się bardzo wiele o eliksirach i chyba warte to było ceny takiej jak mycie podłogi, butelek i zdrapywanie żabich mózgów z podłogi.
Przynajmniej zrobiłem coś pożytecznego w ciągu marnych szesnastu lat mojego nędznego życia...
Na Nokturnie znalazł się z prostej przyczyny - Snape potrzebował składników, takich jak nogi pająka i pazury świni. Draco potajemnie odwiedził znajomy sklep.
Wyjął szatę i rozwinął ją.
- Ale fajowe! - krzyknął Goyle.
Draco trzymał w dłoni Rękę Glorii, kupioną u Borgina. Chciał ją mieć już w drugiej klasie, jednak ojciec mu nie pozwolił, w dodatku porównał go do szlamy i zlekceważył. A potem Lucjusz Malfoy pobił się z Arturem Weasleyem przed księgarnią i właśnie wtedy ojciec Dracona włożył pamiętnik do podręcznika transmutacji Weasleyówny. Pamiętnik okazał się kluczem do Komnaty Tajemnic.
Weasleyówna... jak jej jest? Virginia? To chyba ten dzieciak, którego spotkałem u Borgina i Burkesa...Tak, to na pewno Weasleyówna, ta sama, co wpadła na Pansy kilka minut temu.
Zawsze lubił z niej szydzić. Nawet znalazł dla niej ksywę: Blizna, jako że była dziewczyną Bliznowatego. A przynajmniej chciała być.
Zaśmiał się w duchu.
- Draco, nic ci nie jest? - Crabbe kiwnął mu ręką przed oczami.
- Przestań - Draco klepnął go w łapę.
Crabbe wzruszył ramionami i jego uwagę znów pochłonęła następna czekoladowa żaba.
- Draco, prawie jesteśmy - powiedziała Pansy od progu. Dziewczyna zamknęła drzwi i usiadła obok.
- Hmm...
- Zbliżamy się do Hogwartu. Proszę zostawić walizki w pociągu, zostaną zabrane do szkoły oddzielnie.
Pociąg zatrzymał się i byli na stacji w Hogsmeade.
- Idziemy - Draco wstał, nie czekając za innymi i poszedł w stronę wyjścia. Korytarz był pełen, ledwo można się było przecisnąć.
- Draco - Pansy go dogoniła. - Nie tak szybko.
Blaise Zabini pomachała do niej i Parkinson poszła do przodu.
Nagle z któregoś przedziału wyszło troje uczniów: Harry Potter, Ron Weasley i Hermiona Granger. Trio...
Draco zrobił minę męczennika, uśmiechając się pobłażliwie.
- Co cię tak śmieszy, Malfoy?- wypluł Ron, patrząc na niego.
- Ty, Bliznowaty i ta szlama.
Ron już zacisnął dłonie w pięści i już miał go uderzyć, kiedy nagle...
- Nie bić się!
Ron odwrócił się
- Ginny, nie masz pojęcia dlacz-...
- Wyimaginuj sobie, ze mam pojęcie, dlaczego chcesz się bić z Malfoyem - odpowiedziała stanowczo, patrząc z ukosa na blondyna, który spoglądał wciąż na jej brata. - Ale czy ma sens, żeby mój brat pierwszego dnia przebywał w skrzydle szpitalnym?
- Słuchaj dzieciatej siostry, Łasico, widzisz, ona cię nie chcę widzieć w miejscu pracy - wyszydził Malfoy.
- Rób co chcesz, ale mojej siostry w to nie mieszaj.
- Wmieszam.
- Przestańcie natychmiast - powiedziała cicho Hermiona.
- Hermiono ...- zaczął Harry.
- Posłuchajcie jej, inaczej cała trójka będzie miała kłopoty - zwróciła uwagę Virginia. Odwróciła się na pięcie i poszła razem z tłumem w stronę dyliżansów.
- Taa... Jeśli jeszcze choć raz nazwiesz ją w ten sposób, pożałujesz... - powiedział cicho Ron do Malfoya na odchodne.
Draco raczej się nim już nie zainteresował. Swoimi szarymi, zimnymi oczami patrzył na falę rudych włosów, która próbowała wtopić się w tłum.
Piękne włosy, tylko szkoda, że rude...
- HUFFLEPUFF!!!
- GRYFFINDOR!!!
- SLYTHERIN!!!
- RAVENCLAW!!!
Virginia patrzyła w swój złoty talerz, czekając tylko na rozpoczęcie kolacji. Jakoś nigdy jej nie interesowało, kto zostanie gdzie przydzielony. Znała młodych z nazwiska, to wszystko.
Profesor McGonagall zwinęła pergamin i wróciła na swoje miejsce przy stole. Wstał profesor Dumbledore i wszyscy natychmiast przestali rozmawiać. Dyrektor patrzył na swoich wychowanków roziskrzonymi oczyma za okularów-połówek.
- Przykro mi was powiadomić, ale nauczyciel Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, Rubeus Hagrid, jest niezdolny do nauki w tym roku. Wybrał się na pewne poszukiwania, na specjalne życzenie szkoły.
Pośród uczniów rozległ się szmer.
- Nie wiedziałem, ze Hagrid wyjeżdża - Harry wyszeptał do Rona i Hermiony.
- W związku z czym - kontynuował profesor Dumbledore - na jego miejsce został przyjęty praktykant, dawny uczeń naszej szkoły.
Drzwi otworzyły się. Szczęka Virginii poleciała w dół.
- Charlie Weasley, najlepszy uczeń swojego rocznika i kapitan gryfońskiej drużyny Quidditcha został tu zatrudniony jako praktykant Opieki nad Magicznymi Stworzeniami. Łaskawie wycofał się ze swojej pracy w Rumunii jako łowca smoków.
Wybuchła wrzawa. Wszyscy Gryfoni klaskali z całych sił.
Charlie uśmiechnął się ciepło w stronę stołu Gryffindoru i usiadł obok profesor McGonagall.
- Nie mogę uwierzyć!!! A Charlie o tym wiedział!!!! - krzyczał Ron. - Mógł nam przynajmniej powiedzieć!!!
- Charlie w Hogwarcie... - szepnęła Virginia. Tak trudno było w to uwierzyć. Jej ukochany brat był razem z nią!
- No, to mamy luzy na lekcjach - powiedział Ron.
- Ron! - zwróciła mu uwagę Hermiona. Harry uśmiechnął się półgębkiem i zwrócił uwagę na dyrektora.
- Wraca także profesor Lupin, aby objąć stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią Wybuchł następny aplauz. Według Harry'ego Lupin był najlepszym nauczycielem, jakiego kiedykolwiek mieli. Jeśli Szalonooki jednak nie był fałszywy, wybór byłby trudny. Snape patrzył na profesora Lupina nienawistnym wzrokiem.
- I jeszcze jedno. Jutrzejszej nocy odbędzie się ceremonia przydziału - powiedział dyrektor. Uczniowie zamilkli.
- Przydział? -spytał cicho Harry, patrząc na innych Gryfonów.
- W tym roku odbędzie się specjalny przydział. Proszę, abyście zjawili się punktualnie na obiedzie, ponieważ zajmie to trochę czasu. A teraz częstujcie się!
Na półmiskach pojawiły się różne potrawy.
- Charlie! - Virginia pobiegła, aby uściskać swojego brata. Zaśmiał się i uniósł ją jak piórko do góry.
- Mogłeś nam powiedzieć, że też jedziesz do Hogwartu! - powiedział Ron obrażonym tonem, krzyżując ręce na piersi.
- Chciałem wam zrobić niespodziankę. Mama ledwo wytrzymywała zmowę milczenia - odrzekł, stawiając Virginię na podłodze.
- A może wiesz, czemu nie ma Hagrida? - zaciekawił się Harry.
Charlie wzruszył ramionami.
- Nie wiem, ale nie ma go w Anglii. Pewnie gdzieś się włóczy po Europie.
- A co z Lesley? - spytała nagle Virginia. Charlie uśmiechnął się tylko i usiadł przy stole, wciągnięty w rozmowę o Quidditchu.
- Coś się tu dzieje dziwnego, tylko nie wiem co - usłyszała Virginia, jak Hermiona szepcze do Rona. Jej starszy o rok brat kiwnął głową i nałożył jej ziemniaków.
Virginia prawie się nie odzywała. Przeżywała wszystko wewnątrz siebie, ale całą duszą.
Po długiej uczcie i hymnie Dumbledore pozwolił im pójść do dormitoriów. Prowadzeni oczywiście przez prefekta, w tym wypadku Hermionę.
Przynajmniej nie będzie tak samotnie z Charliem... - pomyślała Virginia, uśmiechając się lekko
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.