Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Z mugolem za pan brat!

Nowy przydział

Autor:Pisces Miles
Korekta:IKa
Tłumacz:Villdeo
Serie:Harry Potter
Gatunki:Akcja, Dramat, Komedia, Romans
Dodany:2006-09-28 09:48:46
Aktualizowany:2008-02-14 13:46:44


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Zrzeczenie: Harry Potter i wszystkie jego części są własnością Jane Katherine Rowling oraz firmy Warner Brothers. Ja tylko pożyczam.

Oryginał: Muggle Year

Zamieszczone za zgodą autorki.


- Draco, przepraszam, ja już więcej nie będę, tylko się nie obrażaj, Draco... - to była Myra, ciągnąca się za nim od skrzydła szpitalnego, poprzez wschodnią wieżę aż do lochów.

- Myra, jeszcze jedno przepraszam i się zdenerwuję... - powiedział, skręcając za róg.

- Ale...

- Oj, Myra... - westchnął, zatrzymując się. Wyjął rękę z kieszeni i uśmiechnął się do niej. Odpowiedziała także uśmiechem, chwytając go za dłoń.- Czy chcesz, by tamta ruda wiedźma znów mnie uzdrawiała?

- Draco... Przecież ona jest taka dobra z medycyny, jak mogłaby być niedobra, no, powiedz...

- Dobra, dobra... - wymamrotał, ciągnąc ją dalej ze sobą.

Trudno było uwierzyć, że Myra Kirkemburgh jest jego kuzynką. Była przecież Gryfonką, a Tiara Przydziału nigdy się nie myli. Prawdę mówiąc mała blondyneczka była jego najbliższą krewną, od najmłodszych lat przyjeżdżała do niego na wakacje. Była córką jego ciotki ze strony matki. Draco myślał, że pójdzie do Slytherinu, zważywszy na to, kim była jego matka.

Chyba nic się nie stanie, jeśli ją zabiorę do mojego Pokoju Wspólnego. Bo co ona będzie robiła w Gryffindorze? I tak nikogo tam nie zna.

Źle by było, gdyby tam, w jej domu, się dowiedzieli, że Myra ma kuzyna w Slytherinie.

Draco rozumiał, czemu tak bardzo tęskniła za rodzicami i domem. Jej ojciec został zaatakowany przez Śmierciożerców tydzień przed rozpoczęciem roku. Myry nie było w pociągu, ale jej matka okazała się zapobiegliwa - wysłała ją prosto do zamku.

Ojciec chyba nic nie zrobił temu dziecku ani jej matce...

Zbliżali się do wejścia Slytherinu (Kameleonowy ghul), wrota otworzyły się.

- No, wejdź - młody Malfoy lekko popchnął swą kuzynkę do przodu i znaleźli się w pokoju wspólnym Ślizgonów.

- Draco! Gdzie byłeś po starożytnych runach? Przecież miałeś mieć wolną godzinę! - krzyknęła Pansy na dzień dobry, łapiąc go za szyję i w ogóle nie zważając na Myrę.

- Pobiłem się z Łasicą i Bliznowatym - odrzekł, mając tylko jedno marzenie: rzucić na nią zaklęcie Pertificus Totalus, żeby wreszcie się do niego odczepiła. Odczepiła się bez zaklęcia, narzekając na Virginię Weasley, na eliksiry i że ta mała ruda jędza nie reaguje na jej obelgi. Nagle Draco odczuł wstręt do Pansy, sam nie wiedząc czemu. Może dlatego, że obrażała kogoś, kogo znała tylko z widzenia i jego przechwałek?

Pansy może i dobrze całowała, ale co z tego, skoro była zbyt natrętna? Z drugiej strony i tak nie miał jej na kogo wymienić.

- Co? Ale mówiłam ci, żebyś... - jej wzrok zatrzymał się na małej blondyneczce za Draco. Krawat i plakietka mówiły za dziewczynkę. - Co ta Gryfonka tu robi, Draco?! - chwyciła Myrę, która miała się lada chwila rozpłakać, za szatę. Draco uderzył Pansy po rękach i objął kuzynkę.

- Nie płacz, Myra... Jesteś silna i nie będziesz płakała...

- Nikt mnie tu nie chce, ja chcę do domuuu!!! Chcę do taty! Draco, zabierz mnie do domu!!!

Widok był żałosny.

- O, co, do... - Millicenta zeszła ze schodów.

- Tak, to Gryfonka, coś jeszcze chcesz powiedzieć?! - krzyknął do niej Draco, wściekły na wszystko. Zabrał Myrę do swojego dormitorium.

- I jeszcze jedno - powiedział cicho, stając przed drzwiami. - To moja kuzynka i jeśli chcecie jej coś zrobić, wypadałoby mnie wcześniej spytać o pozwolenie.

Pansy tylko usłyszała trzask drzwi, zanim się obróciła

- O cholera! Ma kuzynkę w Gryffindorze?!!!- krzyknęła tylko Millicenta.

***

- Ginny?

Virginia spojrzała trochę wyżej nad krawędź kociołka. W drzwiach stał jej starszy brat.

- Charlie! - pozdrowiła go, uśmiechając się. Charlie zawsze działał na nią odprężająco. Włożyła chochlę do kociołka i pobiegła go uściskać. - Już po lekcjach?

Charlie kiwnął głową i rzucił się na kanapę, stojącą na przeciwko ławy i stoliczka.

- Tylko siódma i szósta klasa, bez nerwacji.

- Szósta klasa? Miałeś Gryfonów? - spytała, unosząc głowę. - Ron ma nadzieję, że mu popuścisz - zażartowała, przysuwając sobie pufę.

- Popuścić to on może za strachu... Tak, miałem go razem ze Ślizgonami. Oddałbym wszystko za rozdzielenie tych dwóch domów. Zaczynam się zastanawiać, jak Hagrid radził sobie z tymi ciągłymi kłótniami między Ronem a Malfoyem i próbującym ich rozdzielić Harrym... W szóstej klasie jest wprowadzenie do smoków, chcę jednego sprowadzić. Mam nadzieję, że go na siebie nie wyślą.

- O, smoki? - spytała Virginia, unosząc brew.- A co z piątym rokiem? Ach, no tak, zapomniałam, jednorożce i stworzenia morskie.

- No, cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma - Charlie rozłożył się na kanapie. - A Ron się nie wykpi, ja już go przypilnuję. Ty też, moja mała.

- A kto prawie oblał eliksiry, co?

Nalał sobie wody i wypił duży łyk.

- Słyszałem, moja panno, że masz eliksiry ze Ślizgonami. Ron podobno już ostrzegł Malfoya, żeby cię nie napastowali.

Virginia omal się nie udusiła.

- CO?! A więc o to poszło...

- Ron ma całkowita rację, chociaż... No, ma rację, bo podobno Malfoy to pies na baby.

- Czy ja wiem... Nie było tak źle... no, oprócz tego, że Pansy Parkinson i Blaise Zabini mnie ciągle zaczepiały, a Snape nie zwracał na to uwagi. Już chyba wiem, czemu ten facet pracuje sam w lochach - westchnęła i zajrzała do kociołka. - Chyba zaczyna się gotować.

- Coś smacznego?

- Jasne, niezwykle. Eliksir do naprawy kłów i zębów u magicznych stworzeń, głównie węży, jednorożców i rekinów. Chcesz spróbować? - spojrzał na nią dziwnie. - No, co, znalazłam w książce, to robię, nie? - wskazała na księgę obitą w skórę. - Trening czyni mistrza.

- Gin, to siódmy stopień. Nie przerobiłaś piątego, nie mówiąc nawet o szóstym.

- No i co z tego? Wykorzystuję składniki, które dał mi Snape, a jak zadziałają, to chyba dobrze? - przelała trochę błękitnego wywaru do flakonika i wsadziła korek.

- Te! - krzyknęła, kiedy Charlie wsadził go sobie po kryjomu do kieszeni.

- Zrobiłbym ci przyjemność i poinformował, czy skuteczny.

- Nie otruj węży - uśmiechnęła się.

Charlie spojrzał na zegarek.

- Idziemy? Zaraz obiad - i w tym czasie, punktualnie, zadzwonił dzwonek, obwieszczający posiłek.

- Idziemy - wyszli, a Virginia zamknęła drzwi jednym machnięciem różdżki. Szli, szli i szli, aż minęli jakieś drzwi. Nagle rudowłosa pociągnęła brata za rękaw.

- Co to za drzwi? Nigdy ich tu wcześniej nie widziałam.

Charlie uśmiechnął się i objął ramieniem.

- Ach, słodka tajemnico... - lekko ścisnął ją za biodra, aż drgnęła.

- Charlie, przestań, nie strasz mnie! - krzyknęła.

- No, no.

Virginia zrobiła minę obrażonej i odwróciła głowę. Nagle minęli następne drzwi. Znów się zatrzymała.

- Ginny? - spytał młody nauczyciel, patrząc na siostrę.

- Idź, ja... ja się muszę załatwić... - powiedziała nieswoim głosem.

Charlie klepnął ją przyjacielsko w ramię i poszedł dalej. Po kilku sekundach zniknął za rogiem. Virginia stała, a wewnątrz niej zbierała ciekawość, zdezorientowanie i pokusa.

To nie będzie chyba zbrodnia, jak tam tylko zajrzę...

Rozejrzała się. Nikogo nie było. Szybko zeszła na dół i weszła do pewnego, nieoświetlonego korytarza. Korytarza który śnił się jej jako koszmar od pierwszego roku nauki w Hogwarcie.

Niby było normalnie, lecz atmosfera była nadal pełna grozy. Na drzwiach wisiała wywieszka Nieczynne. Zamknęła oczy i powoli nacisnęła na klamkę.

To była łazienka Jęczącej Marty. Wyglądało na to, że nikt tu nie zaglądał, odkąd skończył się pierwszy, cudowny rok Virginii w szkole. Toalety były trochę zalane, widocznie Marta była nie w humorze. Virginia spojrzała na jeden ze zlewów swymi czekoladowymi oczami.

To wejście do Komnaty Tajemnic. A ja byłam tą, która ją otworzyła, po raz pierwszy od pięćdziesięciu lat... Ładnie, nie ma co... Ciekawe, jak...

- Ginny? - Virginia, odwróciwszy się, ujrzała ducha, który molestował łazienkę do ponad pięćdziesięciu lat.

- Marta - uśmiechnęła się lekko. - Jak leci?

- Chyba nie... - duch dziewczyny zauważył, że mała, rudowłosa osóbka trzyma rękę na zlewie. - Ginny, nie! Nie wolno ci znów otworzyć tego piekła! To znów będzie pułapka!- zaczęła krzyczeć.

- Marto, ja już nigdy nie wejdę do Komnaty Tajemnic, bez obaw - odpowiedziała, przemawiając do niej jak do dziecka.

- Kłamiesz! W zeszłym roku tyle razy otwierałaś to wejście! Zawsze ci zakazywałam! Ale nie, ty jak zwykle na swoim, że nie masz nikogo, przyjaciół i że chcesz mieć jakieś miejsce, gdzie możesz należeć, skąd nikt cię nie wygoni! Ale nie będziesz, moja panno, robić tego w tym roku, co to, to nie! To straszne, okropne miejsce, byłam tam, a Bazyliszek znów może ożyć!... Ginny?

Virginia odwróciła się przodem do lustra i spojrzała w oczy Marty w odbiciu. Jej brązowe oczy zaszkliły się. Nagle obróciła się i uśmiechnęła się do ducha.

- Nie martw się, obiecuję, że w tym roku tego nie zrobię. Mój brat, Charlie, wrócił, więc nie będzie tu tak nudno jak w zeszłym roku, albo dwa lata temu albo...

- Ginny... - Marta spojrzała na nią ze współczuciem.

Nastała cisza. Nagle na korytarzu rozległ się głos profesor McGonagall. Virginia podbiegła do drzwi.

- Nie martw się, Marto! Już nigdy nie wejdę do Komnaty Tajemnic! Zobaczymy się później!

Wyszła i trzasnęła drzwiami, zwracając na siebie uwagę kilkorga pierwszoroczniaków.

Nigdy już nie wejdę do Komnaty Tajemnic! Przenigdy!

***

Do stołu nauczycielskiego dostawiono cztery krzesła. Podejrzane. Jedną z najfajniejszych rzeczy w Hogwarcie były przyjęcia i uroczyste obiady, na które zapraszano różnych członków Ministerstwa, byłych nauczycieli lub innych czarodziejów.

- Ciekawe, co się tu dzieje - usłyszała, jak Adela szepcze do Colina, kiedy weszli nauczyciele. Virginia usiadła na dalekim końcu, z dala od brata, przyjaciół, współlokatorek i reszty.

- Aua! - ktoś pisnął takim głosem, że Virginia aż podskoczyła. To była tylko Myra, trzymająca się za rękę.

- Wybacz - przeprosiła.

Myra spojrzała na nią swoimi ogromnymi, błękitnymi oczami, pokręciła głową i spojrzała na swoje kolana. Virginia, błądząc wzorkiem po stołach domów, zatrzymała się przy Slytherinie. Malfoy w ogóle nie zauważył, że ktoś na niego patrzy, rozmawiał dalej z Crabbem i Pansy. Westchnęła i spojrzała na nauczycieli.

Nagle Dumbledore wstał i odchrząknął, patrząc na nich wesołym wzorkiem.

- Pewnie wszyscy się zastanawialiście, czemu musieliście kupić podręczniki do mugoloznawstwa, czemu macie dwa razy w tygodniu ten przedmiot i czemu będzie na SUMach i NUTKach.

Rozległ się pomruk wśród uczniów. Aby ich uciszyć, dyrektor podniósł tylko dłoń.

- Po śmierci Cedrika Diggory'ego, albo nawet przed, zauważyłem, że magiczne dzieci nie umieją się dogadać z mugolskimi, czują się przy nich nieswojo. Po dłuższych przygotowaniach, negocjacjach i planach zdecydowano przeprowadzić pewną akcję razem z dwoma innymi szkołami.

- Akcję? - Ron spojrzał na Hermionę. Harry uniósł brwi.

Profesor McGonagall wstała.

- Zajęcia wszystkich uczniów Hogwartu, którzy uczą się mugoloznawstwa na stopniu podstawowym, będą się odbywać w Wielkiej Sali, razem z pozostałymi domami. Możliwe, że to poziom podstawowy, ale proszę pamiętać, że znajomość tematu potrzebna jest na egzaminach.

Virginia usłyszała prychnięcie ze strony Ślizgonów.

Dobrze chociaż, że nie muszę mieć z tymi idiotami mugoloznawstwa.

- Po wielu układach, rozmowach i negocjacjach z Ministerstwem Magii - podjął znów dyrektor Dumbledore - Zdecydowaliśmy, że same książki nie wystarczą - spauzował na chwilę i przebiegł wzrokiem po uczniach. - Potrzebny jest także sport.

Salę znów wypełnił pomruk.

- Quidditch jest bardzo popularnym sportem, nie mam więc wątpliwości, że pozostałe dyscypliny zostaną zaakceptowane z podobnym entuzjazmem. W związku z tym, tego roku do naszego grona pedagogicznego dołączy czterech mugoli - otworzyły się drzwi. Weszło czworo ludzi, nie noszących czarodziejskich szat, lecz zwykłe ubrania. - Claude Siward, sporty wodne, Bing Harnet, łucznictwo, Hyman Monet, piłka nożna oraz Lesley Chestwood, taniec.

***

Dwie sekundy później Ron zbierał szczękę z ziemi, jak i Hermiona, i Harry. Virginia była nie mniej wstrząśnięta.

- Jak oni mogli... Jak mogli...

- Wiedzieli i nam nie powiedzieli...

- Ginny, powiedz coś! - krzyknął do niej Ron. Virginia patrzyła niedowierzająco wzrokiem na nowych. Dwoje najbliższych jej osób było tutaj, blisko, prawie na wyciągnięcie ręki...

- Każdy z uczniów Hogwartu zostanie przydzielony - zaczął ponownie dyrektor - za pomocą nowej tiary, uszytej specjalnie na tą okazję.

Dumbledore machnął różdżką, a na środku pojawił się taboret, a na nim nowiutka, lśniąca, srebrna tiara. Dyrektor kiwnął głowa w stronę profesor McGonagall, która podeszła do przodu, niosąc cztery pergaminy.

- Każde z was zostanie przydzielone do odpowiedniej dyscypliny podług swych zdolności i zainteresowań.

Nauczycielka transmutacji rozwinęła pergamin zapieczętowany srebrno-zieloną wstążką.

- Zacznijmy. Slytherin, rok siódmy. Pucey, Adrian!

- Te, złamią się barierki - powiedział nagle Harry. - Cała szkoła zostanie wymieszana.

- PIŁKA NOŻNA!!! - krzyknęła nowa tiara donośnym, krzykliwym głosem.

- Nie, nie mogą nas tak po prostu wymieszać! - szepnęła Adela.

- Mogą i właśnie to robią - odszepnęła Evelyne.

- Slytherin, rok szósty! Bulstrode, Millicenta!

Dobrze zbudowana Millicenta usiadła na taborecie.

- SPORTY WODNE!!!

- Crabbe, Vincent!

- ŁUCZNICTWO!!!

- Goyle, Gregory!

- PIŁKA NOŻNA!!!

- Malfoy, Draco!

Malfoy podszedł do przodu, rozdrażniony - według niego ten cały teatrzyk był zupełnie niepotrzebny. Usiadł na środku i pozwolił, aby McGonagall położyła mu na głowie tiarę. Usłyszał w uszach cieniutki, żeński głosik.

- Chyba nie lubimy wody, prawda? Brak odpowiedniej akomodacji oka...

- Co to ma znaczyć?

- I w błocie też nie będziesz chciał się taplać... Ach, widzę tu piękną przyszłość tancerza, czyżbyś się już kiedyś uczył tańczyć?

Dalej, ty głupia tiaro!

- No dobrze, dobrze... TANIEC!!!

Sala wybuchła komentarzami. Malfoy i taniec? W żadnym razie! Tiara musi się mylić!

Podchodząc do swojego domu, Draco zauważył, że wielkie gryfońskie trio prychnęło, a Hermiona w dodatku ledwo powstrzymywała się od śmiechu. Młody Malfoy zignorował ich i usiadł na swoim miejscu.

Śmiechu warte, szósta klasa i przydziały!

- Parkinson, Pansy!

- TANIEC!!!

Pansy z uśmiechem na twarzy ruszyła u stołowi. Draco zmarszczył brwi. Nie dość, że taniec, to jeszcze Pansy. Czy to aby nie za dużo?

Dalej było jak zawsze, aż do Gryffindoru. Po siódmym roku profesor McGonagall zaczęła wyczytywać szósty, a pierwszego wywołała Rona.

- SPORTY WODNE!!! - krzyknęła po chwili tiara.

- Granger, Hermiona!

- SPORTY WODNE!!!

- Potter, Harry!

- SPORTY WODNE!!!

O jaaa, ci zawsze muszą być razem?

Virginia była pewna, że są najlepszymi przyjaciółmi na świecie.

- Gryffindor, rok piąty! Weasley, Virginia!

Virginia podskoczyła, nieomal przewracając talerze. Podeszła powoli, patrząc na uśmiechniętą twarz Lesley. Nieznacznie drżąc, usiadła na stołku, żeby poznać swój los. Przed jej oczyma ukazał się rąbek srebrnej tiary.

- Masz talent... mnóstwo talentu... tylko do czego to talent, co?

Virginia mocno zacisnęła oczy i czekała.

- Ojej, co ja widzę, balet, trochę zwykłego, niewiele tanga. A czego możesz się nauczyć... Tak, to twój typ, a w kostiumie ci pewnie do twarzy... No to już wiemy, gdzie będziesz... - Virginia puściła palce i otworzyła oczy.

- TANIEC!!!

Virginia podskoczyła, a tiara spadła jej z głowy. Po sali rozległ się śmiech.

- Panno Weasley, panna nie będzie tak zaskoczona, to tylko tiara - pocieszyła ją profesor McGonagall, podnosząc nakrycie głowy. Rudowłosa spuściła głowę i mruknęła przeprosiny. Spojrzała na Lesley, która uniosła kciuki w górę.

Po pół godzinie krzyków Dumbledore wstał ponownie.

- Wypadałoby jeszcze tylko powiedzieć, gdzie to wszystko będzie miało miejsce. Zajęcia taneczne odbywać się będą w klasach z prawej strony korytarza na trzecim piętrze, które zostały przekształcone w duże studio. Hala do sportu wodnego została wybudowana na wielkim jeziorze. Boisko do piłki nożnej znajduje się nieopodal boiska do Quidditcha, a łucznicy będą się zbierać na skraju Zakazanego Lasu - Dumbledore przerwał, aby zwrócić uwagę uczniów, co mu się definitywnie udało. - Myślę, że weźmiecie te zajęcia na poważnie. To próba polepszenia stosunków pomiędzy czarodziejami a mugolami, nie zapominajcie. Ministerstwo Magii liczy na was.

- To musi być coś - szepnęła Geraldine. - Inaczej Dumbledore nie wspomniałby o Ministerstwie.

Evelyne kiwnęła głową.

Dumbledore machnął ponownie różdżką. Półmiski przed nimi napełniły się.

- Z poślizgiem, ale częstujcie się!

***

- A więc to studio znajduje się w Hogwarcie!!! Lesley, czemu mi nie powiedziałaś?!!! - krzyknęła Virginia, rzucając się na młodą blondynkę.

- A niespodzianka ci się nie podoba?

- A ty! - Ron wskazał na Charliego. - Milczałeś jak grób!

- Nawet się nie pytaliście, co będzie, a czego nie będzie w Hogwarcie, więc o co chodzi? - odpowiedział. - Mówiłem, że zostaję w Anglii...

- Nie, powiedziałeś w Londynie - odrzekł Ron.- Wątpię, żeby Hogwart był blisko Londynu!

- Szczegóły - Charlie podrapał się w głowę.

- Och, Charlie! - zaśmiała się Hermiona.

- A twój prezencik przyjechał? - zwróciła się do Virginii Lesley.

- Jaki prezencik? - zaciekawił się Harry.

- Pewnie! Będę mogła w nim ćwiczyć! Lesley, jesteś kochana!

- Wiem.

To miał być najlepszy rok w Hogwarcie!

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.