Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

One Hundred fics challenge

Druga dziesiątka

Autor:Grisznak
Korekta:Teukros
Serie:Final Fantasy
Gatunki:Dramat
Uwagi:Yuri/Shoujo-Ai
Dodany:2006-09-29 10:48:37
Aktualizowany:2007-09-10 11:55:17


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Temat 19

White (biel)

Biały, gęsty puch zdążył już pokryć cała równinę wokół Jiidor, jak i samo miasto, litościwe kryjąc przed oczami ludzi ślady katastrofy, która choć nawiedziła świat dwa lata temu, zostawiła wciąż widoczne, nie zagojone blizny. Zima zaczęła się w tym roku wcześnie, choć Celes sama nie była pewna, czy aby od chwili zmian, jakie wywołała spowodowana przez Kefkę apokalipsa, rytm pór roku przebiegał normalnie. Lubiła zimę, biel śniegu działała na nią kojąco. Teraz siedząc oparta o barierkę otaczającą pierwsze piętro karczmy patrzyła na otulone śniegiem miasto. Wspomniała czasy, gdy była generałem imperium, a jej podwładni nazywali ją „lodową suką”. Fakt, bali się jej, tak jak zawsze ludzie boją się kogoś, kto posiada umiejętności niedostępne innym. Niemniej wraz z tym strachem szedł także szacunek i zaufanie, jakie w nich budziła. Dbała o swoich ludzi i miała opinię dowódcy, który nie poświęca życia żołnierzy.

Szła właśnie porozmawiać z Terrą, ale gdy mijała jej przymknięte okno i zajrzała do środka, widząc przyjaciółkę leżącą na łóżku i zamyśloną, zrozumiała, że Terra raczej wolałaby być sama. Wydawała się taka krucha i delikatna, jakby przeczyła tej niszczycielskiej i śmiercionośnej mocy, która w niej drzemała. Obróciła się raz jeszcze i spojrzała przez szparę w oknie, zaś w jej wyobraźni jej place tańczyły na zielonych włosach Terry. Owszem, chciała by tam wejść i ją pocieszyć, dodać jej sił, przytulić i uspokoić przed zbliżającą się nieuchronnie ostateczną walką...

Z drugiej jednak strony, czy miała prawo sobie cokolwiek obiecywać, zwłaszcza teraz, gdy wkrótce wszystko miało się rozstrzygnąć? Zarówno ona jak i Terra mogły tego nie przeżyć, chociaż Celes obiecywała sobie, że zrobi wszystko aby jej przyjaciółce nic się nie stało. Każda z nich była silna, przy zwykłych standardach nawet potężna, ale ich przeciwnik posiadał moc, która wymykała się wszelkiemu pojmowaniu. Czy mieli przeciw niemu jakieś szanse? Raz już zawiedli, sprowadzając na świat zagładę. Drugi raz nie wolno im było uciec, nawet gdyby to miało kosztować życie.

Odwróciła się i zeszła na dół, do swojego pokoju. Kroki jej wysokich, podkutych butów ginęły w miękkim, białym puchu, który natychmiast zasypywał jej ślady.

Temat 89

Work (praca)

Kolejne salwy głucho zadudniły w oddali. Eksplozje wyrzucające w powietrze fontanny ziemi ciasno obramowały stojące w szeregu oddziały Imperium. Kilku stojących najbardziej z boku żołnierzy w brunatnych mundurach upadło na ziemię, nie podnosząc się już. Reszta szeregu zafalowała, ale nie poruszyła się. Przed nimi wznosiło się osłonięte linią drzew wzgórze, będące główną pozycją obronną wojsk Narshe. Ulokowane tam działa nieustannie zasypywały ogniem przedpole, na którym swój koniec znalazło już wielu atakujących.

Walka trwała już kilka godzin, zaś kolejne szturmy załamywały się w obliczu nawał artylerii oraz ognia strzeleckiego wojsk ulokowanych w lasku. W sztabie polowym Imperium poważnie zastanawiano się, czy nie należałoby się wycofać, gdy zapadła decyzja o ostatnim, przeprowadzonym raczej dla porządku niż z wiarą w powodzenie, szturmie. W końcu źle by wyglądało, gdyby ktoś zarzucił głównodowodzącym, że się nie starali. Do ostatniego ataku wyznaczono dopiero co przybyły oddział, złożony w dużej mierze z rekrutów. Dla nich ten szturm miał być chrztem bojowym.

Następny pocisk rozerwał się niepokojąco blisko linii imperium. Nie zwracając jakby na to większej uwagi, przed front oddziału wyszła młoda, jasnowłosa kobieta w zielonym płaszczu, z błyszczącymi epoletami pułkownika na ramionach. Obserwujący z odległości wszystko dowódcy armii Imperium patrzyli na wszystko niezbyt szczęśliwi. Choć szturm nie miał szans powodzenia, strata dobrego oficera, a takim była Celes Chere, nie była czymś na czym im zależało. No ale w końcu ona sama tam poszła, sama zgłosiła się do prowadzenia tego szturmu.

Nie mówiąc ani słowa, Celes sięgnęła po szablę i gestem zbrojnej dłoni wskazała wzgórze. Szereg poruszył się i równym krokiem ruszył za nią.

Atakujący od razu dostali się pod ogień dział, ale mimo to szli nieustępliwie, zapatrzeni w idącą przed nimi dowodzącą, która najwyraźniej nie robiła sobie nic z tego, że śmigające wokół kule dziurawiły jej płaszcz. Wydawać by się mogło, że Celes nie obawiała się śmierci. Nic bardziej mylnego. Celes bała się jak nigdy, ale wiedziała, że gdyby to okazała, to że i jej podwładni nie mieli by już żadnych oporów przed lękiem. Tymczasem bez wahania, mimo kolejnych, coraz gęściej padających trupów, szli szybkim i pewnym krokiem, a sztab armii obserwował ze zdumieniem ten szydzący ze śmierci pochód.

Gdy dotarli do linii wroga, z ich gardłem dobył się wreszcie długo tłumiony okrzyk bojowy i rozpoczęła się wściekła, zacięta walka. Nikt już nie strzelał, walka szła na szable, kolby karabinów czy co kto trzymał w dłoni. Huk, krzyki i kłęby dymu zasnuły lasek i na jakiś czas nie widać było niczego, aż do chwili gdy na wzgórzu, z którego jeszcze niedawno artyleria Narshe pluła ogniem, załopotał zielony sztandar Imperium. Droga do Narshe stała otworem.

- Dobra robota -– powiedział jeden z generałów, odsuwając lunetę od oka - jeśli przeżyła, przygotujcie podanie o awans generalski.

Temat 86

Choice (wybór)

Celes stała na skraju wysokiej skarpy, u spodu której gnane wiatrem fale rozbijały się o skalne wybrzeże. Zimny powiew rozwiewał jej jasne kosmyki włosów, na wargach czuła zaś słony posmak morza.

Cały czas zastanawiała się. Czuła się słaba i bezsilna. Zawiodła już po raz kolejny w życiu. Jej dziadek, człowiek, który opiekował się nią przez tyle lat, umarł na jej rękach, mimo jej opieki. Krótko przed śmiercią powiedział jej, że świat spotkał kataklizm, któremu ona i jej towarzysze mieli zapobiec. Pewnie byli już martwi, tak samo jak Cid. Ona była ostatnią, po dwóch latach spędzonych w śpiączce. Nie chciała oglądać świata gdyż czuła, że każda z tysięcy tragedii jakie miały miejsce, będzie dla niej wyrzutem sumienia. Pochyliła się ku krawędzi.

Uniosła wzrok ku świecącemu niewyraźnie i w oddali słońcu. W ustach wciąż czuła słony posmak nieszczęść których była współwinna. Różnie ją oceniano, mówiono o niej wiele i nie zawsze były to dobre rzeczy, ale nikt, nawet jej wrogowie, nie przeczyli jej odwadze. Nie miała ochoty temu przeczyć, nawet jeśli świadkami miały być tylko mewy, które krążyły wokół klifu. Rozłożyła szeroko ręce i skoczyła....

Temat 84

He (on)

Generał Leo, głównodowodzący wojsk okupacyjnych imperium na terenie podbitego królestwa Doma, w milczeniu krążył po swojej kwaterze głównej, ulokowanej w dawnych koszarach wojsk Doma. Zaledwie kilka godzin temu otrzymał informację o tym, że Celes została aresztowana pod zarzutem zdrady. Żołnierz, który mu tą wiadomość dostarczył, czekał kilka chwil, jakby liczył, że Leo podejmie jakąś decyzję. Rzeczywiście, w pierwszej chwili generał myślał, czy nie powinien zebrać małego oddziału zaufanych żołnierzy, wyruszyć do Figaro i odbić ją. Jednak szybko odrzucił tą myśl. Jeśli Celes faktycznie zdradziła Imperium to była teraz jego wrogiem. Natomiast, jeśli była to tylko pomyłka, w co gorąco pragnął wierzyć, to wkrótce z pewnością zostanie uwolniona, a jego akcja mogłaby tu tylko zaszkodzić.

Stanął przy oknie i wyjrzał w kierunku nieba, które upstrzone było tysiącami złotych punktów. Lubił tak stać i patrzeć w niebo, nie przejmując się tym, co się dzieje na dole. Niestety, rzadko mógł sobie na to pozwolić, realia służby nie pozawalały na to. Położył się do łóżka wyjątkowo późno i długo jeszcze nie mógł zasnąć.

Gdy po dwóch dniach otrzymał informację o jej ucieczce, nie wiedział, czy ma się martwić czy cieszyć. Jeśli uciekła, znaczyło to że jest bezpieczna, jednak równocześnie potwierdzało to oskarżenia o zdradę - gdyby była niewinna, nie miałaby przed czym uciekać. Leo nie wiedział już, czy w przypadku ich ponownego spotkania walka nie będzie jedynym co im pozostanie.

Temat 14

Green (zieleń)

Samotnie szła pośród zapomnianych przez czas i ludzi ruin dziwnej budowli. Resztki fundamentów oraz pojedyncze fragmenty ścian i kolumn były gęsto porośnięte zielonym bluszczem, zaś spod miękkiego, zielonkawego dywanu trawy niemal nie widać było spękanych płyt, którymi niegdyś zapewne wyłożone było podłoże tego miejsca.

Znajdujące się koło Mobliz ruiny przyciągały ją jak magnes odkąd przybyła do spustoszonego przez kataklizm miasta. Potrzebowała jednak kilku tygodni, by wreszcie zdecydować się na tą podróż. Żadne z będących pod jej opieką dzieci nie potrafiło jej powiedzieć niczego konkretnego na temat tego miejsca, poza tym, że rodzice zabraniali im tam chodzić, grożąc, ze kto tam pójdzie, ten już nie wróci. I choć zazwyczaj takie zakazy motywowały dzieci, tak tu okazały się zaskakująco skuteczne.

Terra dość szybko zrozumiała dlaczego, gdy dostrzegła ciało ludzkie, a właściwie obciągnięty skórą szkielet, leżący w zagłębieniu ruin. Zwłoki, podobnie jak wszystko wokół oplątane były zielonym bluszczem. Gdy zrobiła dwa kolejne kroki, jej wyczulone, wpół ludzkie zmysły wychwyciły ruch wśród zieleni, gdy kilka zielonych lian uniosło się i skierowało ku niej. Kogoś innego ten widok mógłby przestraszyć, ale ona, która w życiu widziała straszniejsze rzeczy, nawet nie drgnęła. Stała spokojnie, a jedynie błysk w jej oku świadczył, że zareagował na nadchodzące zagrożenie. Zbliżające się ku niej pnącza momentalnie stanęły w ogniu i pośród syku i skwierczenia, sczerniałe opadły na ziemię, gdzie dopaliły się.

Ruszyła dalej i wkrótce dotarła na obszerną polanę, która niegdyś mogła być szeroką salą. Po jej środku, na rzeźbionym w kamieniu siedziała kobieta, a właściwie jej kamienne wyobrażenie. Terra od razu dostrzegła, że w odróżnieniu od wszechobecnego zniszczenia i rozkładu, tron i rzeźba pozostały nietknięte przez panoszącą się tu zieleń. Zbliżyła się ostrożnie, w każdej chwili gotowa do walki.

- Witaj córko - usłyszała obcy, dziwny głos, który rozbrzmiewał nie w jej uszach ale w głowie - cieszę się, że wreszcie przybyłaś.

- Ty... – Terra spytała, nie otwierając ust - jesteś moją matką?

- Jestem matką każdej istoty twojego rodzaju. Jestem tą, którą niegdyś nazywano boginią, a to miejsce było w minionych czasach miejscem mej czci. Kiedyś, kiedy jeszcze my władaliśmy światem.

- Ty jesteś... jedną z trzech - Terra usiłowała zrozumieć.

- Tak, byłam jedną z trójcy potęg, których moc została teraz splugawiona przez zwykłego śmiertelnika. Ty, moje dziecko, możesz go pokonać.

- Ja już nie potrafię walczyć. Ja chcę tylko żyć.

- Przyjdzie czas, że staniesz przed wyborem. Wybierz wtedy mądrze i nie wahaj się mnie zniszczyć, gdy zajdzie taka potrzeba. Jestem reliktem, pozostałością innej epoki, która już się nie powtórzy.

Po tych słowa w jej głowie zapanowała cisza. Terra wiedziała, że już więcej nic nie usłyszy, spojrzała raz jeszcze na przedstawiającą boginię figurę, po czym skierowała się ku powrotnej drodze, rozmyślając nad tym co usłyszała. Pewna była tylko jednego: dzieci faktycznie nie powinny tu przychodzić.

Temat 48

Diamond (diament)

Terra w milczeniu przemierzała korytarze starożytnej budowli, na które natrafili, podróżując pod ziemią zamkiem Figaro. Nie było wątpliwości, że musiała być niebywale stara, możliwe nawet, że pamiętała czasy wojen magii. Nikt jednak nie próbował tego zgadywać. Ona jednak, nie wiedząc czemu, czuła jakąś dziwną wieź z tym miejscem.

Podczas gdy reszta zajęła się przeszukiwanie sali tronowej, w której Locke odnalazł magicite, zielonowłosa dziewczyna weszła do jednego z przyległych do głównej sali pomieszczeń. Mimo, że czas nie obszedł się łaskawie z wnętrzem, Terra bez trudu dostrzegła, że komnata ta musiała kiedyś należeć do kobiety. Wielka, pusta rama, w której kiedyś zapewne znajdowało się lustro, wisiała na ścianie, w centralnym miejscu, szczątki ubiorów, będących w przeszłości sukniami, wiszące w rozsypującej się szafie oraz donice od kwiatów, teraz wypełnione pyłem - to wszystko upewniało ją w tym.

Podeszła do regału, wykonanego z nieznanego jej, ale zapewne nieco bardziej odporniejszego na wpływ czasu tworzywa, na którym stały książki, teraz już będące w większości rozsypującymi się ze starości stronami, opiętymi skórzanymi okładkami. Kilka z nich zapewne rozsypało się już całkowicie w proch, gdyż inne leżały przewrócone, gdy straciły swoje podparcie. Terra wyciągnęła dłoń, jednak nie ku nim, a ku dziwnemu przedmiotowi leżącemu na półce, który wzbudził jej ciekawość. Był to medalion, pokryty kurzem i patyną, ale gdy wytarła go, spod czerni błysnęło złoto.

Przez moment czuła pod palcami drżenie metalu. Wyszła z komnaty i sama nie wiedząc dobrze dlaczego, poprosiła Locke’a, aby dał jej na chwilę znalezione tu wcześniej magicite. Zrobił to, a gdy zbliżyła kryształ kryjący moc espera do medalionu, obydwa zabłysły jasnym światłem. Terra czuła jak przez jej głowę przemykają setki obrazów, imion wydarzeń i wspomnień należących do kogoś innego. Starała się, ale nie była w stanie ich wszystkich ogarnąć. Trwało to zaledwie ułamek chwili, ale wydawać się mogło wiecznością.

Wszystko skończyło się tak szybko jak się zaczęło. Oddała magicite w ręce Locke’a i oddaliła się. Poszukiwacz skarbów wziął w dłoń kryształ i ze zdziwieniem stwierdził, że przed chwilą jeszcze ciemnogranatowy magicite mienił się teraz pogodnym blaskiem diamentu.

Temat 25

Strangers (obcy)

Locke patrzył na idącą przed nim zielonowłosą dziewczynę. Kto by pomyślał, pojawiła się w jego życiu tak nagle, a zdecydował się dla niej wdać w bezpośrednią walkę z żołnierzami Imperium, których co prawda nie darzył sympatią, ale wolał ich unikać niż z nimi walczyć. Wiedział, że swoim zachowaniem naraził na niebezpieczeństwo całe Narshe, niedawno przyłączone do Imperium. Teraz pozostawało mu uciekać, a wraz ze sobą zabrać przyczynę wszystkich kłopotów - czyli właśnie Terrę.

Terra - sama nie była pewna, czy to było jej imię, w każdym razie tak jej się wydawało. Nie pamiętała praktycznie niczego, odkąd Locke znalazł ją w jaskiniach Narshe, nieprzytomną, z koroną niewolnika na głowie. Zdjęto jej ją, ale musiała ją nosić na tyle długo, że jej pamięć po wyrwaniu się na wolność znikła niemal całkowicie. Gdy więc Locke obiecał opiekować się nią tak długo, aż odzyska pamięć, zastanawiała się, czy aby na pewno chciałaby odzyskać wspomnienia. Nawet nie dlatego, że obawiała się konfrontacji z własną przeszłością. Nie wiedziała czy opiekuńczość Locke’a wzięła się wyłącznie z troski o nią, czy też z czegoś innego. Wolała jednak pozostać w niepewności.

Minął już niemal cały dzień podróży. Locke uznał, że jedynym miejscem, w którym obecnie mogą się ukryć, jest zamek Figaro. W kilku walkach z potworami Terra udowodniła, że mimo panującego w jej głowie chaosu, nie zapomniała jak posługiwać się mieczem. Jedynie jej zdolność kierowania ogniem przerażała go. Gdy walczyli po raz pierwszy, Locke stał tuż koło niej, jednak już następnym razem trzymał się w bezpiecznej odległości. Choć starał się nie okazywać tego, wyczuła strach jaki wzbudziła w nim, używając w walce ognia. Od tej chwili zrozumiała, że nie ma wyjścia jak tylko najszybciej odzyskać wspomnienia. Wiedziała już bowiem, że Locke, nie będzie nigdy nikim więcej niż tylko towarzyszem.

Temat 37

Sound (dźwięk)

Celes weszła na palcach do pokoju, który wynajęli w gospodzie. Zasiedziała się trochę na dole, pijąc wino wspólnie z Locke i Edgarem, wspominając czasy, kiedy była generałem, a Edgar następcą tronu Figaro. Starała się nie zwracać uwagi na to, w jaki sposób Locke na nią patrzy, ale w końcu nie wytrzymała, i uprzejmie przerwała rozmowę, decydując się położyć spać.

Najpierw ośmielił się nazwać ją zdrajczynią, a teraz znów robi do niej maślane oczy. Niechby miał choć trochę godności - pomyślała. Ale nie, faceci myślą tylko o jednym. Czy mu się wydaje, że zapomniała wszystko co powiedział. A przecież prosiła go wcześniej, aby jej zaufał. Ale gdzieżby! Niech sobie teraz szuka partnerki wśród tancerek czy kelnerek, ona nie ma zamiaru trzymać z kimś takim.

Starając się nie obudzić śpiącej Terry, zamknęła cicho drzwi i zaczęła się rozbierać. Swoją szablę położyła tuż koło łóżka, był to nawyk, którego nie mogła się pozbyć. Gdy ją kładła, broń wysmyknęła się z jej dłoni i z głośnym brzdękiem opadła na ziemię. Celes w myślach przeklęła własną nieostrożność, ale był za późno, bo usłyszała ruch a zaraz potem głos Terry.

- To ty, Celes?

- Tak - odparła zdejmując buty - przepraszam, że cię obudziłam.

- Nie, nie ma za co - łagodny i delikatny głos zielonowłosej sprawiał, że poczuła się jeszcze bardziej winna.

- Wiesz - Terra kontynuowała - myślałam o tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło i...

- I co takiego? - Celes najchętniej położyłaby się spać, ale że czułą się nieco winna temu, że obudziła Terrę, postanowiła jej wysłuchać, choć leżała już pod kołdrą.

- Słyszałam, że znów pokłóciłaś się z Locke...

- Daj spokój, między nami nie ma już nic. To przeszłość.

- Tak? - Celes dałaby głowę, że usłyszała w głosie przyjaciółki nutę radości. - Naprawdę?

- Przecież mówię - powtórzyła Celes - ten jełop sam chciał tego co ma.

- A czy gdybym ja... - Terra wyraźnie się wahała, Celes zaś, przewidując, że może minąć wieczność nim jej przyjaciółka, nieśmiała i małomówna z natury, wydusi to z siebie, postanowiła ją przynaglić. Wstała i siadła na krawędzi jej łóżka.

- O co chodzi? Wiesz, że mi możesz powiedzieć wszystko.

- A czy gdybym ja - mimo ciemności Terra widziała wyraźnie siedzącą koło niej jasnowłosą kobietę - powiedziała ci...

- Co takiego?

Terra wypowiedziała dwa słowa, których bała się najbardziej na świecie i zaraz po tym jak opuściły one jej usta, jej policzki pokryły się szkarłatem. Celes, oszołomiona tymi słowami, siedziała prosto, a jej wzrok przebijał się przez ciemność, wpatrując się z uwagą w leżącą Terrę.

- Możesz to powtórzyć? - spytała w końcu.

Terra nie sądziła, że będzie w stanie, ale raz jeszcze wypowiedziała te dwa słowa.

- Ja Ciebie też - odparła Celes i uwalniając swe emocje, opadła na pierś przyjaciółki, płacząc, chyba pierwszy raz od bardzo długiego czasu.

Temat 60

Drink (picie)

Celes szybkim krokiem przemykała bocznymi uliczkami jednej z mniej reprezentatywnych dzielnic stolicy Imperium. Jak każde duże miasto, także i stolica posiadała swój rynsztok, do którego zapuszczenie się zawsze musiało nieść za sobą ryzyko utraty zdrowia bądź życia. Jednak Celes Chere, generał wojsk Imperium i wojownika magitek, tego akurat obawiała się najmniej.

- Hej, piękny wojaku, chcesz się może zabawić? - usłyszała szczebiotliwy, kobiecy głos. Nie zwracając nań szczególnej uwagi, szła dalej. Przywykła do tego, że okryta płaszczem, spod którego widać było jedynie mundur i kosmyki jasnych włosów, była brana za mężczyznę. Kobiety w armii były rzadkością. Nie przeszkadzało jej to, w końcu mężczyzn zaczepiano rzadziej niż kobiety.

Nieliczne działające jeszcze lampy gazowe rzucały blade światło na te zakazane zaułki miasta. Celes na szczęście dość dobrze znała drogę do miejsca w kierunku którego zmierzała. Wkrótce też skręciła w jedną z bram, w której mieściła się knajpa z gatunku tych, których ludzie jej autoramentu raczej nie zwykli odwiedzać. Wiedziała jednak, że tu nikt jej nie zna.

Weszła do środka, zrzucając z głowy kaptur. O tej porze większość gości tego miejsca stanowili robotnicy, odpoczywający po dziennej zmianie w fabrykach broni. Stojący przy drzwiach potężny dryblas wpuścił ją, co było jednocześnie znakiem dla reszty, że mają ją zostawić w spokoju. Nie rozglądając się, skierowała się ku stojącemu w rogu stolikowi, przy którym siedział samotny mężczyzna.

- Mogę się przysiąść? - spytała i zanim padła odpowiedź, odsunęła jedno z krzeseł i siadła.

- Znowu ty? - mężczyzna podniósł głowę i spojrzał na nią. Celes patrzyła prosto w zmęczone i nieco już czerwone od alkoholu oczy generała Leo. - Znowu chcesz robić za moją opiekunkę?

- Nie - odpowiedziała krótko.

- To po co tu przyszłaś?

- Żeby z Tobą pomówić.

- Naprawdę? Nie mogłaś poczekać aż wrócę do koszar.

Spojrzała na stojącą przed nim niemal pustą butelkę, nie wiadomo którą już z kolei. Choć Leo nie wyglądał na takiego, potrafił wypić naprawdę dużo.

- Wiesz co by zaczęli wygadywać, gdyby ktoś zauważył, że wieczorem przemykam do twojej kwatery?

- I może mi jeszcze powiesz, że byś się tym przejmowała? – pociągnął kolejny łyk z butelki. - Powiem ci coś. Przyszłaś tu tylko dlatego, że się o mnie troszczysz.

- Dobrze, zostańmy przy tym - nie miała ochoty przekomarzać się z nim - lepiej powiedz mi, co tu cię przygnało.

Leo przez chwilę milczał, patrząc w stojącą przed nim butelkę. Potem odezwał się:

- Pamiętasz tą akcję, którą kierowałem wczoraj?

- Jasne. Rozganialiście zamieszki.

- Tak. Do cholery, jestem generałem, a nie jakimś policjantem - wlał w siebie resztę zawartości butelki i rąbnął nią w blat tak mocno, iż Celes była zdziwiona tym, że szkło nie pękło.

- I co, to ci nie daje spać po nocach?

- Nie... wiesz, kiedy rozganialiśmy tą hołotę, któryś z kretynów strzelił z jakieś pukawki. No i wojsko odpowiedziało ogniem.

- Ilu?

- Jakichś stu zabitych, a może i więcej, nie wiem. Diabli wiedzą ilu ich potem zmarło w szpitalach od ran.

- Znaleźli tego co strzelał?

Leo w milczeniu przecząco pokręcił głową. Celes uniosła dłoń i wykonała nią gest, po którym na ich stoliku pojawiły się dwie pełne butelki. Zapowiadał się długi wieczór.

Dwie godziny później dwie postacie idące niezbyt pewnym krokiem opuściły knajpę.

- Celes... eeeep... ja... musze powiedzieć - próbował coś powiedzieć Leo, ale wypite hektolitry alkoholu uniemożliwiały mu wyraźne wysławianie się - ja cię...

- Zamknij się, ty cholerna pijanico.. i patrz pod nogi, mruknęła Celes, unikając sama zderzenia z latarnią.

- Ale ja muszę.... eaaaargh - w tym momencie odwrócił się i oparłszy dłońmi o ścianę opróżnił swój żołądek na chodnik. Celes patrzyła na niego z politowaniem.

- Ani mi się waż bawić w sentymentalne wyznania w takim stanie - powiedziała cicho, wspierając go ramieniem i ruszając dalej.

Temat 91

Birthday (urodziny)

Ognisko, przy którym przed chwilą cała drużyna chórem odśpiewała „Sto Lat” dla Relm, kończącej tego dnia dziesięć lat, paliło się wesołym, wysokim płomieniem. Przez fakt, że byli w drodze, nie było mowy o prezentach, ale Relm była i tak szczęśliwa z tego, że po raz pierwszy od dawna mogła spędzać urodziny w tak licznym gronie ludzi, którzy stali się dla niej niemal rodziną.

Wśród ogólnej wesołości nikt nie zwrócił specjalnej uwagi na brak w ich gronie Terry, przyjmując za pewnik, że udała się ona na spoczynek. Po kilkunastu minutach Celes również oddaliła się od ogniska, a pytania zbyła zapewnieniem że idzie położyć się spać. Jednak gdy oddaliła się nieco, dyskretnie opuściła obozowisko i skierowała się ku znajdującej się niedaleko skarpie. Gdy tam dotarła, uśmiechnęła się, ciesząc się, że przeczucie jej nie myliło. Na porośniętej trawą krawędzi siedziała zielonowłosa dziewczyna. Nawet z tej odległości Celes słyszała, że jej przyjaciółka płacze. Podeszła bliżej. Słysząc jej kroki Terra odwróciła się, a łzy na jej policzkach lśniły w blasku księżyca.

- Co się stało? - spytała Celes, siadając koło niej i delikatnie ocierając palcami jej łzy.

- Powinnam się cieszyć - zaczęła Terra - Relm jest szczęśliwa, wszyscy są weseli, ale... Uświadomiłam sobie, że ja sama nigdy nie miałam urodzin, nikt mi nigdy niczego nie życzył, nie dawał prezentów, niczego. Zawsze była automatem, maszyną. Wszyscy ludzie mają urodziny - to jakby świętowanie ich przyjścia na świat, tego, że przeżyli kolejny rok. A ja? Nawet nie wiem dobrze ile mam lat...

Łzy znów popłynęły po jej twarzy. Celes objęła ją i przytuliła, głaszcząc jej bujne, zielone loki.

- Spokojnie, już dobrze - szeptała jej czule - jeśli chcesz, możemy się umówić, że dziś, a właściwie już chyba jutro będzie dzień twoich urodzin.

- Naprawdę? - Terra uniosła głowę, patrząc na Celes z mieszaniną niedowierzania i radości.

- A czemu nie? Powiemy o tym wszystkim, zrobimy zabawę i co rok będziemy świętować ten dzień, składając ci życzenia i dając podarki.

- Dziękuję ci - Terra otarła mokrą od łez twarz - bardzo ci dziękuję. Chodź, powiemy o tym wszystkim!

- Poczekaj, skoro masz urodziny, należy ci się prezent.

- Prezent?

Celes przysunęła się do niej, objęła ją ramionami a następnie przywarła wargami do jej ust, łącząc się z Terrą w namiętnym pocałunku. Zielonowłosa była zbyt zaskoczona, poddała się ciepłu warg swej przyjaciółki, czując jednocześnie w sobie coś, czego nigdy jeszcze w życiu nie czuła.

Była generał Imperium przerwała nagle i cofnęła się, jakby zaskoczona tym co zrobiła. Wstała i zrobiła kilka kroków do tyłu.

- Przepraszam - wyszeptała, a jej policzki płonęły rumieńcem – Nie powinnam była...

Terra wstała i podeszła bliżej, kładąc palec na jej ustach.

- Ciiii, nic się nie stało - po czym uśmiechnąwszy się pogodnie spytała - czy to już cały prezent?

Celes patrzyła na nią zaskoczona, ale po chwili Terra podeszła do niej i ich usta ponownie złączyły się w jedno, zaś dłonie z czułością pieściły ich ciała. Gdy przerwały pocałunek, Terra położyła się na ziemi, Celes zaś na niej i nim kolejny coraz obdarowała ją pocałunkiem cicho wyszeptała do jej ucha:

- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Misuzu-sama : 2007-10-15 13:04:27
    7

    Yu-ri! A już myślałam że brak "erotyka" będzie naprawdę jej brakiem ale nie. Bardzo dobre opowiadanie. Stawiam 7.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu