Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Opowieści o aniołach

Nie-boski plan

Autor:Spike
Korekta:IKa
Gatunki:Mistyka, Mroczne
Dodany:2006-11-24 11:14:34
Aktualizowany:2006-11-24 11:14:34


Poprzedni rozdział

- Mam dosyć tego ciała Koyuoji - rzekł anioł, siedząc na skraju dachu jednego z nowojorskich wieżowców - muszę szybko je zmienić

- Wiesz Max, że to niebezpieczne - odrzekł drugi anioł siedzący obok niego - słyszałem że po jakimś czasie wariujesz, nie wiesz kim naprawdę jesteś, a zdajesz sobie sprawę, że i tym którzy żyją w swoich ziemskich powłokach długo też sprawia to problem. Ciało człowieka w którego wchodzisz nadal zawiera jego emocje, dlatego trudno się zidentyfikować, czy jesteśmy ludźmi, upadłymi aniołami, czy też, zwał jak zwał, demonami

- Wiem, ale jestem wystarczająco silny aby temu przeciwdziałać, pamiętam kim jestem - anioł zamyślił się, dodał po chwili - byłem. Moja wola i moje myśli nie zmieniają się z ciała na ciało w takim stopniu jak u reszty z nas, mam cel.

- Ach tak Max - Koyuoji uśmiechnął się - twój plan, może to cię trzyma w kupie - anioł mówiąc skierował wzrok w dół na tętniące życiem miasto - ilekroć cię spotykam wszystko się w tobie zmienia, poza tym jednym małym szczegółem.

- No on nie taki mały - nagle uśmiechnął się na myśl o skojarzeniu które doszło do niego w chwili kiedy wypowiadał te słowa, postanowił jednak nie zwracać na to uwagi i kontynuował - zważywszy na jego skalę...

Zaśmiali się obaj siarczyście. Po chwili jednak przestali. Ryk przelatującego jumbojeta i odgłosy nocnego życia miasta zagłuszył ich na chwilę.

- Czy musisz to robić Ezielu? - Zapytał Koyuoji jak zrobiło się ciszej.

- Tak, świat potrzebuje zmian. Wszystko obejmuje stagnacja, desperacja i zło. Świat jest zły Mortielu, dlatego potrzebuje zmian.

- I ty sądzisz że jesteś w stanie ich dokonać? Spójrz na siebie, nie jesteś w stanie określić nawet sam siebie co dopiero cały świat? W co chcesz go zmienić? Masz jakiś pomysł?

- Nigdy tego nie rozumiałeś, nie chodzi mi o zmianę w coś ale o zmianę w ogóle. Ciągłą zmianę, nie zmiany następujące jedna po drugiej, zmianę ciągle dokonującą się, coś czego Bóg nawet nie mógłby objąć swym umysłem. Chodzi mi o pozbycie się form, tak żeby nic nie było określone a wszystko było możliwe. Widzisz Mortielu, twoja forma którą przybrałeś, twoje ciało, i zajęcie są może wspaniałe i spełniasz się w nich, ale w dalszym ciągu jest to tylko forma, coś ustalonego. Ja chcę czegoś więcej.

- Ja nie rozumiem i jestem spełniony, a ty rozumiesz i co ci z tego? Widzisz Ezielu, może to jednak ty nie masz racji. Może ja znalazłem swoją, jak ty to nazywasz, formę, coś co mnie spełnia, a ty po prostu w dalszym ciągu jej szukasz? - Popatrzyli na siebie przez chwilę w ciszy. Oboje wiedzieli, że nie przekonają się nawzajem, te dyskusje, tyle tylko że ubrane w inne słowa, toczyły się od wielu lat.

- Muszę lecieć - rzucił nagle Koyouji - mam zlecenie do wykonania - azjata wyjął pistolet i sprawdził go dokładnie. - Do zobaczenia Max - krzyknął i skoczył z wieżowca.

- Żegnaj Mortielu - powiedział cicho Eziel, patrząc jak ze spadającego ciała jego przyjaciela wyrastają wielkie krucze skrzydła, które następnie unoszą go gdzieś gdzie zginie niedługo jakiś człowiek.

- Płatny morderca - burknął pod nosem uśmiechając się lekko - niezłe zajęcie wybrał sobie ten anioł śmierci. Następnie sfrunął na dół. Wylądował w jakiejś ciemnej uliczce i skierował się w kierunku domu jeszcze raz obmyślając plan który przyszedł mu do głowy stosunkowo niedawno. Był w teorii prosty choć trudny w realizacji. Musiał tylko sprawić aby na ziemi rozpoczęło się małe pandemonium. Ludzie skaczący sobie do gardeł nie mają czasu aby się modlić, a nawet jeżeli to ich modlitwy przesycone są nienawiścią i uprzedzeniami. Zbyt mały dopływ wiary osłabi Boga i jego zastępy i umożliwi siłą, tak zwanym, piekielnym ponowną walkę o władzę. Raz już tak się zdarzyło, na samym początku, wtedy przegrali i zostali wypędzeni z nieba. Jednak nie chciał rewanżu. Zamierzał tak pokierować wszystkim aby nikt nie wygrał. Wtedy przy odrobinie szczęścia powybijali by się nawzajem. Nie chciał przecież nowego Boga nawet jeżeli by nim miał być sam Lucyfer. Po jakimś czasie wszystko wyglądało by przecież tak samo. Brak siły kontrolującej i sprawczej wpędziłby świat w stan jaki on chciał. Wszystkie formy by się rozpadły a świat wpadłby wir ciągłych nieustalonych zmian. Nawet jeżeli jego pomysł miał się równać, mocno według niego przereklamowanej, apokalipsie, to wierzył że jest to konieczne. Świat przecież tkwił w stagnacji, beznadziei i źle. Potrzebował teraz tylko środków aby osiągnąć pierwszy punkt planu.


Kilka tygodni później brodaty, ubrany w tradycyjny strój Saudyjczyk przebudził się. Wstał z łóżka i udał się na poranne modły. Dawno już stracił wiarę, jednak musiał grać swoja rolę religijnego fanatyka aby mieć władze nad swoimi ludźmi. Po skończonych skłonach w kierunku Mekki udał się na konsultacje ze swoimi podwładnymi. Coś mu przyszło do głowy jakieś 3 tygodnie temu. Rosło w nim i nabierało mocy i klarowności. Chciał z nimi przedyskutować pewien pomysł którego realizację planował na 11 września tego roku.

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.