Opowiadanie
Kot na rozdrożu
Special 1
Autor: | Miko-chan |
---|---|
Korekta: | Inai |
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy, Przygodowe |
Dodany: | 2007-01-08 13:34:25 |
Aktualizowany: | 2007-01-21 18:53:08 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
?Kot na rozdrożu? special I by Miko-chan
THE WEDDING
Niezbyt wysoki i dość korpulentny mężczyzna w niebieskim uniformie kroczył niepewnie ścieżką, trzymając w ręku niewielki list. Z lękiem wpatrywał się w adres, pod który ową korespondencję miał dostarczyć. Plotki, które krążyły o mieszkańcach tego domu, przyprawiały o dreszcze, a rzeczywistość ponoć była jeszcze gorsza. Jednak był on listonoszem starej daty i za nic w świecie nie splamiłby się zaniedbaniem obowiązków. Tym bardziej wziął głęboki wdech, gdy ujrzał cel swojej podróży - niewielki domek z wypielęgnowanym ogrodem i kwiatami w oknach. To nieco podniosło go na duchu, przecież ktoś kto tak dba o porządek nie może stanowić zagrożenia. Nieco śmielszym krokiem minął niewysoki płotek i podszedł do drzwi. Jakby ostatecznie zbierając się na odwagę, ogarnął wzrokiem okolicę, po czym zapukał. W tym samym momencie zauważył coś dziwnego, na jednym z filarów podtrzymujących dach ganku, jakby nożem, został wycięty pentagram. Widząc symbol Demonów mężczyźnie krew zastygła w żyłach, ale za późno było na ucieczkę, gdyż właśnie drzwi ze szczękiem otworzył się. Ku swemu przerażeniu dostrzegł w nich... małą dziewczynkę.
Dziecko, które otworzyło drzwi miało nie więcej niż siedem lat, dość długie blond włosy spięte w kucyk i niebieskie spodenki ogrodniczki. Najbardziej jednak przykuwały spojrzenie oczy tej dziewczynki. Były fioletowe i wydawało się, że mogą prześwietlić człowieka na wylot, ponadto pozostawały czujne mimo promiennego uśmiechu, jaki zagościł na jej twarzy.
- W czym mogę pomóc? - odezwała się dźwięcznym głosem.
- Mam list dla pani Filii Ul Copt - odparł mężczyzna wyrwany z konsternacji.
- To moja mama. Proszę mi go dać, przekażę jej.
Dziewczynka wyciągnęła rękę, na której po chwili wylądowała wiadomość. Listonosz wolał nie czekać dłużej i czym prędzej opuścił ten słynący z dziwów dom.
Leyla w podskokach pobiegła do kuchni i oddała list smoczycy. Ta otworzyła ozdobną kopertę i przeczytała szybko wiadomość. Z każdym słowem jej oczy stawały się coraz większe.
- Co to jest? - spytał Xellos pojawiając się znienacka tuż obok.
- Sam zobacz - odparła Filia, całkowicie już przyzwyczajona do jego wejść.
- Proszę, proszę, a już zaczynałem wątpić czy do tego w ogóle dojdzie.
- Jak widać nie wszyscy są takimi barbarzyńcami jak ty, żeby żyć na kocią łapę - skwitowała zadziornie smoczyca.
- Och, daj spokój - żachnął się Demon - Przecież to bzdura. Jakby Cephieda w ogóle obchodziły jakieś tam obietnice i przysięgi. Poza tym Gourry pewnie uważa, że ślub to coś do jedzenia i tylko dlatego się zgodził.
Filia westchnęła i nie skomentowała tej wypowiedzi.
- Czyli że ciocia Lina i wujek Gourry biorą ślub? - domyśliła się Leyla.
- Tak i zaprosili nas.
- Super! Nie byłam jeszcze na żadnym ślubie!
- Spodoba ci się - Filia pogładziła córeczkę po głowie.
Od tego dnia zaczęły się wielkie przygotowywania. Uroczystość miała się odbyć dokładnie za tydzień w Seiluun, pewnie za wstawiennictwem Amelii. Filia co prawda twierdziła, że to stanowczo za mało czasu na porządne wyszykowanie się, ale nawet Leyla wiedziała, że jej matka ma w tych kwestiach skłonności do przesady. Już następnego dnia smoczyca wraz z córką wybrały się do sąsiedniego miasta, by rozejrzeć się za odpowiednimi kreacjami. Prawie cały dzień spędziły na chodzeniu od sklepu do sklepu w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego i wróciły dopiero późnym popołudniem. W domu zastały nieprzyzwoity bałagan, gdyż Valgarv wraz ze swoim wujkiem postanowili, pod nieobecność pań, ugotować sobie obiad. Zważywszy na to, że Starożytny Smok miał w rzeczywistości dopiero pięć lat, a talenty kulinarne Xellosa były znane na całym kontynencie, skutki były raczej opłakane. Filia skwitowała to jedynie stwierdzeniem, że bez niej umarliby z głodu albo nawzajem otruli, po czym zabrała się za sprzątanie.
Przez następne dni debatowali nad odpowiednim prezentem dla młodej pary. Pomysły były przeróżne, ale żaden nie pasował do okazji. Ostatecznie nie można dać w podarunku ślubnym księgi czarów czy miecza, choć pewnie obdarowani byliby szczęśliwi. W końcu stanęło na tym, że dla Liny najlepsza będzie jakaś biżuteria, a dla Gourrego ozdobny pas. Ponieważ takie rzeczy można było dostać tylko w większych miastach, z tą nader ważną misją został wydelegowany Xellos. Filia postawiła sprawę nad wyraz jasno.
- Jeśli kupisz coś, co będzie obłożone klątwą, kradzione, przetopione z darów ofiarnych, trujące lub po prostu brzydkie, to normalnie przefasonuję ci twarz maczugą.
Mazoku złapał się ręką za tył głowy i uśmiechnął niewinnie.
- Spróbuję się powstrzymać.
Mimo wielu obaw, Xellos wrócił tego samego dnia wieczorem z jakimś tajemniczym zawiniątkiem w ręku. Po chwili na stole rozwinął pakunek. Cała familia zobaczyła kolię z białego złota wysadzaną pięcioma niewielkimi szafirami i kolczyki w podobnym stylu, a także skórzany, ozdobny pas ze złoceniami.
- No, przynajmniej raz dobrze się spisałeś - stwierdziła z zadowoleniem Filia - Zasłużyłeś na nagrodę.
- Tak, a jaką?
- Przekonasz się później.
Ani Leyla, ani Valgarv nie wiedzieli o co chodzi, ale Mazoku jakimś dziwnym wzrokiem powiódł za wychodzącą z pokoju smoczycą.
W dniu uroczystości wszyscy zaczęli przygotowywać się do drogi. Pod groźbą ataku maczugą Valgarv i Xellos wcisnęli się w garnitury, chociaż obaj uważali te stroje za wymysł samego Shabranigdo. Filia założyła długą, pociągłą, błękitną suknię z dużym dekoltem z przodu i jeszcze większym z tyłu. Natomiast Leyla zeskakiwała po schodach w białej sukience z bladoróżowymi wykończeniami.
- I jak wyglądam? - spytała wesoło, wykręcając piruet przed panami.
- Jak migdałowa landrynka. Aż mnie zęby rozbolały - rzucił Xellos, któremu już teraz robiło się słabo.
Leyla na to stwierdzenie jeszcze raz zlustrowała swój strój i bez słowa pobiegła z powrotem na górę. Wróciła po niespełna dwóch minutach, a w pasie miała przewiązaną czarną wstążeczkę, której zakończenie zwisało z boku.
- Chyba rzeczywiście była trochę zbyt cukierkowa - skwitowała uśmiechając się w stronę taty.
Gdy już wszystko było trzy razy sprawdzone i zapięte na ostatni guzik, cała rodzinka stanęła w salonie i po dosłownie chwili znikła.
Pojawili się w samym centrum Seiluun, przed wielką, strzelistą świątynią Cephieda. Już teraz kręciło się tam sporo ludzi, choć do uroczystości pozostała jeszcze prawie godzina. Bez trudu wmieszali się w tłum i odnaleźli znajome twarze. Przy samym wejściu stała Amelia wraz z Zelgadisem. Księżniczka wyglądała na bardzo przejętą całym zajściem i w takim samym nastroju przywitała znajomych.
- Już nie mogę się doczekać, widziałam pannę Linę, w jej sukni ślubnej, wygląda po prostu przepięknie.
- Domyślam się - odparła Filia - Ale gdzie ona teraz jest?
- Jeszcze się szykują, jak tak dalej pójdzie to spóźnią się na własny ślub - rzucił Zelgadis, wyraźnie zmęczony tym zamieszaniem - Wy przybyliście dopiero teraz, a ja muszę tego wysłuchiwać od ponad tygodnia.
Leyla zaczęła się śmiać słysząc to oświadczenie.
- Pociesz się wujku, że odkąd dostaliśmy zaproszenie, w naszym domu też było wariatkowo. Zważywszy, że zwykły dzień u nas odbiega od przyjętej normy, to naprawdę trudno było to wytrzymać.
Zel także uśmiechnął się.
- Widziałem cię zaledwie miesiąc temu i mam wrażenie, że znowu urosłaś, a na pewno jesteś bardziej wygadana. Najwyraźniej tę cechę odziedziczyłaś po ojcu.
- Jeśli chodzi o sarkazm, ironię i poczucie humoru, to z pewnością tak - odrzekła rozbawiona dziewczynka.
W końcu otworzono wrota świątyni i goście weszli do środka. Wszyscy kolejno zasiadali w drewnianych ławkach stojących vis a vis ołtarza z wielką rzeźbą Płomiennego Smoka Cephieda. Gdy już zapanował względny spokój, przez główne wrota weszła najważniejsza para tego wieczora. Wszystkie oczy zwróciły się w ich kierunku.
Lina rzeczywiście wyglądała ślicznie w śnieżnobiałej sukni z przylegającym gorsetem, długim trenem i welonem zasłaniającym twarzy. Chyba dobrze, że jej oblicze było zasłonięte, gdyż z wrażenia aż zrobiła się czerwona, a świadomość, iż wszyscy obserwują każdy jej krok, nie poprawiała samopoczucia. Natomiast Gourry wyglądał na zupełnie nie przejętego rolą, ubrany w ciemno granatowy garnitur szedł pewnie i uśmiechał się beztrosko do mijanych znajomych.
Uroczystość się zaczęła i jakiś mocno podstarzały kapłan wypowiadał odpowiednie dla tego momentu formułki, zwracając się do Cephieda o błogosławieństwo dla tych dwojga młodych ludzi.
Jeszcze zanim przeszli do meritum sprawy, Amelia musiała chwycić za chusteczkę, gdyż rozkleiła się całkowicie. Siedząca nieopodal wraz ze swoim mężem Martina co chwilę szeptem wygłaszała jakieś swoje komentarze, najwyraźniej porównując wszystko ze swoim ślubem. Po drugiej stronie beczała również Sylphiel, choć trudno powiedzieć, czy łzy wyciskało jej wzruszenie czy też może rozpacz. Natomiast Xellos wyglądał na całkowicie znudzonego i w ramach rozrywki rozglądał się po sali. W pewnej chwili poszturchnął Filię i szepnął jej coś do ucha. Smoczyca nieco zaskoczona także odwróciła się do tyłu i spojrzała w najbardziej zacienione miejsce świątyni. Tam w mroku stała wysoka kobieta o krótkich, ciemnych włosach i przebiegłych oczach. Była to Luna Inverse, Rycerz Cephieda.
Gdy smoczyca odwróciła się z powrotem Xellosa już nie było obok niej.
- Gdzie się podział twój ojciec? - spytała Leylę.
Dziewczynka wzruszyła ramionami.
- Musiał iść przewietrzyć się, bo chyba atmosfera mu zaszkodziła.
Obie uśmiechnęły się z nieukrywaną satysfakcją.
Tymczasem Xellos opuścił progi świątyni smoka i od razu odzyskał dobre samopoczucie. Wewnątrz od nadmiaru podniosłych myśli i uczuć, zaczął tracić grunt pod nogami. Ze zdziwieniem odkrył, że nie jest jedynym, którego drażni ta uroczystość, gdyż na murku nieopodal siedział, zniechęcony Zelgadis. Podszedł do chimerka, który dopiero po chwili zdał sobie sprawę z jego obecności.
- Czyżby tobie również szkodziła ta atmosfera? - spytał Mazoku, przyklejając do twarzy swój standardowy uśmiech.
- Raczej tak, szczególnie gdy Amelia zaczęła się rozklejać - rzucił Zel niezbyt zadowolony z takiego towarzystwa.
- Rozumiem, że nie chciałeś, by i tobie udzielił się ten nastrój.
Zelgadis spojrzał na Demona rozzłoszczony, ale powstrzymał nerwy. To z pewnością nie był dobry moment na kłótnie.
- Nie o to chodzi. Po prostu już słuchać nie mogę o jej planach na przyszłość.
Xellos wyglądał na bardzo rozbawionego.
- Sugerujesz, że ty nie wiążesz przyszłości z naszą księżniczką? - zapytał podstępnie.
- To nie tak. Ale pozostały jeszcze prawie dwa lata do jej pełnoletności. Dopiero po dwudziestym roku życia następczyni tronu może wyjść za mąż. Jak pomyślę, że do tego czasu ona będzie tylko o tym gadać, to robi mi się gorzej.
- Więc powiedz jej to.
- Jeszcze czego - warknął Zel - Nie jestem taki gruboskórny.
- Odkąd szczerość ma cokolwiek wspólnego z gruboskórnością - odparł Xellos, a po chwili dodał z ironią - A w ogóle to nie rozumiem, po co czekać do ślubu. Przecież Amelia o niczym innym nie marzy.
Zelgadis zrobił się cały czerwony, gdy dotarł do niego podtekst tej wypowiedzi.
- Daj mi spokój - była to bardziej prośba niż nakaz.
Mazoku westchnął teatralnie i pokręcił z niezadowoleniem głową.
- Doprawdy, zabawny jesteś. Jak dobrze pójdzie za dwa lata będziesz królem Seiluun, a boisz się powiedzieć co myślisz.
- Łatwo ci mówić.
- Ja tak robię. A wierz mi, gniew Amelii to nic w porównaniu z wściekłością Filii.
Zel spojrzał na Demona i chciał chyba coś jeszcze powiedzieć, ale w tej właśnie chwili wrota świątyni się otwarły i goście zaczęli wychodzić.
Uroczystość zaślubin zakończyła się i teraz można było przystąpić do części mniej oficjalnej. Sala w której odbywać się miało wesele była wystrojona kwiatami i kolorowymi wstążkami. Wzdłuż całej jej długości, pod ścianą, rozstawiony został długi stół, zastawiony przez najrozmaitsze potrawy, a w kącie jakaś kapela przygotowywała instrumenty. Goście zasiadali po obu stronach tego niesamowicie długiego mebla, a miejsce na szczycie zajęła Lina wraz ze swoim nowo nabytym mężem.
Gdy już wszyscy zdołali się usadowić, Filionel de Seiluun, który był gospodarzem tej uroczystości, podniósł się z krzesła i wzniósł toast. Zaraz po nim uczyniła to Amelia, a potem jej chimerowaty przyjaciel. Kolejne toasty posypały się lawinowo. W końcu życzenia złożyła również Filia w imieniu całej swojej rodziny. A chwilę potem, ku zaskoczeniu niektórych, wstał Xellos i uśmiechając się podstępnie, żeby nie powiedzieć tajemniczo, spojrzał w stronę Liny.
- Ponieważ życzenia szczęścia i pomyślności zabrzmiałyby w moich ustach niczym czysta hipokryzja, dlatego życzę ci jedynie byś miała tyle samo cierpliwości do Gourrego, co ja mam do...
Niestety nie zdołał dokończyć, gdyż czyjś łokieć wylądował w miejscu, gdzie zwykli śmiertelnicy miewają wątrobę. Mimo to toast został spełniony.
Gdy składanie życzeń dobiegło końca, wszyscy przystąpili do posiłku. Myli się ten, kto uważa, że państwo młodzi postanowili zachować kulturę w czasie tej uroczystości. Ze zwykłą sobie zachłannością rzucili się na stojące przed nim jedzenie. Z mieszaniną rozbawienia i zażenowania przyglądała się temu Amelia.
- Panno Lino...eee...to znaczy pani Lino, tak nie wypada - stwierdziła, choć wiedziała, że jest to działanie bezsensowne.
- Daj spokój, Amelio. Przecież to mój ślub - ruda czarodziejka pogroziła jej skrzydełkiem kurczaka - Jeśli nie mogę się najeść na własnym weselu, to czego więcej mogę oczekiwać od życia.
- Właśnie - wtrącił Gourry - Poza tym jedzenie jest takie pyszne, że szkoda, by się zmarnowało.
- Całkowicie się z tobą zgadzam, drogi mężu.
Dalsza dyskusja mijała się całkowicie z celem.
Z każdym kolejnym kieliszkiem wina sztywna i oficjalna atmosfera coraz bardziej się rozluźniała, a gdy muzycy zaczęli grać, pierwsze pary ruszyły do tańca. Goście zaczęli się powoli łączyć w różne kółka towarzyskie, a niektórzy spacerowali po sali, obserwując otoczenie. Byli oczywiście również tacy, którzy postanowili po prostu spić się na umór albo najeść do syta, ale poza tym zapanował znacznie bardziej rozrywkowy nastrój. Lina i Gourry byli niepocieszeni, gdyż oderwano ich od jedzenia i zmuszono, by zatańczyli jako pierwsi. Na szczęście nie trwało to długo, ponieważ szermierz był marnym tancerzem i szybko postanowiono zlitować się nad jego partnerką.
Leyla przez dłuższą chwilę z przyjemnością obserwowała, jak do jej starszego brata przykleiły się jakieś dwie młode dziewczęta, najpewniej należące do dworu Seiluun. Najwyraźniej Valgarv wpadł im w oko, choć za bardzo nie wiedział jak reagować na ten przypływ zainteresowania. Szybko zrobił się czerwony, a na zadawane pytania odpowiadał albo monosylabami, albo w ogóle bez sensu. W końcu jednak Leyla zlitowała się nad chłopcem i ruszyła mu z odsieczą.
- Czy pamiętasz jeszcze, Valgarv, że obiecałeś zatańczyć ze mną?
Brat spojrzał na nią zaskoczony, gdyż o ile jeszcze pamiętał, to nie rozmawiali o tym, szybko jednak zrozumiał podstęp.
- Ach, tak...prawda. Panie wybaczą - stwierdził, nawet nie spoglądając na adoratorki.
Wziął Leylę pod rękę i poprowadził na środek sali.
- Dzięki.
- Nie ma za co. Tylko ja mam prawo cię dręczyć.
Tańczyli dłuższą chwilę, aż muzyka się skończyła.
- Zanim te dwie znowu mnie dopadną, pójdę poszukać wujka. Chyba widziałem, jak chyłkiem wymykał się z sali.
- No, tak. Znowu poczuł się gorzej.
Chwilę potem Leyla została sama. Od razu postanowiła poszukać jakiegoś ciekawego towarzystwa. Rozejrzała się bacznie po sali, aż w końcu jej wzrok zatrzymał się na wysokim mężczyźnie, siedzącym na przeciwległym krańcu stołu. Miał długie blond włosy i przenikliwe spojrzenie. Bawił się kieliszkiem wina i z zaciekawieniem obserwował ludzi dookoła. Najwyraźniej jednak przybył tu sam, a Leyla wiedziała dlaczego. Śmiało podeszła bliżej i bez wstępu zapytała.
- Pan jest Złotym Smokiem, prawda?
Mężczyzna spojrzał na nią zaskoczony, a potem uśmiechnął się przyjaźnie.
- Tak, nazywam się Milgasia. A ty kim jesteś?
- Na imię mam Leyla i przyjechałam tu razem z rodzicami. Też jestem smokiem.
Dziewczynka wiedziała, że lepiej nie wdawać się w szczegóły.
- Miło mi cię poznać.
- Skąd pan przybył? - spytała, siadając na krześle obok.
- Pochodzę z Gór Kataart. Swego czasu służyłem Królowi Wodnemu Smokowi, aż do...
- Wojny Upadku Potworów - zakończyła za niego Leyla - Tata opowiadał mi, że wtedy on zginął.
- Zgadza się. Mimo to ja i moi bracia wciąż zamieszkujemy miejsce, gdzie dawniej była jego świątynia. Twoi rodzice są kapłanami?
- Moja mama była dawniej kapłanką w świątyni, ale teraz już nie jest. Miało to jakiś związek z moim starszym bratem, ale nie znam szczegółów.
- A twój ojciec?
- Eee... - Leyla zamyśliła się - Tata nikomu nie służy.
Milgasia wyglądał na zaskoczonego.
- To rzadkie w dzisiejszych czasach.
Niespodziewanie podeszła do nich Filia.
- Tutaj jesteś, wszędzie cię szukam - stwierdziła kładąc dłoń na ramieniu dziewczynki - Mam nadzieję, że zachowujesz się grzecznie.
- Staram się, prawda? - Leyla puściła oko do swojego rozmówcy, a ten od razu potwierdził jej słowa.
Filia przedstawiła się i z przyjemnością zamieniła kilka słów z przedstawicielem swojego gatunku, potem zwróciła się do córki.
- A nie wiesz może, gdzie znów zniknął twój pożałowania godny ojciec?
- Podobno Valgarv widział, jak wychodzi na zewnątrz, chyba nadal nie czuje się dobrze - odparła Leyla zupełnie nie zwracając uwagi na epitet, jakim potraktowano jej rodziciela.
- Pani mąż choruje? - spytał Milgasia.
Filia poczuła się bardzo zakłopotana.
- On jest ojcem mojej córki, ale nie jest moim mężem - odparła nieco wymijająco.
- To doprawdy dziwne.
- Żeby pan wiedział.
Smoczyca czym prędzej, korzystając z okazji, zostawiła córkę i wmieszała się w tańczących. Chyba nadal nie była gotowa, by wyznać innemu smokowi, kto jest jej stałym towarzyszem życia.
- Twoja mama to bardzo miła osoba.
- Wiem, choć potrafi być niebezpieczna, szczególnie gdy złości się na tatę.
- Jak każdy smok - skwitował Milgasia.
- Muszę już iść, jeszcze nie złożyłam życzeń cioci Linie - dziewczynka zeskoczyła zwinnie z krzesła i nieznacznie się ukłoniła.
- Do widzenia, Leylo Ul Copt.
Młoda smoczyca odeszła już kilka kroków, ale nagle odwróciła się i z promiennym uśmiechem dodała.
- Tak po prawdzie, to nazywam się Leyla Ul Copt Metallium.
I znikła w tłumie, nim Milgasia zdołał otrząsnąć się z szoku. Dopiero długo później uświadomił sobie, gdzie i kiedy widział już te oczy.
Filia wraz z Liną i Amelią siedział w rogu stołu i przy winie rozmawiały o dalszych planach życiowych. Prym wiodła w tym temacie księżniczka, która już teraz widziała siebie w białej sukni ślubnej.
- Najgorsze jest to, że muszę czekać jeszcze dwa lata. Mam tylko nadzieję, że do tego czasu Zelgadis się nie rozmyśli - stwierdziła pół żartem, pół serio.
- Wtedy byłby głupszy niż Gourry - rzuciła bojowo Lina - Trzeba znać swoją wartość, Amelio. Pamiętaj, że jesteś księżniczką, masz jako druga prawo do sukcesji tronu i połowa Seiluun należy do ciebie.
- Ależ, pani Lino. Przecież nie można wszystkiego sprowadzać do kwestii materialnej.
- Ja tak robię.
- A gdzie miłość, romantyzm i kolacja przy świecach o zachodzie słońca?
- Bez pieniędzy to nawet ogarka nie będzie, o kolacji nie wspominając.
Amelia nie wyglądała na specjalnie pocieszoną, ale ponieważ zarówno ruda czarodziejka jak i smoczyca zaczęły się śmiać, on również rozchmurzyła się.
Gdy Lina opanowała wybuch radości, zmieniła temat.
- Powiem szczerze, nawet teraz po trzech latach, trudno mi czasami uwierzyć, że jesteś z Xellosem. Jak ty z nim wytrzymujesz?
Filia westchnęła.
- Nie mam pojęcia. Mój porządny dom zamienił się w obwoźny cyrk i teraz nie mam ani chwili spokoju. Nie pytaj mnie jak to wytrzymuję, bo to podchodzi pod zjawisko zwane cudem. Najwyraźniej Pani Nocnych Koszmarów postanowiła sobie zafundować jakąś oryginalną rozrywkę i zrobiła to moim kosztem. Jednak najbardziej przeraża mnie co innego.
Amelia i Lina spojrzały na nią pytającą.
- Wybaczcie, że to mówię, ale taka jest prawda. Ludzie przy dobrych układach mogą być ze sobą pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt lat. W moim przypadku, jeśli dopisze szczęście, ten związek skończy się szybko, a jeśli będę miała pecha to może trwać całą wieczność, aż do skończenia świata. Przecież ja przez ten czas postradam zmysły.
Filia upiła łyk czerwonego wina. Jej towarzyszki wyglądały na skonsternowane.
- Zakładając oczywiście, że po drodze nie pozabijamy się nawzajem.
Smoczyca uśmiechnęła się przyjaźnie, a po chwili wszystkie trzy śmiały się serdecznie.
- Widzę, że znowu mnie obgadujesz - odezwał się Xellos podchodząc do nich.
- Oczywiście. Muszę wykorzystać fakt, że ty nie możesz tutaj wysiedzieć - odparła smoczyca przekornie.
- W takim razie ja muszę zapamiętać, żeby unikać podobnych imprez.
- Nie licz na to, już niebawem ślub Amelii i Zela.
- Na rubinookiego, czy wy ludzie nie macie nic lepszego do roboty - stwierdził udając zrezygnowanie, ale nie przestawał się zwyczajowo uśmiechać.
Zabawa trwała do białego rana, a gdy pierwsze promienie słońca wpadły przez okno, goście zaczęli się żegnać i rozchodzić. Leyla już od jakiegoś czasu spała na jednej z ławek, a Valgarv padał ze zmęczenia, gdyż wszystkie przedstawicielki płci przeciwnej koniecznie chciały z nim zatańczyć. Dlatego też Filia pożegnała się w ich imieniu i gdy Xellos wziął na ręce swoją pierworodną, cała czwórka znikła.
Koniec.
Dedykuję tego speciala wszystkim miłośnikom wesel i hucznej zabawy do białego rana. Co prawda ja się do nich nie specjalnie zaliczam, ponieważ jest minuta po północy, a ja ledwo już widzę na oczy. Zzz?Zzzz?Zzzzz. Życzę wszystkim kolorowych snów i dobranoc.
Miko-chan
12.09.2006r.
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.