Opowiadanie
Kot na rozdrożu
cz. II
Autor: | Miko-chan |
---|---|
Korekta: | Inai |
Serie: | Slayers |
Gatunki: | Fantasy, Przygodowe |
Dodany: | 2006-12-01 22:07:07 |
Aktualizowany: | 2006-12-01 22:08:01 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
W ten piękny, letni dzień słońce wślizgiwało się we wszystkie zakamarki niewielkiego miasteczka. Ludzie nieco sennie przemieszczali się z miejsca na miejsce, rozleniwieni przez lejący się z nieba żar. Nawet kupcy nie mieli ochoty zachęcać przechodzących do nabywania ich towarów, było na to stanowczo za gorąco. Pośród tego ogólnego znużenia wyróżniała się trójka ludzi, którym niegroźny był upał. Wyróżniała się tym bardziej, że żadne z nich człowiekiem nie było.
- Valgarv! Zostaw tego psa w spokoju! Jak go będziesz ciągnął za uszy, to cię ugryzie! Valgarv! Nie wspinaj się na ten dach, spadniesz i się potłuczesz! Valgarv! Nawet nie próbuj zbliżać się do stoiska z zabawkami! Nie obrabowałam jeszcze banku! - ostry głos kobiety co chwilę zakłócał ciszę zaległą nad miasteczkiem - Co za urwis, po co mi to było - dodała zniechęcona.
- Na następne urodziny proponuję kupić mu smycz - stwierdził kapłan idący dwa kroki za Filią.
- Niezły pomysł - powiedziała spoglądając kątem oka na swojego towarzysza.
Xellos jak zwykle uśmiechnięty i zadowolony z siebie szedł powoli rozglądając się po okolicy. Swój nieodłączny kij trzymał oparty o ramię, a na jego drugim końcu wisiały dopiero co nabyte sprawunki.
- Mam nadzieję, że nie zamierzasz już nic więcej kupować, bo nie uśmiecha mi się rola tragarza - rzucił po chwili.
- Nawet nie waż się narzekać - stwierdziła złośliwie smoczyca - Skoro już raczyłeś się pojawić, to przynajmniej przydaj się na coś.
- Pragnę przypomnieć, że stworzono mnie do wyższych celów.
- Korona ci z głowy nie spadnie. Valgarv, złaź natychmiast z tego konia! Jesteś za mały!
Chłopiec w końcu zrezygnował z ignorowania napomnień swojej ciotki i posłusznie do niej wrócił. Był on bardzo żywym dzieckiem, co niekiedy doprowadzało Filię do szewskiej pasji. Na szczęście nie zachował żadnych przykrych wspomnień po incydencie z amuletem, dzięki czemu bez oporów mógł korzystać z radości dzieciństwa. To miasteczko, dom Filii, czy okoliczne pola i lasy były teraz całym jego światem, a spędzany w nich czas mijał mu beztrosko. Obecnie mieszkał jedynie z ciocią, gdyż wujkowie Jiras i Gravos gdzieś znikli, co Filia tłumaczyła dość niejasno (jak pamiętamy odwiedzili ocean), ale mimo to nie narzekał na brak towarzystwa, gdyż zyskał nowego "wujka". Właśnie ten nowy, częsty gość był solą w oku dla Filii. Jej duma i honor nie pozwalały na wyrzucenie go, ale jednocześnie niespodziewane pojawiania się Xellosa pod jej dachem wybitnie ją drażniły. Najbardziej obawiała się, że jego cynizm będzie miał zły wpływ na Valgarva, który w tym wieku był bardzo podatny na takie rzeczy. Dlatego robiła wszystko co było w jej mocy, by ograniczyć do minimum ich spotkania. Ku swojej uldze zauważyła jednak, że Mazoku nie wykazywał żadnych wrogich intencji w stosunku do małego smoka.
Gdy słońce minęło zenit dziwaczna "rodzinka" wracała do domu. Valgarv biegł o kilkanaście kroków przed nimi, dalej szła Filia niosąc nowo nabytą wazę, a na samym końcu wlókł się tajemniczy kapłan obładowany zakupami niczym juczny muł.
- Całe szczęście, że już jesteśmy na miejscu, dostanę od tego jakiegoś skrzywienia - marudził.
- I tak masz już poważne skrzywienie, więc raczej ci nie zaszkodzi - zripostowała Filia.
- Podobno nie masz pieniędzy, Filio, więc po co kupiłaś jedzenia jak dla pułku wojska?
- Jutro ma odwiedzić mnie Lina i reszta przyjaciół.
- To wiele tłumaczy.
- Przyjdzie ciocia?! Super! - ucieszył się Valgarv, który pochwycił słowa rozmowy - Mam nadzieję, że nie zapomniała, co mi obiecała.
- A co takiego ci obiecała? - spytała zaniepokojona Filia.
- Powiedziała, że nauczy mnie zaklęcia ognistej strzały - odparł uradowany chłopiec.
- Po moim trupie.
Ta sytuacja powtarzała się od ponad miesiąca. Każdego wieczora Filia siadała zmęczona przed kominkiem i zastanawiała się czy będzie mieć spokój następnego dnia. Jeżeli Xellos nie pojawiał się, oddychała z ulgą, a kiedy Mazoku zaszczycił ją swoją obecnością wiedziała, że czeka ją dzień pełen wysiłków skupiających się na opanowaniu złych emocji. Nie musiał nawet nic mówić, sama jego obecność drażniła ją, ale za wszelką cenę nie chciała się z tym zdradzić - jeszcze tylko tego brakowało, żeby pozwoliła mu zabawiać się jej kosztem. Doskonale wiedziała jak bardzo Xellosa bawiło zażenowanie, w jakie ja wprawiał swoją osobą. Co gorsza Valgarv coraz bardziej przywiązywał się do swojego "wujka". Początkowo starała się nie zwracać na to uwagi, licząc, że ta sytuacja nie będzie trwała długo, jednak któregoś dnia mały smok sam przyszedł do niej i zaczął ją wypytywać kiedy wróci Xellos. Wtedy zdała sobie sprawę, jak bardzo niebezpieczne może się to okazać dla jej podopiecznego. Była jednak bezradna. Dodatkowo Mazoku nie dawał jej żadnego pretekstu do wyrzucenia go z domu. Przez cały miesiąc nie usłyszała od niego złego słowa, może prócz nieszkodliwych zaczepek, na które nie zwracała już prawie uwagi. Także w stosunku do Valgarva był nadspodziewanie miły i życzliwy (co było już bardzo podejrzane). Spełniał wszystkie zachcianki chłopca, a wieczorami opowiadał mu różne historie z przeszłości. Wydawało się to całkowicie nieszkodliwe, ale Filia nie była zbyt uszczęśliwiona, słysząc chociażby jak Xellos opowiada o wojnie upadku potworów. Jest to zrozumiałe, szczególnie jeżeli zauważyć, że wersja wydarzeń przedstawiana przez Demona znacznie różniła się od tej znanej smokom.
Zwykle tylko przysłuchiwała się z kuchni tym opowieściom, ale pewnego razu rozmowa zeszła na najgorszy z możliwych torów.
- Wujku - zaczął Valgarv siedząc obok Xellosa na kanapie - Zupełnie o tym zapomniałem, ale kiedyś nazwałeś mnie Starożytnym Smokiem. Dlaczego?
- To bardzo proste. Jesteś nim - odparł bez wahania Mazoku.
- Ale co to znaczy? Wiem, że ciocia jest smokiem, bo kiedyś bardzo zdenerwowała się na wujka Gravosa i wtedy pojawił jej się ogon. A potem sama mi o tym powiedziała. Ale ja nie mam takiego ogona - Valgarv utkwił wzrok w Xellosie, który uśmiechał się zwyczajnie.
- Bo widzisz, mały, ty należysz do innej rasy smoków.
- A gdzie w takim razie są moi rodzice? Bo przecież są inne Starożytne Smoki, prawda?
Xellos pokręcił przecząco głową.
- Jesteś ostatnim Starożytnym.
- Jak to?
- Pamiętasz jak mówiłem ci o wojnie między bogami, a potworami? W tej wojnie członkowie twojej rasy nie chcieli brać udziału. Powodem tego była potężna broń będąca ich własnością, a która mogła przechylić szalę zwycięstwa na którąś ze stron. I to właśnie ta broń przyczyniła się do zagłady Starożytnych Smoków.
- Zniszczyła ich?
- Sprowadziła na nich śmierć.
Valgarv przez dłuższą chwilę rozważał usłyszane słowa. W końcu znów zapytał:
- Ale skoro działo się to tak dawno, to dlaczego ja jestem taki mały?
- Bo już raz żyłeś, a teraz odrodziłeś się ponownie.
- Więc byłem dorosły?
- Tak. Ale poczekaj jeszcze trochę i znowu będziesz duży.
Chłopiec uśmiechnął się szeroko na taką zapowiedź. Nagle z kuchni usłyszał głos cioci.
- Już późno, Valgarv. Idź spać.
- Dobrze ciociu, już idę - odparł marudnie mały smok zeskakując z kanapy - Dobranoc, wujku.
Gdy Valgarv zniknął na schodach, w domu zapadła grobowa cisza. Xellos wciąż siedział niewzruszony na swoim miejscu, patrząc zmrużonymi oczami na drzwi do kuchni, w których dopiero po dłuższej chwili pojawiła się Filia. Była blada jak ściana. Chyba nikt lepiej od niej nie wiedział, że tego wieczoru Xellos mógł za pomocą kilku zaledwie słów obrócić jej życie w koszmar. Nie miałby najmniejszych trudności w nastawieniu Valgarva przeciw niej, wystarczyłoby gdyby powiedział całą prawdę o zagładzie Starożytnych Smoków. Jej podopieczny był na tyle mądry, że z pewnością zrozumiałby wszystko.
- Dziękuję ci, Xellosie - powiedziała w końcu, patrząc w podłogę.
Demon wzruszył jedynie ramionami.
- To niczego nie rozwiązuje - spojrzał nieco poważniej na smoczycę - Prędzej czy później i tak się dowie, już to raz mówiłem. A czym później to nastąpi, tym gorzej dla ciebie. Ale bądźmy szczerzy, nie mam żadnego interesu w zagłębianiu się w wasze problemy, nic by mi z tego nie przyszło.
Filia doskonale pamiętała tamten dzień i na jego wspomnienie zawsze ciarki przechodziły ją po plecach. Teraz jednak z rozmyślań wybiło ją pukanie do drzwi.
- Lina! Gorry! Cieszę się, że jesteście - witała gości - Valgarv, zejdź na dół, już przyszli.
Na górze dało się słyszeć odgłos szybkiego biegu.
- CIOCIU!!! - mały smok omal nie przewrócił Liny rzucając się jej na szyję.
Filia nigdy nie mogła się nadziwić tej radości Valgarva, jaką okazywał na widok rudej czarownicy (ehem, to znaczy płomiennowłosej czarodziejki). Ze wszystkich jej znajomych Linę lubił najbardziej.
Goście usiedli przy stole, który szybko zapełniał się jedzeniem. Filia dziękowała Cephiedowi, że Xellos gdzieś się ulotnił, ale niestety jej modlitwy dały raczej krótkotrwały efekt. Nim zdążyła wnieść wszystkie potrawy, usłyszała znajomy głos w pokoju.
- Witajcie, przyjaciele, co za spotkanie.
- Xellos. A co ty tutaj robisz? - spytała podejrzliwie Lina, pomna nie tak dawnych jeszcze wydarzeń.
Tajemniczy kapłan złapał się ręką za tył głowy i uśmiechnął niewinnie.
- Zachowujesz się tak jakbyś podejrzewała mnie o złe intencje. To nieładnie z twojej strony, Lino.
- Wszyscy dobrze wiemy, że święty to ty nie jesteś. A jakoś wierzyć mi się nie chce, że Filia zaprosiła się na przyjęcie.
Właśnie w tej chwili smoczyca weszła do pokoju wnosząc ostatnią tacę.
- Tak się składa, że nie potrzebuję zaproszenia - Mazoku rzucił przelotne spojrzenie na Filię - Dziwnym zbiegiem okoliczności mieszkam tutaj.
- CO!!! - krzyknęli równocześnie Lina i Gorry.
- To prawda, Filio?
Smoczyca z trudem powstrzymywała atak furii, a jej ręka nieświadomie zacisnęła się na rękojeści maczugi.
- Nie miałam wyjścia, postawił mnie przed faktem dokonanym - stwierdziła przez zaciśnięte zęby.
Lina spojrzała na Xellos pytająco. Ale ten jedynie uśmiechnął się jeszcze szerzej i przyłożył wskazujący palec do ust.
Nie minęło dużo czasu, jak w drzwiach niewielkiej chatki ukazała się także żądna prawa i sprawiedliwości księżniczka Amelia (prawa i sprawiedliwości? dobrze że nie walczy w samoobronie!) i jej chimerowaty towarzysz. Wszyscy siedzieli przy stole, pochłaniali wszystko co się nawinęło (przynajmniej niektórzy), wspominali stare, dobre czasy i naśmiewali się z głupoty Gorry'ego.
- Jak możesz nie pamiętać kim był Dark Star!? Omal nas wszystkich nie pozabijał, kretynie!!! - wrzeszczała Lina, tłukąc szermierza po głowie talerzem.
- Auu, to boli. Zaraz, chyba sobie przypominam. Czy to nie był ten ślepy mag, co szukał jakiegoś fizjonoma?
Linie opadły ręce.
- To był Rezo i nie szukał żadnego fizjonoma, tylko kamień filozoficzny, głąbie!
- A prawda, coś czytałem o jakimś starym portierze i kamieniu filozoficznym - odparł beztrosko Gorry.
- Tracę czas. Beznadziejny z ciebie przypadek - skwitowała Lina.
Tymczasem Amelia nie zwracając uwagi na wygłupy przyjaciół rozmawiała z Filią na temat Valgarva.
- Aż trudno uwierzyć, że ma dopiero dwa i pół roku - mówiła - Wygląda na siedem.
- To prawda, bardzo szybko rośnie.
- Pewnie to typowe dla Starożytnych Smoków - wtrącił Zelgadis.
- Możliwe. Choć dla mnie jest to dość przykre. - Stwierdziła Filia spoglądając na małego smoka, siedzącego koło Liny. - Jeszcze dwa, może trzy lata i będzie dorosły. To dziwne, jestem nieśmiertelna, a brakuje mi czasu.
- Proszę się nie smucić, panno Filio - pocieszała ją Amelia - Zawsze ma pani jeszcze nas. Ja i pan Zelgadis zawsze będziemy twoimi przyjaciółmi. Panna Lina i Gorry także. No, i jest jeszcze pan Xellos.
- Jego nie zaliczyłabym do grona moich przyjaciół.
- Chyba trochę przesadzasz, panno Filio. Może nie zawsze postępował zgodnie ze ścieżką sprawiedliwości, ale w końcu dopomógł nam w zniszczeniu Dark Star'a.
- Dziękuję za słowa uznania - wtrącił tajemniczy kapłan z drugiego końca stołu.
Właśnie prowadził on dyskusję z Liną (która przestała wyżywać się na Gorrym) na tematy egzystencjalne (choć wydaje się to nieprawdopodobne w tej gromadce).
- Taktujesz nas, demony jak insekty, ale to dzięki nam jesteś tym kim jesteś - przekonywał Xellos.
- Tak, szczególnie po tym, jak kilku z was chciało mnie zabić - odparła z ironią czarodziejka - Dziękuję za takie wsparcie.
- Jednak nie możesz zaprzeczyć, że to od nas czerpiesz całą swoją magiczną moc. Wątpię czy byłabyś szczęśliwa mogąc korzystać jedynie z białej magii. Wtedy mogłabyś miotać w bandytów jedynie błogosławieństwami.
Lina zaczęła się śmiać na samą myśl o tym.
- Ale to nie zmienia faktu, że wszystkie Mazoku zawsze mają co do mnie jakieś plany i potem mam przez to kłopoty. To dotyczy także ciebie, Xellosie.
Kapłan podrapał się z tyłu głowy.
- Nie mogę zaprzeczyć. Wybaczcie mi na chwilę - dodał niespodziewanie i zniknął.
W innym miejscu...
- Wzywałaś mnie.
- Energia Starożytnego Smoka, którą wyzwolił amulet, sprowadziła nieproszonych gości - stwierdziła bez wstępu Zelas.
- Długo nie mogli się zdecydować, ale to typowe dla smoków. Jednak niepotrzebnie się niepokoiłaś, pani. Już dawno wyczułem ich obecność.
- W takim razie zostawiam to tobie.
- Tak jest.
Nieobecność Xellosa trwała zaledwie minutę, ale i tak wzbudziła ogólne zainteresowanie.
- To bardzo niekulturalnie znikać tak w pół zdania, panie Xellosie - rzuciła Amelia.
- Nic nie poradzę, mam swoje obowiązki.
Wszyscy doskonale wiedzieli, że nie ma cienia sensu pytać o powody zniknięcia Demona, dlatego szybko wrócono do poprzednich tematów.
Był już późny wieczór gdy goście opuścili dom Filii. Jedynie Xellos pozostał, gdyż zagoniła go do sprzątania. W czasie gdy smoczyca zmywała, on przynosił do kuchni kolejne stosy talerzy. Nagle jednak Filia usłyszał trzask tłuczonej zastawy. Otrzepała ręce z wody i zajrzała do pokoju. Na podłodze leżały resztki talerzy, a po Xellosie nie pozostało ani śladu. Już miała rzucić w jego kierunku jakieś soczyste przekleństwo, kiedy Mazoku pojawił się z powrotem.
- Co ty...?
- Nie czas na to. Mamy drobny problem.
Ledwo co zdążył to powiedzieć, dało się słyszeć jak ktoś wystrzelił kilkanaście pocisków energii w stronę domu. Na szczęście żaden nie doszedł do celu, gdyż Xellos zdążył postawić barierę.
- Przyprowadź Valgarva - rozkazał.
Filia nie czekała ani chwili. Młody smok spał już od jakiegoś czasu, ale szybko go zbudziła i zaprowadziła do głównego pokoju. Wtedy to Xellos chwycił ją za ramię i razem teleportowali się na wzgórze leżące w pewnej odległości od domu. Filia z przerażeniem obserwowała jak jej dom obraca się z ruinę (tym razem naprawdę. Dopiero po chwili dostrzegła, że niebo nad nimi jest jakieś dziwne. Przesuwało się po nim wiele szarych obłoków, które kształtem przypominały smoki.
- Co tu się dzieje? Czy to twoja sprawka?! - spojrzała wojowniczo na Xellosa.
- Oni przyszli po Valgarva - mówiąc to wskazał palcem w niebo - Ale nie martw się, zajmę się nimi - dodał uśmiechając się jadowicie - A ty zabierz go w bezpieczne miejsce.
Filia nie widziała powodów by się sprzeciwiać, choć wyraz twarzy Xellosa był niepokojący. Położyła ręce na ramionach Valgarva i razem znikli.
- Dobrze, czas rozprostować kości - stwierdził Mazoku spoglądając na smoki, które wciąż krążyły nad zgliszczami.
Tymczasem Filia wraz z Valgarvem skryła się w pobliskim lesie, gdzie czekała na wynik walki. Niespodziewanie jednak zaniepokoił ją odgłos czyichś kroków. Po chwili zza drzew wyszło kilku mężczyzn ubranych w szare szaty.
- Kim jesteście? - spytała, przytulając jeszcze mocniej do siebie małego smoka.
- Jesteśmy sługami Króla Powietrznego Smoka - odparł jeden z mężczyzn - Przyszliśmy po to dziecko.
- Czego chcecie od Valgarva?
- Jego destrukcyjna moc już raz omal nie zniszczyła naszego świata dwa lata temu. Myśleliśmy, że wtedy został ostatecznie pokonany, ale niedawno jego energia znów się uaktywniła. Nie pozwolimy by ta tragedia powtórzyła się ponownie.
- To nie jest wasza strefa wpływów! - oburzyła się Filia. - Nie powinno was to interesować.
- Nie ma już sług Króla Ognistego Smoka - odpowiedział spokojnie mężczyzna - Dlatego ten obowiązek przeszedł na nas. Na pamięć Cephieda pozwolimy ci odejść jeżeli oddasz nam prastarego.
- Nigdy!
- W takim razie zginiesz.
Ciała smoków, które wyglądem przypominały nieco mgliste, szare obłoki spadały na ziemie. Jeden za drugim ginął w tym nierównym pojedynku. Choć Powietrzne Smoki były silniejsze i bardziej odporne od swoich złotych kuzynów, nie miały szans w starcu z tej klasy bestią. Nagle nocne niebo rozdarł przeraźliwy krzyk, który wstrzymał na chwilę walkę.
- Czyżbym popełnił błąd? - stwierdził Xellos, po czym teleportował się do miejsca z którego dochodził ten wrzask.
Błyskawicznie znalazł się na niewielkiej leśnej polance. To co tam ujrzał nawet na nim zrobiło nieprzyjemne wrażenie. Po Szarych Smokach nie pozostało ani śladu, nigdzie nie było również Valgarva, jedynie na środku stała Filia, choć określenie "stała" nie jest tutaj najtrafniejsze. Z ziemi wychodziły trzy krzyżujące się, świetliste promienie, które przebiły plecy smoczycy i wydostały się przez klatkę piersiową. To właśnie one utrzymywały ją w pionowej pozycji. Xellos natychmiast wylądował obok niej i jednym uderzeniem swego kija usunął świetliste włócznie. Bezwładne ciało Filii opadło na ziemie.
"Zimno mi
Dlaczego tu jest tak zimno?
Dlaczego tak pusto?
Gdzie ja jestem?
Kim ja jestem?
Czy ja jestem?"
Ostatnim wysiłkiem woli Filia próbowała otworzyć oczy. Nie zależało jej już na życiu, czuła, że umiera, ale za wszelką cenę pragnęła uratować Valgarva. Jej wysiłki skupiły się tylko na tym by powiedzieć, że go zabrali, że go zabiją. Nie czuła już bólu, jedynie nie mogła poruszyć żadną częścią ciała. Było jej bardzo zimno.
Gdy zdołała otworzyć oczy, ujrzała Xellosa kucającego obok niej. Jedną ręką trzymał swój kij wbity głęboko w ziemię, a drugą ubroczoną we krwi położył na jej ranie. Patrzył w przestrzeń przed sobą szeroko otwartymi oczami, które tak bardzo upodabniały go do Demona. Czy to on ją zranił? Filia nie mogła sobie przypomnieć, wiedziała tylko jedno, iż już kiedyś widziała to spojrzenie. Było to w czasie walki z Valgarvem, po tym jak ten odrzucił propozycję przyłączenia się do Mazoku. To okrutne, nie znające litości spojrzenie potwora.
Xellos coś mówił, ale ona nie słyszała słów, widziała tylko nieznaczne ruchy ust. Czy to było jakieś zaklęcie? Przecież potwory nie posiadają mocy uzdrawiającej. Więc co to jest? Nagle z nieba uderzył czarny słup mocy, który przeszył Xellosa, a potem wzdłuż jego ręki dotarł do ciała Filii. Z ust smoczycy wyrwał się krzyk, po czym ogarnęła ją przerażająca ciemność.
- Valgarv!!! - wspomnienie chłopca wydobyło Filię z otaczającego ją mroku.
Przez całe jej ciało promieniował piekący ból z centrum w okolicy serca, ale to tylko upewniło ją, że nadal żyje. Z trudem uniosła się na rękach i rozejrzała. Po chwili dostrzegła Xellosa siedzącego nieopodal pod drzewem. Od razu coś uderzyło ją w jego wyrazie twarzy. Po raz pierwszy wyglądał na zmęczonego. Jednak nie zastanawiała się nad tym długo.
- Xellosie, gdzie jest Valgarv? - spytała z wysiłkiem.
- Właśnie chciałem zapytać cię o dokładnie to samo. - Odparł Mazoku wstając - Nie wyczuwam nigdzie jego obecności.
- Co?
- To może oznaczać dwie rzeczy, albo został gdzieś ukryty, albo zginął - mówił, podchodząc bliżej. Jego głos był bezbarwny, a twarz wciąż miała ten nieprzyjemny, zimny wyraz.
- To niemożliwe! On nie mógł zginąć! - przeraziła się Filia.
- Twoja więź z nim jest na tyle silna, że jeśli żyje powinnaś móc go odnaleźć, bez względu na otaczające go bariery.
- Rozumiem.
Filia z trudem podniosła się z ziemi. Spojrzała na zakrwawione ubranie, po czym zamknęła oczy i skupiła się na osobie Valgarva.
Minuty płynęły.
- Wiem gdzie on jest - stwierdziła w końcu Filia zmęczonym głosem.
- Zbudź się Lino - stanowczy głos dotarł do umysłu rudej czarodziejki.
Z wysiłkiem otworzyła oczy i tuż nad swoją twarzą zobaczyła rozbawioną minę Xellosa.
- Aaaa!!! Bezwstydny zboczeniec! Napastujesz niewinne dziewice w środku nocy! FIRE...
- Spokojnie Lino! Przyszedłem w ważnych sprawach - uspokajał ją tajemniczy kapłan unikając jednocześnie jej pięści - Będziesz miała okazję wyładować swoją złość na kimś innym.
Dziewczyna nieco ochłonęła.
- Co konkretnie masz na myśli?
Valgarv siedział zamknięty w dziwnej kuli, która świeciła szaro-niebieskim światłem. Nie rozumiał co się działo, ale instynktownie czuł, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Był wśród jakiś ruin, których jednak nigdy wcześniej nie widział, a co gorsze nigdzie także nie było jego cioci, co powodowało, że paraliżował go strach. Niedaleko stało jakiś dwóch ludzi, ale nie zwracali oni uwagi na jego wołania. Z każdą chwilą mały smok był coraz bardziej przerażony, a łzy same cisnęły mu się do oczy. Chciał krzyczeć, wzywać ciocię lub wujka, ale strach niemalże go dusił. Dlatego siedział w bezruchu z podkulonymi nogami i jedynie cicho płakał.
Nagle gdzieś niedaleko usłyszał huk wybuchu, potem czyjeś krzyki i odgłosy walki. Dwaj strażnicy wyraźnie zaniepokojeni spojrzeli po sobie, ale w tym samym momencie dwa pionowe promienie pozbawiły ich życia nim zdążyli zareagować.
- Wujek Xellos! - ucieszył się Valgarv widząc znajomą twarz.
- Przychodzę z odsieczą - odparł Mazoku uśmiechając się przyjaźnie - Spróbuję cię stąd uwolnić.
Zaczął bacznie przyglądać się barierze otaczającej Valgarva. Szybko jednak spostrzegł, że tylko smok może ją usunąć. Jako że Filia będąc Złotym Smokiem, była słabsza od swoich powietrznych krewniaków, była nikła szansa, że zdoła to uczynić. Stąd też jego wzrok spoczął na chłopcu.
- Pamiętasz jak mówiłem ci, że jesteś Starożytnym Smokiem?
Valgarv pokiwał głową.
- Wiec teraz musisz sam sobie poradzić z tą barierą.
- Co? Ja nie potrafię!
- Potrafisz. Tylko jeszcze o tym nie wiesz.
Mały smok patrzył przez chwilę na swojego "wujka" pytająco, po czym zacisnął małe piąstki.
- Co mam zrobić? - zapytał wojowniczo.
Xellos spojrzał poważnie.
- Powiedziałeś kiedyś, że nie masz takiego ogona, jak Filia, ale ja ci mówię, że masz skrzydła. Wiem o tym ja i ty także to czujesz, choć do tej pory wmawiano ci, iż jesteś zwykłym dzieckiem. Zapomnij o tym! Wyrzuć z umysłu te brednie o człowieczeństwie! Jesteś smokiem bez względu na wszystko! Zerwij łańcuchy jakimi spętano twoją moc i ukaż mi całą swoją potęgę! Potęgę Starożytnych Smoków!
Na skutek dziwnych słów tajemniczego kapłana, Valgarv poczuł niespotykany zamęt w umyśle. Ogarnęła go dziwna siła, która stopniowo wypełniała całe jego ciało. Było to uczucie na wpół przyjemne, a wpół przerażające. Jednak szybko pierwsze odczucie zwyciężyło i mały smok zapragnął uwolnić tę siłę, która go zdominowała. Nagle poczuł rozdzierający ból w plecach, a po chwili rozwinęły się jego czarne skrzydła.
- Udało się - wyszeptał z radością, choć ciężko mu było oddychać.
- Dobrze, a teraz zniszcz tą barierę.
Valgarv podświadomie wiedział co powinien uczynić. Napiął wszystkie mięśnie i z całej siły uderzył w ścianę więzienia. Niestety okazała się znacznie potężniejsza. Przez ciało Valgarva przeszedł bolesny prąd i odrzucił go na środek. Chłopiec skulił się z bólu, a w oczach zakręciły mu się łzy.
- Jeszcze raz - usłyszał polecenie Xellosa.
- To boli - bronił się Valgarv.
- Jeszcze raz.
Smok zebrał siły i znów uderzył w barierę. Jednak i tym razem nie poddała się, a co gorsza jeszcze boleśniej to odczuł. Teraz łzy już bez zahamowań spłynęły mu po policzkach.
- Nie potrafię! Nie dam rady!
- Jeszcze raz - padła okrutna odpowiedź.
Valgarv zacisnął pięści.
- Nienawidzę cię! Jesteś podły!
- Jeszcze raz.
- Nie słyszysz co mówię?!!
Starożytny Smok spojrzał w kierunku swojego "wujka" i z rozsadzającą go złością, rzucił się w jego kierunku.
Bariera pękła jakby była ze szkła. A Valgarv upadł na ziemię nieprzytomny.
Xellos podszedł do chłopca. Na jego twarzy odbijało się złowieszcze zadowolenie. Bez wahania podniósł małego smoka i razem znikli.
Tymczasem na zewnątrz ruin toczyła się walka z Powietrznymi Smokami. Jako że Amelia i Zelgadis skupili się na ochranianiu Filii, która w skutek odniesionych ran nie była w stanie walczyć, praktycznie tylko Lina i Gorry zajmowali się eksterminacją nadmiaru smoków. Rudą czarodziejkę szczególnie drażnił fakt, że nie mogła użyć żadnego potężniejszego zaklęcia, gdyż nie wiedziała, gdzie ukryty jest Valgarv. Tym bardziej ucieszyła się, gdy zza pleców usłyszała głos tajemniczego kapłana.
- Mam Valgarva, więc teraz możesz sobie ulżyć, Lino.
- Dobra! - krzyknęła czarownica zacierając ręce i uśmiechając się przebiegle - Władco ciemności czterech światów, wzywam cię, użycz mi swej mocy! Nieprzenikniona ciemność czarniejsza od śmierci...
Xellos zniknął z pola rażenia.
- ...szkarłat płynącej krwi...
Amelia i Zelgadis wzięli za ręce Gorry'ego i także odlecieli na bezpieczną odległość.
- ...pogrzebana w strumieniu czasu wielka potęga tkwi...
Jako ostatnia znikła Filia, która z mieszanymi uczuciami patrzyła na zagładę swoich kuzynów. Wiedziała jednak, że dla Valgarva gotowa jest na każde okrucieństwo.
- ...niech głupcy co na mej drodze stoją zostaną porażeni mocą twoją, którą i ja władam...
- DRAGU SLAVE!!!
Krwawo czerwona kula rozsadziła ruiny i zmiotła z powierzchni ziemi wszystko, co znajdowało się w okolicy. Zresztą nie ma sensu opisywać efektów kuli smoka, gdyż każdy, kto miał styczność z panną Liną Inverse, niechybnie przekonał się o mocy tego zaklęcia (szczególnie jeśli stanął jej na drodze).
- Od razu mi lepiej - stwierdziła czarownica, wracając do swoich przyjaciół, którzy z bezpiecznej odległości oglądali ten pokaz sztucznych ogni - Człowiekowi zaraz poprawia się krążenie.
Lina podeszła do Amelii, która właśnie rzucała czar uzdrowienia na wciąż nieprzytomnego Valgarva.
- Dlaczego on ma skrzydła? - spytała zaskoczona na widok małego smoka.
- To proste - wyjaśniał Mazoku - Valgarv wykorzystał swoją moc do przełamania więżącej go bariery.
- To ty go do tego zmusiłeś? - Filia spojrzała na Xellosa z oburzeniem.
- Nie przeczę, ale nie było wyjścia, sam nie złamałbym tej bariery.
- Nieważne - wtrąciła Lina, przeczuwając nadchodzącą burzę - Grunt, że już jest bezpieczny.
- Tak, to najważniejsze - zgodziła się smoczyca, głaszcząc chłopca po włosach.
Ponieważ dom Filii spłonął doszczętnie w czasie ataku, zatrzymała się ona wraz z Valgarvem w pobliskiej gospodzie, tej samej której gośćmi byli Lina i reszta. Oczywiście pierwsze co postanowili zrobić po rozgoszczeniu się, to najeść do syta. Szczególnie Lina była chętna na małą wyżerkę, gdyż jak sama twierdziła, rzucanie Dragu Slave bardzo zaostrzało jej apetyt. Co prawda karczmarz miał pewne obiekcje do wydawania kolacji o drugiej w nocy, ale drobna perswazja w wykonaniu rudej czarownicy szybko rozwiało jego wątpliwości. Ta nieco późna uczta trwała prawie do rana i dopiero pierwsze promienie słońca przekonały ich, że najwyższy czas udać się na spoczynek.
Filia jako jedna z ostatnich wstała od stołu, tak że pozostał przy nim jedynie Xellos, który rzecz jasna nie czuł senności. Jednak nim smoczyca wyszła z pokoju odwróciła się i spojrzawszy na Demona spytała:
- Co wydarzyło się w lesie, wtedy gdy zostałam ranna? W jaki sposób mnie uzdrowiłeś?
Mazoku uśmiechnął się przebiegle, jakby zawczasu przewidział to pytanie.
- Jestem potworem, nie znam się na białej magii. Dlatego ocalenie ciebie nie było w mojej mocy.
- Więc jakim cudem?
- Powiedzmy, że dostałem wsparcie z góry.
- Co masz na myśli? - Spytała Filia, choć wcale nie była pewna czy chce znać prawdę.
- Widzisz, Filio. Istoty wyższego rzędu, które potrafią tworzyć własne sługi, posiadają także zdolność leczenia ich ran. Nie tylko ich zresztą.
- Zellas... - Wyszeptała smoczyca.
- Bingo - odparł Xellos uśmiechając się jeszcze szerzej - Otrzymałaś część mocy mojej pani, ja odegrałem w tym pośrednią rolę jako medium, lub jak wolisz jako przekaźnik energii.
- To dlatego, gdy się zbudziłam byłeś taki zmęczony.
Tajemniczy kapłan złapał się ręką z tyłu głowy.
- To prawda, taka dawka mocy Zellas jest trudna do opanowania nawet dla mnie.
- Ale dlaczego to zrobiła? Przecież jestem jej wrogiem.
- Typowe rozumowanie smoków, dla was wszystko jest albo białe, albo czarne. My Mazoku patrzymy na świat z bardziej praktycznego punktu widzenia. Po prostu stwierdziliśmy, że jeszcze nam się przydasz.
- Ach, tak - odparła Filia, niepewna czy powinna się cieszyć z tego powodu.
- Ale nie przejmuj się tym zbytnio - dorzucił Xellos - To że w twoim ciele płynie teraz moc Zellas, nie oznacza jeszcze, że zmienisz się w Mazoku. Jak to mówią, nie można mieć wszystkiego.
Dwa dni później okazało się, że wszyscy mieszkańcy miasteczka postanowili pomóc Filii w odbudowaniu zrujnowanego domu. Smoczyca była autentycznie wzruszona takim przejawem dobrej woli wśród sąsiadów, których nawet dobrze nie znała. Także Lina i spółka odłożyli swój wyjazd o kilka dni by dołączyć do tego dzieła. Wszyscy pracowali ile sił, przez co budowa postępowała bardzo szybko. No, prawie wszyscy, gdyż Xellos najbezczelniej w świecie siedział na stercie drewna i patrzył jak inni urabiają się po łokcie.
W pewnej chwili dość niepewnie podszedł do niego Valgarv, który szybko odzyskiwał siły po ostatnich przejściach.
- Cześć, wujku - zaczął nieśmiało - Ja chciałem cię przeprosić. Kiedy byłem zamknięty w tej kuli, powiedziałem coś, czego nie powinienem mówić.
Xellos uśmiechnął się pobłażliwie.
- W gniewie mówi się różne rzeczy, to nieważne.
- Ale...
- Żadnych ale, nie ma kwestii. Rozumiesz? - dodał z naciskiem.
Valgarv uśmiechnął się i już całkiem beztrosko pobiegł do cioci.
- Xellosie, pomógłbyś mam! - krzyknęła Lina, kiedy przechodziła obok niosąc młotek.
- Ależ Lino, doskonale radzicie sobie sami.
- O żesz ty!!! - wrzasnęła czarownica wyrzucając młotek za siebie (prosto w Gorry'ego) - FIREBALL!!!
Xellos w ostatniej chwili zdołał umknąć do swojego wymiaru.
- Zobaczmy się później - dodał rozbawionym głosem.
Lina sapała ze złości, ale w pewnej chwili Amelia popukała ją palcem w ramię.
- Panno Lino, właśnie spaliłaś cały zapas drewna.
Ruda czarodziejka zaczęła w szewskiej pasji tarmosić swoje włosy.
- Cholerny Xellos! Założę się, że umyślnie usiadł właśnie tam! Zawsze mnie podpuści!
Koniec części drugiej.
c.d.m.n. (ciąg dalszy może nastąpi ^^)
To by było na razie tyle. Jestem wdzięczna wszystkim tym, którzy dotrwali do tego miejsca i przepraszam za wszystkie błędy. Jeśli chcecie wiedzieć co zdarzyło się dalej z naszymi bohaterami to wyślijcie SMS-a o treści Xellos pod numer 6666 :P. A tak poważnie to bardzo prosiłabym o parę słów komentarza (także krytycznego) na adres Miko_chan1@op.pl
Miko-chan
Ostatnie 5 Komentarzy
Brak komentarzy.