Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Współlokatorzy

O tym jak żyć/ być martwym razem (niepotrzebne skreślić)

Autor:Dacara
Korekta:Dida
Serie:Twórczość własna
Gatunki:Fantasy, Horror, Komedia, Mistyka, Mroczne
Uwagi:Utwór niedokończony, Yaoi/Shounen-Ai, Przemoc, Wulgaryzmy, Songfik
Dodany:2011-11-04 17:03:47
Aktualizowany:2011-11-04 17:03:47


Poprzedni rozdział

Faktem jest, że wszystkie osoby, które czekały na drugi rozdział „Współlokatora” powinny wziąć widły i pochodnie do dłoni i powiesić mnie na najbliższej suchej gałęzi... Jednakże smutnym faktem jest również, że i najlepszym z nas zdarzają się nieplanowane formaty komputerów i gubienie kopii zapasowej zakładek od firefoxa. Najsmutniejsze w tej sytuacji jest chyba to, że po znalezieniu Tanuki przez przypadek, skacząc od strony do strony, dopiero w połowie czytania pierwszego rozdziału „Współlokatora” zorientowałam się, że ta historia zdaje się zbyt znajoma bym czytała ją po raz pierwszy. Podejrzenie okazało się słuszne po sprawdzeniu autora i znalezieniu tam własnego nicka... Przepraszam wszystkich, którzy czekali tak długo na kolejny rozdział i mam nadzieję, że spodoba się on wam.

Dacara


Rozdział 2 : O tym jak żyć/ być martwym razem (niepotrzebne skreślić)

Krystian stał pochylony nad starą gazowa kuchenką, mieszając wielki gar zupy pomidorowej i modląc się żarliwie, by ta cała antyczna maszyneria nie wybuchła mu w twarz. Za każdym razem gdy chochelka, której lepsze czasy przypadały około wybuchu Pierwszej Wojny Światowej, stukała w bok garnka, chłopak krzywił się lekko i odsuwał kolejny centymetr od piekielnego ustrojstwa, mając nadzieję zamienić śmierć przez spalenie żywcem na poparzenia trzeciego stopnia.

Z drugiej strony, śmierć, w sytuacji w jakiej się znalazł, mogła okazać się wcale nienajgorszym rozwiązaniem.

Od odczytania testamentu minęły trzy dni. Trzy dni podczas których najchętniej przykułby się stalowym łańcuchem do swoich rodziców, zamknął w ich mieszkaniu i zamurował drzwi. Sam nie wiedział kto był bardziej zdziwiony tą zmianą w zachowaniu, jego rodzinę, która przywykła widzieć go na oczy nie częściej niż trzy razy w tygodniu, czy sąsiedzi, którzy wprowadzili się przeszło pół roku wcześniej i nie wiedzieli, że para mieszkająca naprzeciwko ma syna.

Taktyka, o ile jak najbardziej genialna, okazała się spektakularnie nieskuteczna. Zaskoczona rodzina pozwoliła się miłować i wielbić wyłącznie przez jeden dzień, ale później delikwent został wystawiony za drzwi z nakazem pilnowania mienia własnego przed lepkimi szponami współlokatora, który, bez wątpienia, był nie tylko kleptomanem i chamem, ale pewnie jeszcze i zboczeńcem. Krystian wolał się zbyt mocno nie zastanawiać dlaczego jego rodzice mieliby chcieć by mieszkał ze zboczeńcem. Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć.

W taki to sposób przez ostatnie dwa dni chłopak robił wszystko by uniknąć jakiegokolwiek kontaktu ze swoim współlokatorem, jednocześnie wyłamując po cichu nogi z drewnianych krzeseł i ostrząc je kradzionym pilnikiem swojej rodzicielki. W efekcie po czterdziestu ośmiu godzinach Krystian był właścicielem nie tylko rozstroju nerwowego, ale również jedenastu amatorsko wykonanych kołków (jedna z nóg krzesła została poświęcona jako blokada drzwi do sypialni) i kilkunastu zadr, część z nich w miejscach, o których lepiej nie wspominać.

Marek, który, swoją drogą, objął rezydencje w piwnicy, był zaskakująco nietrudny do unikania. Pomiędzy targaniem pudeł, które brzęczały niepokojąco, z samochodu do piwnicy, a znikaniem na całe noce, kontakt pomiędzy dwoma współlokatorami był mocno ograniczony i bez starań Krystiana. Nie wiadomo jak długo sytuacja ta ciągnęłaby się gdyby te cztery paczki chipsów i opakowanie ciastek w czekoladzie, które stanowił całość zapasów Krystiana, nie zostały zjedzone już pod koniec pierwszego dnia spędzonego w nowym lokum.

Tak oto głód i czysta desperacja zmusiły Krystiana do opuszczenia swojej sypialni i najpierw skradania się do kuchni, a potem gotowania cichaczem pomidorowej, jedynej zupy, oprócz rosołu i chińskich zupek, którą umiał przyrządzić. Według jego pośpiesznie przygotowanego planu ten siedmiolitrowy gar zupy miał mu starczyć na najbliższe kilka dni wygnania, po których miał zamiar przemeldować się do swoich rodziców na święta i, najprawdopodobniej, przypadkowo oczywiście, przykuć kajdankami do grzejnika i zjeść klucz. Wypadki chodzą po ludziach.

Jego plan, choć niewątpliwie genialny, bazował całkowicie na założeniu, iż Marek pozostanie przy swoim zwyczaju nieopuszczania piwnicy. Po ostatnim spotkaniu w cztery oczy, które odbyli razem, tuż po odczytaniu testamentu, Krystian wcale by się nie dziwił gdyby jego współlokator unikał go jak zarazy. A w sumie, miał na to nadzieję.

#.#

Zaraz potem jak Marek zaciągnął go do salonu, Krystian wylądował na kanapie, na której wcześniej kurowała go cała rodzina. Blady nastolatek niespokojnie zerkał to na okno to na Marka, który usadowił się na stoliku do kawy jakieś pół metra przed kanapą. Zdaniem Krystiana było to zdecydowanie za blisko.

Chłopak zaczął już planować jak by tu uciec przez okno, kiedy jego przyszły współlokator zaczął mówić:

„Na początku nie byłem pewny, wiesz. Za dużo osób w jednym miejscu, ciężko wyczuć w tłumie, zwłaszcza jeżeli jesteś nowy.” Tu popatrzył na Krystiana z wyraźnym zmartwieniem. „Ale ktoś się już tobą zajmował, prawda? Nie wytrzymałbyś z tyloma ludźmi w jednym pokoju gdybyś nie był najedzony... Kto cię podkarmiał? Twój dziadek?” Tutaj jego gładka twarz zmarszczyła się wyraźnie w niesmaku. „Starsze osoby nie smakują za dobrze, powinieneś spróbować kogoś młodszego.”

Najgorsze w całej tej sytuacji było to, że Marek, mimo że przerażał Krystiana jak ciężka cholera, był cały czas miły, uśmiechnięty i najwyraźniej chętny do pomocy. Nie próbował Krystiana mordować, bić czy chociażby mu wygrażać. Oferował rady i opiekę, a Krystian był, szczerze mówiąc, nieprzygotowany na taki poziom... poufałości ze strony osoby, którą zobaczył po raz pierwszy niespełna godzinę wcześniej. No, i nie wspominając o temacie rozmowy.

Widać jego zamyślona twarz wyglądała niepokojąco ponieważ Marek wyglądał na zmartwionego.

„Hej, wszystko OK? Wyglądasz raczej nieciekawie. Coś cię boli?” Płynnym ruchem zsunął się z stolika i pochylił nad Krystianem, jednocześnie wyciągając rękę w jego kierunku, najprawdopodobniej żeby sprawdzić czy czoło nastolatka było gorące. „Przemiana może czasem powodować...”

Nie zdążył dokończyć zdania, bo Krystian zachwiał się do przodu i zwymiotował mu na cały przód spodni i buty.

Przez kilka sekund panowała cisza zmącona tylko i wyłącznie sapaniem Krystiana, gdy brunet stał przed nim bez ruchu i z wyrazem twarzy, który nie wróżył siedzącemu nastolatkowi zbyt dobrze. Po następnych kilku momentach Marek powoli spuścił głowę by zobaczyć w jakim stanie Krystian zostawił jego markowe dżinsy za ponad dwieście pięćdziesiąt euro, ściągnięte z Włoch. Bulion, który zmartwiona rodzina zrobiła z kostki jakieś dwie godziny wcześniej przemieszany ze śliną prezentował się zdecydowanie lepiej niż na, powiedzmy, jakichś tam wycieruchach kupionych na stadionie za pięćdziesiąt złotych, ale nie wydawał się dodawać dżinsom uroku. Brunet nie chciał nawet patrzeć na swoje skórzane ręcznie robione buty.

Marek pociągnął nosem i starał się bardzo nie oderwać Krystianowi głowy kiedy ta... ciecz zaczęła przesiąkać przez ubranie. Obezwładniający odór wymiocin wcale nie pomagał, a fakt, że dzięki swojemu polepszonemu węchowi Marek mógł bez problemu rozróżnić poszczególne składniki mazi na swoim ubraniu tylko dolewał oliwy do ognia. I ten zapach kury w kostce...

Ta myśl na chwilę zatrzymała wszystkie inne. Kura... w kostce, bulion... bulion?

Wzrok Marka powędrował do Krystiana, z powrotem do swoich spodni, na przestraszonego nastolatka, gapiącego się na niego wielkimi brązowiutkimi, załzawionymi oczkami, na plamę która zdecydowanie nie była czerwona... i symboliczna żarówka zapaliła się nad jego głową.

„Ty nie jesteś...”

I w tym właśnie momencie rodzicielka Krystiana zdecydowała się wparować do salonu w poszukiwaniu zaginionego syna marnotrawnego. To co tam została musiało ją zamurować, ponieważ stanęła jak wryta i, w sposób który zazwyczaj uznawany jest za wysoce niestosowny, wgapiła się w krocze Marka. Sam obserwowany nie wydawał się zachwycony poświęconą mu uwagą, zwłaszcza po tym jak wzrok Krystiana powędrował w tym samym kierunku, co jego matki, starając się zrozumieć cóż tak ciekawego tam widziała.

Sytuacja potem wyraźnie nabrała tempa. Reszta rodziny zebrała się jak tylko jego matka zaczęła jęczeć pod niebiosa i przepraszać Marka, co najmniej jakby Krystian zjadł mu pierworodnego syna, a nie tylko... no dobrze może i przeprosiny były zasłużone. Pomiędzy przeprosinami i próbami wytarcia kompromitującej plamy (Marek starał się jak mógł by trzymać uzbrojone w ścierki kobiety jak najdalej od swojego krocza) brunet został poinformowany jak to Krystianowi prawie udało się zabić samego siebie, śpiąc przez jedną noc poza opieką kochającej mamusi i nabawić kataru jak stąd do Koziej Wólki.

Po tym wyjaśnieniu nastolatek, który rzucał Krystianowi wieloznaczne spojrzenia, został stanowczo wyprowadzony z salonu przez jedną z ciotek, która wołała do jakiegoś Staśka, żeby przyniósł swoje zapasowe spodnie.

#.#

Z tego co Krystian wiedział, Marek dostał nowe dżinsy, worek na śmieci żeby schować swoje brudne rzeczy i podwózkę do miasta, jako że notariusz, z którym wcześniej przyjechał, nie tracił czasu, tylko spakował siebie i swoją teczuszkę zaraz po odczytaniu testamentu w swój samochodzik i pojechał w cholerę.

Sam Krystian został szybko zapakowany do samochodu swoich rodziców i wywieziony do domu gdzie, niestety, wykurował się w jeden dzień po to tylko, żeby miłujące hieny wykopały go szybko by pilnował swojego nowego mienia.

Tak też Krystian stał teraz nad parującym kotłem pomidorowej, który wyglądał jakby można w nim było przyrządzać potrawy z dzieci, starając się nie wylecieć w powietrze i zastanawiając się jak kilka główek czosnku zmieniłoby smak zupy. Tego składnika akurat mu wcale nie brakowało, jako, że zanim został podwieziony i wysadzony przed swoim nowym lokum przez swoją matkę udało mus się wybłagać krótką ekskursję do Biedronki w celu zakupienia trzech kilogramów czosnku i innych niezbędnych przyrządów, służących zachowaniu jego jakże cennego życia.

I pewnie stałby tak dalej wgapiając się w bulgoczącą pomidorową, gdyby ktoś stojący jakiś metr za nim nie chrząknął znacząco, starając się skupić na sobie uwagi Krystiana.

„Zastanawiałem się ile będziesz się jeszcze barykadował u siebie w pokoju.” Marek powiedział wyraźnie starając się zachować neutralny wyraz twarzy. Na widok blednącego nastolatka rzucił okiem na swoje czyste ubranie i cofnął się szybko, najwyraźniej nie mając ochoty na powtórkę z rozrywki z ich ostatniego spotkania.

Krystian tymczasem zbladł jak ściana i po chwili oniemiałego bezruchu skoczył do tyłu, przyciskając się do kuchenki, od której odsuwał się systematycznie przez ostatnie pól godziny. Od razu poczuł na plecach żar od gorącego garnka i palnika, ale z dwojga złego wolał już oparzyć sobie tyłek niż zostać jednorazowym honorowym dawcą krwi.

Marek kiedy upewnił się, że jest już zdecydowanie poza bezpośrednią linią ognia przyjrzał się Krystianowi, który starał się wkomponować w rozsypującą się kuchenkę i najwyraźniej zrobić niewidzialny. Nie miał wątpliwości, że nastolatek spróbowałby się schować w piekarniku, gdyby istniała choćby najmniejsza możliwość, iż mu się to uda.

„Wyglądasz już lepiej. Byłeś przeziębiony, tak?” Krystian skinął niepewnie głową, kiedy Marek wyraźnie czekał na jakąś odpowiedź z jego strony. „Jak ci się udało tak załatwić w jedną noc?”

Oczy Krystiana bez wyraźnego udziału jego woli powędrowały same do drzwi wiodących do piwnicy. Przez cały dzień były szczelnie zamknięte, ale teraz stały lekko nachylone. Po chwili przyglądania się nastolatek zauważył smar błyszczący na zawiasach. Nic dziwnego, że nie usłyszał jak jego współlokator wszedł do kuchni. Odrywając swoje oczy od zdradzieckich drzwi spojrzał powrotem na Marka i sztywnym ruchem szarpnął głowę w kierunku widocznych teraz schodów wiodących w dół.

Marek zerknął we wskazanym kierunku. Drzwi pchnięte przeciągiem machnęły do niego radośnie i zatrzasnęły się z szczękiem zamka. I wczorajsza wpadka nagle zrobiła się zrozumiała.

„Znalazłeś odbiornik.” Nie było to pytanie, ale Krystian i tak czuł się zobligowany potaknąć głową. „Dlatego wiedziałeś kim jestem, słyszałeś audycję i...” Zdanie urwało się niespodziewanie, a Marek zmarszczył brwi „...coś się pali?”

W tym samym momencie Krystian zaczął wrzeszczeć. Marek nie bardzo wiedział przez kilka pierwszych sekund co się stało, ale sytuacja wkrótce stała się wyjątkowo jasna, kiedy koszulka na nastolatku zajęła się ogniem.

Co jak co, ale życie z takim współlokatorem nie będzie nudne, pomyślał Marek sięgając po butelkę wody by ugasić miotającego się chłopaka.

#.#

Koniec rozdziału drugiego

Poprzedni rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Lycoris : 2012-01-03 00:33:57

    Dopiero dorwałam się do Twojego opowiadania i uważam, że jest wystarczająco dobre by czekać na następny rozdział ;D Zamierzasz napisać ciąg dalszy, prawda?

  • Mika-mi : 2011-11-04 21:45:39

    Bardzo się cieszę, że wróciłaś do pisania tej historii... Była bardzo intrygująca już gdy czytałam ją po raz pierwszy, a teraz wydaje mi się jeszcze lepsza.

    Dziękuję, że kontynuujesz pisanie (wpadłam w wielkie osłupienie widząc, że pojawił się kolejny rozdział, a potem zaczęłam się cieszyć jak głupia...) - bardzo podoba mi się twój styl pisania, a i fabuła tej historii jest ciekawa.

    Mam tylko nadzieję, że na 3 rozdział będziemy musieli czekać odrobinę krócej niż na drugi ;D

  • XyoruX : 2011-11-04 19:52:28
    :)

    Drugi rozdział tak samo wciągający jak pierwszy. Mam nadzieję żę nie zrobisz już następnej tak długiej przerwy. Trzymam kciuki za twoja wenę.

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu