Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Studio JG

Opowiadanie

Day by day

Chapter 2

Autor:Pleiades
Korekta:IKa
Serie:Final Fantasy
Gatunki:Przygodowe
Dodany:2007-03-28 16:57:08
Aktualizowany:2008-02-26 21:14:38


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Opowiadanie ze zbiorów Inner World of Final Fantasy

umieszczone za zgodą autora.


---

*Chapter 2*

---

Dzień nieokreślony, godzina nieznana.

D-District Prison

Rety, głowa mi pęka....

Czuję rwanie w ramieniu, przypominające mi o tamtym pamiętnym dniu w Deling...

Szczerze mówiąc to był dzień całkowicie do dupy, a finał.. szkoda gadać...

Siedzę teraz w jakimś zabrudzonym więzieniu. Całkiem sam. Cela jest ciemna i zimna, po pryczy biegają mi szczury. Te gryzonie są wstrętne, z jakiś względów mają po 6 nóg.. Nienawidzę mutantów...

Nie pamiętam dokładnie, jak tu trafiłem. Faktem jest, że odebrano nam tylko broń, tak też nadal mogę bazgrać co mi się żywnie podoba w moim pamiętniku. Nie wiem, gdzie zamknęli resztę moich towarzyszy, gdyż tylko z rozmów strażników wywnioskowałem, że oni też tu są.

Tak w ogóle to nie tylko wizja mojego świetnego honorarium odeszła w zapomnienie, ale i nadzieja na pensję SeeD... Boję się, że wylecę za to z Ogrodu. Spieprzyłem tę misję całkowicie - dodatkowo "dzięki" pomocy mych towarzyszy...

Jestem wściekły zarówno na siebie, jak i na nich.. A w Balamb to lepiej już się w ogóle nie pokazywać..

W każdym razie do bezpośredniej konfrontacji doszło. Najpierw drogę zagrodził mi ten dupek, Seifer. Cholera, uparł się zostać rycerzem tej dziwki i bronił jej zawzięcie ze wszystkich sił. Podły pies... Nasłałem na niego Quezacotla, a ten odpowiedział efektownymi Firagami. Pirotechnik się znalazł.... Posłałem go do diabła - i to dosłownie, bo z pomocą przyszedł mi Ifrit.

Kiedy już się uporałem z rywalem, przyszła kolej na Edeę. Pragnąłem czym prędzej zdjąć z jej gęby ten ohydny uśmiech. Całe szczęście, na pomoc przybyli mi Rinoa i ten zawsze-psujący-dobrze-zapowiadającą-się-misję Irvine. Czarownica nieźle oberwała.

Co jeszcze... Tak w ogóle to chciałem ją zapytać, czy abyśmy się już kiedyś nie spotkali, bo jej twarz wydała mi się dziwnie znajoma. Ale nim zdążyłem cokolwiek powiedzieć, ta kretynka cisnęła we mnie olbrzymimi soplami lodu, przebijając mnie na wylot.

Teraz siedzę w tej śmierdzącej celi, oglądam moje ramię. Wygląda na całkiem zagojone - chyba użyli na mnie kilka Curag, albo co.. Ciekawe po co? Czyżbym był dla nich bardziej cenny żywy niż martwy?

Aha,. miałem znów sen z Laguną. Tym razem raczej nudny... Siedział w jakiejś wiosce, rozmawiał z fajna dziewczyną, później odwiedził go kumpel. Aha, i była taka fajna mała dziewczynka o imieniu Ellone. Mam wrażenie, że skądś ją znam..

Ee tam, nie wiem....

Co mi w tej chwili najbardziej przeszkadza? Wcale nie te ohydne szczury, ani ciemność.. Wkurza mnie, że nie mogę umyć włosów... Wyglądam jak czupiradło.

---

Ten sam dzień, podobno sobota

No i się wszystko wyjaśniło...

Jeszcze czuję mrowienie w palcach po wyładowaniach elektrycznych..

Zjawił się Seifer, wziął mnie na przesłuchanie. Przywiązał mnie do jakiejś ściany i zadawał dziwne pytania. Naćpany był, czy co? Skąd mam wiedzieć, czym są tak naprawdę SeeD??

Jego groźby nie wywarły na mnie wrażenia.. A tortury z użyciem prądu? Ten debil myślał, że mnie bolało. Wcale nie. Miałem do statusu dołączone Thundagi, śmieję się więc z jego maszyny do tortur. Nie złamię się i nic mu nie powiem. Tak też trwaliśmy oboje uparci w swych postanowieniach, on i ja, kat i ofiara, niczym O'Brien i Smith..

Teraz sobie znów Seifer ubzdurał, że aby mnie przekonać do gadania, pośle rakiety na Balamb i Trabię. Niech robi co chce. Może nawet zniszczyć te przeklęte ogrody, Ja i tak nie mogę się tam pokazywać po porażce w Deling.

Ale obiecuję, że któregoś dnia zemszczę się za wszelkie zniewagi. Nie spocznę, dopóki nie przyniosę Cidowi głów jego i tej wiedźmy na srebrnej tacy. Znów będę SeeD'em...

---

Niedziela

Wszystko mnie boli....

Ale przynajmniej wydostaliśmy się z tego przeklętego więzienia.

Moim kumplom udało się uciec z celi i odzyskać broń, później uwolnili również i mnie. I dobrze, bo wokół mnie zaczęło się kręcić coś za dużo tych wyleniałych rudych zwierzaków.. Nie przepadam za nimi.

Później lataliśmy jak takie głupki w górę i w dół wieży, bo się okazało, że jesteśmy zakopani pod ziemią. Dostaliśmy się pod poważny ostrzał, w dodatku żołnierze podnieśli wokół budynku pole antymagiczne, tak też szlag trafił moje wszelkie zaklęcia. Na szczęście z pomocą pospieszył nam wspaniały-i-zawsze-zjawiający-się-na-ratunek Irvy. Dobry z niego kumpel!

Zwialiśmy stamtąd aż się za nami kurzyło.. A nie, to po prostu były tumany kurzu wzbite w górę przez wkopujące się na nowo wieże....

Podzieliłem nas na dwie drużyny. Ja z Rinoą i wybawcą Irvinem wracamy do Balamb ostrzec wszystkich przed atakiem rakietowym. Reszta ma pokrzyżować plany w bazie rakietowej i nie dopuścić do wystrzelenia pocisków, albo przynajmniej atak opóźnić...

Aha.. Na Trabię pociski już poleciały... Niezły widok....

---

Poniedziałek

Ukradliśmy pociąg jakimś żołnierzom z Galbadii :) Bo jakże też inaczej moglibyśmy dostać się do Balamb? Pozastawiali wszystkie drogi wyjazdowe...

Wskoczyliśmy więc w lokomotywę pociągu towarowego i właśnie jedziemy do domu.

Dla zabicia czasu gram z Irvinem w karty. Na zmianę dorzucamy węgla do pieca. Jeszcze nigdy nie prowadziłem tak starego parowozu... Fajna rzecz!

---

Wtorek, Balamb City

Jesteśmy wreszcie w mieście Balamb.

Uff, droga była cholernie męcząca... I jechaliśmy dłużej, niż przypuszczaliśmy, bo w połowie drogi skończyła nam się w parowozie woda.. Tak to jest, jak się jedzie z otwartymi cylindrami :/ Głupki z nas...

Zatankowaliśmy przy Jeziorze Obel. Jakiś idiotyczny cień się do nas przyczepił. Chyba duch. Nie wiem dokładnie, bo szybko stamtąd uciekliśmy.

Aha, i ukradliśmy węgiel ze stacji w Timber. Była niezła zabawa, jak nas drezyną gonił patrol policyjny :)

Teraz tylko wynajmujemy samochód i ruszamy w drogę do Ogrodu. Irvine marudzi, że musi z własnej kieszeni płacić za paliwo, ale powiedziałem mu, że albo zapłaci, albo całą drogę przebędzie pieszo. W końcu się zgodził

Ogród Balamb

W Ogrodzie chaos!!

Wchodzimy przez główną bramę i widzimy coś niesamowitego... Studenci biją się z pracownikami ogrodu. I to na poważnie, bo niemal zdzierali z siebie ciuchy!

Chwilę później zatrzymał nas jeden z tych gości ( strażników ) i spytał, kogo popieramy. Nie mam pojęcia, co tu się dzieje, ale ten dziwak wspomniał coś o Norgu. Hmm....

Norg mnie w tej chwili mało obchodzi, bo muszę czym prędzej dostać się do Cida i poinformować go o ataku rakietowym. Ciężka sztuka, zważywszy że dyrektor zniknął, bojąc się linczu.

Jakiś ogrodnik zaatakował mnie sekatorem. Ivine natomiast oberwał w plecy motyką, ledwo uszedł z życiem. Później wywiązało się jeszcze więcej walk, głównie z tymi idiotami w kapeluszach. To nie fair, oni bili nawet małe dzieci. Na to nie mogłem pozwolić, więc interweniowałem.

W każdym razie jakimś cudem wreszcie dotarłem do Cida. Siedział w swoim gabinecie, najwyraźniej mocno zdenerwowany. Informacja o ataku rakietowym jeszcze bardziej go zdenerwowała, kazał nam natychmiast wyruszyć do piwnic ogrodu. Nie zdążyłem nawet złożyć raportu z Deling. Dobrze, co się odwlecze, to nie uciecze.. Może później dyrektor zapomni o całej sprawie....

Póki co dostałem nową misję. Znaleźć mechanizm obronny ogrodu i go uruchomić.

Podziemia

Łazimy jakimiś brudnymi i zardzewiałymi korytarzami w poszukiwaniu czegoś, co nawet nie wiemy, jak wygląda.

Śmierdzi tu stęchlizną. Mieszkają tu ohydne stworzenia i bardzo mi się to wszystko nie podoba. W latarce kończą nam się baterie.

Rinoa podąża za mną, zatykając nos. Irvine macha strzelbą i uśmierca atakujące nas mutanty.

Mostek Balamb

Udało nam się!

Co za niespodzianka! Ta stara ruina uniosła się w powietrze! Szkoła została zbudowana na starożytnym schronie Centry i, najwidoczniej, stary mechanizm zadziałał. Cid jest jednak genialny, dobrze obmyślił plan budowy szkoły.

Z jego gabinetu powstał teraz mostek. Siedzimy więc na górze i gapimy się w bezkresne wody oceanu. Dryfujemy od czasu, jak omal nie zderzyliśmy się z miastem Balamb. Rakiety w nas nie trafiły, a jedynie zniszczyły podgórskie lasy. Oberwie nam się od Zarządu Lasów Państwowych...

Jestem cholernie zmęczony. Idę spać.

---

Środa

Kolejny pracowity dzień. Szlag mnie już trafia. Czy ja nigdy nie odpocznę? Chcę też wreszcie umyć włosy!

Z samego rana przylazła Rinoa i wyciągnęła mnie na spacer. Oprowadziłem ją po ogrodzie, zatrzymaliśmy się na dłużej u doktor Kadowaki. Tam sobie fajnie zażartowałem z Rinoy. Pomysł był świetny, wykonanie również, Rinoa nawet za bardzo się nie obraziła. Ciekawe więc, czemu jak wyszła, doktor Kadowaki zdzieliła mnie w łeb mówiąc, że mam wreszcie dorosnąć...

Ech....

Przyszedł jakiś pracownik ogrodu i nakazał mi zjechać windą do podziemi, aby spotkać się z Norgiem.

Spotkałem tam Rinoę i Irvine'a. Byliśmy też świadkami małej kłótni pomiędzy pracownikiem a Cidem. Ten ostatni nieźle oberwał, ale stanąłem w jego obronie. W końcu to mój dyrektor...

Później była niemiła rozmowa z Norgiem. Właściciel ogrodu okazał się być obleśnym i starym Shumi. Bardzo mi się nie spodobał. Ale za to głupek powiedział nam bardzo ciekawą rzecz.. Do teraz nie mogę w to uwierzyć - ta czarownica jest żoną Cida. To czemu kazał ją zamordować??

Zakała rodu Shumi postanowiła z nami walczyć. Poszło łatwiutko, bo Norg już jest za stary na takie potyczki i jego słabe serce nie wytrzymało. Zginął marnie. Aha, wyciągnąłem od niego fajowego GFa, Leviathana. Ten węgorz chyba jednak mnie nie lubi, podaruję go więc Irvine'owi. Może będzie z niego jakiś pożytek.

---

Czwartek

Skończył mi się szampon...

Odwiedziłem Cida, który ciężko zaniemógł i leży teraz w ambulatorium pod czujnym okiem doktor Kadowaki. Chyba ostatnie wydarzenia zbyt silnie na niego wpłynęły. Spytałem go o Edeę, nie powiedział nic konkretnego oprócz tego, że musimy z nią walczyć.. Dziwny ten facet, no ale cóż....

Do ogrodu przycumowała jakaś łajba. Cid nakazał mi poszukać Ellone. To taka dziewczyna kręcąca się po ogrodzie. Już kiedyś ratowałem ją z tarapatów w centrum treningowym.

Okazało się, że załoganci z obcej łodzi mają ją zabrać do siebie. Dziwni to ludzie - ubrani w jakieś białe kitle, mówią na siebie "Biali SeeD". Mnie sie bardziej kojarzą z lekarzami w gabinecie dentystycznym...

Ellone... Przyznała się, że to ona jest odpowiedzialna za nasze sny z Laguną. Podobno to, co widzimy, to przeszłość, którą ona pragnie zmienić. Nic więcej się nie dowiedziałem, bo musiała odpłynąć z tamtymi białymi.

Idę spać. Jestem zmęczony.

---

Piątek

Wreszcie przyszła moja pensja. Spłaciłem wszelkie długi i nawet mi coś zostało.

Postawiłem kumplom hot-dogi w kafeterii. Cieszyli się jak dzieci. Szkoda, że nie ma z nami Zella...

A właśnie, ciekawe co tak długo ich trzyma w tej bazie rakietowej? Może się boją wrócić do Ogrodu, skoro zawalili misję?

Miałem dziś dziwny sen. Śniło mi się, że byłem dzieckiem i stałem na ganku jakiegoś domu wpatrując się w ciemność. Pogoda była do dupy, lał deszcz, a ja wciąż na kogoś czekałem. Dziwne uczucie.. Może to wspomnienie z dzieciństwa?

Po południu łupnęliśmy z impetem w jakąś osadę na morzu.

Sam nie wiem.. Wychodzić z ogrodu, czy nie wychodzić? Boimy się odpowiedzialności, bo wpadając w nadbrzeże rozwaliliśmy kilkanaście wysięgników i napędów elektrowni wiatrowej. Nasz ogród aż tak bardzo nie ucierpiał - zaledwie jedna ściana jest nieco pęknięta... W każdym razie tutejsi mieszkańcy pewnie będą kazali nam zapłacić za szkody...

Siedzimy więc cicho i myślimy, co zrobić...

---

Sobota, Balamb Garden

No proszę, Cid poczuł się już nieco lepiej, to od razu do głowy wpadają mu głupie pomysły... Powiedział, że mam iść do burmistrza tego miasteczka i przeprosić go imieniu Ogrodu za wszelkie szkody.

Super.. Będę świecić za wszystkich oczami.....

Fisherman's Horizon

Wreszcie się dowiedziałem, że tak właśnie nazywa się ta osada rybacka położona na pełnym oceanie...

Przez 2 godziny szukałem zafajdanej chatki burmistrza. To taka stara chałupa stojąca w centrum wioski - muszę zapamiętać, bo trafić tu trudno...

Jego żona poczęstowała nas smażoną makrelą, natomiast burmistrz nakazał nam pakować jak najszybciej manatki i się stąd wynosić. Gościnnością to tutejsi mieszkańcy nie grzeszą...

Z miłą chęcią bym to uczynił, ale niech te cholery pomogą nam wpierw naprawić stery ogrodu... Za wszelkie prace zapłaciliśmy, więc powinno iść dość szybko.

Podobno burmistrz nie chce mieć żadnych kłopotów, dlatego jesteśmy tu tak niemile widziani.

On myśli, że to przez nas ma kłopoty??

A co powie na tych dupków z Galbadii?!

Właśnie się dziś tu pojawili. Podobno szukają Ellone. Uff, jak dobrze, że odpłynęła... Poczuwając się w obowiązku, skopałem chamom tyłki. Uciekali, aż miło było popatrzeć.

A tak w ogóle wróciła dziś nasza ekipa z bazy rakietowej! Wszyscy cali i zdrowi!

Po południu czekało mnie (nie)miłe zaskoczenie... Cid nakazał mi przejąć dowództwo nad Ogrodem. To co, teraz ja tu jestem dyrektorem?? W każdym razie na pewno to ja teraz podejmuję decyzje. Zastanawiam się, czy zasłużyłem na ten awans; w końcu jeszcze nie zdałem tego cholernego raportu z Deling.

Cid zamknął się w swoim nowym gabinecie i pogrążył się w jakichś mrocznych myślach. Oki, nie będę mu przeszkadzać....


Balamb Garden

Krótko spałem... Kumple dowiedzieli się o moim awansie i zorganizowali dla mnie koncert. Było nawet całkiem nieźle, zważywszy że Zell stepował, a później spadł z podestu i skręcił nogę. Aha, przeprowadziłem poważną rozmowę z Rinoą. Całkiem fajnie się gadało, ona jest bardzo sympatyczna.. Lubię ją.

---

Poniedziałek

To był nudny i długi weekend...

Jesteśmy wciąż w drodze. Inżynierowie z FH naprawili stery Ogrodu i wczoraj opuściliśmy tamto niegościnne miejsce. Sterowaniem zajął się Nida. Ma jakieś pretensje, że nie pamiętam go z egzaminu SeeD. Czy ja muszę wszystkich pamiętać??

Ponieważ nie mam żadnego lepszego pomysłu, lecimy na zwiedzanie kontynentu Centra...

---

Wtorek

Zahaczyłem od niechcenia o Centra Ruins. Fajne miejsce. Napis przy wejściu głosi: "My Blue Heaven", później już tylko są schody, schody, schody....

Na samym szczycie czekała mnie niespodzianka. Dłubiąc od niechcenia w oczach kamiennych potworów odkryłem tajne pomieszczenie. W środku siedział sobie wielgachny, starożytny Odin.. Już kiedyś o nim czytałem...

Koniecznie chciał z nami walczyć... Cóż, zgodziłem się. Kiedy padł wyczerpany postanowił się do nas przyłączyć. Świetnie. Mamy go wzywać podczas walk, a wtedy chętnie nam pomoże. Tak obiecał.

---

Środa

Nudy....

Lecimy do miasta Balamb. Może czas powrócić ogrodem na ojczystą ziemię?

---

Czwartek

A to niespodzianka....

Zdaje się, że tak szybko nie osiądziemy wśród naszych pięknych lasów....

Po dotarciu do Balamb okazało się, że tuż nad zatoką unosi się ta wściekle czerwona budowla, której nie mógłbym pomylić z niczym innym...

Galbadia Garden...

W mieście chaos... Niczym zaraza rozpanoszyli się po nim żołnierze. Ledwo się do miasta dostaliśmy - tylko dzięki Zellowi i temu, że ma tu rodzinę.

Szukaliśmy jakiegoś dowódcy wojsk, czy coś w tym stylu. Ktoś nam powiedział o kapitanie, więc łazimy i go szukamy.

Zell pozwolił nam odpocząć u niego w domu.

Jego mama przygotowała fajną kolację, a później gadaliśmy do późnego wieczora w pokoju Zella. Irvy dorwał się do jakichś zboczonych gazetek, natomiast ja sobie obejrzałem kolekcję kart Zella. Ma dużo rzadkich kart, ja też chcę mieć taką extra kolekcję!

Jutro idziemy dalej szukać tego głupiego kapitana.

---

Piątek

Znaleźliśmy głupka..

Ku naszemu zdziwieniu dowódcą wojsk Galbadii w Balamb stał się.. Raijin.... Fuujin też tu jest. Oboje najwidoczniej odnaleźli Seifera i teraz wiernie mu towarzyszą. Podobno w mieście szukali Ellone. Po cholerę?

Wywaliliśmy ich z hotelu. Nawet nie zdążyli się spakować - wyślemy ich bagaże pocztą. Wraz z naszą dwójką znajomych uciekły z miasta też wojska, a ich świecący czystą czerwienią ogród w końcu zniknął nam z oczu za linią horyzontu.

Miasto oswobodzone....

Aha, ukradłem tej jednookiej lasce jej GFa - Pandemonę. Fajny odkurzacz!

Dziś na mostek wpadła Selphie. Poprosiła mnie, abym skierował się w stronę Trabii. Chce sprawdzić, co z tamtym ogrodem.

Okej, i tak nic lepszego nie mam do roboty.. Lecimy do Trabii.

A póki co można się nieco ponudzić.

Gramy w karty z grupą CC... Obżeramy się hot-dogami.

---

Wtorek

Lecieliśmy kilka dni. Zgubiliśmy drogę i cały weekend błądziliśmy wśród łańcuchów górskich Trabii. Ogród faktycznie jest dobrze ukryty wśród wzgórz...

Ale nie dość dobrze ukryty...

Jak już w pierwszej chwili widać, rakiety trafiły do celu.

Wysłałem ekipy ratunkowe na przeszukiwanie gruzów. Wciąż nie znam jeszcze pełnego bilansu ofiar, ale zdaje się, że większość studentów zginęła.

Jutro schodzimy na rekonesans. Jedno jest pewne - ta pier@%!ona czarownica zapłaci nam za wszystko. Wypowiedziała nam wojnę, to teraz będzie ją miała...

---

Środa

To był najgorszy dzień w moim życiu...

Takiego szoku to ja już dawno nie przeżyłem...

Chodziliśmy sobie ze smutkiem po zniszczonym ogrodzie Trabia i Irvine'owi zebrało się na wspomnienia... Powoli również i ja zacząłem sobie przypominać przeszłość...

Byliśmy tam wszyscy razem... Ja, Sefie, Irvy, Quis, Zell, Seif i Elle... Wszyscy, niczym rodzina, w pogodnym i ciepłym kamiennym sierocińcu... To był nasz jedyny prawdziwy dom. Aż wstyd, że o nim zapomnieliśmy...

Kiedyś przetrzepię skórę tym cholernym GFom...

Irvine jako jedyny z naszej drużyny cały czas pamiętał o przeszłości. To jemu zawdzięczamy odzyskanie naszych wspomnień...

Wnet sobie przypomniałem, skąd ja pamiętam twarz Edei..

To przecież nasza Matron.... Jedyna matka, jaką kiedykolwiek mieliśmy....

Dlaczego musimy z nią teraz walczyć?

Mam dziś wszystkiego dosyć. Nie chcę o niczym myśleć. Kupiłem potajemnie od kumpla cztery puszki piwa. Upijam się....

---

Czwartek

Drużyna zadecydowała, aby polecieć na kontynent Centra. Chcemy odwiedzić nasz stary dom, zobaczyć, w jakim jest stanie, odzyskać resztę wspomnień.

Opuszczamy Trabię bez żalu. Na mnie to miejsce też działa dobijająco. Jest chłodne i nieprzystępne. Wciąż pada tu śnieg, przewiał mnie też północny wiatr. Czuję, że złapałem katar. Nie mogę teraz być chory!

---

Piątek

Łykam aspirynę oraz witaminę C i cholernie się nudzę.

Ale podjęliśmy dziś ostateczną decyzję. Cokolwiek się wydarzy, musimy stanąć do walki z Edeą. Nie możemy przecież przez całe życie przed nią uciekać, mimo tego, że wszyscy tak bardzo ją kochamy...

To jakieś złe zrządzenie losu...

Dla zabicia czasu po drodze wstąpiliśmy do Chocobo Forest. Osiadłem Ogrodem na równinie Serengetti, po czym przebyłem w siodle na grzbiecie Chocobo kilkanaście kilometrów, podziwiając tutejsza przyrodę.. Klimat jest tu cudowny....

Kupiłem od chłopaka w lesie parę Gysahl Greens.. Powiedział, że można dzięki temu korzystać z pomocy Chicobo podczas walk.

Dalsza część lotu ogrodem upłynęła spokojnie i nudno.

Siedzę przygnębiony w moim pokoju i obserwuję kota pijącego mleko. Fajny ten kot, podobno samiczka, jest ruda i ma pomarańczowe oczy. Dzieciaki przyniosły ją któregoś dnia do ogrodu. Od czasu jak nie ma Komisji Dyscyplinarnej wszyscy sobie znoszą do pokojów zwierzaki. Niedługo zmienimy się chyba w Ogród. Zoologiczny.

Kotkę nazwałem Fukkatsu..

---

Sobota

Jesteśmy na miejscu.

Nastały dla nas bardzo ciężkie czasy. Zamiast zabrać się za zwiedzanie sierocińca znów musimy walczyć z tymi debilami z Galbadii. Wiszą tym swoim rudym ogrodem ponad lasem.. Chyba na nas czekają.. Skąd wiedzieli, że tu jesteśmy??

Wydałem rozkazy. Czas rozprawić się z wrogiem. Nie ma już odwrotu.

Na pokładzie obcego ogrodu wyczuwam obecność Seifera. On tam jest, patrzy na nasze poczynania i żyje swoim odwiecznym marzeniem....

Rinoa wplątała się dziś w nie lada kłopoty. Ponad godzinę wisiała nad przepaścią, ledwie utrzymując się na szorstkiej ścianie za pomocą rąk i nóg. Nie mogłem się do niej dostać, bo te dupki z Galbadii dokonały abordażu i zagrodziły nam drogę do dziewczyny. Przenieśliśmy się na wyższe pokłady, a oni wciąż nacierali, zacieśniając wokół nas krąg. Nida podjął słuszną decyzję i obrał kurs kolizyjny na wrogi ogród. Zmęczone budowle jęczą, ledwo unosząc się w powietrzu.

Nie mamy zbyt wiele czasu.

Galbadia Garden

Chwila odpoczynku.. Sytuacja nieco się ustabilizowała. Patrzę na pogorzelisko i trawnik usiany trupami - w większości polegli żołnierze Galbadii. A więc ten etap walki to myśmy wygrali.

Czekam, aż dołączy do nas reszta drużyny. Na razie jestem tu sam z Rinoą, po tym, jak ją ocaliłem z opresji, drogą.. powietrzną. Siedzimy więc na trawie i jemy drugie śniadanie; jesteśmy nieco zmęczeni...

Za chwilę podzielimy się na oddziały i ruszymy na spotkanie z wrogiem.

---

Niedziela

Padam ze zmęczenia!!

Spałem zaledwie kilka godzin, w mojej głowie panuje chaos.

Tak wiele wydarzyło się Galbadii...

Łaziliśmy jak opętani po tych wszystkich korytarzach, szukając kart magnetycznych otwierających nam drzwi.. Ciężka sztuka. W dodatku nie znam rozkładu pomieszczeń - Zell wyzywa mnie, że trzeba było więcej uwagi poświęcić ogrodowi, kiedy tu byliśmy po raz pierwszy. Gdyby był z nami Irvine, z pewnością by nam pomógł, ale kazałem mu pilnować tyłów, aby jakieś głupie wojska nie odcięły nam drogi ucieczki.

Karty znaleźliśmy u przerażonych studentów. Głupki, pozamykali się w pokojach, a jak nas zobaczyli, to zaczęli jęczeć, abyśmy ich nie zabijali... Kurczę, jestem ciekaw, co się stało z resztą studentów tejże szkoły?

Wytłumaczyliśmy im, w jakim celu przybywamy, tak też obiecali nam pomóc. Po kilkudziesięciu minutach łażenia skompletowaliśmy wszystkie karty.

Czekała nas też potyczka z dziwacznym stworzeniem stojącym na samym środku holu. To był GF, miał trzy głowy i imponujące uzębienie. Walka była bardzo trudna. Ostatecznie ten wielki stwór postanowił przyłączyć się do nas, a w dowód sympatii do nas żywionej polizał mnie tym swoim wielkim jęzorem po twarzy. Bleeee......

Chyba jednak się zaprzyjaźnimy....

Dotarliśmy w końcu do Seifera i Matron. Zadziwiające, on również ją pamiętał z przeszłości i chyba właśnie dlatego się do niej przyłączył... Cóż, ale walka jest walką.

Seifer bronił swej czarownicy zaciekle, aż mi się serce krajało na widok jego poświęcenia.. A ona? Po wszystkim nazwała go nieprzydatnym głupcem i zniknęła...

Odnaleźliśmy ją w audytorium - tym fajnym, dużym, o którym już niegdyś pisałem. Tym razem znów nieugięty Seifer próbował nas zaszlachtować swoim gunblade'em. Posłałem go do diabła. Już się nie podniósł - no przynajmniej nie do końca tej walki....

Czasem miewam głupie pomysły, tak też było i tym razem. Nie mogłem się powstrzymać, aby Edei nie wykraść jej GFa - Alexandra.. Teraz mam wyrzuty sumienia, ale cóż...

Nie rozumiem też, co się z nią stało po walce.. Kiedy nieco oprzytomniała, zaczęła wreszcie sensownie mówić.. Jak bardzo mi przypominała tę dobrą i ukochaną Matron, która nas wychowywała....

Seifer niespostrzeżenie gdzieś uciekł....

Natomiast Rinoa.. Nie wiem, co się z nią stało... Padła nieprzytomna na podłogę i nie mogliśmy jej ocucić. Zabraliśmy ją więc do naszego ogrodu. Teraz leży u dr Kadowaki.

Co mam teraz zrobić?

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.