Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Yatta.pl

Opowiadanie

Men in Magenta

Rozdział 19.

Autor:Mefisto, M3n747
Korekta:IKa
Serie:Neon Genesis Evangelion
Gatunki:Dramat, Obyczajowy
Uwagi:Alternatywna rzeczywistość, Erotyka, Wulgaryzmy
Dodany:2007-05-08 10:25:16
Aktualizowany:2008-02-21 20:07:58


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Shinji siedział na jakimś samotnym krześle w kącie świetlicy, tocząc nieobecnym spojrzeniem po zebranych tam ludziach. Była pora przedobiadowa, podczas której nigdy nic ciekawego się nie działo - wszyscy byli głodni, więc w głowach był im tylko zbliżający się posiłek.

Jeden z pielęgniarzy, młody chłopak nazwiskiem Hyuuga, korzystając z wolnej chwili grał w ping-ponga z pacjentem zwanym Kapitanem Ahabem. Był to trzydziestodwuletni Osaczanin, który przyjechał do stolicy w poszukiwaniu zatrudnienia. Miał szczęście, bowiem udało mu się dość szybko znaleźć posadę w zakładach Toyoty czy Suzuki - różne wersje krążyły. Pracował sumiennie, aż dosłużył się awansu na dość wysokie stanowisko, które jednakże wiązało się z większą odpowiedzialnością i zarazem wyższymi wymaganiami. Starał się jak mógł, jednak z czasem presja okazała się zbyt wysoka - biedak ostatecznie, po kilku wizytach u psychologa, wylądował w “Zaciszu” z silną depresją i nerwicami, możliwe że z czymś jeszcze. Na szczęście rokował dobre nadzieje - polepszało mu się powoli, acz niewątpliwie. Niemniej ciągle można było od czasu do czasu ujrzeć go wpatrującego się uważnie w wodę, czy to w plastikowym kubku, czy to w zakorkowanym zlewie. Ktoś go kiedyś znalazł gdy medytował nad jakąś miską czy może konewką i zażartował, że nie ma co się tak wślepiać, Moby Dicka i tak nie zobaczy. Wtedy też wszyscy zaczęli nazywać go Kapitanem Ahabem i to tak skutecznie, że dziś młodsi stażem pensjonariusze “Zacisza” nie wiedzieli, jak on też naprawdę ma na nazwisko. Niektórzy podejrzewali, że Ahab sam już nie pamięta.

Tak więc Kapitan Ahab grał w ping-ponga z pielęgniarzem Hyuugą, prowadząc trzema punktami. Kiedy tylko miał dobry dzień, sprawiał wrażenie zupełnie zdrowego człowieka i gdyby nie szpitalna piżama, mógłby uchodzić za odwiedzającego. Poza tym bardzo chętnie grał w ping-ponga, co też robił gdy tylko miał okazję i partnera do gry. Hyuuga lubił grać, ale rzadko kiedy miał wolną chwilkę - w końcu bycie pielęgniarzem zobowiązuje. Usprawiedliwiał się, że przecież grając z Ahabem dba o jego dobre samopoczucie.

Shinji przez kilka chwil śledził piłeczkę wzrokiem. Sam kiedyś próbował grać z Kapitanem, jednakże przegrał z kretesem. Ledwo potrafił należycie paletkę chwycić, a co dopiero trafić w piłeczkę. Chociaż jakimś cudem kilka punktów zdobył. Wszystko jednak wskazywało na to, że kariery tenisisty stołowego nie zrobi.

Po świetlicy kręciło się jeszcze kilka osób, które jednak nie wzbudzały w Shinjm szczególnego zainteresowania. Ktoś oglądał w telewizji program przyrodniczy o żyrafach, ktoś inny kontemplował własne kapcie, jeszcze kto inny siedział pogrążony w starych egzemplarzach lokalnej prasy. Kawałek dalej Shinji dostrzegł skuloną na krześle Langley, jak zwykle pogrążoną w lekturze tomiku poezji Goethego. Gdy wytężył słuch, zdołał dosłyszeć jak mruczała pod nosem:

Das Wasser rauscht', das Wasser schwoll,

Ein Fischer saß daran,

Sah nach dem Angel ruhevoll,

Kühl bis ans Herz hinan.

Und wie er sitzt, und wie er lauscht,

Teilt sich die Flut empor;

Aus dem bewegten Wasser rauscht

Ein feuchtes Weib hervor.

Shinji ani słowa nie rozumiał, ale musiał przyznać, że brzmi to ładnie. Uważał, że Langely, kiedy tylko była spokojna, potrafiła być całkiem miłą i sympatyczną osobą. Niestety, spokojna była jedynie w towarzystwie własnych myśli i swego nieodłącznego tomiku poezji. Jakakolwiek próba wtargnięcia w spowijającą ją aurę spokoju natychmiast skończyłaby się wybuchem wściekłości. Cóż, niech i tak będzie, skoro inaczej być nie może - uznał.

Drzwi świetlicy skrzypnęły, ukazując pielęgniarza Aobę. Jak zwykle równie pogodnego, co długowłosego.

- Shinji! - uśmiechnął się, machając wesoło do chłopaka. - Masz gości!

Na te słowa w pokoju pojawili się Touji, Kensuke oraz Hikari. Ich widok jak zwykle bardzo Shinjego ucieszył, choć może nie do końca było to po nim widać. Oni byli jedynymi osobami, które go odwiedzały.

- Siemaneczko stary! - Touji potężnie klepnął kumpla w ramię. - Jak leci?

Shinji uśmiechnął się niepewnie i jakby trochę nerwowo, speszony wylewnością kolegi.

- Cz-cześć Touji...

- Witaj, Shinji! - Kensuke był nieco bardziej cywilizowany i ograniczył się do zwykłego uściśnięcia dłoni. - Miło cię znowu widzieć.

- Cześć, Ikari-kun - Hikari obdarzyła kolegę słodkim uśmiechem.

- No i co tam u ciebie nowego słychować, chłopie? - Touji nonszalancko opadł na jakieś odrapane nieco krzeszło, które niedbale przysunął nogą.

- Dobrze... W porządku.

Shinji posłał dwa szybkie, spłoszone spojrzenia na lewo i prawo, jakby w strachu przed ciekawskimi uszami. Hikari momentalnie to wychwyciła.

- Może pójdziemy do twojego pokoju? - zaproponowała, z nieodłącznym a przyjaznym uśmiechem na twarzy. - Lepiej się będzie rozmawiać.

- Tak... - Shinji ostrożnie kiwnął głową. - Dobrze, pójdźmy - dodał nieco pewniej.

Wstał trochę ociężale i ruszył pozornie powolnym krokiem, w którym jednak znać było tłumiony pośpiech. Trójka gości podążyła za nim, nie odzywając się po drodze, gdyż wydawało im się to niewłaściwe. Touji nie pofatygował się, by odstawić krzesło na miejsce.

Przecięli świetlicę i zniknęli w korytarzu za podwójnymi drzwiami, przy których wisiał olejny obraz. Przedstawiał on wysoką, szczupłą kobietę w długiej błękitnej sukni, rozciętej wzdłuż prawego uda. W wyciągniętej wysoko ręce trzymała staromodną lampę naftową, rzucającą drżące światło na kręte, strome schody. Kobieta zwrócona była tyłem do patrzącego, jednakże Touji uznał że to wystarczy i że jej tył jest całkiem udany. Kensuke nawet nie spojrzał na płótno, gdyż coś zupełnie niemilitarystycznego nie było godne jego uwagi. Jedynie Hikari wykazała się należytą wrażliwością i zmysłem artystycznym - przystanęła na chwilkę, podziwiając obraz z drobnym uśmiechem pod nosem. Nie wiedziała czemu ale odnosiła wrażenie że z czymś się jej ten obraz kojarzy. Ta myśl towarzyszyła jej przez całą drogę do pokoju Shinjego, lecz niedługo potem została odsunięta na bok przez inne sprawy.

- Jesteśmy - poinformował o oczywistym spokojny głos Shinjego. Otwierane drzwi skrzypnęły cicho, ukazując może niezbyt imponujący ale przynajmniej wygodny pokój. - Proszę, wejdźcie...

Cała ekipa sprawnie wpakowała się do środka. Hikari jak zwykle pomyślała, że nie zaszkodziłaby jakaś ładna tapeta we wzorki czy choćby niewielki dywanik pod drzwiami - na przykład rdzawo-oliwkowy, w drobny geometryczny deseń. Dodałoby to trochę przytulności temu raczej chłodnemu - w sensie przenośnym - miejscu.

Jej błądzący wzrok padł na zabawkę, siedzącą na stoliku przy łóżku. Był to pocieszny pluszowy pingwinek, którego Hikari dała Shinjemu jakiś czas temu. Ciemne plastikowe oczka mądrze wpatrywały się w przeciwległą ścianę, jak gdyby dostrzegały tam wypisaną jakąś wielką prawdę. Dziewczyna uśmiechnęła się i trąciła palcem pluszowy dzióbek.

- Cześć, Pen Pen! Co tam u ciebie nowego? Pewnie niewiele, nie? - zachichotała.

Touji ostentacyjnie przewrócił oczami z udaną rezygnacją.

- Gada z zabawkami - westchnął ciężko. - Chcesz sąsiedni pokój?

Hikari poczerwieniała - częściowo ze złości na kolegę, po części zaś trochę ze wstydu, że została złapana na rozmawianiu z pluszowym pingwinem.

- Suzuhara! - fuknęła gniewnie. - Byś się czasem wczuł w sytuację!

Touji tylko zrobił minę z gatunku “ale o co chodzi?”. Na szczęście Kensuke był nieco bardziej rozgarnięty od kolegi - chociaż to, jak bardzo, bywało niekiedy przedmiotem dyskusji.

- No i jak tam, Shinji? - spytał. - Działo się coś ciekawego od ostatniego razu, jak byliśmy?

Shinji potrząsnął lekko głową, jakby w obawie że zbyt gwałtowny ruch może mu w jakiś sposób zaszkodzić.

- Nie... Nic ciekawego - zmarszczył brwi, jakby mówienie przychodziło mu z wysiłkiem. Czy może raczej nie tyle samo mówienie, ile znajdowanie właściwych słów. - Strasznie nudno.

Kensuke podniósł brew i ściągnął wargi.

- Nudno, powiadasz?

Kiwnięcie głową.

- Więc może to cię zajmie - chłopak wyszczerzył się i sięgnął do swojej szkolnej torby. Chwilkę w niej pogmerał, by następnie coś z niej wydobyć.

- Trzymaj - powiedział, wręczając Shinjemu podarunek. - Nowa płyta Vanessy Mae. Taki drobny prezent od nas.

Shinji niepewnie wyciągnął dłoń i ostrożnie odebrał podarek z rąk kolegi, sprawiając przy tym wrażenie osoby panicznie bojącej się wykonywania gwałtowniejszych ruchów - jakby w irracjonalnej obawie przed uszkodzeniem tak cennej rzeczy. Cennej, albowiem będącej darem ze szczerego serca od jedynych osób, które jeszcze się o niego martwiły, które dbały o niego dlatego, że były jego przyjaciółmi - a nie dlatego, że im za to płacono, lub że tak wypadało. Shinjemu z dużym trudem przychodziło sformułowanie tej myśli w głowie, ale czuł ją wyraźnie w trzewiach i bezbłędnie rozpoznawał. Zawsze w nim wzbierała, kiedy byli przy nim i nieodmiennie czuł wielki żal, że nie potrafi wypowiedzieć tego, co czuje. Ale przecież są inne sposoby niż słowa. Uśmiechnął się, trochę niepewnie.

- Dzię-dziękuję wam... - zająknął się. Zamrugał przepraszająco i niemal z nabożeństwem odłożył płytę na stolik, obok pluszowego pingwinka. Zwierzaczek wydawał się ukradkiem zezować na znajdujące się na okładce zdjęcie pięknej pół-Chinki, pół-Tajki, delikatnie trzymającej w drobnych zmysłowych dłoniach eleganckiego, elektrycznego Stradivariusa.

- Miłego słuchania, chopie - rzucił Touji z uśmiechem. - Na nadmiar rozrywek to ty chyba nie narzekasz, więc pewnikiem pomoże ci to nieco nudę w zadek kopnąć.

Shinji nie do końca zrozumiał słowa kolegi, ale na wszelki wypadek kiwnął głową. W końcu jego przyjaciel mógł mu tylko dobrze życzyć. Niemniej jednak Hikari dostrzegła pewną drobną dozę niezrozumienia w oczach Ikariego - była wszak najbardziej dojrzałą i wyczuloną ze wszystkich obecnych - lecz zachowała to dla siebie.

- A co u was? - spytał Shinji, siadając na swoim łóżku i zerkając to na jedną osobę, to na drugą.

- Jeszcze żyjemy - rzucił wesoło Touji, podkreślając swoje słowa puknięciem się w tors. I szelmowskim uśmiechem, rzecz jasna.

- A w szkole jak zwykle nieciekawie - mruknął Kensuke bez większego zaangażowania, lecz zaraz potem wyraźnie się ożywił. - Ale ale! Pamiętasz starego profesora Nibunnoichi?

Shinji pogmerał krótką chwilę w umyśle, odnajdując wizerunek jednego ze swoich nauczycieli. Nibunnoichi-sensei był pogodnym starszym mężczyzną, zawsze miłym i opanowanym, tchnącym wręcz atmosferą spokoju oraz mądrości i życiowego doświadczenia. Chłopak zawsze lubił tego pogodnego staruszka, nawet jeżeli wykładany przez niego przedmiot - historia - nie był jego ulubionym.

- Pamiętam - krótko kiwnął głową. - Co u niego?

Kensuke rozejrzał się za jakimś krzesłem, na którym mógłby usiąść. Przy stoliczku stało jedno, proste i trochę sfatygowane, ale jak najbardziej zdatne do użytku. Przysunął je bliżej i prawie już siadał, kiedy jego wzrok spoczął przypadkiem na Hikari, zajętej właśnie jakąś wypruwającą się ze szkolnego mundurka nitką. Chrząknął cicho zwracając uwagę koleżanki i gestem zaproponował jej miejsce. Hikari w pierwszej chwili nie zrozumiała o co chodzi, wciąż jeszcze zamyślona nad koniecznością poprawienia paru szwów, ale zaraz domyśliła się intencji kolegi i, dziękując mu miłym uśmiechem, usiadła. Dopiero wówczas Kensuke kontynuował.

- Krążą słuchy, że z końcem roku idzie na emeryturę. Wyobrażasz sobie?

- Nibunnoichi-sensei? Na emeryturę...? - Shinji był wyraźnie zaskoczony, nawet jeżeli jego reakcja była trochę przytłumiona. Akurat profesor Nibunnoichi był dla niego stałym elementem szkolnego krajobrazu, przynajmniej takiego, jakim go zapamiętał. Zresztą nie tylko dla niego, sensei zdążył już bowiem zarazić - lub zanudzić - historią kilka pokoleń młodych Tokijczyków. Chłopiec potrząsnął delikatnie głową.

- Takie przynajmniej plotki od jakiegoś czasu krążą - powiedziała Hikari przechylając wdzięcznie głowę i bezwiednie wygładzając jakąś niesforną fałdę spódniczki. - Właściwie to mógł to zrobić już parę lat temu, ale za bardzo kocha nauczanie, by je porzucać. Widać uznał, że jego najlepsze lata już minęły, albo może zdrowie mu nie dopisuje jak kiedyś... Nie wiem - wzruszyła lekko drobnymi ramionami.

- W sumie szkoda gościa - rzucił Touji pozornie niedbale, opierając się ze skrzyżowanymi na piersi rękami o chłodną ścianę pokoju. - Nudzi po prawdzie niemożebnie ale w gruncie rzeczy miły jest. I nawet nie zadaje za dużo na raz.

- On jeden - Kensuke pokiwał mądrze głową. Po krótkim zastanowieniu usiadł w nogach łóżka Shinjego, na tyle daleko od kolegi by nie naruszać jego prywatnej sfery, a zarazem na tyle blisko by kumpel nie poczuł się urażony. - Ciekawe, co teraz będzie robił?

Touji podrapał się po nosie grzbietem dłoni. Hikari, która to dostrzegła, pomyślała mimochodem, że podobnie robił czasem pies sąsiadów, uroczy owczarkopodobny kundelek, gdy wylegiwał się na słońcu. Zaskoczyło ją to dziwne skojarzenie.

- Ja wiem? - chłopak zastanowił się parę chwil. - Pewnie będzie uprawiał kwiatki czy tam inne bonsai. Albo modele sklejał. Bo na dziewczynki w tym wieku już raczej nie pójdzie - zarechotał cokolwiek obleśnie.

Hikari spąsowiała. Całkiem uroczo zresztą.

- Suzuhara! - zawołała, podrywając się z miejsca. - Jak możesz takie rzeczy mówić o naszym nauczycielu! I do tego jeszcze przy mnie!

Touji trochę się stropił. Lubił Hikari, ale denerwowało go, że jest taka strasznie porządna. Gotów byłby postawić każde pieniądze, że ani jedno przekleństwo nie zagościło na jej wargach. Które, nawiasem mówiąc, wykazywały niekiedy znaczną tendencję do przyciągania jego wzroku. Szczególnie wówczas, gdy Hikari patrzyła w inną stronę.

- Raaany, byś czasem wyluzowała... Wierz mi, to nie boli. Nie bardziej niż... eee... - chciał użyć jakiegoś trafnego porównania ale jak na złość skończył mu się koncept. - No, po prostu wyluzuj.

Hikari posłała mu gniewne spojrzenie ale zaraz spokojnie usiadła z powrotem. Nie dlatego jednak, że wzięła sobie do serca radę Toujego - po prostu nie chciała tracić na głupie kłótnie czasu, który powinien być przeznaczony dla Shinjego.

- A może Nibunnoichi-sensei znajdzie sobie jakąś robótkę w tym podziemnym mieście, które mają budować? - podsunął Kensuke.

- Hę...? - Shinji spojrzał nań zdziwiony. - Podziemne... miasto? O czym ty...?

- Nie no, nie mów mi, że nie słyszałeś! - teraz na Kensuke wypadała kolej, by się zdziwić. - Przecież przynajmniej od dwóch, trzech dni trąbią o tym wszystkie wiadomości! Chyba oglądasz czasem telewizję, co? - okularnik pozwolił sobie na lekko sceptyczny ton, tak dla dodania efektu.

- Czasem... Rzadko. I nie wiadomości.

Kensuke wyglądał na zszokowanego informacją, że ktoś może nie oglądać wiadomości. I jeszcze bardziej, że można prawie w ogóle nie oglądać telewizji.

- Trzymajcie mnie, bo padnę! Przecież nawet ten cały Taro-kun wie o sprawie! A on zawsze dowiaduje się o wszystkim ostatni!

- No to właśnie stracił tytuł największej zakały galaktyki - prychnął Touji, siadając na podłodze i opierając się plecami o ścianę. To stanie już go trochę męczyło. - Ty się lepiej nie ciskaj, bo to na urodę niedobre, tylko wytłumacz Shinjemu o co się rozchodzi, bo biedak umrze, a się nie dowie.

Kensuke popatrzył na Suzuharę dziwnym wzrokiem ale nie zaoponował. Zamiast tego poprawił okulary (co przypomniało mu, że powinien niedługo wymienić oprawki na nowe) i przystąpił do rzeczowego wykładania koledze całego zagadnienia.

- No więc tak - odchrząknął. - Jak zapewne wiesz, ogólnie nie mamy w kraju za dużo miejsca do życia.

Shinji kiwnął głową na znak że wie, zatem Kensuke kontynuował.

- Pamiętasz też na pewno, że próbowano rozwiązać problem przeludnienia budując sztuczne wyspy u wybrzeży Japonii?

Przytaknięcie.

- Pomysł był w sumie niezły i nawet wypalił. Całkiem słuszny kawałek narodu na tych wyspach siedzi, tyle że nie każdemu się to do końca uśmiecha. Zawsze jak przyjdzie większy sztorm to jest popłoch, nawet mimo że jeszcze żadna wyspa nie zatonęła ani nic. Idę o zakład, że taka wysepka to by nawet tsunami przetrzymała.

Kensuke przerwał, kichnął i otarł nos grzbietem dłoni. Na szczęście Hikari patrzyła wówczas na Shinjego.

- Na zdrowie, stary - rzucił Touji ze swojego miejsca pod ścianą. - No i co dalej z tymi wyspami?

- Ano to, że wcale nie tak mało ludzi woli jednak stały ląd pod stopami. No i chcą być bliżej centrum wydarzeń, że tak powiem. Poza tym nie zapominajcie, że nie można budować sztucznych wysp ile się chce, statki muszą jakoś do portów dopływać, a nie slalom uprawiać - Kensuke usiadł nieco wygodniej. - Do tego taka wyspa znowuż taka bardzo duża nie jest, pomieści parę tysięcy może i trzeba robić nową.

- A miasta? - spytał Shinji, dając koledze delikatnie do zrozumienia, by przeszedł do najbardziej interesującej go rzeczy.

- A miasta planowano już w zeszłym wieku nawet. I nawet coś zaczęto robić. Nie były to może jakieś oszałamiające konstrukcje, raczej ciekawostki, powiedziałbym, no ale były to dopiero początki. W sumie więcej pożytku miało stronnictwo popierające sztuczne wyspy, bo im kopiący w ziemi materiału budowlanego dostarczali. Ale od jakiegoś czasu krążyły plotki o powrocie do tematu, tym razem na większą skalę. No i faktycznie, parę dni temu gruchnęła wiadomość, że kopią na całego - Kensuke podrapał się za uchem, zamyślony. - W sumie to nie wiadomo, co ich pchnęło do tej decyzji. Czy chodziło, zgodnie z oficjalnym oświadczeniem, o szeroko pojętą pomoc dla społeczeństwa - bo i miejsca pracy mają być, i mieszkać będzie gdzie - czy po prostu paru jajogłowych z rządu trzęsie portkami przed jakimiś terrorystami i chcą się zwyczajnie pod ziemią schować.

Touji prychnął.

- Ja to bym się nie zdziwił, jakby tam faktycznie jakieś machlojki odchodziły. A skąd pieniądze na to wszystko, hę? Jakaś mafia ich sponsoruje, czy jak?

Kensuke posłał koledze krzywe spojrzenie.

- Jakkolwiek nie jest, my się o tym nie dowiemy. A nie ma co grzebać za głęboko, bo różnie można skończyć. Paru szpiegów już tak skończyło.

- Z wyjątkiem Bonda.

- Z wyjątkiem Bonda - zgodził się Kensuke. - A wracając... Ma to być coś naprawdę olbrzymiego, tutaj, pod Tokio. Nie żadna tam kopalnia wzbogacona o ładne wnętrza i bieżącą wodę. Chcą wykopać jakąś ogromną jaskinię albo co i poinstalować w środku normalne budynki, drogi, chyba nawet drzewa poustawiać i kwiatki zasiać. Cholera, jak się rozochocą to może nawet jakąś rzekę tam puszczą. Tylko ciekaw jestem, jak oni chcą tam światło zrobić. Zresztą ich problem - machnął ręką.

Twarz Shinjego rozjaśnił delikatny uśmiech; niezbyt szeroki wprawdzie ale bardzo miły, wręcz uroczy.

- Ciekawe... - powiedział niezbyt głośno, tworząc w głowie obraz miasta, o którym opowiadał kolega.

- I to bardzo - przytaknął Kensuke. - To może się udać a do tego ludzie, którzy będą tam mieszkać, będą mieli pod niektórymi względami sporo lepiej niż my tutaj.

Toujemu brwi powędrowały do góry ze zdziwienia.

- Co ty mi tu chrzanisz, stary? Że niby dlaczemu mają mieć lepiej?

- Pomyśl, Touji - Kensuke westchnął nad najwyraźniej ograniczoną wyobraźnią kolegi. - Jaka dziś pogoda?

- Pogoda? - Touji zamrugał parokrotnie oczami, zbity z tropu. - Ciepło i słonecznie, możliwe miejscowe zachmurzenia i przelotne opady - zacytował poranną prognozę. - Co to ma do rzeczy niby?

- A to, drogi Watsonie, - Kensuke po prostu nie mógł nie zabrzmieć zgryźliwie - że w podziemnym mieście może być ciepło i słonecznie, podczas gdy na górze będzie szalała burza z piorunami. Do tego walnie się na stałe stosowną wilgotność powietrza i puści sosnowy aromat w atmosferę. Po prostu będzie tam optymalny mikroklimat, a nie to, co mamy tutaj. Cholera, nawet smogu nie będzie a temperatura będzie koło dwudziestu stopni zapewne, podczas gdy my się przez tą chrzanioną dziurę ozonową smażyć będziemy. Ideał, mówiąc krótko.

Touji wzruszył ramionami. Chyba snuta przez kumpla wizja nie wywarła na nim należytego wrażenia. Podłubał w nosie.

- Może. Ale mnie tam się pod ziemię nie spieszy. Siedziałbym tylko i trząsł portkami, czy mi się ten cały majdan na łeb nie spierdzieli. A wierz mi, jak tony skał lecą z góry na dół, to lepiej stać na nich niż pod nimi.

Shinji wyobraził sobie karykaturalną postać Toujego, kurczowo trzymającą się kawałka skały spadającej w głąb wielkiej podziemnej jaskini pełnej kwiatów i małych drzewek. Zachichotał rozbawiony.

Hikari uśmiechnęła się słodko na ten widok. Lubiła, kiedy Shinji był szczęśliwy.

- Chyba ci się podoba ten pomysł, co, Ikari-kun? - spytała, posyłając koledze ciepłe spojrzenie.

- Aha - Shinji ochoczo pokiwał głową. - Podoba mi się. To dobry pomysł.

- Trzy do jednego - wyszczerzył się Kensuke. - Zostałeś przegłosowany, Touji.

Suzuhara wzruszył ramionami, popierając gest lekceważącą miną, skutecznie pokazującą co też myśli o rzeczonym fakcie.

- Nie po raz pierwszy i nie ostatni - burknął. - Jestem sam, ale nie samotny, albowiem ze mną jest słuszność.

Shinji popatrzył na kolegę zdziwiony, absolutnie nic nie pojmując. Za to Kensuke roześmiał się.

- To cytat z tamtego westernu przecież, z “Dziewięciu rewolwerowców z San Benedicto” - chłopak pokręcił głową z rozbawieniem. - Stać cię na więcej, mój drogi.

Suzuhara tylko prychnął. Jego zdaniem to był bardzo dobry cytat, zresztą jeden z jego ulubionych. A tu wyskakuje mu taki Kensuke i wmawia mu, jakoby się nie starał. Co on tam wie? W końcu to nie on się na “Dziewięciu rewolwerowcach” wychował.

Touji wstał i przeciągnął się, otrzepując spodnie z kurzu.

- Dobra - rzucił, bezwstydnie ziewając. - Wy se tu pogadajcie, a ja idę załatwić potrzebę filozoficzną.

- Chyba “fizjologiczną”, co? - Kensuke tylko spojrzał krzywo na kolegę znad zsuniętych nieco w dół nosa okularów.

- No przeca mówię, co chcesz? - Touji się chyba trochę obruszył.

Suzuhara szybkim krokiem podszedł do drzwi i zamaszyście otworzył je na oścież. Jeszcze w tej samej sekundzie poczuł, jak kant drzwi z głuchym, niemożliwym do pomylenia trzaskiem uderza w przechodzącą akurat korytarzem osobę. W pierwszej chwili stał tam po prostu, kompletnie zdezorientowany, lecz zaraz się otrząsnął i wtedy też dostrzegł leżącą na ziemi z podkurczonymi nogami, przyciskającą dłonie do urażonej głowy, rudowłosą dziewczynę, znaną mu ze słyszenia jako Langley. Syknął w duchu. Raz, że było mu zwyczajnie głupio, że w tak idiotyczny sposób kogoś trzasnął, dwa, że trzasnął dziewczynę, trzy, że była to pacjentka “Zacisza” - a co to oznacza, nie trzeba mu było wyjaśniać. W sumie chciał pomóc pozbierać się wyglądającej jak siedem nieszczęść dziewczynie ale też jakieś wewnętrzne uprzedzenie trzymało go w miejscu. Dopiero kiedy Hikari z gniewnym fuknięciem odepchnęła go na bok, po cichu ulotnił się, zawstydzony, w stronę ustępu.

Hikari tymczasem przykucnęła obok poszkodowanej, pobieżnie zerkając, czy nie wygląda na poważniej uszkodzoną. Wyglądało jej na to, że będzie miała porządnego siniaka, ale należyta korelacja między kością ciemieniową a resztą czaszki została zachowana. Przysunęła się nieco bliżej do mruczącej coś niewyraźnie pod nosem rudej i położyła jej rękę na ramieniu.

- Wszystko w porządku? Dasz radę wstać?

- Laß mich in Ruhe! - warknęła Langley i gniewnie strzepnęła jej dłoń. W następnej chwili pożałowała tego gwałtownego ruchu, gdyż przed oczami stanęły jej wszystkie gwiazdy. Zajęczała boleśnie. Hikari odruchowo wyciągnęła do niej rękę ale wstrzymała ją w pół drogi na wspomnienie reakcji dziewczyny. Cofnęła się o pół kroku, nie chcąc się narzucać. Wtedy też dostrzegła leżącą kawałek dalej książkę - Langley zapewne szła przez korytarz pogrążona w lekturze, dlatego też nie zauważyła w porę otwierających się drzwi.

“A ten cały Suzuhara to ani nie pomoże, ani nic!” - pomyślała zagniewana, wyciągając rękę po sponiewieraną książkę. Gdy przecierała dłonią sfatygowaną czasem okładkę, jej uwagę zwrócił obcojęzyczny tytuł. Litery wyglądały jej na pochodzące z alfabetu romaji, ale były dziwacznie stylizowane, tak że nie potrafiła niczego odczytać. Zaciekawiona otworzyła książkę. Na pierwszej, niezadrukowanej stronie w oczy rzucił się jej napisany ołówkiem fragment jakiegoś tekstu, wyglądający na wiersz. Pismo było trochę koślawe, jakby ktoś pisał w pośpiechu albo na kolanie, ale dawało się odczytać. Inna rzecz, że Hikari nie miała pojęcia JAK to przeczytać.

- Ei-no... ku-rei-no... me-nu-shuu... - wydukała, absolutnie pewna że straszliwie kaleczy obcą mowę. Jakby potwierdzając jej myśl, Langley wyjęła jej książkę z rąk, żeby nie powiedzieć, że ją wyrwała. Jednakże przeciwnie do oczekiwań panny Horaki rudowłosa nie zatrzasnęła tomiku, lecz pozbierawszy się jako tako z podłogi podniosła książkę do oczu i czystym, spokojnym głosem przeczytała:

Ein kleiner Mensch stirbt nur zum Schein,

Wollte ganz alleine sein.

Das kleine Herz stand still für Stunden,

So hat man es für tot befunden.

Es wird verscharrt in nassem Sand,

Mit einer Spieluhr in der Hand.

- Ładnie - Hikari uśmiechnęła się ciepło. Langley chyba zrozumiała.

- Danke... - bąknęła nieco zmieszana. - Aber ich muss schon gehen... - to rzekłszy przycisnęła książkę do piersi i ruszyła swoją drogą, z początku trochę wężykiem, ale już po kilku krokach całkiem prosto. Hikari odprowadzała ją wzrokiem, dopóki nie zniknęła za załomem korytarza.

- A ty, Aida, wcale od Suzuhary nie lepszy! - obróciła się na pięcie i obdarzyła kolegę groźnym spojrzeniem. Kensuke jakby zmalał pod wpływem jej wzroku. - Stoi tylko i się gapi, zamiast pomóc!

- No... Ale kiedy dobrze sobie radziłaś sama...! - odparował Kensuke trochę niepewnym głosem. - Zresztą nie chciałem jej wystraszyć albo coś...

Hikari już miała rzucić coś złośliwego, co odnosiłoby się do ostatniego z użytych przez chłopaka czasowników, kiedy niespodziewanie odezwał się Shinji:

- Langely nie lubi... innych - prawie szepnął, chyba obawiając się, że rudowłosa dziewczyna jednak sobie nie poszła, tylko czai się w zasięgu głosu. - Lubi wiersze.

- Faktycznie, - Hikari uśmiechnęła się do Shinjego, bez żalu porzucając robienie Kensuke wymówek - ten wiersz brzmiał bardzo ładnie. Szkoda tylko, że nie wiem, o czym jest - westchnęła z lekkim żalem. - Czy ona w ogóle nie mówi po japońsku?

- Nie mówi - Shinji lekko potrząsnął głową - ale rozumie.

- To ciekawe... - Hikari z zainteresowaniem potarła podbródek.

- Co jest takie ciekawe? - głos Toujego rozbrzmiał tuż za jej plecami. Aż podskoczyła, przestraszona.

- Suzuhara! - naskoczyła na niespodziewającego się Toujego. - Po pierwsze mnie nie strasz! A po drugie straszny nieużytek z ciebie! Biedną dziewczynę drzwiami walisz i nawet jej nie pomożesz! Jak tak możesz w ogóle?!

- Ona już i bez tego biedna - Touji na wszelki wypadek wycofał się poza zasięg chwytu Hikari. - A mnie się desperacko na stronę chciało. A w ogóle to się czepiasz - naburmuszył się.

Hikari machnęła tylko ręką, obiecując sobie później jeszcze natrzeć Toujemu uszu. Teraz szkoda jej było na to czasu, jako że godziny wizyt nie robiły się dłuższe.

- Później się z tobą rozmówię, padalcu jeden! - rzuciła jeszcze pod adresem kolegi, po czym odwróciła się do Shinjego, uspokajając się nieco. - Powiedz, Ikari-kun, nie brakuje ci tu niczego? Może czegoś potrzebujesz?

Shinji przez kilka chwil wyglądał, jakby bardzo intensywnie myślał. Dobre pół minuty trwało, zanim potrząsnął delikatnie głową.

- Tylko was... - szepnął nieśmiało, odrobinkę się przy tym rumieniąc, prawie niezauważalnie.

Hikari uśmiechnęła się przepraszająco i trochę smutno zarazem.

- Rozumiemy cię, Ikari-kun. Też byśmy chcieli częściej cię widywać, ale niestety, to nie od nas zależy...

- Poza tym pewnie szybko byś się nami znudził - wtrącił się Kensuke, jak zwykle pogodnie uśmiechnięty - Tak przynajmniej jest ciekawiej.

- Zawsze patrz na jasną stronę życia, rozumiesz? - Touji zaśmiał się trzy razy, krótko. Shinjemu zabrzmiało to dziwnie podobnie do ochrypłego szczeknięcia.

Tę radosną wymianę zdań niespodzianie przerwało wprawdzie nienatarczywe, aczkolwiek i nie dające się łatwo zignorować pukanie do drzwi. Te uchyliły się chwilę potem, ukazując równocześnie pogodne i profesjonalnie poważne oblicze jednej z pielęgniarek. “Kimiko Tanaka” - głosiła niewielka laminowana plakietka przypięta na piersi. Całkiem kształtnej zresztą, czego Touji nie omieszkał zauważyć.

- Przepraszam, za dziesięć minut kończą się godziny wizyt. Zapraszamy ponownie jutro - to powiedziawszy z profesjonalnie uprzejmym uśmiechem pielęgniarka wycofała się z pokoju, zamykając drzwi z cichym skrzypnięciem.

- Niestety, Ikari-kun - Hikari przeprosiła kolegę spojrzeniem. - Siła wyższa, musimy iść.

Przez krótką chwilę w oczach Shinjego odbił się wielki zawód, jednak w następnej chwili było w nich widać już tylko zwykły smutek.

- Kiedy wrócicie...? - spytał z trudno uchwytną, cichą nadzieją.

Hikari zamyśliła się, bezwiednie kładąc palec na wargach i zerkając gdzieś ponad głową chłopca, nie skupiając wzroku w żadnym konkretnym punkcie.

- Jutro nie możemy, mamy ważny sprawdzian u profesora Nibunnoichiego. A pojutrze obiecałam pomóc siostrze w paru sprawach. Tak że za dwa dni najwcześniej. Chyba że chłopaki sami przyjdą - nie znoszące sprzeciwu spojrzenie dziewczyny spoczęło na kolegach Shinjego, którzy nagle zaczęli się bardzo obawiać o swoje bezpieczeństwo w wypadku odmowy.

- Tak, jasne, przyjdziemy! - zapewnili z niespodzianą gorliwością. - Możesz się nas spodziewać pojutrze, zapewne o podobnej porze.

Te słowa wyraźnie sprawiły Shinjemu ulgę - widać było, jak odetchnął. Hikari pogratulowała sobie w skrytości ducha. Nie lubiła patrzeć, jak jej kolega się smuci, a niestety zdarzało mu się to zawsze, gdy musieli iść. Dlatego też starała się go pocieszyć jak tylko mogła, nawet jeżeli ryzykowała, że Touji i Kensuke będą się przez to na nią jakiś czas boczyć.

- Zatem trzymaj się, Ikari-kun. Do zobaczenia.

- Na razie, stary - Touji zamaszyście uścisnął koledze grabę.

- Tymczasem - Kensuke jedynie pomachał.

Shinji pożegnał ich uśmiechem, w którym radość z odwiedzin przyjaciół przenikała się ze smutkiem rozstania z nimi. Zawsze mieszały się w nim te dwa uczucia - i chociaż wiedział, że niebawem znów ich zobaczy, tak jak już wiele razy w ciągu tych dwóch lat spędzonych tutaj, to jednak nie potrafił odeprzeć od siebie uporczywego smutku. Jakby obawiał się, że tym razem będzie inaczej, że coś się stanie i wbrew zapewnieniom przyjaciele do niego nie przyjdą. A wówczas zostanie sam w tym zimnym miejscu, pełen trwogi, czy aby następna noc nie będzie nasączona absolutną ciszą i nieprzeniknioną ciemnością.

Takie to myśli zakłębiły mu się w głowie, zanim jeszcze drzwi zamknęły się do końca.

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu
  • Crystal Storm : 2007-08-31 08:48:49
    A co to niby mialo byc?

    Wizyta w psychiatryku, czy jak? Co tu sie wogóle dzieje? Kiedy to sie dzieje...? Dlaczego Shin i Asu tam sa. Aoba i Hyuga pielegniarzami? O co tu naprawde chodzi?

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu