Opowiadanie
Men in Magenta
Rozdział 6.
Autor: | Mefisto, M3n747 |
---|---|
Korekta: | IKa |
Serie: | Neon Genesis Evangelion |
Gatunki: | Dramat, Obyczajowy |
Uwagi: | Alternatywna rzeczywistość, Erotyka, Wulgaryzmy |
Dodany: | 2007-04-05 09:25:34 |
Aktualizowany: | 2008-02-21 19:47:15 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
Asuka niekiedy bywała zupełnie niemożliwa. Shinji o mało na nią nie wrzasnął, kiedy wyrwała go ze słodkiego snu o mamie, z pretensjami, że jeszcze nie zabiera się za robienie kolacji, choć już dochodzi ósma. Jej szczęście, że chłopakowi też zaburczało w brzuchu, więc zwlókł się ze swojego łóżka i niechętnie podreptał do kuchni. Początkowo był mocno rozkojarzony i musiał sobie ochlapać twarz zimną wodą, by przepędzić resztki snu. Zrobiło się duszno, co mu nie pomagało w skoncentrowaniu się na bieżących sprawach. Od ponad tygodnia nie padał deszcz, co o tej porze roku było dość niezwykłe.
“Będzie solidna burza” - pomyślał Shinji. - “A ja akurat mam się spotkać z ojcem. Ciekawe, czy to omen.”
Kolacja minęła w milczeniu. Asuka miała pretensje do kolegi o spóźniony posiłek, a Shinji nie mógł już patrzeć na egoistycznego potwora, z którym mieszkał pod jednym dachem. Misato przyszła kiedy już kończyli i trochę rozładowała atmosferę.
- O, to jednak czekaliście na mnie? Cześć Pen Pen, powiedz, bardzo rozrabiali? Są ofiary? Ranni i zabici?
Chyba coś miłego ją spotkało, bo szczebiotała z ożywieniem jak zakochany kanarek. Poprawiła Shinjemu humor na tyle, że nawet zgodził się obejrzeć z obiema paniami jakiś zagraniczny film obyczajowy, z mnóstwem publicznego całowania - jak to u gaijinów. Ikariemu nie mieściło się w głowie, że w takiej Europie, czy Ameryce przyjaciel rodziny może pocałować kobietę w policzek obecności jej męża. Ba, żeby tylko w policzek. O dziwo, to nie Asuka, ale Misato nie widziała w tym nic zdrożnego. Rudowłosy potwór był nieco zażenowany. Stwierdził, że takie obłapianie się i przytulanie, jakie widać na ekranie, to jednak jest coś nieprzyzwoitego, choć w Ameryce stanowi normę.
“Ale dla Kajego robi wyjątek” - pomyślał Shinji. Nie powiedział jednak tego na głos; wiedział, kiedy lepiej trzymać język za zębami.
Myśli chłopaka zaraz zdryfowały na stosunki panujące w jego otoczeniu, a zwłaszcza w rodzinie. Raczej niewyobrażalne było, by jego ojciec zaczął nagle się zachowywać jak amerykański czuły filmowy tatuś, ale Shinji, choć generalnie nie przepadał za kontaktem fizycznym z innymi osobami, uznał, że nie miałby nic przeciw temu, żeby kiedyś mimochodem zwichrzył mu czuprynę. Coś takiego zobaczył kiedyś u Toujego i bardzo mu tego zazdrościł.
Po filmie cała trójka zaczęła zbierać się do spania. Może męcząco ciężkie powietrze sprawiło, że kłótnia o kolejność pod prysznicem była mniej zażarta niż zwykle.
Podekscytowanie perspektywą spotkania z ojcem sprawiło, że Shinji nie mógł zasnąć. Wiedział, że następnego dnia powinien być w dobrej formie, by pokazać się swojemu staremu z jak najlepszej strony, ale organizm go nie słuchał. Pomysł liczenia baranów został szybko zarzucony, podobnie jak odsłuchiwanie ulubionej taśmy. Wyprawa do kuchni po szklankę wody również nie przybliżyła chłopaka do stanu senności.
Zegarek wskazywał kwadrans po północy.
Shinji wyjrzał przez okno. Noc była bardzo jasna, jak to w mieście. Księżyc szczerzył do niego swą pyzatą gębę, przyćmiony pasmami wędrującej w wyższych warstwach troposfery wodnej waty. Powietrze pachniało trawą i spalinami, z oddali niosło się rzępolenie cykad. Owady zagłuszały inne przejawy życia, nie było słychać ani poszczekiwania psów, ani rechotania żab - zwierząt, które zwykle śpiewały Shinjemu serenady, kiedy jeszcze mieszkał na farmie.
“Są głośniejsze niż pociągi” - pomyślał. - “Niedługo wyprą nas z miasta i będziemy musieli skryć się przed nimi do Geofrontu.”
Jakoś go jego własne poczucie humoru nie rozśmieszyło. Za bardzo silił się na dowcip. Tak naprawdę, to od czasu, kiedy kazał Asuce samej polować, nie wymyślił żadnego dobrego tekstu.
Zniecierpliwiony ubrał się i wyszedł z mieszkania wypełnionego posapywaniem dwóch kobiet, jednej mniej, drugiej bardziej dorosłej. Korytarz bloku był idealnie cichy. Winda nie działała, więc ruszył po schodach na piechotę. Odgłos jego kroków w absolutnej ciszy przejął go dreszczem.
“Atmosfera jak w tanich horrorach” - przemknęło mu przez mózg. - “Brakuje tylko takiej denerwującej muzyczki.”
Żałował, że nie ma przy sobie swojego SDAT-a, ale nie zawrócił po niego, bo z jakiegoś powodu miał odczucie, że byłoby to tchórzostwem. Aż się zdenerwował - co to, jest dzieciakiem czy pilotem Evangeliona? Chyba nie będzie się bał nocy? Ruszył biegiem po schodach w dół i jak bomba wypadł na zewnątrz.
Blokowisko wyglądało w nocy ponuro. Ayanami mieszkała w takim samym, równie cichym i zapuszczonym. Nie wiedzieć czemu, zapragnął się z nią zobaczyć. Ostatnio działy się dziwne rzeczy, a ona mniej lub bardziej aktywnie brała w nich udział. Może rozmowa z nią na osobności coś by wyjaśniła? W gruncie rzeczy nic o dziewczynie nie wiedział.
Zdecydowanym krokiem ruszył w stronę jej osiedla, a po kilku minutach przeszedł w bieg - uświadomił sobie, że nawet marszowym krokiem będzie lazł parę godzin. Ponure blokowiska nie przejmowały go lękiem. Noc była wystarczająco jasna, by się nie zabić o jakąś wyrwę w asfalcie, a brak ludzi go uspokajał - to ludzi się bał. Miarowy pogłos jego tupnięć niósł się echem w ciszy i przynosił dziwną ulgę. Dziwną, bo w standardowych horrorach to właśnie taki pojedynczy dźwięk, rozlegający się w ciszy, potęgował napięcie. Ale Shinji po raz kolejny sam sobie dowiódł, że jest istotą dziwną.
Zwolnił, gdy minął ostatnie bloki swojego osiedla i wpadł na ulicę z bardziej zwartą zabudową. Nagle stanął jak wryty.
W potrzaskanej szybie witryny sklepu meblowego odbijała się postać dziewczyny. Dobrze mu znana postać, ale o dziwo jej włosy były różowe, a mundurek też jakiś dziwnie fiołkowy. Nie, to nie były dobre określenia, tak naprawdę ten kolor nazywał się...
Shinji odwrócił się jak błyskawica. Nie zobaczył nikogo. Gdy spojrzał z powrotem na powierzchnię szklanej tafli, jedyne, co spostrzegł, to różowawy poblask światła odbijającego się od innych szyb wewnątrz opustoszałego, zdewastowanego pomieszczenia. Jak Shinji szybko ustalił, jego źródłem był budynek, którego okna zasłonięte były pąsowymi kotarami, a przed frontonem paliły się czerwone latarnie.
Sam do siebie poczuł wściekłość, że siadają mu nerwy. Niemniej sprawa pojawienia się widziadła pozostała nierozwiązana. Nigdy nikomu nie zwierzył się, że Rei była mu znana jeszcze zanim dotarł pierwszy raz do Geofrontu. Ba, zanim jeszcze zobaczył pierwszego Anioła w swojej karierze. Sylwetka bladej, niebieskowłosej dziewczyny objawiła mu się na moment na krótko przed nadejściem jego Nemezis. A potem okazało się, że taka osoba naprawdę istnieje i znajduje się w fatalnym stanie.
“Czyżbym widział ducha?” - pomyślał i wzdrygnął się. Pierwszy raz uświadomił sobie, że imię jego koleżanki znaczy “duch”, pomiędzy paroma innymi znaczeniami. Do tej pory zwykle pod wpływem Asuki przekładał je jako “zero”, bynajmniej nie z pogardy, ale z powodu skojarzenia z numerem jej Evangeliona.
Nie wiedzieć czemu zaczęły wstrząsać nim dreszcze. Noc była przecież duszna i aż zbyt ciepła jak na jego gust, choć przecież był zahartowanym tubylcem, a nie jakimś miękkim gaijinem.
Odechciało mu się nocnych eskapad.
Rozejrzał się dookoła uważnie, zastanawiając nad najkrótszą trasą powrotną do domu i w tym momencie uświadomił sobie, że słyszy gdzieś w tle rytmiczne dźwięki. Wsłuchując się w nie uważnie odnalazł miejsce, skąd dobiegały i aż się uśmiechnął: perwersja wszechświata nie miała granic. Jacyś profani przerobili jego ulubiony smyczkowy kanon Pachelbela na elektroniczną młockarnię techno i puszczali na dyskotece.
Współczesna muzyka była raczej mało odkrywcza i zbyt wydziwiasta, by chciało mu się jej słuchać. W pewnym sensie techno, którego szczyt popularności przeminął jeszcze przed jego urodzeniem, było zarazem klasyką i wyrazem postmodernistycznej impotencji twórczej.
No cóż, noc i tak już miał rozbitą, więc czemu nie udawać przynajmniej, że jego wycieczka ma jakiś sens?
Shinji zszedł w dół po nieco krętych schodkach. Muzyka przewiercała uszy i dudniła w jego wnętrznościach, a stroboskopowe światła dezorientowały. Zapachy marihuany, potu, wymiocin i alkoholu mieszały się w powietrzu. Nie było czuć tytoniu ani moczu - najwyraźniej lokal jakąś klasę trzymał. O dziwo, nie było bramkarza. Nie, był. Obejmował się z jakąś skąpo odzianą laską (chyba laską) i przetaczał z nogi na nogę w kącie. Chłopiec nie umiał powiedzieć, czy obłapiająca się para jest naprana, tańczy, czy kopuluje, a detali nie zamierzał sprawdzać. Zamiast tego przesmyknął się obok i wmieszał w falujący tłum.
Miesiące domowego treningu sprawiły, że wpasowanie się pomiędzy migające w urywanych błyskach sylwetki było banalnie łatwe. Pomimo zamaszystych gestów i ruchów tańczących ani razu nie został przydepnięty ani uderzony - Asuka dała mu niezłą szkołę. Był dzięki niej mistrzem uników. Stracił zupełnie poczucie czasu; słodkawy dym, łomot i światło sprawiły, że zaczął wpadać w rodzaj transu.
Utwory się zmieniały, a Shinji pląsał. Po ciężkich, czysto instrumentalnych kawałkach, w których basowy pogłos syntezatorów naśladował dźwięk instrumentów Aborygenów australijskich, przyszły przeróbki dawnych popowych szlagierów, a następnie jakiś rap. Shinjemu szczególnie przypał do gustu dynamiczny kawałek, w którym regularnie powtarzało się w refrenie przeciągłe “freeeze!!!”. To jedno z całego utworu rozumiał; w końcu naoglądął się amerykańskich seriali policyjnych. Przemawiało do jego poczucia humoru to, jak paru dowcipnisiów zaczęło udawać że posiada urządzenie, którym się naprzemiennie włączają i wyłączają, jak roboty. Ikari na minutę włączył się do zabawy, a potem mu się znudziło i zaczął rozglądać się za innymi atrakcjami. Pośród sinych, szmaragdowych i żółtych niczym blask lampy sodowej świateł wypatrzył amarantowy laser przenikający siatkowe podkoszulki spoconych nastolatek wierzgających i machających włosami na podwyższeniu sceny. Zebrał się na odwagę (łatwe w takiej anonimowej ciżbie) i podhalsował ku scenie. Z odległości półtora metra mógł doskonale widzieć zarysy falujących piersi, brzuchów, bioder i prześwitów pomiędzy nogami, w które wrzynał się obcisły materiał połyskujących spodni tancerek odprawiających publiczny rytuał godowy. Amarantowy promień obrysowywał kolejno ich wdzięki. Niespodziewanie łupnął go prosto pomiędzy oczy, przesyłając morsem komunikat do jego mózgu:
FRREEEEEEZZZZZEE!!!...........
Przestrzeń przestała istnieć, za to pojawił się czas, pełznący do tyłu. Pulsujący promień wypływał z jego głowy przez oczy, nos, uszy i spojenia pomiędzy kośćmi czaszki. Ciało znajdowało się w stanie półpłynnym-półgazowym i drgało w rytm fal theta, których amplituda zakłócała nawet naturalny werbel serca. Blaski w kolorze magenty rozświetlały tubę, która była jego zamkniętym kosmosem, i utrzymywały go w stanie zawieszenia pomiędzy ekspansją do rozmiarów Evangeliona a kolapsem do wielkości ujemnej. Przed nim ciekła atmosfera uformowała się w wizerunek twarzy, w której z miejsca się zakochał, choć jej nie poznawał. Twarz żyła i drgała, a myśli obserwatora przyspieszały i zwalniały, pozwalając mu na dostrzeżenie, iż składała się ona nie z materii, ale szybko zmieniających się obrazów pomieszczeń, wydarzeń, twarzy przypadkowych części ciała i strzępów kształtów i kolorów.
Magiczna twarz wpatrywała mu się w oczy, a jej wyraz przepojony był tak głębokim smutkiem, że Shinji chciał wyć z rozpaczy. Jej spojrzenie było tak znajome, że niemożność jego skojarzenia z imieniem lub dowolnym innym śladem pamięciowym aż bolała. W momencie, gdy chłopak znalazł się na krawędzi przypomnienia, twarz zaczęła się zmieniać. Oczy nabiegły krwistą czerwienią, skóra stała się kredowobiała, zaś włosy pojaśniały, przybierając niebieskawy odcień. Jednocześnie czas zaczął cofać się w tak szybkim tempie, że jego ciało z minuty na minutę cofało się do stadium embrionu, a rysy obrazo-twarzy stawały się z dojrzałych kobiecych coraz bardziej dziewczęce.
Zerwał się. Był w swoim pokoju, siedział na materacu, a w kurczowo zaciśniętych rękach miętosił prześcieradło. Centymetry dzieliły jego szeroko otwarte oczy od dwóch par równie szeroko otwartych oczu: brązowych i błękitnych.
Zamrugał.
- Co się stało? - spytał zdziwiony.
Asuka westchnęła.
- Przestraszyłeś nas - powiedziała Misato, kładąc mu chłodną dłoń na czole. Dopiero teraz poczuł, że jest cały mokry.
- Takich odgłosów nie słyszałam nawet na Antarktydzie. W życiu bym nie przypuszczała, że człowiek jest w stanie wydać takie dźwięki.
Shinji poruszył jednym ramieniem, drugim... jednym uchem, drugim uchem... Zaczął testować po kolei każdy mięsień swojego ciała, gdy reakcja obu sublokatorek powiedziała mu, że coś jest nie w porządku. Pomyślał chwilę, z potem przeciągnął się w nieco bardziej zwyczajny sposób.
- Gdzie... Nie, kiedy ja właściwie jestem? - spytał nieporadnie, próbując zebrać do kupy własny umysł.
Panie spojrzały tylko po sobie. Asuka wstała, wymaszerowała z pokoju i po chwili wróciła z wazonem pełnym kwiatów w ręce. Wyjąwszy je, wręczyła naręcze Misato.
- Trzymaj.
Zawartość wazonu zastała wylana na głowę Shinjego.
- Obudź się, Ikari - wydała rozkaz rudowłosa oprawczyni. - Koniec tych głupot. Zabraniam ci takich głośnych koszmarów. Raz jeszcze mnie obudzisz w ten sposób i dostaniesz kopa w klejnoty - oświadczyła i wymaszerowała z Przytulnej Jamki Shinjego.
Shinji i Misato patrzyli za nią mocno skonsternowani.
Shinji miał znowu spytać o czas, kiedy jego wzrok padł na wyświetlacz zegarka z datownikiem.
- Ojej, strasznie późno. A ja umówiłem się z ojcem!
Zerwał się z pościeli, o mało nie zderzając się swoją opiekunką. Pognał do łazienki i wziął zimny prysznic. W jego trakcie zaczął sobie przypominać nocne wydarzenia. Wspomnienia były tak realne, że aż trudno mu było uwierzyć, że to były tylko nocne mary. Ale z drugiej strony były one, jak przystało na sen, dziwaczne. Zwłaszcza te wizje wywołane przez amarantowy laser pasowały do tezy o śnie. No i to, że nie wrócił normalnie do domu, tylko obudził się w swoim łóżku.
Wyszedł z łazienki pełen oczekiwania na posiłek z ojcem, do tego stopnia, że narzekania Asuki na przedwczesne wyrwanie ze snu, wydały mu się dziwnie trywialne.
Zaraz, przedwczesne wyrwanie ze snu? Która właściwie jest godzina?
Wrócił do siebie i spojrzał na zegarek.
1.30 AM.
AM - czyli jeszcze przed południem. Czyli jeszcze jest noc, wręcz środek nocy. Więc dlaczego ma wrażenie, że jest dzień? Światło księżyca w pełni czyniło noc wyjątkowo jasną, ale mimo wszystko była to noc. Lampy w jego pokoju i na korytarzu też nie stwarzały idealnej iluzji dnia.
Obie panie stały na progach swoich sypialni i przyglądały mu się bez słowa.
Shinji wzruszył ramionami.
- Przestawiło mi się. Myślałem, że już jest po południu - powiedział wyjaśniającym tonem. - Idźcie spać.
- Przez tę pełnię naprawdę można fioła dostać - burknęła Asuka. - Trzy razy mnie budził ryk karetki, a teraz jeszcze ty. Jak tu spać w takich warunkach?
- Znowu będzie fala samobójstw, jak trzy miesiące temu - skrzywiła się Misato. - Czasami mam ochotę rąbnąć w ten księżyc całym arsenałem jądrowym i NN, jaki posiada Ziemia, i jeszcze doprawić polem AT, żeby go raz na zawsze szlag trafił. Nie zasnę już teraz. Chcecie herbaty?
- Może być - odrzekli piloci unisono. Zaraz oboje się roześmiali: przypomniało im się ćwiczenie synchronizacji przed walką z Izrafelem.
Gdy siedli w kuchni przy stole, czekając na gwizdek czajnika, Asuka spytała:
- Coś ci się śniło o ojcu? Powiedziałeś, że jesteś z nim umówiony, albo coś w tym rodzaju.
- Bo jestem - odparł Shinji. - Mamy zjeść obiad razem.
- Chyba ci się to jednak śniło - powiedziała Misato. - Komandor dzisiaj planował jakieś spotkanie, o ile mi wiadomo.
- Na pewno mi się nie śniło - zaparł się Shinji. - Byliśmy umówieni.
Misato pokiwała tylko głową i westchnęła.
“Może ten stary sukinsyn wreszcie przypomniał sobie, że ma syna” - pomyślała. Wstała, bo akurat zagotowała się woda i zalała listki w imbryczku. Czekając na zaparzenie się wywaru, wyciągnęła z szafki trzy filiżanki, a tymczasem Asuka indagowała kumpla o treść jego rojeń.
- Nie mów mi, że nic takiego. Musiało być coś poważnego, wyłeś jak wilkołak i byłeś cały mokry. I w ogóle wyglądałeś, jakbyś miał padaczkę.
- O rany - zirytował się Shinji. - Śniło mi się techno, magentowy laser, co mi robił wodę z mózgu, i duch Ayanami. Też w magencie. I czerwone światło z hoteliku miłości. Wiesz już wszystko?
Rudowłosa spojrzała na niego nieprzyjaźnie.
- Możesz chociaż raz zachowywać się uprzejmie? To ja się troszczę o niego, a ten mi pyskuje. Zapomnij. Nie jesteś wart mojego współczucia. A tak w ogóle, to ten laser był amarantowy.
- Że co? - Ikari wybałuszył oczy. - A niby skąd ty możesz wiedzieć, co mi się śniło?!!!
Asuka nalała sobie herbaty do filiżanki, wstała i skinęła na Shinjego.
- No, chodź.
Wyszli na balkon. Cykady wypełniały powietrze swoją kakofonią. Było nieco chłodniej niż dwie godziny temu. Część tarczy księżyca i większa część gwiazd była niewidoczna pod ciemnymi chmurami, które zaczęły się gromadzić. Asuka skrzywiła się.
- Nic z tego - wskazała brodą zachmurzone niebo. - Do jutra je przewieje. Jutro będzie jeszcze gorzej. Dopiero pojutrze zacznie padać.
- Co mi miałaś pokazać? - spytał Shinji.
- Poczekaj, zaraz zobaczysz.
Czekali. Za nimi stanęła Misato, z dwiema filiżankami w rękach. Jedną podała chłopakowi. Asuka wpatrywała się w mrok.
- O, tam - wskazała skraj czwartego bloku, licząc od nich. Zaczęło tam błyskać jakieś czerwonawe, a potem niebieskawe światełko. Nagle rozbłysło stroboskopowo i przez noc pomknął snop amarantowych strzał. Za chwilę promienie lasera rozprysły się w różne strony.
- Jakieś dziwne to światło - powiedziała Asuka. - Przedwczoraj wyszłam na balkon, bo nie mogłam usnąć i ten palant akurat zaświecił mi w oczy. Potem przez długi czas nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Też mi się śniły głupoty.
- Czemu nic nie mówiłaś? - żachnęła się Misato.
- Bo rano myślałam, że mi się to śniło. No i nie miałam żadnych drgawek, jak ten tu. On ma odporność nerwową żaby.
Misato już dzwoniła na policję.
- Tak, czternastka, piętnaste piętro, na skraju. Jaki profesor Komeda? Kuwada? I co, ma nam tak walić laserem w oczy? My tu mieszkamy. Dobrze, to jedźcie do niego.
Dopiła swoją herbatę i udała się wgłąb mieszkania. Shinjemu nagle wydało się, że jego opiekunka ma na sobie bluzeczkę w kolorze fuksji, podczas gdy wcześniej miała chyba w kolorze oliwkowozielonym. Zamrugał i przetarł oczy, ale gdy znowu spojrzał, Misato już nie było w zasięgu wzroku.
- Co jest? - zainteresowała się Asuka.
- Nic, mam jakieś powidoki - odparł. - Jakiego koloru jest bluzka Misato?
- Fuksja, oczywiście. Nie wiem, czemu faceci nigdy nie potrafią tego koloru prawidłowo nazwać. Ty, patrz, tam się coś dzieje.
Pod blok, z którego błyskał wcześniej amarantowy laser, podjechały dwa ciemne, nieoświetlone samochody. Wysypała się z nich gromadka czarnych sylwetek i zniknęła w czeluści klatki schodowej.
“Z mroku powstali, w mrok się obrócili” - pomyślało się Shinjemu. Wypowiedział to na głos. Asuka zachichotała.
Za ich plecami znowu pojawiła się Misato, niosąc tacę z filiżankami i imbrykiem. Przez kwadrans nie działo się kompletnie nic, po czym zadzwonił telefon komórkowy. Misato odebrała i przez trzy minuty kiwała głową, słuchając kogoś po drugiej stronie. Gdy odłożyła komórkę, popatrzyła na źródło niepokoju, na podopiecznych i krótko streściła telefoniczny raport:
- Tam mieszka jakiś profesor Kimura z branży telekomunikacyjnej. Pracuje nad światłowodami i łącznością laserową. Wyjechał teraz do Europy, a pod jego nieobecność nastoletni syn dorwał się do eksperymentalnej aparatury i zrobił sobie dyskotekę w domu. Podobno były inne skargi, już parę osób miało ataki epileptyczne z niewiadomego powodu. Laboratorium zostało właśnie opieczętowane. Koniec sprawy.
W milczeniu cała trójka patrzyła, jak ciemne postacie wyprowadzają z bloku szamoczącego się chłopaka i wsiadają do samochodów. Samochody ruszyły i znikły z pola widzenia, a Misato ze swoimi pilotami piła herbatę, kontemplując księżyc i zastanawiając się nad prognozą pogody na następny tydzień.
Gendou Ikari najpierw nie rozumiał, czego jego latorośl od niego chce, a potem się zirytował.
- Shinji, mówiłem ci, żebyś nie zawracał mi głowy trywialnymi sprawami. Od spraw socjalnych masz kolegów i major Katsuragi. Przestań wreszcie zachowywać się jak mięczak. Zacznij się umawiać na obiady z dziewczynami. Albo z chłopcami, wszystko mi jedno. A teraz wyjdź, jestem zajęty. Mam pilne spotkanie.
Shinji siłą się powstrzymał, by nie trzasnąć drzwiami, opuszczając gabinet ojca. Minął na korytarz zaskoczoną doktor Ritsuko i komandora Fuyutsukiego i z zaciętą miną ruszył na powierzchnię. W porządku. Znowu miał zwidy. Znowu prześladowała go ta cholerna magenta. Ale jego stary stracił resztki szacunku, jakim jeszcze obdarzał go syn. Skoro nie życzy sobie być traktowany jak ojciec - to nie będzie. Pieprzony komandor.
Drogę na powierzchnię obrał zupełnie instynktownie, trasą, która zaprowadziła niegdyś całą trójkę na spotkanie oko w oko z Matrielem.
Otworzył tajne drzwi i wyskoczył z pustej przestrzeni Geofrontu wprost na gwarną ulicę miasta. Pierwsze, co mu się rzuciło w oczy, gdy jego wzrok dostosował się do rażącego blasku słonecznego, to chłopiec hotelowy w liberii koloru nieszczęsnej magenty, usłużnie wywlekający jakiegoś nadzianego klienta z drogiego zagranicznego samochodu. Shinji nie wytrzymał i dał wyraz całej swojej frustracji.
- Pierdolona fuksja!!! - wrzasnął na cały głos.
- Żebyś wiedział, brachu - odparł jakiś menel, pchający przed sobą wózek wypełniony po brzegi sprasowanymi puszkami po piwie Yebisu. - Żebyś wiedział.
RE: No no
Oj, zdziwisz się jeszcze Crystal, jak doczytasz do końca... Takie zakręcone ficki jak ten widzi się baaardzo rzadko...
No no
O bosz, jestem dziewczyna i nie mam pojecia co to za kolor ta "fuksja". No dobra, przejde teraz do konkretów: sen Shina byl niesamowity, zdawalo sie ze to dzieje sie naprawde. Chociaz kto wie. Potrafisz zaskakiwac swym fickiem.