Tanuki-Czytelnia

Tanuki.pl

Wyszukiwarka opowiadań

Otaku.pl

Opowiadanie

Cindirella's Search

Rozdział V

Autor:Grisznak
Korekta:IKa
Serie:Sailor Moon
Gatunki:Obyczajowy
Dodany:2007-09-17 23:35:06
Aktualizowany:2008-02-19 12:18:54


Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Deszcz wciąż kropił, gdy Ami zapukała do drzwi mieszkania Makoto. Z wewnątrz dobiegał rytmiczny hałas młotka i piły. Czyżby remont? No tak, nic przyjemniejszego niż nocować na podłodze, mając po obu stronach baterię klejów do tapet, czy innych, równie intensywnie i aromatycznie pachnących rozpuszczalników. Niech to diabli, szkoda że Haruka już odjechała. Na dodatek wyglądało na to, że hałas skutecznie zagłuszał jej pukanie. Rozejrzała się za dzwonkiem, ale nigdzie go nie zauważyła. Zirytowana i przemoczona już do suchej nitki, nie wytrzymała. Postawiła torbę na ziemi i kopnęła z całej siły w drzwi.

W pierwszej chwili trochę się przestraszyła swojej gwałtownej reakcji, zastanawiając się, ile Mako może zażądać za naprawę drzwi. Z drugiej strony, w końcu ma remont, nie? Rozmyślania co do słuszności podjęcia tak ostrych kroków opuściły ją momentalnie, gdy młotek i piła ucichły, a po chwili usłyszała odgłos otwieranych drzwi. Wiedząc, że nie zachowała się specjalnie taktownie, Ami uśmiechnęła się tak uroczo, jak tylko ona to potrafiła, licząc że zatrze to przykre wrażenie.

- Konnichiwa, Mako-cha....

Uśmiech, niczym maska pośmiertna, zastygł na obliczu Ami, by stopniowo ustąpić miejsca postępującemu zdziwieniu, określanemu w mowie potocznej jako "WTF?". Stojąca przed nią postać przypominała Makoto... teoretycznie. Miała na sobie skórzano - jeansowy strój, ozdobiony naszywkami, na których napisy przypominały pismo hieroglificzne skrzyżowane ze spagetthi. Spodnie lśniły skórzaną świeżością, sprzączki paska pobłyskiwały metalem, rękawy bluzy były wyprute. Na dodatek, niegdyś ułożone w koński ogon włosy teraz spływały po ramionach, nie dość że zakręcone, to jeszcze smoliście czarne. Ami przetarła okulary, zastanawiając się chwilę, czy to aby nie zanieczyszczenia wszechobecne w tokijskich powietrzu i deszczu nie wywołały u niej halucynacji.

- Cześć, Ami! - przywitała się Makoto. - Czyli dobrze mi się zdawało że ktoś pukał! Wchodź, czemu tak stoisz na tym deszczu, przecież zmokniesz! - po czym chwyciła stojącą nieruchomo Ami za rękę i wciągnęła do środka, po czym przytuliła, co wywołało u Ami reakcję obronną z gatunku "Puść mnie, bo zabiję!" - Rany, ty już jesteś cała przemoczona! Rozbieraj się, zaraz ci znajdę coś suchego!

Makoto uwolniła Ami z uścisku i znikła w pokoju, z którego po chwili ponownie zaczęły dobiegać hałasy, nie tłumione tym razem przez drzwi i ściany. Nie przypominało to już piły i młotka, raczej ryk śmiertelnie rannego lwa przy akompaniamencie młota pneumatycznego. Ami nieśmiało zajrzała do środka. W rogach pokoju stały dwie potężne kolumny, nadające na full muzykę. Teraz już wiedziała, co było źródłem tego hałasu. Ściany pokoju były wytapetowane plakatami, przedstawiającymi najróżniejszych dziwaków poubieranych na czarno. Spora część z nich miała twarze posypane mąką. Na niektórych plakatach było ich więcej, niektórzy robili zaś takie, w ich mniemaniu zapewne bardzo groźne miny, że Ami nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. Makoto stała przy otwartej szafie i szukała czegoś, wyrzucając na podłogę najprzeróżniejsze części skórzano - jeansowej garderoby.

Ami próbowała zapytać o coś koleżanki, ale płynąca z głośników "muzyka" skutecznie to uniemożliwiała. "Jooooor Pojsooooon!!!!! Jooor pojson raning tru maj wejns, jor pojsoooon!!!" - ryczały obie kolumny. Ami spojrzała raz jeszcze na plakaty, przy czym utkwił jej w oczach jeden, na którym czterech mięśniaków prężyło swoje muły, zaś nad ich głowami wiał napis, wymalowany czymś, co zapewne miało udawać krew: "Metal to Wojna".

"Jak wojna, to wojna" - mruknęła Ami i jednym ruchem wyciągnęła ze znajdującego się tuż przy drzwiach gniazdka elektrycznego wtyczkę. W pokoju momentalnie zapanowała głucha cisza, od której przez chwilę dzwoniło jej w uszach.. Makoto oderwała się od przerzucania garderoby i spojrzała zaskoczona na koleżankę.

- Ami, czemu wyłączyłaś? Przecież to był Alice Cooper, ja uwielbiam ten kawałek...

"A uwielbiaj se co chcesz, ale ja nie zamierzam od twojego uwielbiania stracić słuchu"

- Ojej, przepraszam Mako, to przez nieuwagę, zahaczyłam o ten kabel... Ale wiesz, tak już przy okazji, mogę się przebrać w łazience?

- Jasne, Ami - Makoto wyjęła właśnie z szafy różowiutki porannik i rzuciła do w kierunku koleżanki. - Łap, to jest suche!

- Dzięki! - Ami chwyciła w locie ciuch, nie zastanawiając się nawet, skąd u Makoto coś takiego, po czym oddaliła się w kierunku łazienki, zamykając za sobą pospiesznie drzwi, ścigana przez ryczypisk głośników: ?"Jooor skin, soł łeet!!! Blak lajs on słet".

Ami z ulgą ściągnęła z siebie mokre ciuchy. Wytarła się ręcznikiem i z prawdziwą ulgą założyła na nagie ciało porannik, mając nadzieję, że przez cały ten czas pobytu na dnie szafy Mako nie zdążył on stać się wygodnym siedliskiem dla jakiegoś robactwa. Przeciągnęła się i spojrzała w lustro. Zza drzwi wciąż dobiegał hałas, doszła zatem do wniosku, że łazienka z raczej szczelnymi drzwiami może okazać się nader kuszącą propozycją mieszkaniową na czas jej pobytu u Makoto. Tak, przetrwać tą jedną noc, a potem coś się znajdzie... Ostatecznie Haruka i Michiru miały spory dom, wygrany w holenderskiej edycji "Czaru Par". Jeśli kupi gdzieś na mieście zatyczki do uszu, to może nawet nie będzie musiała słuchać ich jęków.

Mimowolnie przypomniała sobie, jak to kiedyś wybrały się wszystkie na biwak. Zainstalowanie kamery z mikrofonem w namiocie tej dwójki było świetnym pomysłem, Seiya płacił potem ciężką gotówką za te nagrania, a ona dzięki temu wreszcie mogła sobie kupić odtwarzacz DVD. I chyba tylko jej koleżanki były na tyle bystre, by uwierzyć, gdy twierdziła, że forsę zdobyła dzięki dawaniu korepetycji.

-Ami? - głos Makoto przerwał te miłe wspomnienia. - Jesteś tam?

"A niby gdzie mam być? Ta muzyka jej chyba całkiem rozum z łba wytrzepała."

- Tak, chwilka, Mako-chan, już wychodzę - Ami westchnęła, rozumiejąc już, że koleżanka nie ma zamiaru dać jej spokoju. Założyła na bose stopy suche kapcie i wyszła. Mieszkanie wciąż wypełniała muzyka. "Aj dont łonna brejk dis czejns!!!!" - głos dobywający się z głośników przypominał zawodzenie kogoś obdzieranego żywcem ze skóry.

- Mako-cha, czy mogłabyś... to trochę ściszyć? Wiesz, jestem zmęczona...

- Ale to jest Alice Cooper, Ami! On jest zajebisty! Nie czujesz tego?

"Nie. Ale stanowczo mają rację ci, którzy twierdzą, że muzyka rypie po mózgu".

- Mako-chan... - Ami zrobiła swojej popisowe "puppy eyes", to w jej stanie nie było nawet specjalnie trudne. Temu nie był w stanie oprzeć się nikt. Nawet Czarodziejka z Jowisza w wersji hard core.

- No dobrze - Makoto podeszła do wieży i ściszyła, akurat w momencie, kiedy obdzierany ze skóry biedak zawodził: "Łan luk kud killll!!! Maj pejn, jor trilll!!!". Ami odetchnęła z ulgą. Zdecydowanie, jakkolwiek "zajebiste" by to nie było, jej zmęczona głowa nie podzielała afektu Mako do tego rodzaju dźwięków. Rozejrzała się po pokoju. Poza śmiesznymi plakatami, na półkach stały rządki płyt, zaś pod jedną ze ścian piętrzył się stos gazet.

- Rozgość się Ami, ja zrobię ciepłą herbatę! - dobiegł jej głos z za drzwi. Ami usiadła na kanapie i sięgnęła po jedno z czasopism, na okładce którego ubrany w śmieszne ciuchy facet wymachiwał mieczem, a obok jakiś inny clown wyginał w dziwny sposób palce. Pismo nosiło nazwę "Metal Hammer". Zainteresowana Ami pogrążyła się w lekturze...

Poprzedni rozdziałNastępny rozdział

Ostatnie 5 Komentarzy

  • Skomentuj
  • Pokaż komentarze do całego cyklu

Brak komentarzy.