Opowiadanie
Sailor Kombat
Współpraca, integracja, miłość i libacja
Autor: | iosellin |
---|---|
Korekta: | IKa |
Serie: | Sailor Moon, Mortal Combat |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Komedia |
Uwagi: | Yuri/Shoujo-Ai |
Dodany: | 2007-05-25 21:31:13 |
Aktualizowany: | 2008-04-07 19:48:20 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
*********************************************
Autor: iosellin aka Bellatrix aka Mill
Tytuł: "Sailor Kombat"
Fanfic łączący moje dwie, największe inspiracje twórcze;)
Wszystkie postacie są własnością ich właścicieli [Sailorki -Naoko Takeuchi &Co, MK Fighters - Ed Boon &Co]
Wszelkie uwagi i komentarze [pochlebstwa, wyzwiska i inne;)]
mile widziane. [bellatrix@go2.pl]
Z góry przepraszam za wszelkie literówki i inne niedociągnięcia.
Autorka.
*********************************************
Part #3 - 'Współpraca, integracja, miłość i libacja'
***
- Udało mi się zdobyć trochę informacji, ale nie pytaj jak i skąd, bo chyba sam nie wiem. Zrobiłem to tylko dla ciebie i wierz mi, nieźle się musiałem namęczyć. - Johnny wyciągnął jakąś kartkę z kieszeni spodni. - On jest, zdaje się, policjantem, Jackson Briggs z wydziału zabójstw. Pseudonim 'Jax'.
- Pokaż! - Michiru wzięła kartkę z jego rąk i odczytała adres. - To daleko stąd?
- Trochę będzie - mruknął. - Ze trzy godziny szybkiej jazdy.
- Więc mam nadzieję, że umiesz szybko prowadzić? - uśmiechnęła się do siebie, na wspomnienie z kim zazwyczaj przekraczała wszelkie limity prędkości.
- Nie umiem - odrzekł, szczerząc się. - W ogóle nie umiem prowadzić. Od czegoż bym miał szofera?
- O rany! - Michiru załamała się. - Więc sprowadź tu tego szofera, w możliwie szybkim tempie.
- Niestety... - Johnny rozłożył bezradnie ręce. - ...dałem mu dziś wolne.
- WIĘC WYMYŚL JAKIŚ SPOSÓB, ŻEBY SIĘ TAM DOSTAĆ!!!
- OK, spokojnie, nie denerwuj się tak, Michiru - sama. - Uniósł ręce w geście poddania. - Zadzwonię po taksówkę.
***
Liu, nucąc sobie coś pod nosem, otworzył drzwi i próbował niepostrzeżenie wejść do środka, ale silna ręka wciągnęła go brutalnie i pchnęła na pobliski fotel, po czym dwie, surowe pary oczu wpiły się w niego.
- GDZIE CIĘ WYNIOSŁO???!!! - wrzasnęła głośno i wyraźnie Haruka. - Przywiozłam tu Setsunę dobrych kilka godzin temu, tylko po to, by cię zobaczyła, a ty...
- Mogłaś mi powiedzieć! Nie musiałaś tak tajemniczo sobie zniknąć, bez słowa! - wybrnął, orientując się błyskawicznie w sytuacji.
- Nie będziesz mi mówił, co musiałam, a czego nie!
- Spokojnie, nie kłóćcie się. - Setsuna rozgromiła ich. - Liu - Kang, muszę ci zadać kilka pytań.
- No... dobra - zgodził się. - Mam dziś dobry humor, bo widziałem ekstra laskę!
- Czy wiesz dokładnie, co to za najeźdźcy i czy znasz ich cel? - zaczęła, puszczając mimo uszu jego ostatni komentarz.
- Według naszej starej legendy, są to sprzymierzeńcy Imperatora. Ich celem jest zbieranie dusz ludzkich. Jeśli zbiorą wystarczającą ilość, otworzy się przejście z Zaświatów na Ziemię. Wojska Imperatora tylko na to czekają. W skrócie mówiąc, chcą opanować naszą planetę. Coś jeszcze?
- Jaka jest rola owych Wojowników Mortal Kombat? - Setsuna nie dała się zbić z tropu.
- Możemy wyzwać przybyszów z Zaświatów na Turniej. Jeśli wygramy, zabrane dusze uwolnią się i wrócą do swych ciał - odrzekł.
- A jeśli przegracie? - Setsuna wpiła w niego badawczy wzrok. Nawet Haruka, udająca, że słowa Liu-Kanga jej zupełnie nie interesują, wstrzymała na chwilę oddech.
- Cóż... - Liu poskrobał się po głowie. - To właśnie jest ryzyko. Jeśli przegramy, portal otworzy się natychmiast, niezależnie od ilości zebranych dusz.
- Fajnie. Jeśli pozostali Wojownicy są podobni do ciebie i mają umiejętności takie jak ty, już mogę pożegnać się z tym światem - mruknęła Haruka.
W oczach Liu-Kanga zabłysły gniewne ogniki, coś na kształt urażonej dumy.
- Chcesz się przekonać, kto z nas dwojga ma lepsze umiejętności?! - syknął.
- Spokój! - warknęła Setsuna. - Teraz nie czas na kłótnie. Liu czy wiesz, gdzie dokładnie przebywa reszta owych Wojowników, w szczególności niejaki Sub - Zero?
- Nie - odrzekł bezpośrednio.
- Mówiłam, że on się do niczego nie nadaje - powiedziała do siebie Haruka.
***
- To tu? - Michiru rozejrzała się z wnętrza taksówki.
- Yeah - mruknął taryfiarz.
- Na pewno tu? - Johnny wzdrygnął się. Znajdowali się w dosyć nieprzyjemnym miejscu, ciemna uliczka oświetlona jedynie starą, przyćmioną już lampą, walające się tu i ówdzie kartony, w głębi jakiś przekrzywiony szyld, zresztą zamazany grafitti i raczej nie nadający się do odczytania. Kierowca popatrzył na niego spode łba.
- Płaćcie i spadajcie. Kazaliście się zawieźć pod ten adres, to was zawiozłem. A teraz mam następny kurs i nie będę z wami dyskutował! - Wyciągnął łapę w stronę Michiru.
- Zapłać mu, Johnny - powiedziała, spoglądając znacząco na niego. Ten tylko westchnął ciężko i wyciągnął plik banknotów. Po chwili oboje z Michiru stali na ulicy, obserwując obłoczek spalin, unoszący się za taksówką.
- Dla kobiety, człowiek jest zdolny do najwyższych poświęceń - stwierdził Johnny, zerkając na swą towarzyszkę. - Zdarł ze mnie prawie całą kasę, jaką miałem przy sobie.
- Co ty możesz wiedzieć o poświęceniach? - Popatrzyła na niego lekko zdegustowanym wzrokiem. - A pomyślałeś chociaż, jak będziemy stąd wracać?
- Yyy..... - poskrobał się po głowie - coś się wymyśli, stąd chyba też kursują jakieś taksówki.
- Myślisz, że zawiozą cię za darmo? - spytała ironicznie, ale rozmowę przerwał im hałas otwieranych i mocno skrzypiących drzwi.
- Czego tu szukacie?! - rozległ się wściekły bas. - Coście za jedni?
- Szukamy Jacksona Briggs'a - powiedziała szybko Michiru, odwracając się w stronę właściciela głosu, barczystego, ciemnoskórego menela o wyglądzie "zabiję-każdego-kto-wejdzie-mi-w-drogę".
- Czego od niego chcesz, laluniu?! - Zbliżył się do niej i wyrzucił starego, zmiętego peta, którego memłał do tej pory w ustach.
- To sprawa między nami a nim! - wtrącił Johnny.
- Nie ciebie się pytam, gnojku! - warknął menel.
- GNOJKU???!!! - wkurzył się. - Mówisz do jednego z najsłynniejszych aktorów Ameryki!!!
Nagle z piskiem opon podjechał jakiś opancerzony samochód. Na ten widok, twarz menela zmieniła wygląd. Zagwizdał głośno i budynku posypało się kilku osobników, wyglądających jak jego klony. Jednocześnie, szyba samochodu opuściła się i ukazała się za nią lufa karabinku.
- Michiru, zjeżdżamy stąd! - wrzasnął Johnny. - To musiała być pomyłka, z tym adresem! Cholera!!! Nie chcę jeszcze umierać!!! - Padł na ziemię, słysząc serię strzałów, jednocześnie pociągnął za sobą Michiru. Ściana za nimi pokryła się gęstą siecią dziur, ale karabinek najwyraźniej obrał sobie za cel nie ich, a tutejszą bandę. Po chwili dołączył jeszcze jeden samochód, a z okien budynku nadeszła odpowiedź.
- Chodź! - Michiru wstała szybko, gdy tylko odgłos strzałów umilkł. Naraz w oddali dał się słyszeć sygnał nadjeżdżającej policji. Oba samochody szybko ruszyły z miejsca, za nimi posypała się kolejna seria, ale większość towarzystwa zaczęła się rozpraszać. Podjechały trzy wozy policyjne, z jednego z nich wypadła blondwłosa policjantka z bronią gotową do oddania strzału, zaraz za nią, umięśniony murzyn.
- Jax! - Blondynka ruchem głowy wskazała mu pozycję.
- Jax???!!! - powtórzyli równocześnie Johnny i Michiru, ukryci za rogiem budynku. Popatrzyli po sobie. - Ten, którego szukamy!
Zanim jednak zdążyli podjąć jakąś akcję, powietrze nagle gwałtownie zafalowało, pojawił się rozbłysk i wszyscy ujrzeli unoszącą się ze dwa metry nad ziemią dziewczynę w fioletowym kostiumie.
- O k****!!! - jęknął krótko jeden z meneli, przecierając oczy. Reszta wpatrywała się, niczym sroka w gnat, w przedziwne zjawisko. Zjawisko wyjęło szybciutko notebook'a i podłączone do niego urządzenie skanujące teren.
- Jackson Briggs... - powiedziała, utkwiwszy wzrok w jednego z policjantów.
Blondynka odbezpieczyła pistolet i wymierzyła go w przybyłą.
- Ani kroku! - warknęła ostrzegawczo, nie zastanawiając się zbytnio nad sensem robienia, czy nie robienia kroków przez kogoś unoszącego się w powietrzu.
Postać tylko roześmiała się dźwięcznie.
- Jesteś aresztowana - ciągnęła, nie zraziwszy się tym, blondynka. Wtem coś śmignęło z drugiej strony i metalowy wachlarz rozciął dłoń pani policjant. Pistolet z hukiem upadł na ziemię, a dziewczyna w niebieskim kostiumie, również unosząca się nad ziemią, zaczęła lekko wachlować się drugim, trzymanym w dłoni.
- NAJAZD UFO!!! - wrzasnął ktoś i zapanowała ogólna panika.
- Michiru... wiesz co tu się dzieje?! - Johnny poczuł, że jego nerwy są krańcowo wyczerpane.
- Mniej - więcej - mruknęła. - Nie możemy pozwolić, by Jax dostał się w ich ręce.
- A co chcesz niby zrobić?!
- Mówiłeś, że jesteś mistrzem walk - zauważyła.
- Ale to nie są normalni ludzie!!! - wrzasnął z przerażeniem. - Nie będę się bił z UFO!!!
- Żadne ufo, tylko Wojownicy Shao Kahna, o których ci opowiadałam. Nasi wrogowie - wyjaśniła cierpliwie. - A teraz nie marudź. Jax jest nam potrzebny, a ty musisz mi pomóc.
- Jak zamierzasz walczyć z tymi... tymi... latającymi wiedźmami?! - jęknął. Michiru uśmiechnęła się lekko.
- Zobaczysz! - szepnęła. - Ale idź pierwszy i odwróć ich uwagę.
Tymczasem, Kitana zeskoczyła w dół i po krótkiej szamotaninie, obezwładniła blondwłosą policjantkę.
- Ją też bierzemy - zadecydowała Mileena, sprawdzając coś szybko w komputerze. - Sonya Blade... niegdyś również Wojowniczka strony Ziemi, brała udział w poprzednim Turnieju.
- Bierz Jacksona! - zawołała Kitana. - I spadamy!
Major Jackson Briggs właśnie stał, nie mogąc się poruszyć, bowiem jego ubranie było przybite do ściany ośmioma sztyletami, z których większość tkwiła w pobliżu jego najwrażliwszych części ciała.
- OK. - Mileena skończyła sprawdzanie i zeskoczyła na ziemię. Menele zdążyli się gdzieś pochować, a reszta ekipy policyjnej rozpierzchła się, w poszukiwaniu posiłków typu FBI, CIA i NASA.
- Coś się dzieje za rogiem. - Kitana zmrużyła oczy, widząc zielono - niebieską łunę.
- Walczcie jak mężczyźni! - rozległ się głos. Męska, wyprostowana postać wyszła zza budynku.
- Coś ty za jeden? Wynoś się, bo skończysz tragicznie! - oznajmiła wprost Kitana. Mileena westchnęła ciężko i ponownie włączyła komputer.
- Jestem Johnny Cage - przedstawił się. - I reprezentuję Ziemię w Turnieju Mortal Kombat... podobno...
- Mamy wobec tego niezwykłe szczęście! - Mileena znalazła się szybko przy nim. Johnny zamachnął się pięścią, ale cios natrafił na skrzyżowane dwa sztylety, które niewiadomo skąd pojawiły się w jej dłoniach. Uśmiechnęła się przez maskę.
- Ccccco to?! - wyjąkał.
Odepchnęła go, po czym spróbowała przystawić mu jeden ze sztyletów do gardła, gdy rozległo się...
- DEEP SUBMERGE!!!
Delikatny powiew morskiej bryzy towarzyszył silnej energii, skoncentrowanej w błękitnej kuli. Fala uderzyła w Mileenę, wytrącając jej sztylety i odrzucając ją do tyłu.
- Znowu tamta... - Kitana ścisnęła mocniej szarpiącą się Sonyę. - Że też Shang - Tsung pożałował mocy i wysłał tylko nas dwie...
- Invited by a New Age, I'm the magnificient Sailor Neptune - oznajmiła.
- ...yyy... Michiru?!?!?! - Johnny otrząsnął się po nieudanym ataku i przyjrzał się uważnie nowoprzybyłej.
- SAILOR NEPTUNE!!! - powtórzyła z naciskiem.
- Kitana, co robimy? - Mileena podniosła się z ziemi i popatrzyła pytająco na nią.
- Trzymaj ją! - Pchnęła niemalże nieprzytomną już blondynkę w stronę swej nieodłącznej towarzyszki, po czym rzuciła oba wachlarze w stronę Sailor Neptune. Ta przeskoczyła wysoko nad nimi i stanęła na gzymsie budynku, po czym ponownie złożyła ręce do Deep Submerge.
- Deep Submerge! - zawołała.
Jednocześnie z drugiej strony zaatakował Johnny.
- Ratujcie Sonyę! - krzyknął, przybity do ściany, Jax.
- Spadamy! - zadecydowała Mileena i obie, plus trzymana przez Mileenę Sonya, rozmyły się w powietrzu, unikając ciosów Johnnego i kolejnego ataku Sailor Neptune.
- Uciekły. - Neptune zeskoczyła z powrotem na ziemię.
- Porwały Sonyę! - Jackson szarpnął się. Johnny solidarnie podszedł do niego i uwolnił go.
- Najważniejsze, że nie dostały w ręce ciebie - oświadczyła Neptune, transformując się do zwykłej postaci. - Jeśli chcesz jeszcze kiedykolwiek ujrzeć Sonyę, musisz z nami jechać do Nowego Yorku, skąd przeniesiemy się do Japonii.
- Co tu się właściwie stało?! - zapytał, będąc już uwolnionym. - I co tu w ogóle chodzi?! I kim wy jesteście?! I po co mam jechać do Japonii?! I co to za jedni...?! I...?!
- Wyjaśnię ci wszystko po drodze - powiedziała Michiru. - Szybko, nie mamy dużo czasu. - ruszyła przodem.
- Michiru... - Johnny zrównał z nią krok.
- Tak? - Uniosła brwi.
- Wyglądałaś po prostu bosko, w tej mini! - szepnął poufale, poklepując ją po plecach.
***
- Udało nam się zdobyć ją. - Mileena i Kitana wylądowały w bazie, przed obliczem Shang - Tsunga. Ten zmierzył wzrokiem najpierw je, a potem trzymaną przez Mileenę blondynkę.
- O, Sonya Blade - uśmiechnął się sadystycznie. - Miło mi.
- Shang-Tsung?! - Blondynka szarpnęła się, podnosząc pełen niedowierzania wzrok na czarnoksiężnika.
- We własnej osobie - wyszczerzył się. - Dawno się nie widzieliśmy, nieprawdaż?! Od tamtego Turnieju minęło już trochę czasu...
- Zostałeś przecież pokonany...! - syknęła.
- Ja jestem niepokonany! - obwieścił z dumą. - Chciałbym jeszcze z tobą powspominać dawne dzieje, ale niestety... obowiązki. - Pstryknął palcami i na jej dłoniach pojawiły się kajdany. - Przykro mi, ale na razie spędzisz trochę czasu jako nasz więzień, dopóki nie zdecydujemy, co z tobą dalej.
- Nie możesz bezkarnie mnie więzić! - krzyknęła.
- Mogę, zapewniam cię. Nie jesteś już Wojowniczką Mortal Kombat, gdyż złamaliście, wraz z Kano, zasady. Scorpion, Reptile... odprowadźcie naszą znajomą w stosowne miejsce - zawołał. Po chwili zjawili się obydwaj wymienieni i zaprowadzili gdzieś wyrywającą się Sonyę.
- Dobra. - Shang skupił swoją uwagę na Mileenie i Kitanie. - Możecie mi powiedzieć, po jasną cholerę sprowadziłyście ją tutaj?! - spytał wprost.
- Yyy... - Mileena wydawała się być lekko zaskoczona. - Przecież... ona też była Wojowniczką.
- BYŁA!!! - wrzasnął. - Miałyście tylko sprowadzać tych, którzy mogą brać udział w najbliższym Turnieju! Teleportowałem was do Ameryki, żebyście sprowadziły tu JAX'a!!!
- Nie wydzieraj się na nas, co?! - warknęła groźnie Kitana. - Widocznie, nie mogłyśmy sprowadzić tu samego Jax'a. Wmieszał się jeszcze Johnny Cage i Sailor Neptune.
- Znowu nie wykonałaś swego zadania, Księżniczko - powiedział pogardliwie Shang. - Imperator nie będzie zadowolony.
- Cholera, zamiast dać nam jeszcze kogoś do pomocy, szkoda ci było marnować twojej cennej mocy i jeszcze masz jakieś pretensje! - wybuchnęła Kitana.
- ...a w ogródku rosną hortensje! - mruknęła Mileena.
- Co?! - oboje popatrzyli na nią, przerywając na moment kłótnię.
- Żeby się ładnie zrymowało. - Wzruszyła ramionami. Kitana sapnęła tylko wściekle, a Shang popatrzył na nią ze zdegustowaniem.
- Jeśli mnie zawiedziecie jeszcze raz, obie wrócicie do Zaświatów. Tyle, że w charakterze więźniów - powiedział.
- Za kogo się uważasz?! - syknęła Księżniczka, ale on rozpłynął się już w powietrzu.
- Oops... wkurzył się - zauważyła Mileena. - Musimy dorwać przynajmniej jednego z tych Wojowników. Idę do komputera.
- A ja idę się przejść, bo mam już, cholera, dosyć tego zarozumiałego Czarnoksiężnika - Od - Siedmiu - Boleści! - stwierdziła Kitana. Strój na jej ciele zamigotał i zmienił się w niebieską minisukienkę. - Na razie!
***
Haruka chwyciła za telefon i wykręciła numer Setsuny.
- Wracają - rzuciła do słuchawki. - Michiru wykonała misję i za parę godzin wróci przez Pieczęć Czasu a wraz z nią Johnny Cage i Jackson Briggs.
- Dobrze - stwierdziła krótko Setsuna. - A Liu?
- Wyszedł gdzieś sobie, kretyn jeden! - parsknęła Haruka. - Nawet mi o nim nie wspominaj!
- Oooo! Co zrobił tym razem? - zachichotała Setsuna.
- Wkurza mnie. Po prostu mnie wkurza. ALE JAK!!! - Haruka nie opanowała wściekłości w swoim głosie. Zresztą, nawet nie próbowała. Samo wspomnienie ostatniej rozmowy z Liu-Kangiem, podczas której ów Liu nazwał ją "Żelazną Dziewicą" i wyraził współczucie dla jej "biednego chłopaka, który musi być strasznym pantoflarzem, ale chyba zebrał się na odwagę i uciekł z domu, nie mogąc dłużej wytrzymać przy rządzącej wszystkim i wszystkimi Herod - babie", powodowało, że krew ją zalewała.
- Jak wróci Michiru z tamtymi dwoma, trzeba będzie chyba wybrać się w przeszłość - powiedziała Setsuna. - I sprowadzić tu Kung Lao.
- No tak - mruknęła Haruka. - Ale, jak pomyślę, że to przodek tego cholernego debila, to wcale nie mam na to ochoty. A nuż okaże się, że mają dużo wspólnego?
- Yyy... ciężka sprawa. Ale trzeba ratować ten świat... po raz kolejny - westchnęła. - Będziesz musiała się poświęcić i jakoś to znieść.
- Całe szczęście, że Michiru już wraca - podsumowała krótko Haruka.
***
Liu szedł ulicą z rękami w kieszeniach i pogwizdywał z lekka. Szedł tą samą drogą, co ostatnio, w nadziei, że może ujrzy dziewczynę, która przechodziła wtedy obok Domu Towarowego. Była niezła. Zgrabne nogi, dość długie włosy, miała też czym oddychać... i ta mini... Westchnął, przywołując w pamięci jej obraz.
- Była po prostu super! - szepnął do siebie, zatrzymując się przy wejściu do Domu Towarowego. - A ja byłem głupi, że od razu się z nią nie umówiłem. Szanse, że ją znowu spotkam, są jak jeden do tysiąca. Zwłaszcza, że oddziały Imperatora codziennie przechwycają tyle dusz...
***
Kitana szła ulicą, nieświadoma wrażenia, jakie wywoływała na osobnikach płci męskiej jej minisukienka. A konkretnie: jej ciało w nią ubrane. Sama przed sobą musiała przyznać, że wyszła tylko po to, by odnaleźć faceta, którego widziała wtedy, pod Domem Towarowym i który wyglądał jak ucieleśnienie jej marzeń. Wysoki, muskularny, długawe włosy... Niewątpliwie azjata, choć nie przypominał zupełnie Japończyka. Zaintrygował ją, w momencie, gdy spojrzał na nią, jakby znał jej wszystkie tajemnice, z pochodzeniem włącznie.
"Oby tylko nie było za późno" - pomyślała. - "Mam nadzieję, że on żyje. Tym razem, jeśli go zobaczę, nie pozwolę mu odejść. Dlaczego wtedy nie odważyłam się podejść do niego i poderwać go?! Cholera...!"
Zatrzymała się w pół kroku. Obiekt jej zainteresowania, stał sobie spokojnie pod Domem Towarowym i uśmiechał się, zupełnie, jakby na nią czekał. Kitana zarumieniła się lekko, po czym, powzięła decyzję i pewnym krokiem ruszyła w jego kierunku.
***
"Rany...! To ONA!!!" - Liu uśmiechnął się do siebie. - "Mam farta! Teraz nie mogę zaprzepaścić okazji!"
Wyjął rękę z kieszeni i postąpił krok naprzód. Dziewczyna zbliżała się, idąc w jego kierunku. Przechodząc obok niego, zwolniła kroku.
- Cześć - powiedzieli równocześnie. - Czy my się... yyy... przypadkiem nie spotkaliśmy kiedyś?!
Zapadła niezręczna chwila milczenia.
- Wiem, widziałem kiedyś pokaz Miss Universum, ty zdobyłaś główną nagrodę!
- Oglądałam Mistrzostwa Świata w sztukach walk, ty byłeś zwycięzcą! - wypalili jednocześnie, po czym znowu umilkli, nie wiedząc jak zacząć.
- Nie... nie jestem niestety Miss Universum - powiedziała w końcu, wzdychając ciężko.
- Ani ja nie jestem mistrzem sztuk walk... Chociaż jestem w tym dobry! - wyszczerzył się promiennie.
- Fajnie - uśmiechnęła się. - Też się tym interesuję i... yyy... trenowałam kiedyś.
- Liu-Kang. - Wyciągnął do niej rękę.
- Kitana. - Uścisnęła szybko jego dłoń. Na jej wskazującym palcu widniał niezwykle oryginalny pierścień.
- Nie wiem, czy spotkaliśmy się, czy nie, ale to chyba nie jest takie ważne, co? - spytał ostrożnie.
- Masz rację - przytaknęła mu ochoczo.
- Spieszysz się? Może pójdziemy gdzieś razem? - zagadnął.
- Nie, mam dziś wolny wieczór - odrzekła szybko.
- No to, zapraszam cię na kolację - uśmiechnął się szeroko. - Co ty na to?
- No... dobrze! - zgodziła się, patrząc na niego spod swych długich rzęs.
***
- To tu. - Michiru kazała taksówkarzowi się zatrzymać na jednej z ulic przedmieścia Nowego Yorku. Johnny właśnie kończył tłumaczyć przez komórkę swojemu producentowi, że niestety, ale musi przerwać na razie kręcenie filmu. Jax siedział obok Johnny'ego z iście marsową miną. Po chwili, cała trójka wysiadła, a rachunek musiał uregulować Jax, ku swemu wielkiemu niezadowoleniu.
- Stąd mamy się przenieść do Japonii? - mruknął powątpiewająco. - Nie rozsądniej byłoby jechać na lotnisko?
- Michiru wie, co robi - przerwał mu Johnny - ...to czarownica - dodał szeptem, puszczając oczko.
- Słyszałam to - rzuciła w stronę Johnny'ego.
- Uhm... sorry - mruknął. - Ale po tym, jak zmieniłaś się w tą... no... Sailor Neptune...
- Pogadamy sobie później. Jak znajdziemy się w naszym domu - odrzekła.
- Naszym? - Johnny uniósł pytająco brwi.
- Moim i Haruki - wyjaśniła z lekkim uśmiechem. - Zresztą, zobaczycie. Teraz musimy się chwycić za ręce...
- OK. - Johnny ujął dłoń Michiru i z uśmiechem wyciągnął rękę w kierunku Jax'a.
- Dlaczego mam chwytać go za rękę?! - Jax spojrzał spode łba na Johnny'ego.
- Po prostu to zrób - nakazała Michiru.
- Nie będę chwytać za rękę faceta! - zbuntował się.
- Chcesz odnaleźć Sonyę?! - warknęła.
- OK. Poddaję się. Możecie robić ze mnie pedała, ja i tak...
- ZAMKNIJ SIĘ!!! - wrzasnęli jednocześnie Michiru i Johnny.
Cała trójka chwyciła się za ręce, po chwili powietrze zafalowało i zniknęli, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu, nie licząc zaskoczonych min gapiów.
***
Haruka usłyszała cichy świst. Odwróciła się i ujrzała materializujące się w jej przedpokoju trzy postacie.
- Michiru! - ucieszyła się. - Wreszcie! Witaj w domu!
- Haruka! Tak bardzo tęskniłam za tobą! - rzuciła się jej w objęcia i ucałowała gorąco w usta na powitanie. Haruka popatrzyła jej prosto w oczy, przesuwając delikatnie palcami po jej twarzy, po czym przypomniała sobie o jednej rzeczy. A w zasadzie: dwóch osobach, które zmaterializowały się wraz z Michiru i patrzyły na tą scenkę powitania z dość głupimi minami.
- Ehem... - odchrząknęła Michiru, odsuwając się nieco od niej. - To jest Johnny, a to Jax. Chłopaki, poznajcie Harukę.
- Cześć - rzucił Jax.
- Cześć - odpowiedziała Haruka.
- Cześć Haruka, Michiru nie wspominałaś, że masz faceta... - powiedział Johnny rozciągając usta w fałszywym uśmiechu.
- No bo nie mam - zaśmiała się.
- Eee...? - Johnny popatrzył pytająco na nią.
- Nie jestem facetem - objaśniła krótko i rzeczowo Haruka, po czym zrzuciła z siebie marynarkę i na dowód wypięła dumnie swój biust.
- Yyy... aaa...! - do Johnny'ego dotarło. Natomiast Jax stał w dalszym ciągu, niepewnie mrugając oczkami.
- Dlaczego ten facet ma piersi?! - jęknął. - Znowu pedał...?! Gdzie ja się znalazłem?!
***
- ...spotkamy się jeszcze? - Popatrzyła na niego niepewnie.
- Oczywiście! Kiedy tylko zechcesz! - zapewnił gorąco. - Odprowadzę cię do domu. Widzisz, gdyby nie to, że nie mieszkam sam, moglibyśmy pójść do mnie...
Roześmiała się cichutko.
- Jutro, o tej samej porze, pod Domem Towarowym - szepnęła i pocałowała go szybko w usta, po czym odwróciła się i zanim zdążył się zorientować, zniknęła w mrokach ulicy.
- Rany... co za dziewczyna! - westchnął, z błogim uśmiechem Liu i wesoło pogwizdując, ruszył w kierunku swego obecnego miejsca zakwaterowania. Jednak im bliżej niego był, tym mniej chciało mu się gwizdać.
"Zapomniałem, że znowu się pokłóciłem z tą jędzą... Pewnie każe mi dziś spać w komórce albo za drzwiami. Ciekawe, ilu facetów wykończyła w ciągu swego życia?" - zastanawiał się, otwierając cichutko drzwi. Wślizgnął się ostrożnie do środka, ale mimo późnej pory usłyszał gwar, dochodzący z salonu.
- Liuuuu...?! To tyyyyyyyyyyyyyyyyyyy...??? - usłyszał głos Haruki, podejrzanie wesoły.
"Ma, cholera, dobry słuch" - pomyślał, wzdychając ciężko. - "Tylko dlaczego jest taka wesoła" Pewnie przygotowała, specjalnie dla mnie, jakieś tortury...?
- No, ja. - rzucił, wchodząc do salonu. Zatrzymał się w progu i obrzucił zgromadzone towarzystwo zdziwionym spojrzeniem. Na podłodze siedziały obok siebie Setsuna, Haruka i jakaś nie znana mu dziewczyna, o turkusowych włosach, a naprzeciw nich dwóch facetów. W powietrzu unosił się charakterystyczny zapach sake.
- Cześć, Liu...!!!... hi... hi...! - Setsuna uniosła chwiejnie swoją czarkę do góry. - Napijesz się... z nami...? HIC!
- Siadaj, dzisiaj świętujemy! - dodała Haruka. - Masz, spróbuj smaku czystej, japońskiej wódki!
- Yyy... a kim oni są? - Popatrzył niepewnie na resztę.
- To jest Michiru, tamci to Johnny i Jax - objaśniła krótko Haruka, jednocześnie obejmując wolną ręką Michiru.
- Cześć, Liu! - Michiru pomachała mu ręką i uśmiechnęła się słodko.
Jax odwrócił się w stronę Liu - Kanga, przyjrzał mu się uważnie, po czym jęknął:
- On ma długie włosy...! I szminkę na ustach! No nie! Kolejny pedał...?!
W tym momencie całe towarzystwo gruchnęło śmiechem.
- Odwal się, nie jestem pedałem! - warknął Liu, wycierając jednocześnie swe usta rękawem - ...mam dziewczynę! To ślad jej szminki - dodał po chwili namysłu, wspominając dzisiejszą randkę.
- Ooooo!!! - usłyszał chórek zaskoczonych głosów. - On ma dziewczynę!!! - donośny śmiech rozległ się na nowo.
- Co tu się dzieje, do jasnej cholery?! - nie wytrzymał.
- Spokojnie, Liu. - Haruka wstała i lekko się zataczając podeszła do niego i poklepała go po ramieniu. - Integrujemy się. My, Sailor Senshi i Mortal Kombat Warriors. Powinieneś się przyłączyć!
- Czy to znaczy... że oni też są Wojownikami? - Uniósł brwi i popatrzył na siedzące na podłodze towarzystwo.
- Johnny i Jax są Wojownikami... Michiru ich dziś sprowadziła... Michiru jest Sailor Senshi... i ja też... i Setsuna... a oni nie... znaczy: oni są Wojownikami... ty też jesteś Mortal Kombat... cholera! - Haruka zorientowała się, że jej język się nieco plącze. Odwróciła się i popatrzyła na przedmiot swych objaśnień. Jej wzrok przykuł Johnny, szepczący coś do ucha czerwieniącej się Michiru. - TYYYYYYYYY!!! - ryknęła w jego stronę. - Łapy z dala od Michiru, bo cię wgniotę w ścianę!!!
- Haruka...!!! - na czole Michiru wykwitła charakterystyczna kropelka - ...nie bądź zazdrosna!
- I to mają być obrońcy Ziemi - westchnął ciężko Liu. - Z kim mi przyszło współpracować...?!
***
Mileena usłyszała, że ktoś wchodzi i natychmiast przełączyła się z gry na odpowiedni program. Odetchnęła z ulgą, widząc Kitanę.
- Cześć... - rzuciła Księżniczka, rozanielonym głosem.
- Cześć - mruknęła, wpisując jakąś komendę do programu. - Późno wróciłaś.
- Spotkałam się z nim! - powiedziała, padając na łóżko. Wyraz szczęścia błąkał się po jej twarzy, gdy oglądała niewidzącym wzrokiem plamy na suficie. - Wierzysz w miłość od pierwszego wejrzenia...? - spytała po chwili.
- Nie - mruknęła krótko i zwięźle Mileena.
- ...zakochałam się w nim. Ja też mu się bardzo podobam. Siostrzyczko, musisz mi wymyślić plan, jak go ocalić przed atakiem Imperatora. - Kitana usiadła na łóżku, nie zwracając uwagi na jej słowa.
- Najpierw musimy unieszkodliwić Wojowników. Inaczej Shang nas odeśle do Zaświatów i nic nie będziesz mogła zrobić - zauważyła.
- Chcę wyjść za niego za mąż... - szepnęła Kitana. - Chcę założyć z nim rodzinę... Chcę mieć z nim dzieci...!
- Zwariowała. - Mileena popatrzyła na nią zdegustowanym wzrokiem i odwróciła się na powrót do monitora.
spojler ;P
nie mam ;) strasznie mnie denerwowal w SM, faktycznie taka klucha bleee ;)
fajne
Jak i w poprzednich częściach, tu również jest wesoło. Dobra robota.
Zastanawiam się, czy masz w planach wprowadzić jeszcze Mamora...