Opowiadanie
Sailor Kombat
Obrońcy Ziemi
Autor: | iosellin |
---|---|
Korekta: | IKa |
Serie: | Sailor Moon, Mortal Combat |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Komedia |
Uwagi: | Yuri/Shoujo-Ai |
Dodany: | 2007-05-18 22:01:58 |
Aktualizowany: | 2008-04-07 19:40:04 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
*********************************************
Autor: iosellin aka Bellatrix aka Mill
Tytuł: "Sailor Kombat"
Fanfic łączący moje dwie, największe inspiracje twórcze;)
Wszystkie postacie są własnością ich właścicieli [Sailorki -
Naoko Takeuchi &Co, MK Fighters - Ed Boon &Co]
Wszelkie uwagi i komentarze [pochlebstwa, wyzwiska i inne;)] mile widziane. [bellatrix@go2.pl]
Z góry przepraszam za wszelkie literówki i inne niedociągnięcia.
Autorka.
*********************************************
Part #2 - "Obrońcy Ziemi"
- Jeszcze jedno - oznajmił Shang-Tsung całemu swojemu towarzystwu - musimy jak najszybciej odnaleźć i zlikwidować Wojowników Mortal Kombat, stojących po stronie Ziemi. Mogą nam wejść w paradę, zwłaszcza jeśli Rayden lub jacyś inni obrońcy Ziemi będą próbowali ich uświadomić.
- Wiemy, Shang - mruknęła Mileena. - Jakieś konkretne propozycje?
- Dopóki nie odkryjemy ich ziemskiej tożsamości, będziemy tylko wyłapywać zwykłe dusze. Jedno z was, Mileena, zajmie się poszukiwaniem ich. - Popatrzył wyczekująco na nią.
- Co, mam się zgłosić na ochotnika? - domyśliła się.
- Już się zgłosiłaś - oznajmił krótko. - Więc dobrze, zgadzam się, by na ciebie spadło to zadanie. Dostaniesz do dyspozycji komputer. Z dostępem do sieci.
- Ja zajmę się odszukaniem Sub-Zero - odezwał się Scorpion.
- Pomogę mu - dorzucił Reptile.
- Dobrze. Reszta niech zbiera dusze. Mileena, jeśli znajdziesz któregoś, natychmiast bierz kogoś do pomocy i niezwłocznie go zlikwiduj.
- No problem - stwierdziła krótko. - Tylko daj mi ten komputer.
- Będzie sobie grała na nim - zaśmiał się cicho Baraka. - Shang, zbankrutujesz, jak przyjdzie ci rachunek za prąd, że nie wspomnę o impulsach, po jej posiedzeniach na sieci...
- Ogłaszam koniec zebrania - zapowiedział. - Zajmijcie się wszyscy swoimi obowiązkami.
- Zaczyna mi się tu podobać! - Kitana, tym razem bez maski, ubrana w niebieską mini - sukienkę, przeglądała się w lustrze. - Idę na podbój!
- Nie zapomniałaś o czymś...? - Mileena wyszła z pomieszczenia obok i przyjrzała jej się krytycznie.
- Yyy... idę na podbój dusz! - uzupełniła, uśmiechając się niepewnie.
- Jaaaaasne! - mruknęła.
- Ty też powinnaś się ruszyć z tej kryjówki i obejrzeć sobie nasz przyszły świat - zachichotała. - Mi się tu bardzo podoba! Załóż jakąś sukienkę i idziemy!
- Ha...ha... bardzo śmieszne. Wiesz, że gdybym zdjęła maskę...
- Cóż, uroda nie jest twoją najmocniejszą stroną - zaśmiała się, ale wnet spoważniała, widząc groźne błyski w oczach Mileeny. - No to na razie! I powiedz Shang-Tsungowi, żeby mnie nie szukał, jak nie wrócę na noc!
- Dobra. Ty, Haruka, lecisz do Chin, Michiru do U.S.A., a ja podejmę się znaleźć tego nieszczęsnego Sub-Zero, o którym nic nie wiadomo - zarządziła Setsuna.
- Spoko. Kiedy mam samolot? - Haruka uniosła pytająco brwi.
- ...yyy... obawiam się, że... dokładnie za dziesięć minut - mruknęła Setsuna, zerkając na zegarek - ...cholera, nie masz czasu!
- ...powiedziała Strażniczka wrót Czasoprzestrzeni - dodała pod nosem Michiru.
- A właśnie! - Setsuna plasnęła się ręką w czoło. - Będzie szybciej i taniej.
Wyciągnęła szybko swój Transformation Pen i zmieniła się w Sailor Pluto.
- Ha! - zakręciła z dumą kilka razy w powietrzu swoim Kluczem.
- Nie popisuj się, mamy coś do roboty. - Haruka popatrzyła krytycznie na nią.
- Gomen. - Wyciągnęła przed siebie Klucz. - Skoncentrujcie się, łaskawie, na Garnets Orb, przeniosę was tam, gdzie macie się znaleźć.
- GDZIE JEST KSIĘŻNICZKA KITANA?! - wrzasnął donośnie.
- Wyszła. Powiedziała, żebyś jej nie szukał. Może nie wrócić na noc - dobiegł go głos Mileeny.
- Co znaczy: WYSZŁA?! - jak burza wpadł do pomieszczenia, gdzie Mileena właśnie oddawała się urokom grania na komputerze.
- Poszła na podbój - mruknęła - ...dusz.
- A gdzie pozostali?!
- A co to ja? Wróżka?! - wzruszyła ramionami, po czym na powrót zagłębiła się w świat gry - Zobacz, tu króluje Street Fighter, a o nas nikt nawet nie słyszał - dodała z lekkim żalem. - Nie mogłeś nas teleportować w miejsce, gdzie...
Ale zrezygnowany Shang-Tsung machnął tylko ręką i rozmył się w powietrzu.
"Teraz tylko dotrzeć do Klasztoru Shaolin" - pomyślała Haruka, lądując miękko na ziemi. - "Biorąc pod uwagę to, że Chiny są dosyć rozległe oraz fakt, że Setsuna nie zna ich topografii, to nie będzie takie proste."
Rozejrzała się po miejscu, do którego została przeniesiona, a widząc jedynie rozległe pola ryżu dokoła, ruszyła po prostu przed siebie.
- AAAAAA!!! - Ludzie w panice odwracali się i puszczali pędem przed siebie, na sam widok mutanta, z obnażonymi kłami i wyrastającymi z obu rąk mieczami. Jako, że wyżej wymieniony był dodatkowo w towarzystwie czterorękiego olbrzyma o tygrysiej skórze, ich reakcja była jak najbardziej na miejscu.
- Wyglądacie, jakbyście zaganiali kwoki do kurnika - usłyszeli znienacka. Kitana, ubrana w swoją minisukienkę podeszła do nich. - A chyba mieliście wychwytywać dusze.
- Co ty możesz o tym wiedzieć? - mruknął Kintaro.
- ...może sama kiedyś zaganiała? - zachichotał Baraka.
- Idiota! - Księżniczka bez namysłu strzeliła mu ręką w łysą czaszkę, po czym odeszła z godnością.
"To niesprawiedliwe." - Setsuna w zamyśleniu wracała do domu. - "Haruka i Michiru chociaż wiedzą, gdzie mają szukać tamtych, a mi przypadło najtrudniejsze zadanie... Nawet nie wiem, od czego mam zacząć. Gdzie może przebywać taki Sub-Zero?"
Naraz wyrwał jej się okrzyk oburzenia, bowiem jakiś mężczyzna wpadł na nią z impetem, omal jej nie przewracając.
- Uważaj trochę, do cholery!!! - wrzasnęła za nim. - Coś ty za jeden, oczu nie masz?!
Przystanął, odwrócił się i podszedł do niej.
- Ja... - wpił bardzo przenikliwy wzrok w Setsunę - ...szukam Scorpiona. Jeśli widziałaś...
- Czy ja wyglądam na arachnologa?! - spytała wściekle. - Jeśli poszukujesz skorpionów, wybierz się raczej do sklepu zoologicznego!
Facet cofnął się o krok, patrząc na nią z lekkim zdziwieniem.
- Czubek! - mruknęła ze złością Setsuna, mijając go. - Wpada taki na porządną dziewczynę, ani nie przeprosi i do tego zachciewa mu się jakichś skorpionów...!
- Hmm. - Michiru założyła ciemne okulary i rozejrzała się po przedmieściach Nowego Yorku. - Interesujące miejsce!
Jej wzrok przykuł olbrzymi plakat, reklamujący jakiś film.
"Final Battle of Life and Death VIII" - przeczytała. - "W głównej roli - JOHNNY CAGE!!!" Ha! Mam niezwykłe szczęście! - ucieszyła się, notując sobie podany na plakacie telefon. - Ciekawe, czy Haruka też od razu wpadła na trop pozostałych?
- Ile razy mam powtarzać, że szukam tu tylko Liu-Kanga i Kung Lao!!! - wrzasnęła, bowiem otoczyła ją horda mnichów, bynajmniej nie przyjacielsko usposobionych.
"Nie dość, że znaleźć to miejsce było cholernie ciężko, jeszcze gorzej było się tu dostać, to do tego jakaś banda nie pozwala mi wejść!" - pomyślała.
- Nikt obcy nie ma prawa wejść do świętego klasztoru Shaolin! - rozległ się groźny pomruk. - A zwłaszcza kobieta!
- Wkurzyliście mnie! - oznajmiła ze złością. - Koniec tej zabawy, nie chcecie mnie wpuścić, to wejdę sama! Uranus planet power... MAKE UP!!!
Gdy skończyła swoją transformację, wszyscy mnisi leżeli na ziemi z nieprzytomnie patrzącymi oczami i krwotokiem z nosów.
- Ehem... chyba po prostu dawno nie widzieli kobiecego ciała - mruknęła do siebie, przeskakując nad nimi.
- On jest gdzieś w pobliżu. Czuję to - odezwał się Scorpion, bacznie lustrując wzrokiem uliczki Tokio.
- Znajdziemy go. Zresztą, jak wkroczy tu Imperator, ze swymi oddziałami, wszyscy ludzie zginą. A on razem z nimi - powiedział Reptile.
- Nic nie rozumiesz! - syknął. - Nie chodzi mi o to, by wiedzieć, że on nie żyje, to ja muszę go zabić! Muszę sprawić, by cierpiał i umierał w męczarniach! Zemszczę się za wszystko! - znad jego ciała zaczęły się unosić niewielkie języki płomieni.
- Spokojnie, nie denerwuj się. Dopadniemy go.
- Nie spocznę, dopóki tego nie zrobimy!
- Więc przysłał cię sam Lord Rayden. - Teraz mnisi pochylili czoła, na sam dźwięk tegoż imienia. Główny kapłan klasztoru Shaolin pokiwał głową. - Nie możemy sprzeciwiać się woli naszego pana i opiekuna. Liu, zbliż się.
Nazwany tym imieniem, dość młody człowiek, podszedł do nich.
- Sailor Uranus poprowadzi cię do twojego Przeznaczenia. Wierzę, że godnie będziesz reprezentował Ziemię w Turnieju Mortal Kombat, całe twoje życie byłeś przecież do tego przygotowywany. Turniej Mortal Kombat jest turniejem, w którym...
- Sorki, że się wtrącę... - Uranus bez skrępowania przerwała nieco przydługą tyradę mnicha - ...ale mam stąd zgarnąć dwóch. Jeszcze Kung Lao i nie będę wam więcej przeszkadzać.
- Ależ, nie przeszkadzasz nam - odrzekł, patrząc na jej długie nogi. - Niestety, z Kung Lao to nie będzie taka prosta sprawa.
- Niby dlaczego?
- Yyy... bo on... jakby to powiedzieć...
- Nie żyje od pięciuset lat - powiedział prosto z mostu Liu, szczerząc się przy tym. - To mój pra - pra - pra - pra...
- Tak, w rzeczy samej, prześwietny Kung Lao opuścił nasz padół przeszło pół tysiąclecia temu. Był wyśmienitym wojownikiem, działał w Stowarzyszeniu Białego Lotosu...
- ...pradziadek! - dokończył z dumą Liu.
- A niech to - zaklęła pod nosem. - Trudno, biorę tego, który jest. Zbieraj się, Liu, długa droga przed nami.
Oboje wkrótce wyruszyli.
- Więc, Sailor Uranus, widziałaś naszych wrogów z Zaświatów? - zagadnął Liu, po dość długiej chwili milczenia.
- Mów mi Haruka - mruknęła, przypominając sobie, że powinna się przetransformować do zwykłej postaci. - Tak, widziałam ich. Nie powiem, żebym była zachwycona.
- Podwładni Imperatora są wyjątkowo niebezpieczni. Ale musiał nadejść dzień, w którym przybyli na Ziemię. Tak głosi legenda. My, Wojownicy Mortal Kombat, nie możemy dopuścić, aby oni zawładnęli naszą planetą. Choć, z drugiej strony, nie wiedziałem, że Ziemia ma obrończynie w postaci Sailor Senshi...
- Zamknij się, OK? - mruknęła tylko, mając w głowie zupełnie inne rzeczy, niż słuchanie wynurzeń Liu-Kanga.
"Ciekawe, jak sobie radzi Michiru...?" - pomyślała, patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem.
- ...muszę się z nim spotkać, to bardzo ważne... TAK, przecież już to panu mówiłam!!!... To akurat mnie nie obchodzi!!!... Dobrze, będę tam za niecałą godzinę. - Michiru odłożyła słuchawkę.
"Co za idiota, z tego managera!" - westchnęła. - "Zaczynam szczerze współczuć owemu Johnny 'emu. Zwariowałabym z takim współpracownikiem."
Spojrzała na zegarek, po czym niedbale sięgnęła po jakąś gazetę. Po około dwudziestu minutach wstała, uczesała włosy i opuściła hotel, kierując się na postój taksówek. Tam zamówiła kurs w miejsce planu filmowego "Final Battle of Life and Death IX".
Gdy przybyła na miejsce, ekipa filmowa już zdążyła się zwinąć, olbrzymi hangar świecił pustkami, jedynie gdzieniegdzie widać było szczątki dekoracji i krzesła.
- Co to za ważna sprawa, przez którą muszę tu czekać od ponad kwadransa?! - usłyszała za sobą.
- Zostałeś wezwany, by stawić się na Turniej Mortal Kombat - odrzekła, przymykając oczy.
- Że co?!!! - zdziwił się lekko.
- Musisz bronić Ziemi przed Wojownikami Imperatora Zaświatów - objaśniła, jednak to wyjaśnienie jedynie pogłębiło wyraz totalnego zdziwienia i niezrozumienia na twarzy Johnny'ego Cage'a.
- Kim ty w ogóle jesteś?! - spytał, wyciągając swoją komórkę.
- Nazywam się Kaio Michiru, ale to i tak ci nic nie powie - odrzekła odwracając się do niego. - Przysłał mnie tu Rayden, władca piorunów.
- Mogę prosić ze szpitalem psychiatrycznym...? - rzucił cicho Johnny przez komórkę.
- Do cholery, nie jestem wariatką!!! - Zdenerwowała się i wytrąciła mu telefon z rąk, po czym chwyciła go za koszulę i przyciągnęła go do siebie. - Od tego zależy twoje życie... moje życie... życie moich przyjaciółek... życie wszystkich ludzi! - powiedziała, patrząc mu z bliska w oczy. - Choćbym cię miała tam zaciągnąć w walizce, pojedziesz ze mną do Japonii.
- Słuchaj, jesteś ładna i całkiem do rzeczy, ale po pierwsze: nie wybieram się do Japonii a po drugie, oprócz bycia aktorem, jestem także mistrzem sztuk walk wschodnich i nie dasz rady mnie nigdzie zaciągnąć, malutka - odrzekł, wyswobadzając się z jej uchwytu. Michiru zmrużyła oczy.
- Jesteś pewien? - spytała, przechylając lekko główkę.
- Nie mów, że chcesz się ze mną mierzyć - roześmiał się. - Setki ludzi już próbowało zwyciężyć mnie w pojedynku, ale nikomu się to nigdy nie udało. Nie na darmo jestem gwiazdą!
- Jeśli z tobą wygram, pojedziesz ze mną bez gadania - powiedziała krótko.
- A jeśli przegrasz, słonko...?
- Odczepię się od ciebie i już nigdy mnie nie zobaczysz - odrzekła, bez wahania.
Johnny uśmiechnął się szeroko.
- Zgoda! Let's dance!
Michiru wyskoczyła do góry, wyciągając nogę z zamiarem kopnięcia go, lecz Johnny zręcznie uchylił się od jej ataku. Jednak zdążyła go mocno uderzyć z łokcia pod żebro. Bez zbędnych słów, skontrował to podcięciem, gdy się zachwiała, pchnął ją silnie. Michiru poleciała na ziemię, ale szybko przekoziołkowała i stanęła na nogi, wiedząc, że nie może przegrać tej walki.
- Let's dance! - powtórzył, uśmiechając się, po czym podbiegł do niej i wykonał szybką serię ciosów nogami, celując w górne partie jej ciała. Udało jej się to częściowo zablokować, ale przeoczony kopniak prosto w klatkę piersiową pozbawił ją na chwilę tchu. Zanim zdążyła oprzytomnieć, oberwała z pięści w twarz. Zasłoniła się ręką i odwróciła do niego plecami a gdy podszedł do niej, z zamiarem potwierdzenia swego zwycięstwa, błyskawicznie uderzyła go drugą ręką w miejsce, gdzie szyja łączy się z przedramieniem. Tego się nie spodziewał. Wykorzystała to natychmiast, wyprowadzając szybki i celny kontratak. Z nosa aktora pociekła strużka krwi.
- Niezła jesteś, jak na dziewczynę - mruknął z uznaniem, ocierając krew, ale ona zdawała się w ogóle go nie słyszeć, skupiona wyłącznie na walce. Johnny skoncentrował się (Michiru mogłaby przysiąc, że w tym momencie jego prawa ręka i noga zajarzyły się czerwonawym światłem), po czym, jakby popychany dodatkowo przez niezwykłą siłę, dopadł do niej, uderzając prawą stroną ciała. Michiru poczuła się, jakby trafiła w nią rozpędzona ciężarówka. Poleciała bezwładnie kilka metrów do tyłu, a on już doskoczył do niej, próbując dobić ciosem z łokcia. Ostatkiem sił odturlała się i wstała, dysząc ciężko.
"Jaka szkoda, że nie ma ze mną Haruki... już dawno leżałbyś na łopatkach, Johnny" - westchnienie wyrwało się z jej piersi.
- I jak, uznasz wreszcie moją wygraną? - spytał.
- Nigdy! - odparła. "Może to i nie fair, ale nie mam w tej chwili wyjścia..." - pomyślała. - Neptune planet power... MAKE UP!
- Co to...?! - zdębiał, patrząc na fale, które niewiadomo skąd się pojawiły, otaczając postać Michiru.
- Powinnam to zrobić na samym początku - mruknęła, poprawiając włosy charakterystycznym gestem.
- Jeśli myślisz, że pokonasz mnie jakimiś sztuczkami, to głęboko się mylisz! - powiedział, puszczając się biegiem w jej kierunku. Uśmiechnęła się lekko, bowiem o to jej chodziło. Wyciągnęła ręce w górę, wysoko nad głową łącząc nadgarstki.
Jej przeciwnikowi wydało się w tej chwili, że cała podłoga faluje, na kształt oceanu, a strugi wody wznoszą się do góry, oplatając ciało Wojowniczki i zbierając się w błękitną kulę, nad jej dłońmi.
"Jest piękna..." - przemknęło mu przez głowę - "ale stosuje jakieś dziwne sztuczki."
- DEEP SUBMERGE...! - zawołała, rozłączając ręce. Kula błękitnej cieczy pomknęła wprost na niego. Przez chwilę czuł potworną niemoc, był już tak blisko Michiru, a nie mógł jej dosięgnąć, nie mógł nawet się ruszyć. Ale to trwało tylko ułamek sekundy. Potem poleciał do tyłu, czując jak jego ciałem targa niesamowita siła, i huknął z impetem w przeciwległą ścianę, tracąc jednocześnie przytomność.
- Powinnam to zrobić od razu - powtórzyła Sailor Neptune, uśmiechając się do siebie, po czym przetransformowała się na powrót do swej zwykłej postaci.
- ...no więc, jednego sprowadziłam... Tylko mamy mały problem... Tak... Tamten nie żyje od pięciuset lat... PIĘCIUSET... ychy... A nie wiesz, co u ...? Może trzeba jechać do U.S.A. i pomóc...? Mówisz, że poradzi sobie i beze mnie?... He...he... zależy pod jakim względem... nie, nie o to mi akurat chodziło... he...he...
Liu-Kang przysłuchiwał się rozmowie Haruki z nieco zdziwionym wyrazem twarzy, po czym wstał i obejrzał przydzielony mu przed chwilą pokój.
- Czy to oznacza, że będę mieszkał z tobą? - zagadnął, gdy Haruka skończyła już rozmawiać przez telefon.
- Na razie tak - mruknęła.
- I nikogo, oprócz nas, tu nie ma?
- Tak. Dlaczego taki zdziwiony? - spytała, unosząc brwi.
- To duży dom - odrzekł. - Mieszkasz tu sama?
- Nie.
- Z rodzicami?
- Nie.
- Z rodzeństwem?
- Nie.
- Z więcej niż jedną osobą?
- Nie.
- Aha. - Liu popatrzył na nią z podejrzanym uśmiechem.
- Co się tak na mnie gapisz? - Splotła ręce na piersiach.
- ...i śpicie w jednej sypialni?
- Pilnuj lepiej swoich spraw - ucięła, kierując się w stronę drzwi.
- ...a nie będzie zazdrosny, jak wróci i zastanie mnie w...
Ale Haruka go już nie słuchała, bowiem wyszła z domu, wskoczyła do swojego samochodu i ruszyła z piskiem opon.
Johnny powoli otworzył oczy.
- Co się stało? - wymamrotał.
- Pokonałam cię. - Michiru pochyliła się nad nim. - Chyba nie masz co do tego wątpliwości?
- Auuu!!! - jęknął, czując ból w krzyżu. - Co ty mi zrobiłaś, mała czarownico...?!
- Mniejsza z tym. Wygrałam. - Uśmiechnęła się. - A ty mi coś obiecałeś, pamiętasz?
- Co? - Podniósł się powoli.
- Że pojedziesz ze mną do Japonii - przypomniała, poprawiając niesforny kosmyk włosów.
- Słowo się rzekło - westchnął. - Ale mam kręcić film. Muszę uprzedzić wszystkich, producent się na mnie wścieknie.
- Spokojnie, na razie nie wyjeżdżamy. Muszę tu znaleźć jeszcze jedną osobę. - Zasępiła się nieco. - Tylko z tamtym może być problem. Nie wiem, gdzie go szukać.
- Pomogę ci - zaofiarował się Johnny.
Michiru popatrzyła na niego ze zdziwieniem, po czym zaczęła się śmiać.
- Skąd nagle taki przypływ altruizmu? - spytała.
- Pokonałaś mnie. Jesteś lepsza ode mnie. Podziwiam cię... - zaczął - ...i... nie mów nikomu, że mnie rozwaliłaś, dobrze? - poprosił z błagalnym wyrazem oczu. - Moja kariera się skończy, jak ktoś się dowie, że pokonała mnie dziewczyna.
- Aha! O to ci chodzi! - Zamknęła oczy i wciągnęła głęboko powietrze. - Obiecuję ci, że nikt się o tym nie dowie, pod warunkiem, że spełnisz swoją obietnicę i pojedziesz ze mną.
- Z tobą zawsze i wszędzie! - odrzekł, uśmiechając się.
Kitana wpadła do bazy, rozejrzała się szybko i widząc, że nie ma w niej nikogo, prócz Mileeny, podbiegła do niej.
- Shang-Tsung cię szukał i był wściekły - rzuciła z miejsca Mileena.
- Mniejsza z nim. - Kitana machnęła ze zniecierpliwieniem ręką. - Wiesz... zobaczyłam dziś urzeczywistnienie moich marzeń!
- Tron Imperatorki Zaświatów? Tu, na Ziemi...?! - Odwróciła się wraz z krzesełkiem od monitora.
- Nie bądź głupia! - Zarumieniła się lekko. - Nie o to mi chodziło.
- Nie wiedziałam, że masz jakieś inne marzenia, poza objęciem władzy w Zaświatach - mruknęła.
- Cii... - syknęła - ...jakby ktoś cię usłyszał!
- Miałabyś przechlapane - zauważyła. - I należałoby ci się. Znikasz gdzieś na całe dnie, nawet nie mówisz, dokąd idziesz, ilość zdobytych przez ciebie dusz jest wyjątkowo niewielka... No więc co to za marzenie, którego urzeczywistnienie zobaczyłaś?
- Facet! - Na jej twarzy pojawił się błogi uśmiech. - Mój ideał! Nigdy nie sądziłam, że spotkam go w takim miejscu!
- Niedobrze. - Mileena pokręciła głową. - Nie powinnaś się przyzwyczajać do ludzi. Wiesz, że o ile nikt z naszych nie odbierze mu duszy, to niedługo wkroczy tu Imperator i twój ideał tak, czy siak zginie.
- Ocalę go - postanowiła. - Odszukam go i ocalę.
- Jak ma na imię? - spytała Mileena.
- Yyy... nie wiem. - Kitana wyrwała się z zamyślenia. - Nie miałam odwagi tak podejść do niego i po prostu zapytać.
- No to powodzenia, sister! - zaśmiała się. - Jak więc zamierzasz go odnaleźć?
- Znajdę sposób! - szepnęła.
- Wskakuj. - Haruka otworzyła drzwiczki swojego samochodu. Obok niej zasiadła Setsuna. - Jedziemy do mnie?
- Jasne. Chcę zobaczyć, coś ty przywiozła z tego klasztoru Shaolin - zaśmiała się. - Nie mieliście problemu z powrotem przez moje Pieczęcie Czasu?
- Nie, jakoś nas przeniosło w odpowiednie miejsce... znaczy do mojego domu - mruknęła Haruka. - A ty wpadłaś na trop tego Sub-Zero?
- Nie pytaj. Nawet na najmniejszy ślad. Ty i Michiru... UWAŻAJ!!! - krzyknęła, bowiem jakiś pieszy, wpatrzony w jeden punkt, wyskoczył nagle na ulicę, jakby w ogóle nie widział samochodu. Haruka puściła gaz i wcisnęła do oporu hamulec. Zorientował się na ułamek sekundy przed zderzeniem i rzucił się na pobocze ulicy. Ale, po sekundzie, jakby nigdy nic, wstał, otrzepał się i ruszył dalej.
- Mogłam cię rozjechać!!! - wrzasnęła za nim Haruka. - Uważaj trochę, do cholery!!!
Nic nie odpowiedział tylko odwrócił się i spojrzał na nią przeszywającym wzrokiem.
- Hej, to ten czubek! - Setsuna przyjrzała mu się uważnie. Haruka, mrucząc pod nosem niewybredne komentarze na jego temat, pojechała dalej. - To był on! - kontynuowała Setsuna. - Niedawno wpadł na mnie i twierdził, że szuka jakiegoś żyjątka... skorupiaka, czy czegoś takiego...
- Gratuluję znajomości. - Haruka zajechała pod własny dom i zaparkowała równiutko. - Wysiadaj.
Po chwili obie weszły do domu.
- Liu! Jesteś?! - krzyknęła donośnie Haruka. - Liu-Kang!!! LIU!!!
- Chyba wyszedł. - Setsuna dostrzegła niewielką kartkę, przyczepioną pod lampą. - "Idę zwiedzić okolicę. Zresztą, ciesz się, że Ci to mówię/piszę, bo Ty wyszłaś bez słowa." - odczytała.
- Debil cholerny! - warknęła Haruka. - Mam nadzieję, że trafi z powrotem!
- Czy mi się wydaje, czy wy niezbyt sobie przypadliście do gustu? - zachichotała Setsuna.
Baraka efektownym cięciem pozbawił głowy swą kolejną ofiarę.
- Fatality! - zawołał, otrząsając swe miecze z krwi.
Kintaro, rycząc groźnie, wypluwał ogniste pociski na przerażonych ludzi, ewentualnie, gdy ktoś przypadkiem znalazł się bliżej niego, uruchamiał swe mocarne cztery ręce, rozdzierając nieszczęśników na strzępy.
- Very well... - rozległ się za nimi głos. - Nasz Imperator będzie zadowolony.
- Shang-Tsung! - Baraka przerwał na chwilę ćwiartowanie swych ofiar.
- Zjawiłem się, żeby sprawdzić, jak wam idzie - oznajmił.
- Radzimy sobie świetnie! - zaryczał Kintaro.
Shang pokręcił przecząco głową.
- Spójrz, co na was szykują. - Wskazał na sporej wielkości działo, wtaczane właśnie przez policję.
- Stać, bo otworzymy ogień! - rozległo się przez megafon.
- Chcą otworzyć do nas ogień! - Baraka zwrócił się do Kintaro, który kiwnął łbem, na znak, że zrozumiał, po czym wypluł w tamtym kierunku ognistą kulę. Ta rozniosła w drobny mak owo działo, przy okazji pozbawiając życia jego operatorów.
- Widzisz, Shang-Tsung, że jesteśmy niepokonani! - oznajmił z dumą Baraka.
- Dobrze. - Skinął z aprobatą głową. - A nie widzieliście Księżniczki Kitany?
- Nie, dzisiaj akurat nie. Ale, jeśli chcesz, mogę ci znaleźć jakąś ładną Ziemiankę - zachichotał.
- Idiota!!! - Dłoń czarnoksiężnika szybko przecięła powietrze i uderzyła silnie łysą czaszkę Baraki. - Nie pozwalaj sobie zbyt wiele! - mówiąc to, rozpłynął się w powietrzu.
- Au... - jęknął. - Mam wrażenie, że ostatnio każdy mnie bije.
"...obrzydliwe monstra atakują Tokio, podjęte próby zlikwidowania niebezpieczeństwa nie powiodły się, w związku z czym zaleca się natychmiastowe opuszczenie miasta. Jeśli, mimo wszystko, ktoś decyduje się zostać, prosimy nie podejmować walki z osobnikami odpowiadającymi tym rysopisom. W przypadku ujrzenia któregokolwiek z nich, należy natychmiast podjąć ucieczkę."
Wyłączyła telewizor.
- Nadchodzi czas... - szepnęła do siebie Tomoe Hotaru. - Czas Wielkiej Zagłady... Powinnam ich powstrzymać. Czas walki... Wojny i zniszczenia... Apokalipsa... Walka na śmierć i życie... Pójdę walczyć! - krzyknęła z patosem, po czym rozejrzała się po pokoju i opadła na fotel. - Eee... nie chce mi się.
Włączyła z powrotem telewizor na kanał, gdzie leciało jakieś anime, wzięła chrupki i zaczęła oglądać z zainteresowaniem.
Mileena szybko wystukała jeszcze jedną komendę z klawiatury, po czym z tryumfem wcisnęła 'Enter'
- Ha! Mam! - ucieszyła się. - Pierwszy z Wojowników Mortal Kombat... Jackson Briggs, psd. Jax, przebywa w Stanach Zjednoczonych, jest policjantem w stopniu majora, wydział zabójstw... dokładne namiary... he...he... no to jednego mamy! SHAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAANG!!! CHOOOOOOOOOOOOOODŹ TUUUUUUUUUUUUUUU!!!
swietne!
Dopiero teraz to zauwazylam. Bardzo wesoly fik.
fajne
Równie dobry jak pierwszy. Dobra robota, miło się czytało. Outerocentric, jak widzę i oby tak dalej.