Opowiadanie
Sailor Kombat
Gdzie jest Księżniczka?!
Autor: | iosellin |
---|---|
Korekta: | IKa |
Serie: | Sailor Moon, Mortal Combat |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Komedia |
Uwagi: | Yuri/Shoujo-Ai |
Dodany: | 2007-06-08 09:56:29 |
Aktualizowany: | 2008-04-08 20:39:33 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
*********************************************
Autor: iosellin aka Bellatrix aka Mill
Tytuł:'Sailor Kombat'
Fanfic łączący moje dwie, największe inspiracje twórcze;)
Wszystkie postacie są własnością ich właścicieli [Sailorki -
Naoko Takeuchi &Co, MK Fighters - Ed Boon &Co]
Wszelkie uwagi i komentarze [pochlebstwa, wyzwiska i inne;)]
mile widziane. [bellatrix@go2.pl]
Z góry przepraszam za wszelkie literówki i inne niedociągnięcia.
Autorka.
*********************************************
Part #5 - 'Gdzie jest Księżniczka?!'
- Ciekawe dokąd on nas właściwie prowadzi - zastanawiał się głośno Jax. Szli za spotkanym człowiekiem już spory kawałek, a mimo to nie widać było celu wędrówki. W ogóle nie było tam nic, prócz ciągnących się ruin i dość gęstej mgły. - To może być jakaś pułapka!
- W razie czego, zawsze możemy uciec do naszej teraźniejszości. - Haruka wzruszyła ramionami. - Mamy przecież ze sobą Setsunę... przepraszam, znaczy: Sailor Pluto, Strażniczkę Wrót Czasoprzestrzeni, posiadającą Klucz, dzięki któremu może nas szybko przenieść w czasie.
Pluto popatrzyła na nią z lekkim niezadowoleniem. Przyczyną jej niezadowolenia, był najprawdopodobniej ów Klucz, który musiała nieść ze sobą i który dość sporo ważył ze względu na swoje rozmiary, nie wspominając o tym, że musiał być niezwykle niewygodny do noszenia na dłuższym dystansie.
Ich przewodnik w tym momencie przystanął i zaczął coś bardzo szybko mówić.
- O co mu chodzi?! - Jax poskrobał się po głowie.
- Nie wiem. Może o tamtych? - Haruka ruchem głowy wskazała na uzbrojone w kamienie oraz dość prymitywne miecze postacie, które wynurzyły się z mgły. Było ich około dziesięciu. Przewodnik wyszedł do nich i zaczął coś im tłumaczyć, wskazując na stojącą za nim trójkę. Ale pierwszy kamień poleciał prosto na niego. A drugi w kierunku Jax'a.
- Wrogowie - zadecydowała Pluto, unosząc swój Klucz. - DEAD SCREAM! - zawołała. Różowo - fioletowa kula energii uformowała się na uchu Klucza i pomknęła z niezwykłą prędkością na bandytów. Zmiotło ich wszystkich na dość dużą odległość, którą, po odzyskaniu władzy w nogach, błyskawicznie zwiększyli.
- Prymitywy - mruknęła Setsuna.
- Ano - przytaknęła Haruka. Jax nic nie mówił, tylko mrugał niepewnie oczami.
"Przewodnik", widząc, co się stało, odwrócił się przodem do nich, padł na kolana i zaczął coś bełkotać, bijąc czołem o ziemię.
- Zrobiłaś na nim duże wrażenie, Setsu-chan - roześmiała się Haruka. Ale mgła zaczęła się rozpraszać i ich oczom ukazała się osada.
- Spójrzcie! - Jax wyciągnął przed siebie rękę. - Tam!
Przez osadę biegła długa, wznosząca się ku górze droga. Na jej szczycie, oświetlony promieniami Słońca stał...
- Klasztor Shaolin! - szepnęła Haruka. - Jesteśmy na miejscu!
- Chodźmy - Setsuna ruszyła pierwsza.
- Zaczekaj. - Kiwnęła na klęczącego w dalszym ciągu przewodnika. - Lepiej niech on nas prowadzi. Nie wiem, jak w tym czasach, ale w naszych ci mnisi raczej nie byli początkowo nastawieni gościnnie.
Przewodnik wstał z kolan i mamrocząc coś, ruszył przodem.
- Musimy ją uratować! - Liu chodził w kółko po pokoju. - Musimy, musimy, musimy!!!
- A czy ty musisz wydeptywać szlak na dywanie? - Johnny popatrzył na niego spode łba. - Co, do cholery, możemy zrobić?! Widziałeś, tamten omal nas nie zabił jednym pstryknięciem palca! Gdyby nie Michiru, to tamta fala połamałaby nam karki i wchłonęła nasze ciała do głębin morza!
- K****!!! ZAP******* tego CH*** Shang-Tsunga, rozumiesz?! WKUR*** mnie i ZAJ**** mu, K****, aż mu CH** D*** wyjdzie!!! - wrzasnął, porządnie wkurzony Liu.
- Licz się ze słowami. Nie przeklinaj przy kobiecie. - Johnny popatrzył na Michiru, która słuchając monologu Liu-Kanga robiła się coraz bardziej czerwona.
- Sorry. Myślałem, że wyszłaś do innego pokoju - mruknął.
- Ładna wiązanka, Liu-Kang... - usłyszeli nagle - ...ciekawe, czy w walce radzisz sobie równie dobrze, jak ze słowami? - Postać żebraka w słomianym kapeluszu, zmaterializowała się w salonie.
- Lord Rayden...?! - Liu otworzył szeroko oczy.
- To on - potwierdziła Michiru.
- To ja - potwierdził Rayden.
- Można by o tym zrobić film... naprawdę świetny film! - jęknął Johnny. - Najpierw zielonowłosa piękność za pomocą zaklęcia przemienia się w Wojowniczkę i miota potężnymi kulami energetycznymi, unoszące się w powietrzu dziewczyny bez wysiłku radzą sobie z policją a potem znikają, przenoszenie się z Ameryki do Japonii w ciągu pół sekundy, nawiedzony facet, który pstryknięciem palca potrafi wywołać dwudziestometrową falę, mój nowy znajomy, Liu, potrafi rzucać ognistymi pociskami i jeszcze nie wiadomo skąd, w pokoju pojawia się żebrak, do którego zwracają się per "Lord", bo czemu nie...?! RANY!!! A ja kiedyś myślałem, że prowadzę ciekawe życie!
- Pozwól mi wreszcie przemówić, śmiertelniku... - Lord Rayden zniecierpliwił się nieco. Wyładowania elektryczne zaczęły przebiegać po jego ciele z większą intensywnością, aż Michiru zaczęła się niepokoić, czy przypadkiem coś się od niego nie zapali.
- Słuchamy cię. - Liu pochylił się i wzrokiem nakazał Johnny'emu zrobić to samo.
- Czy wszyscy Wojownicy Mortal Kombat są już w komplecie? - Wpił przenikliwe spojrzenie w Michiru.
- Jeszcze nie. Uranus i Pluto, wraz z Jax'em udali się do przeszłości, by sprowadzić Kung Lao - odrzekła.
- No tak. Prawda - mruknął z zakłopotaniem. - Zapomniałem, że wy, śmiertelnicy, jesteście śmiertelni.
-...i nie wpadliśmy na trop Sub-Zero - dokończyła.
- Niedobrze - pokręcił głową - poddani Shao zebrali już bardzo dużo dusz. Musicie się pospieszyć. Ale, dobrze widzieć chociaż dwóch obrońców Ziemi. Johnny Cage... no i Liu-Kang.
- Lordzie Rayden... - Liu podniósł wzrok na oblicze boga piorunów -...jest jeszcze jedna Wojowniczka, która postanowiła walczyć po stronie Ziemi. Ale Shang-Tsung porwał ją i zabrał gdzieś. Najpierw musimy ją odnaleźć i uwolnić.
- Ach, Księżniczka Kitana.
- Skąd wiesz?! - krzyknął.
- Liu, jestem bogiem - zaśmiał się.
- Więc powiedz nam, gdzie ona przebywa. Proszę...!
- Shang uwięził ją między wymiarami. Ale nie pytajcie mnie, jak tam trafić - dodał, widząc minę Liu- Kanga.
- Możemy jakoś do niej dotrzeć? - zapytał Johnny.
- Musielibyście mieć niezwykłego farta, żeby ją znaleźć. Kombinacji Wymiarów jest mnóstwo. Chyba, że Shang, albo ktoś wtajemniczony z jego świty, zechciałby wam podać współrzędne - zaśmiał się. - Spytajcie, może wam udzielą wskazówek... yyy... sorry, poniosło mnie trochę - odchrząknął. - No, na mnie już czas. Aha, zapomniałbym... - wyciągnął rękę w kierunku Michiru.
- On chce jeszcze, żeby mu płacić, za te enigmatyczne wskazówki i pokaz zimnych ogni?! - warknął Johnny.
- Pierścień - sapnął Rayden. - Ten, który wam dała Księżniczka Kitana.
- Ach! - Michiru szybko wyciągnęła go z kieszonki. Rayden wycelował w niego swój palec, z którego przeskoczyła iskra, prosto na pierścień.
- Sayonara...! - mruknął i zniknął równie nagle, jak się pojawił. Tymczasem pierścień stoczył się z dłoni Michiru, zaczął lśnić intensywną zielenią, by po chwili przemienić się w zielonkawą mgiełkę, która zaczęła nabierać znajomych kształtów.
- Rei! - krzyknęła radośnie Michiru, rozpoznając postać. Wreszcie, zmaterializowała się do końca i przybrała zwykły, ludzki wygląd i naturalne kolory.
- CIENKO?! - jęknął Johnny. - Już chyba nic mnie nie zadziwi!
Rei otworzyła oczy i rozejrzała się niepewnie dokoła. Jej wzrok rozjaśnił się, gdy napotkał Michiru.
- Michiru-san! Co to za jedni?
- Będę musiała wyjaśnić ci parę rzeczy - westchnęła.
- Dobra robota - pochwalił Shang-Tsung. - Od dawna podejrzewałem, że Kitana coś planuje. Teraz, dzięki tobie, złapałem ją na gorącym uczynku.
- Śledzenie Księżniczki to była pestka. Nawet się nie ukrywała specjalnie - odrzekła, patrząc na twarz Czarnoksiężnika. - A teraz, zgodnie z twoją obietnicą...
- Musimy zebrać jeszcze więcej dusz - przerwał jej - Gdy otworzymy portal dla Imperatora i jego wojsk...
-...wtedy będę mogła pokazać naszemu Panu, jak wiernie mu służę, mimo, że skazał mnie na wygnanie, tu na Ziemię - szepnęła. - O, nie mogę się doczekać tej chwili, nienawidzę zwykłego, ludzkiego życia.
- Ponieważ nie ma już z nami Kitany... - zaczął, przyglądając się jej uważnie -...zajmiesz jej miejsce. Jeśli dojdzie do Turnieju Mortal Kombat, będziesz walczyć zamiast niej, po stronie Zaświatów. Jesteś szybsza niż Kitana, a potrafisz władać bronią równie dobrze, jak ona. Zgodnie z kodeksem Turnieju, mamy prawo wystawić pięciu zawodników, nie licząc mnie i Kintaro.
- To dla mnie wielki zaszczyt, Shang-Tsung, móc stać się Wojowniczką Mortal Kombat. - pochyliła głowę.
- A teraz, zapoznam cię z twoimi nowymi obowiązkami.
Pluto rozejrzała się po komnacie, do której ich przyprowadzono. Ów człowiek, będący ich przewodnikiem, najwyraźniej wzbudzał respekt, bowiem nikt nie protestował ani słówkiem, gdy wprowadził całą trójkę do klasztoru Shaolin. Pluto mogłaby nawet przysiąc, że mnisi, nie wspominając o ludziach z osady, wpatrywali się w nich jak w ósmy cud świata, a jednocześnie w ich wzroku kryło się przerażenie.
- Kung Lao dość długo każe na siebie czekać - mruknęła Haruka. - Mam nadzieję, że on tu jeszcze jest... albo: już jest.
- Mówiłaś: pięćset lat, to przeniosłam nas pięćset lat! - zdenerwowała się Setsuna. Ale drzwi otworzyły się i stanął w nich mężczyzna, średniego wzrostu, o twarzy przysłoniętej kapeluszem.
- Kung Lao? - zapytała Haruka.
- To ja - odrzekł przybyły, patrząc na nich z dziwnym wyrazem oczu.
- Coś nie tak? - Jax odruchowo podwinął rękawy.
- Dokładnie tak, jak w przepowiedni... - szepnął.
- Jakiej przepowiedni? - Haruka uniosła pytająco brwi.
- Po tym, jak wygrałem pierwszy Turniej Mortal Kombat, ojciec mnicha, tego, który przywiódł was w bramy Klasztoru, miał widzenie. Przepowiedział mi, że pewnego dnia przyjdą po mnie. Troje ludzi z przyszłości. Człowiek, o spalonej do czerni skórze... - popatrzył na Jax'a -...kobieta, o wyglądzie mężczyzny... - przeniósł wzrok na Harukę. -...i piękna dziewczyna, o włosach niezwykłego koloru i dłuuuuugich nogach, które nie będą zakryte szatami - spojrzał na Pluto - ...i zabiorą mnie na kolejny Turniej.
- A wygrasz ten Turniej? - cała trójka wpiła w niego wzrok.
- Nie wiem. - Wzruszył ramionami. - Prorok tego już nie przewidział.
- I na co my liczyliśmy? - westchnęła Haruka.
- Syn proroka głęboko wierzył w tą przepowiednię i postanowił czekać w wyliczonym miejscu, dopóki was nie spotka.
- Długo czekał? - zainteresował się Jax.
- Siedem lat. Już sądziliśmy, że przepowiednia się nie spełni...
- Aha - mruknęli równocześnie, zastanawiając się, o ile by ulżyli człowiekowi, jakby przenieśli się jeszcze kilka lat wcześniej.
- Słyszałem, że zaatakowali was bandyci, którzy chcieli was okraść. Bardzo mi przykro z tego powodu - dodał Kung Lao.
- Powiedzmy, że poradziliśmy sobie - stwierdziła krótko Pluto. - Jesteś gotowy, by wyruszyć z nami do przyszłej Japonii?
-...i spotkać swojego pra - pra - pra - pra...wnuka, Liu-Kanga? - dodała pod nosem Haruka.
- Jestem gotów. Przysięgałem bronić Ziemi za wszelką cenę i dotrzymam obietnicy. - Pochylił głowę.
- Dziwi mnie, dlaczego my go rozumiemy. - Jax poskrobał się po czaszce. - Tamtego, który nas przyprowadził, za nic nie mogliśmy...
- Jestem Wojownikiem Mortal Kombat. To dlatego - objaśnił. - Bogowie zadbali o to.
- Dobra, pogadamy sobie później - przerwała Setsuna. - Skoro jesteś gotów, to...
Mileena siedziała przy komputerze, gdy w bazie zmaterializował się Shang-Tsung. Odwróciła się do niego.
- Jeszcze nie namierzyłam kolejnych Wojowników - zaczęła - daj mi trochę czasu... - urwała, widząc zamaskowaną kobietę w zielonym kostiumie, przy jego boku.
- Oto Jade, twoja nowa współpracowniczka. Zajmie miejsce Kitany - oznajmił. Mileena otworzyła szeroko oczy i wpiła wzrok w twarz Czarnoksiężnika.
- Czy... Księżniczka Kitana...? - szepnęła.
- Los Kitany nie powinien cię już nigdy więcej obchodzić - odrzekł surowo. - Teraz Jade zajmie jej miejsce, czy to jasne?!
- Tak. - Skinęła głową i odwróciła się natychmiast do monitora. Shang szepnął coś jeszcze do nowoprzybyłej, po czym zniknął.
- Mileena... tak? - Jade zbliżyła się do niej. - Masz szczęście, że Kitana nie wtajemniczyła cię w swoje ohydne plany - zaśmiała się. - Inaczej, podzieliłabyś zapewne jej los.
- Co się z nią stało? - zagadnęła ostrożnie. - I o jakich planach mówisz?
- Naprawdę nic nie wiesz? - Rozsiadła się wygodnie na łóżku, dotychczas zajmowanym przez Księżniczkę. - Ta obrzydliwa zdrajczyni postanowiła przejść na stronę Wojowników Ziemi.
- Głupia idiotka...! - Mileena uderzyła pięścią w klawiaturę komputera. - Jak śmiała zdradzić Imperatora?!
- Och, widzę, że cię to poruszyło - rozciągnęła usta w uśmiechu.
- Czy spotkała ją za to zasłużona kara? - ciągnęła dalej.
- Shang jeszcze jej nie zabił. Chce postawić ją przed obliczem Imperatora, by ten sam wymierzył jej karę. Wyobraź sobie, że to właśnie ja śledziłam ją i odkryłam jej niecne zamiary!
- Gdzie ona jest?! Mam chęć wychłostać ją osobiście i postarać się, by cierpiała, za to, co zrobiła! - krzyknęła Mileena, a w jej oczach zabłysły gniewne ogniki.
- Nasz wielki Czarnoksiężnik uwięził ją między Wymiarami. Tam będzie czekać, w samotności, bez nikogo. Tylko ze świadomością, że jest skazana na śmierć. Czyż to nie doskonała kara, dla tej obrzydliwej zdrajczyni? - zaniosła się śmiechem.
- Doskonała - potwierdziła Mileena, śmiejąc się wraz z nią. -...ale pewnie nie wiesz, między którymi Wymiarami ona jest, co...?
- A dlaczego pytasz? - przestała się śmiać.
- Po prostu chcę sprawdzić, czy Shang - Tsung ci ufa - odrzekła. - Niegdyś Kitanie mówił o wszystkim.
- Sądzisz, że mi nie zdradzi, gdzie ją uwięził?! - zmrużyła oczy.
- Ależ ja tego nie powiedziałam! - odwróciła się z powrotem do komputera. - Przepraszam, ale muszę dalej wykonywać moje zadanie, nie powinnam robić aż tak długich przerw.
- Oczywiście, musimy ją uwolnić! - Rei uderzyła silnie pięścią w stół, wysłuchawszy całej historii. - Trzeba odnaleźć wszystkich Wojowników. Tylko w ten sposób możemy pomóc reszcie dziewczyn!
- W jaki sposób możemy się dowiedzieć, gdzie jest uwięziona Kitana? - spytał Johnny. - Przecież ten dziwny żebrak...
- Lord Rayden! - warknął Liu.
-...którego nazywacie Lordem Rayden'em, powiedział, że kombinacji jest mnóstwo.
- Spróbuję się dowiedzieć - postanowiła Rei. - Idę do świątyni Hikawa!
- Samej cię nie puścimy, to zbyt niebezpieczne - powiedziała Michiru. - Po Tokyo grasują Wojownicy Imperatora, są naprawdę groźni.
- Więc chodźmy razem. - Liu wstał. - Johnny, ty zostań, w razie jakby tamci wrócili.
- Mam zostać tu sam?! - jęknął.
- Nooooo... nie mów, że się boisz. - Rei popatrzyła na niego z góry.
- Ja się nie boję niczego! - Wyprostował się dumnie. - Tylko będę się martwić o was - dodał, patrząc na Michiru.
- Czekaj tu na nas. - Michiru związała włosy w kucyk. - Powinniśmy niedługo wrócić, nie ma się co martwić, mamy Liu.
- Gotowi? - zapytała Rei. Pozostali potrząsnęli potakująco głowami i po chwili wyruszyli na miasto.
* **
- Powiedział mi! - Jade stanęła w progu i podparła biodra rękoma. - Powiedział! Widzisz, Shang-Tsung mi ufa!
Mileena odwróciła się od komputera i popatrzyła na nią drwiąco.
- Akurat! - mruknęła ironicznie. - Nie wierzę ci!
- No wiesz?! - Jade sapnęła z oburzeniem. - Naprawdę mi powiedział!!!
- Ta - ak...? - uniosła pytająco brwi -...no to między którymi wymiarami jest Kitana?
- Nie mogę ci tego zdradzić! To tajemnica!
- No widzisz, nie możesz powiedzieć, bo nie wiesz! - Mileena zaśmiała się szyderczo. - Wiedziałam, że Shang ci nie...
- A WŁAŚNIE, ŻE POWIEDZIAŁ!!! - wrzasnęła. - Tylko zakazał mówić komukolwiek, bo jej przyjaciele z Ziemi mogliby próbować ją wydostać.
-...wydostać? W jaki sposób mogliby wydostać kogoś uwięzionego między Wymiarami?! - prychnęła.
- Wystarczy wymówić zaklęcie "dimension conversion" i podać oba Wymiary. Każdy Wojownik Mortal Kombat, nawet jeśli pochodzi z Ziemi, ma odpowiednią moc, aby zaklęcie zadziałało. Tyle, że można go użyć tylko raz na jakiś czas. Sama rozumiesz...
- Ale przecież ja nie jestem po stronie Ziemi. Mi możesz powiedzieć! - zauważyła.
- Shang zakazał mówić komukolwiek! - Jade splotła ręce na piersiach.
- Nie bądź głupia. Przecież to ja wyszukuję Wojowników Ziemi, mam dostęp do wszelakich danych, praktycznie, mogę się dowiedzieć wszystkiego, czego chcę. To tylko kwestia czasu. Ale, pewnie tak naprawdę, nic ci nie powiedział i dlatego...
- Dobrze, udowodnię ci!!! - wrzasnęła. - Razem się przeniesiemy i zobaczysz!!!
- Dobra! - Mileena wstała, z błyskiem w oku. - Przenieś mnie do niej, wtedy ci uwierzę!
- Żebyś przypadkiem nie próbowała jej później pomóc, to ty wymówisz zaklęcie. - Jade popatrzyła na nią uważnie.
- No wiesz! - obruszyła się. - Sądzisz, że mogłabym uwolnić tą obrzydliwą zdrajczynię, po tym, co zrobiła?!
- Nie mogę ryzykować - odrzekła. - Więc jak? Wymówisz zaklęcie?
- Ale nie znam liczby wymiarów...
- Zacznij wymawiać, pierwszy jest siedemnasty, drugi podam ci później.
- Dobrze - szepnęła. - Dimension Conversion, siedemnaście...
Powietrze wokół nich zaczęło falować, pokój zniknął i obie znalazły się zawieszone w czarnej przestrzeni.
-...czterdzieści trzy. - powiedziała Jade.
- Czterdzieści trzy! - powtórzyła Mileena. Nastąpił jasny rozbłysk i ich oczom ukazała się stalowa klatka, dużych rozmiarów. W środku leżała skrępowana Księżniczka, a klatki pilnowało pięciu uzbrojonych i opancerzonych strażników.
- Czego tu szukacie?! - jeden z nich wyciągnął halabardę, celując w pierś Jade.
- Przybyłyśmy sprawdzić, jak miewa się więzień - odrzekła Mileena. Postać w klatce drgnęła, słysząc jej głos.
- Aha. - Strażnik opuścił broń. - Wszystko przebiega w normie, zgodnie z rozkazami. Niedługo zostanie odesłana do Imperatora, gdy tylko otworzy się portal.
Kitana powoli uniosła głowę.
- Mileena... - szepnęła -... nie pozwól im zabić Liu! Nie pozwól zniszczyć Ziemi...! - zakaszlała gwałtownie.
- Co to ma znaczyć?! - Jade zmrużyła oczy.
- Nie wiem, o czym ona mówi - powiedziała niewzruszenie Mileena. - Teraz ci wierzę, Jade. Ta niegodziwa zdrajczyni poznała swoje miejsce, a wielki Shang-Tsung darzy cię zaufaniem, więc i ja ci teraz ufam. Możemy wrócić na Ziemię i zaopiekować się resztą Wojowników Ziemi. A ty, chyba nie myślałaś, że przybyłam cię ratować?! - zwróciła się do Kitany, z odcieniem drwiny w głosie.
- Kim jesteś?! - zapytał ostro jeden ze strażników.
- Wojowniczką Mortal Kombat po stronie Zaświatów, Mileena - odrzekła, wpijając spojrzenie w Księżniczkę. Zbliżyła się do jej klatki i stanęła tuż przy kratach.
- Odejdź! - warknął strażnik.
- Chcę zobaczyć, jak wygląda twarz zdrajczyni, zanim Imperator ją unicestwi - dodała, patrząc prosto w oczy Księżniczki. Patrzyły tak przez chwilę na siebie. Kitana w końcu uśmiechnęła się leciutko.
- Liu... i reszta... - szepnęła bezgłośnie tak, by nikt inny prócz Mileeny jej nie słyszał. - Pomogą ci.
- Za kogo się uważasz?! - odparła ostro, nie spuszczając wzroku z jej twarzy. - Twój Liu i jego przyjaciele wkrótce zginą.
- Wracamy - zawołała Jade. - Dosyć, zobaczyłaś już, co chciałaś.
- Zgadza się - potwierdziła i podeszła do Jade. - Możemy wracać.
Johnny oglądał właśnie telewizję, a konkretnie, kolejny reportaż z poczynań Baraki, Kintaro i reszty, gdy usłyszał w przedpokoju cichy świst i po chwili odgłos kroków. Zerwał się na równe nogi i powoli ruszył w kierunku hałasu.
-...to jest dom z dwudziestego wieku? - dobiegł go nieznajomy głos.
"Włamywacz! Albo... ktoś z wrogów!" - Przełknął głośno ślinę. - "Michiru we mnie wierzy... nie pozwolę temu komuś zrealizować niecnych planów, z którymi tu przybył!" - Z mocnym postanowieniem, zacisnął pięści, pochylił głowę i ruszył.
- Tak, to właśnie jest nasz dom. Tu znajdziesz schronienie, Kung Lao.
- PODDAJ... SIĘĘĘĘĘ!!! - wrzasnął Johnny, wypadając z pokoju. Na ułamek sekundy przed zderzeniem uświadomił sobie, że zna ten drugi głos, ale było już za późno. Znajdował się w pozycji horyzontalnej i przygniatał sobą domniemanego wroga.
- Ty cholerny idioto!!! - usłyszał w prawym uchu donośny głos. - Co ty wyprawiasz?!?!?!?
- Ha... Haruka-san...! - wykrztusił. -...ja... przepraszam... myślałem, że to włamywacze...
- Złaź ze mnie!!!
-...tak...! - zerwał się na równe nogi.
- A gdzie Liu-Kang? - zapytała Setsuna, powstrzymując wesołość. - Przyprowadziliśmy Kung Lao, Liu zapewne bardzo chciałby spotkać swego przodka. A w ogóle, to poznajcie się. Johnny...
- Witam. Jestem Kung Lao. - Wyciągnął dłoń w stronę Johnny'ego. - Będziemy razem walczyć, w obronie Ziemi.
- Johnny Cage. - Uścisnął wyciągniętą dłoń.
- No to, jest nas czterech! - dodał Jax.
- Gdzie jest Michiru?! - warknęła Haruka, wstając z podłogi.
- Liu i Michiru poszli wraz z Rei do jakiejś świątyni - odparł Johnny.
- Rei?! - powtórzyły z zaskoczeniem Setsuna i Haruka.
- Tak - skinął głową. - Księżniczka Kitana przeszła na naszą stronę, oddała nam pierścień i została porwana, a...
Michiru i Liu stali przy wejściu do świątyni i pilnowali, by nikt nie przeszkadzał Rei. Trwało to wszystko jakiś czas, wreszcie Rei wstała, ugasiła ogień, po czym opuściła chram i zwróciła się do czekających na nią Liu i Michiru.
- Wiem, że grozi nam poważne niebezpieczeństwo. Cała Ziemia może zostać unicestwiona - zaczęła.
- Tyle to i my wiemy - zauważył Liu. - Udało ci się dowiedzieć, gdzie może przebywać Księżniczka Kitana?
- Yyy... eee... aaa...
- Więc? - Liu i Michiru popatrzyli na nią pytająco.
-...nie wiem - mruknęła, czerwieniąc się. - Miałam za mało czasu, dawno tego nie robiłam, dopiero co przywrócono mnie do życia, a w dodatku ogień był słabo rozpalony. To nie moja wina! Nie patrz tak na mnie, Liu!
Liu-Kang popatrzył na nią spode łba i mruknął coś do siebie na temat przechwalania się rzekomym posiadaniem zdolności przewidywania, co wkurzyło Rei.
- Cholera, sam idź do Świątyni i spróbuj się czegoś dowiedzieć!!! - wrzasnęła. - Myślisz, że to takie proste?!
- Ja się nie chwaliłem, że umiem wróżyć z ognia! - odciął się.
- Zaraz powróżę, ale na twojej skórze!!! - Rei wkurzyła się nie na żarty.
- O rany, zaczyna się. - Brwi Michiru zbiegły się nad oczami w falistą linię, wyrażając tym samym zdegustowanie i załamanie ich właścicielki. - Haruka-chan, dlaczego nie wybrałam się z tobą do przeszłości...?! - westchnęła cichutko.
- Michiru...!!! UWAŻAJ!!! - Liu i Rei zaprzestali "wymiany zdań", gdy zobaczyli za plecami Michiru coś na kształt ogromnej, poruszającej się butelki Coca-Coli.
- Demon! - zawołała Rei, widząc, że butelka przygląda jej się krwiożerczo swymi mangowymi oczkami, które zastępowały dwie literki "o".
- To ma z osiem tysięcy litrów...! - jęknął Liu.
- Mars Planet Power... Make up!
- Neptune Planet Power... Make up!
- Burning Mandala!!! - wrzasnęła Rei, zarysowując wokół siebie ognisty okrąg, którym zamierzała podpalić wroga, ale butelka szybko posłała w jej stronę wiązkę dwutlenku węgla, który skutecznie ugasił ogień, zanim ten zdążył się na dobre rozpalić.
- Skąd to tu się wzięło?! - Liu poskrobał się po głowie. - Coca-Cola?!
- Coś ci się nie podoba?! - warknęła butelka. (?!)
- Deep Submerge! - krzyknęła Michiru, splatając ręce nad głową, po czym zorientowała się, że ciecz w jej rękach jest dziwnie lepka i ciemnobrązowa. Coca-Cola uśmiechnęła się tryumfująco, szczerząc upiornie swój kod kreskowy.
- O cholera! - jęknęła Michiru, zorientowawszy się, że to, co trzyma nad głową nie jest tym, co miało być a w dodatku wcale nie zamierza się jej słuchać. Ogromna kula owej lepkiej cieczy niebezpiecznie zadrżała, po czym runęła w dół zalewając Neptune.
- Kto produkuje Coca-Colę w takich wielkich butelkach?! Przecież to może starczyć na całe życie. - Liu nadal się nad czymś intensywnie zastanawiał.
- Cała się lepię! Moja fryzura! Mój strój! - jęknęła rozpaczliwie Michiru.
- Muszę coś zrobić! - postanowił w końcu i ruszył na butelkę z zamiarem przykopania jej, ale tylko odbił się od twardego tworzywa i poleciał na ziemię.
- Au! - jęknął, czując, że coś mu chrupnęło w kręgosłupie.
- Jak możemy to coś pokonać? - Rei popatrzyła z rozpaczą na znajdującą się w opłakanym stanie Michiru i zdezorientowanego Liu - Kanga.
Nagle coś śmignęło w powietrzu i sztylet z przyczepioną kartką papieru trafił prosto w środek butelki, przebijając ją. Butelka jęknęła cicho, po czym zamigotała i skurczyła się do rozmiarów dwulitrowych. Nakrętka odkręciła się i ze środka ulotniło się trochę dwutlenku węgla zabarwionego szczątkami napoju, po czym wszystko wróciło do normy.
- Kitana...?! - Liu zerwał się gwałtownie, ponieważ wydało mu się, że widział na dachu domu przebiegającą zwinnie dziewczęcą postać w kostiumie, jaki nosiła Księżniczka.
- Heeeej! - Rei odczepiła karteczkę od sztyletu i przeczytała ją szybko. - Liu, masz wielbicielkę! - zachichotała.
- Co tam jest napisane?! - Liu wstał, otrzepał się i podszedł do niej.
- "Dziś, o dwudziestej, pod Domem Towarowym. Czekaj na mnie i bądź sam, Liu-Kang." No, no... proszę... jakaś nieśmiała.
- Dawaj to! - Liu rzucił się do niej i wyrwał jej z rąk kartkę.
- Uuuu... to chyba coś poważnego! - zachichotała Rei, po czym odwróciła się, by pomóc wyglądającej jak ostatnie nieszczęście Michiru.
"Kitana... czyżby udało jej się uwolnić? Tylko ona... tylko z nią spotykałem się pod Domem Towarowym!" - Liu poczuł, jak jego serce bije w przyspieszonym tempie. - "Ale, jakim cudem...?!"
- Gdzie byłaś?! - Jade popatrzyła spode łba na Mileenę, która niczym burza wpadła do bazy.
- Odwalałam mój limit dusz i zbierałam dane - warknęła. - Z drogi, spieszę się!
- A dokąd, jeśli można wiedzieć? - zagadnęła.
- Jestem już blisko rozszyfrowania tożsamości i miejsca zamieszkania pewnego bardzo groźnego dla nas Wojownika Mortal Kombat - rzuciła.
- Naprawdę? - Oczy Jade zabłysły. - Proszę, powiedz mi. Zajmę się nim osobiście! Ja! JA! JA!!!
- No... dobra. - Zgodziła się wspaniałomyślnie i wklepała kilka komend. - Hmm, poszło łatwiej, niż myślałam, mój trop był prawidłowy.
- Mileenko, powiedz mi proszę!!! - Jade nasączyła swój głos słodziutkim brzmieniem. - Jak on się nazywa?
"Załatwię go, a wtedy Shao będzie ze mnie taki DUMNY!!! *^^*" - myślała, ciesząc się już na wspaniałe perspektywy awansu.
- Nazywa się... - Mileena celowo zawiesiła głos, by podnieść napięcie.
- Jak?! JAK?! - zapiszczała Jade.
-... Ikari Shinji. Tu masz współrzędne jego przebywania! - zanotowała coś na świstku papieru i wręczyła go uradowanej Jade.
- Dzięki! DZIĘKI!!! - zawołała i wybiegła w podskokach z bazy.
"Oj, będzie mi dziękować. Zwłaszcza, że podałam jej współrzędne miejskiego szaletu... w Bombaju." - Mileena uśmiechnęła się do siebie, i przesunęła lekko palcami po leżącej na stoliku książeczce opatrzonej napisem: "EVANGELION". - "To powinno zatrzymać ją na jakiś czas."
Włożyła dyskietkę do stacji, nagrała coś na nią, po czym wpisała komendę: "deltree c: /y <>null"
- Sayonara, dane o Wojownikach Mortal Kombat - szepnęła, ukrywając dyskietkę na piersiach. - Teraz, tylko ja wiem, kim oni są i gdzie można ich znaleźć.
Odczekała, aż procedura deltree dobiegła końca, po czym ulotniła się cichutko z bazy.
- Jak ja wyglądam...! - Michiru z masochistycznym uporem maniaka przeglądała się w każdej napotkanej szybie. - Cała się lepię! Moje włosy zmieniły kolor na bury, gdyby Haruka zobaczyła mnie w takim stanie...
- Już nie jęcz, jesteśmy blisko domu - mruknął Liu. - Zdarzają się gorsze rzeczy.
- Nigdy nie wezmę do ust Coca-Coli! - Michiru wzniosła oczy do nieba. - Nigdy! Przenigdy!!! Auaaaa!!! - krzyknęła, bowiem nagle wpadł na nią jakiś mężczyzna z takim impetem, że Michiru znalazła się w pobliskiej kałuży, o wątpliwej czystości. Facet nawet nie przeprosił, tylko pognał dalej z niesamowitą prędkością.
- To ten, przez którego omal nie pobiliśmy talerzy! - zorientował się Liu.
- Nieee...! - Michiru niemalże już płakała. Jej artystyczna dusza, tak miłująca piękno i elegancję, cierpiała teraz katusze.
- Przynajmniej nie będziesz się lepić. - Rei próbowała ją pocieszyć. Michiru tylko rzuciła jej wściekłe spojrzenie, po czym wstała i ruszyła dumnie przodem.
- Podziwiam ją - mruknął do siebie Liu. - Jeszcze nigdy nie widziałem, by dziewczyna oblana Coca-Colą i wodą z kałuży była wciąż pełna gracji.
- Widocznie jeszcze słabo znasz Michiru - podsumowała Rei.
- Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę mojego pra - pra - pra - pra -... wnuka - powiedział Kung Lao. - Tak się cieszę, że zostało mi to dane. Ujrzeć syna mego syna, mego syna...
- Wierz mi, nie ma na co się cieszyć - westchnęła Haruka. - W najlepszym wypadku tylko się rozczarujesz, o ile jesteś bardzo odporny i opanowany. A jeśli nie jesteś, to będziesz się modlić o to, by okazało się, że Liu jest dzieckiem sąsiada.
- Haruka, nie przesadzaj. - Setsuna założyła nogę na nogę. - Wiemy, że ty nie przepadasz za nim, ale ostatecznie to on jest Wybrańcem.
- Pięknie ujmujesz rzeczy w słowa, o piękna Strażniczko Wrót Czasoprzestrzeni. - Kung Lao zawiesił wzrok na jej twarzy.
- Ja też uważam, że Liu jest w porządku - dodał Johnny.
- Szkoda, że nie pojawiłaś się wcześniej w mym życiu. Legenda mówiła, że będziesz piękna, ale nie przypuszczałem, że aż tak - ciągnął dalej Kung Lao, nie spuszczając wzroku z Setsuny.
- Powiedziałem, że ja też sądzę, że Liu jest w porządku! - powtórzył Johnny.
-...niczym śnieżnobiała lilia na tle głębokiej toni jeziora...
- POWIEDZIAŁEM, ŻE JA TEŻ SĄDZĘ, ŻE LIU JEST W PORZĄDKU!!!
- SŁYSZELIŚMY, DO JASNEJ CHOLERY!!! - wrzasnęła wściekle Haruka.
W tym momencie drzwi wejściowe lekko zaskrzypiały.
- Chyba przyszli - stwierdził Jax. Cała piątka ruszyła na powitanie wchodzących. Dwie postacie cofnęły się o krok na ich widok, a jedna jęknęła głucho i skryła się za plecami pozostałych dwóch.
- Mój wnuku! - Kung Lao postąpił jeszcze jeden krok do przodu. - Liu! Niechże ci się przyjrzę!
- Pra... pra... dziadek Kung Lao?! - wykrztusił z siebie zaszokowany Liu. - To naprawdę ty?!
- Nie ruszaj się! - pisnęła cicho skryta za jego plecami Michiru. - Nie mogą mnie zobaczyć w tym stanie!
- Michiru...?! - Haruka podeszła bliżej i odepchnęła Liu-Kang'a, który zresztą był zbyt pochłonięty powitaniem z Kung Lao, po czym zmierzyła wzrokiem swą przyjaciółkę. - Co oni ci zrobili?!
- Zaatakował nas demon - odezwała się Rei. - Ledwo uszliśmy z życiem.
- O, cześć Rei. - Haruka obrzuciła ją przelotnym spojrzeniem, po czym wróciła do oglądania Michiru. - Jak ty wyglądasz!
- Nie patrz na mnie, nie zniosę tego - jęknęła. - Muszę się wykąpać... natychmiast!
- Umyć ci plecy? - wtrącił się Johnny i natychmiast oberwał cios w szczękę od Haruki.
- Johnny! Nic ci nie jest? - Rei pochyliła się nad nim z zatroskaną twarzą.
- To był mój błąd... Au! - syknął, próbując poruszyć szczęką.
- Uwielbiam tą robotę. - Baraka wyszczerzył swe kły w upiornym uśmiechu i popatrzył na krew, ściekającą po jego mieczach.
- Ja też! - zaryczał Kintaro. - Nie ma to, jak porządna jatka!!!
- Tylko coraz mniej ofiar. - Baraka zmarszczył brwi i zaczął wytężać swe nieliczne szare komórki. - Ciekawe dlaczego?
- Może już wszystkich wybiliśmy? - zasugerował olbrzym.
- Myślisz? - zainteresował się.
- Nie myślę. Jestem głodny! - ryknął. - Chodźmy coś zjeść!
- Dobra! - Baraka zgodził się ochoczo.
- Zniszczenia przybierają coraz bardziej niepokojący zasięg. Mieszkańcy Tokyo są brutalnie mordowani przez niezidentyfikowanych osobników. Jeszcze raz, uprasza się wszystkich o pozostanie w domach, albo jeśli ktoś ma możliwość, w schronach przeciwatomowych. Powtarzam komunikat...
- Grrr - warknęła Tomoe Hotaru, zmieniając kanały. - Czy oni muszą przerywać mi moje ukochane anime jakimiś cholernymi komunikatami?! Muszę coś zrobić! - wstała z fotela i sięgnęła po kolejną paczkę chrupek. - Już najwyższa pora, zrobię to... nie... może nie powinnam? - biła się z myślami. - Ale jeśli nie dziś... podobna okazja może się nigdy nie nadarzyć! Taty jeszcze nie ma... - szepnęła do siebie a jej serce zabiło mocniej na myśl o tym, co postanowiła zrobić. - Więc dobrze, zrobię to wreszcie! Dzisiaj! Teraz! Nie jestem już dzieckiem...!
Zdecydowanym ruchem wydobyła z ukrycia kasetę, włożyła ja do magnetowidu, wcisnęła "PLAY" i z wypiekami na twarzy zaczęła uważnie śledzić losy bohaterów "Urotsuki Doji".
:)
ciesze sie, ze Ci sie spodobal :) niedlugo pojawia sie nastepne odcinki (w sumie bedzie ich 9)
Koniec świata
Shinji Ikari broniący ziemi w turnieju Mortal Kombat... Tylko spokój może nas uratować.. A fik naprawdę dobry!