Opowiadanie
Sailor Kombat
Niezapomniany wieczór
Autor: | iosellin |
---|---|
Korekta: | IKa |
Serie: | Sailor Moon, Mortal Combat |
Gatunki: | Akcja, Fantasy, Komedia |
Uwagi: | Yuri/Shoujo-Ai |
Dodany: | 2007-07-03 21:05:21 |
Aktualizowany: | 2008-04-08 21:09:25 |
Poprzedni rozdziałNastępny rozdział
*********************************************
Autor: iosellin aka Bellatrix aka Mill
Tytuł: "Sailor Kombat"
Fanfic łączący moje dwie, największe inspiracje twórcze;)
Wszystkie postacie są własnością ich właścicieli [Sailorki -Naoko Takeuchi &Co, MK Fighters - Ed Boon &Co]
Wszelkie uwagi i komentarze [pochlebstwa, wyzwiska i inne;)]
mile widziane. [bellatrix@go2.pl]
Z góry przepraszam za wszelkie literówki i inne niedociągnięcia.
Autorka.
*********************************************
Part#8 - "Niezapomniany wieczór"
Scorpion wpadł do bazy niczym burza, a za nim Reptile i Smoke.
- Shang-Tsung, jesteś?! - krzyknął donośnie.
- Ano jestem - zmaterializował się tuż przed nim - o co chodzi?
- Walczyliśmy z Sub-Zero, już prawie go rozwaliliśmy, gdy wtrącili się ci przeklęci Wojownicy Ziemi ze swymi przyjaciółkami - wyjaśnił Reptile.
- Jednym słowem mówiąc, daliście się pokonać! - Popatrzył wściekle na nich. - Co za...
- Zaczekaj, bowiem nie usłyszałeś najważniejszego - przerwał mu Smoke.
- ??? - Uniósł pytająco brwi.
- Wiemy, gdzie oni wszyscy się ukrywają - odrzekł z dumą Scorpion. - Wraz z tobą, Baraką, Noob Saibot'em oraz Kintaro możemy roznieść w proch ich wszystkich.
- Muszę przyznać, że imprezka wyszła super. - Kitana ledwo mogła dojść do siebie, po odtańczeniu morderczo szybkiego kawałka.
- Tylko, że nie ma ani kropli alkoholu - westchnął Liu. - Wszystkie monopole zamknięte, a piwo wypiliśmy wcześniej...
- Nie szkodzi, Liu.- dotknęła jego dłoni - najważniejsze, że jesteśmy razem.
- Masz rację. - Uśmiechnął się i pocałował ją w policzek.
W drugim końcu salonu Michiru i Johnny prowadzili ?poważną rozmowę?.
- ...naprawdę, mogłabyś zostać wielką gwiazdą. Zagralibyśmy razem, stałabyś się sławna, jak ja... - Johnny popatrzył jej prosto w oczy. - Po Turnieju Mortal Kombat będę musiał wrócić do Stanów, a nie wiem, jak zniosę rozłąkę z tobą, Michiru. Muszę ci wyznać, że... yyy... od początku... bardzo mi się podobałaś... i w ogóle...
- Johnny, ja też cię bardzo lubię, ale jest ktoś... - zaczęła, zerkając na kanapę, gdzie Haruka z Mileeną się właśnie z czegoś zaśmiewały - ...znaczy, uważam, że jesteś nadzwyczaj przystojny i interesujący, chodź, lepiej zatańczmy! - Pociągnęła go na parkiet i przytuliła się mocno do niego.
- Twoja dziewczyna cię zdradza - zachichotała Mileena, obserwując Johnny'ego i Michiru.
- Ciągle jest wściekła, za tamto - westchnęła Haruka. - Próbowałam z nią rozmawiać, ale jest głęboko obrażona... i do tego myśli, że specjalnie zepsułam tą dyskietkę, żeby siedzieć z tobą sam - na - sam przy komputerze.
- Niedobrze. - Mileena pokręciła głową.
- Dlaczego? - Haruka popatrzyła wyzywająco na nią. - A gdybyśmy tak... naprawdę spróbowały, we dwie...
- Yyy... słuchaj, ja cię bardzo lubię, jesteś fajna, ale ja... no... wolę jednak facetów. I nawet mam jednego na oku - odrzekła, chichocząc. - A poza tym, chyba nie wiesz, o co mnie prosisz!
- Co przez to rozumiesz? - Uniosła pytająco brwi.
- Cóż... nie widziałaś jeszcze mojej twarzy - odrzekła.
- Więc zdejmij maskę, to zobaczę. - Znalazła wyjście.
- Ech... - Mileena lekko się zakłopotała. - Jesteś pewna, że tego chcesz?
- Najbardziej na świecie. - Haruka wpiła spojrzenie w jej oczy - Pokaż!
- No... - zawahała się przez chwilę - ...dobrze. Ale tylko tobie... i nie tutaj.
- Chodźmy, wobec tego do sypialni - uśmiechnęła się tajemniczo.
Rei podeszła do siedzącej z nieszczęśliwą miną Minako.
- Dlaczego się nie bawisz? - Usiadła obok niej. - Taka fajna impreza, a ty siedzisz! Zupełnie cię nie poznaję!
- Och Rei! - Minako obróciła w jej stronę twarz, z oczami pełnymi łez. - Jestem nieszczęśliwie zakochana!
- W kim??? - W Rei obudziła się potworna ciekawość. - No powiedz, jesteśmy przecież przyjaciółkami! Nikt się nie dowie, obiecuję!
- W Johnny'm. A on cały czas jest z Michiru!!! - jęknęła żałośnie.
- Hmm - Rei zastanowiła się chwilę. - No, masz rację. Johnny jest przystojny no i sławny. A może spróbujesz go jej odbić? Jesteś przecież boginią miłości, nie?
Naraz, przez dość głośną muzykę, przedarł się przeraźliwy krzyk Haruki, który po chwili został stłumiony.
- Co się stało? - Wszyscy zastygli w bezruchu, a po sekundzie Haruka wpadła do salonu, ciężko oddychając.
- Dlaczego tak krzyczałaś? - Setsuna podeszła do niej.
- Eee... nieważne. Tak dla sportu. Sprawdzałam swoje płuca - powiedziała, z przekonaniem. Zaraz za nią weszła Mileena, z podejrzanymi iskierkami w oczach.
- O, Mileena, dobrze, że cię widzę! - Znalazł się przy niej Sub-Zero. - Chciałem prosić do tańca tą, która się opiekowała moimi guzami.
- Spoko. - Puściła oczko do Haruki, po czym podała mu rękę i poszła za nim w głąb salonu.
- Johnny, na chwilę cię opuszczam. - Michiru wyplątała się z jego objęć i podeszła do Haruki. - Co tu się dzieje? - spytała prosto z mostu.
- Możemy chwilkę porozmawiać na osobności?
Rei zbliżyła twarz do ucha Minako i szepnęła:
- Teraz masz szansę, Michiru gdzieś wyszła z Haruką!
- Widzę! - zaśmiała się blondwłosa bogini miłości. - I zamierzam to wykorzystać!
- Co zamierzasz wykorzystać, Minako? - usłyszała nad sobą głos Johnny'ego i aż podskoczyła.
- Hihi... nieważne. Może lepiej zatańczmy? - Zarzuciła mu ręce na szyję i pociągnęła do tańca.
- Jax, a ty co tak sam? - Rei podeszła do niego, widząc, że Minako już cała rozpromieniona, szepcze coś do ucha Johnny?ego i nie zamierza się przejmować resztą świata.
- Ano jakoś tak wypadło. - Wzruszył ramionami. - Dziewczyny tańczą ze swoimi facetami... a dla mnie żadna już nie została.
- A która ci się podoba? - zagadnęła.
- Bo ja wiem? - Zmarszczył brwi i zaczął się intensywnie zastanawiać nad tym, co próbuje przekazać mu tańczący nieopodal Liu. Wreszcie do niego dotarło. - ...yyy... chyba ty, Rei - wybąkał. - Może zatańczymy?
- No dobra, możemy zatańczyć. - Zgodziła się wspaniałomyślnie, nie dając po sobie poznać, jak ucieszyły ją te słowa.
Po chwili do salonu wróciły Haruka i Michiru, obie szczęśliwe i zapatrzone w siebie, jak za dawnych czasów.
- Widzisz Johnny, mówiłam ci. - Minako mocniej przytuliła się do niego. - Michiru i Haruka są nierozłączne i Haruka nigdy nie pozwoli, żeby ktoś to zmienił ale, na przykład ja, jestem wolna...
- Spójrz, wszyscy tańczą - szepnęła Michiru, ściskając dłoń Haruki. - Liu z Kitaną, Kung Lao z Setsuną, Sub-Zero z Mileeną, Johnny z Minako, Rei z Jax?em...
- Dołączymy do nich? - spytała Haruka i nie czekając na odpowiedź, objęła ją mocno i poprowadziła do tańca. Akurat zaczęła się bardzo nastrojowa melodia i sześć par, zapominając o całym świecie, zajęło się sobą.
- Czyż można wyobrazić sobie piękniejszy wieczór? - westchnął Kung Lao. - O, moja cudowna Strażniczko Wrót Czasoprzestrzeni, spraw, aby ta chwila trwała wiecznie!
- Gdybym tylko mogła... - Setsuna przymknęła oczy.
Sielanka trwała jeszcze kilkanaście minut, po których to minutach nastąpił donośny łomot i cały dom zadrżał w posadach.
- Co to było?! - Wszystkie parki z niechęcią się odkleiły od siebie.
- Mam was wszystkich, jak na tacy... hahaha!!! - rozległo się i w progu zmaterializował się Shang-Tsung, a za nim Kintaro, Baraka, Noob Saibot, Scorpion, Reptile i Smoke.
- Skąd się tu wzięliście i kto was do, jasnej cholery, zapraszał?! - warknęła groźnie Haruka.
- Oh, my dear, my nie potrzebujemy zaproszenia. - Czarnoksiężnik roześmiał się drwiąco. - A kogóż tu widzę? Mileena i Księżniczka Kitana, no proszę, kto by się spodziewał... - klasnął w dłonie i momentalnie na dłoniach Mileeny i Kitany pojawiły się kajdany, a wszyscy pozostali doznali nagle wrażenia, jakby ich nogi wrosły w podłogę.
- Co jest?! - Jax szarpnął się raz i drugi, ale bezskutecznie.
- Nie odbierzesz mi po raz drugi Kitany! - zawołał Liu.
- Nie? - Shang zachichotał. - No to patrz! - Pstryknął palcami i Kitana, wraz z Mileeną, znalazły się skrępowane u jego stóp. - Te obrzydliwe zdrajczynie wkrótce zostaną zgładzone. Wy zresztą też.
- Neptune planet power... - zaczęła Michiru.
- Uranus planet power...
- Pluto planet power...
- Mars planet power...
- Venus planet power...
- MAKE UP!
Shang z szyderczo-lubieżnym uśmiechem popatrzył na transformację Senshi tylko po to, by po jej zakończeniu klasnąć dwa razy w dłonie. Wszystkie Senshi w tym momencie upadły na kolana, nie mogąc wykonać więcej żadnego ruchu.
- Szefie, możemy ich posiekać? - spytał Baraka, szczerząc upiornie swe kły.
- Sub-Zero jest mój - odezwał się Scorpion.
- Zabić! Wszystkich zabić!!! - wysyczał Noob Saibot.
- NIE!!! - krzyknął donośnie Liu. - Shang, ty #!%~@#^$!, nie możesz nic nam zrobić!
Johnny popatrzył na Liu-Kanga.
- No właśnie. Nie możesz - dodał. - Jak Liu powiedział, że nie możesz, to nie możesz!!!
- Zwariowaliście...?! - parsknął, a po jego czole spłynęła charakterystyczna kropelka.
Liu uśmiechnął się zagadkowo, po czym postąpił krok do przodu.
- Widzisz? Twoje sztuczki nie działają! - oznajmił. Więzy krępujące Kitanę i Mileenę opadły, a Sailor Senshi podniosły się z kolan.
- Jak to?! - Shang mimowolnie cofnął się krok do tyłu.
- To proste. Takie są zasady Turnieju Mortal Kombat... he...he... - usłyszeli znajomy głos. Na pobliskim krześle, jakby nigdy nic, siedział sobie Rayden. - Twoja magia, Shang-Tsung, nie działa tam, gdzie zbierze się pięciu Wojowników Mortal Kombat, stojących w obronie Ziemi i dopóki nie zostaną pokonani w Turnieju, nie masz nad nimi mocy.
- Czy to oznacza... że... - zaczął z bijącym mocno sercem Liu.
- Tak. - Rayden wstał i wyciągnął w górę ręce. Podłoga rozjarzyła się nagle wszystkimi barwami tęczy, a ściany, sufit i wszystkie sprzęty w pokoju zaczęły zanikać. Po chwili wszyscy znaleźli się na mglistym pustkowiu, mając jedynie pod stopami twardą, szarą ziemię.
- Witam na Obszarze Niczyim, czyli wyspie pomiędzy Ziemią a Zaświatami - oznajmił Rayden. Pstryknął palcami i mgła się rozstąpiła. To, co brali za pustkowie, okazało się ogromną areną. - Niech rozpocznie się Turniej Mortal Kombat!
Powiał bardzo silny wiatr i niebo zasnuło się ciężkimi chmurami, ale wokół biła dziwna jasność.
- Wyzwanie przyjęte - warknął Shang-Tsung, wyciągając przed siebie rękę. - I tak nie macie szans, wy, którzy nazywacie siebie Obrońcami Ziemi. Scorpion, Reptile, Smoke, Baraka i Noob Saibot, oto Wojownicy Zaświatów.
Cała piątka posłusznie wystąpiła.
- Liu-Kang, Johnny Cage, Jackson Briggs, Kung Lao i Sub-Zero będą walczyć w obronie Ziemi - odrzekł Rayden.
Shang-Tsung roześmiał się drwiąco.
- Jesteście bez szans, jutro wasza Ziemia stanie się nowym Imperium Wielkiego Shao Kahna!
- Teraz spoczywa na was ogromna odpowiedzialność. - Gdy tylko Shang-Tsung, wraz ze swymi Wojownikami oddalił się, Rayden zwrócił się do podopiecznych. - Niedługo Przeznaczenie zdecyduje, kto z kim i w którym miejscu ma walczyć. Jeśli przegracie ten Turniej, przegra cała Ziemia, a dusze jej mieszkańców dostaną się pod władanie Shao Kahna. Jeżeli wygracie, wszyscy, którym dusze zostały odebrane, ożyją i wszystko będzie tak jak dawniej.
- Nasi chłopcy na pewno dadzą sobie radę - powiedziała z uśmiechem Minako.
- Wierzymy w was - dodała Rei. - Tak jak w Sailor Moon... gdy walczyła z nami.
- Nie po to sprowadzałyśmy ich z różnych zakątków świata i czasu, aby teraz wszystko poszło na marne. - Setsuna przetarła oczy. - Chyba mi coś wpadło do oka...
- Hej, Liu, wiem, że często się z tobą kłóciłam i wyśmiewałam cię, ale chyba udowodnisz wszystkim, że jesteś Wybranym i że jesteś mężczyzną, nie...? - Haruka oparła jedną dłoń na biodrze i popatrzyła na niego, z odcieniem sympatii w oczach.
Liu uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem.
- Haruka... obiecuję ci, jako Wybraniec, że pokonamy Imperatora... i wszyscy wrócimy na Ziemię! - powiedział, podając jej rękę.
- Nie zawiedź mnie - uśmiechnęła się, potrząsając jego dłonią.
- Dziwnie się czuję. Zazwyczaj to my, Sailor Senshi miałyśmy w swoich rękach losy świata... a teraz ta odpowiedzialność spoczywa na kimś innym. Nie możecie nas zawieść, Liu, Johnny, Kung Lao, Jax, Sub-Zero... Idźcie po zwycięstwo! - Michiru odgarnęła włosy z twarzy. - I powodzenia!
- Nie dziękujcie! - dodała Mileena.
- Chciałabym walczyć z wami - szepnęła Kitana. - Wojownicy Zaświatów są trudnymi przeciwnikami, ale można ich pokonać.
- Pokonamy ich, to nasza misja! - powiedział Liu.
- No, myślę! - dodał Rayden.
Naraz arena zapełniła się napływającymi zewsząd różnymi postaciami.
- Co się dzieje? - Jax rozejrzał się dokoła.
- Przybywają widzowie. Za chwilę rozpoczną się walki - Rayden zacisnął kciuki. - Nie możecie zawieść nas, ani ich!
Jax pewnym krokiem ruszył przed siebie, do wyznaczonego miejsca walki. Przeszedł przez bramę i stanął na dość szerokim przejściu, między dwoma basenami, wypełnionymi zielonkawą, połyskującą cieczą. Naprzeciw niego stała druga brama, identyczna jak ta, przez którą wszedł. Wokół wznosiła się budowla z jasnego kamienia, w niższych partiach pokryta mchem. Z wysokich, okratowanych okien, zwisały łańcuchy, pobrzękując złowieszczo. Jedynym wyjściem były bramy. Jax zacisnął nerwowo dłonie, starając się przypomnieć sobie wszystkie techniki, jakich się kiedykolwiek uczył.
- Od tego zależy los Ziemi, od tego zależy los Ziemi... i Sonyi... - powtarzał sobie. Brama naprzeciw niego podniosła się i rozległy się kroki. Z cienia wynurzyła się postać Ninji w zielonej kamizeli.
Reptile!
Bramy z hukiem opadły i zatrzasnęły się, uniemożliwiając odwrót. Jax poczuł, jak serce podchodzi mu do gardła.
- FIGHT! - rozległ się okrzyk Shang-Tsung'a.
Obaj przeciwnicy stali, mierząc się nawzajem wzrokiem.
"Najlepszą obroną jest atak..." - Jax przełknął głośno ślinę i rzucił się na Reptile'a. Zamierzył się pięścią i uderzył z całej siły, gdy zorientował się, że uderza w próżnię. Przeciwnik zniknął.
- Gdzie, do diabła jesteś?! - krzyknął. - Co to za sztuczki...?!
Nagle poczuł, że coś go niesamowicie piecze w plecy. Odwrócił się błyskawicznie i oberwał niewidzialną nogą prosto w twarz. Zamroczyło go na chwilę, ale szybko otrząsnął się i skierował w miejsce, gdzie przed chwilą dostał. Kopnął na oślep, gdy wtem noga, na której stał została podcięta. Jax stracił równowagę i upadł. Zerwał się, tylko po to, by otrzymać niezwykle silną i szybką serię ciosów, aż popłynęła mu krew z nosa i rozciętej brwi.
- Nie poddam się!!! - ryknął. - Tchórzu, pokaż, gdzie jesteś!!!
W odpowiedzi, ukazała się przed nim jasnozielona kula, unosząca się mniej - więcej na wysokości jego pasa.
Jax wydał z siebie okrzyk i wyskoczył z pięścią, zamierzając przebić ową kulę. W momencie, gdy się z nią zetknął, coś rozbłysło, powietrze zadrgało od fali infradźwięków i niezwykła siła odrzuciła Jax'a, aż uderzył plecami o bramę. Jeszcze jak przez mgłę usłyszał: "...flawless victory!" i stracił przytomność.
Wiatr huczał gdzieś wysoko w koronach drzew. Nieba prawie w ogóle nie było widać, wszystko okrywał półmrok. Stare drzewa, o niezwykle ciemnych liściach zdawały się wyglądać na żywe, na niektórych wręcz można było dopatrzyć się zarysów jakichś makabrycznych twarzy, wykrzywionych przedziwnym grymasem. Kung Lao odegnał od siebie te myśli i stanął na niewielkiej polance, która miała stać się miejscem jego walki. Uważnie się rozejrzał i, nie widząc jeszcze przeciwnika, zamknął oczy starając się skoncentrować. Trzask gałązki przywrócił go do rzeczywistości. Spojrzał przed siebie i zauważył, wśród kłębów dymu, Ninję w szarej kamizeli.
Smoke!
- Jestem gotowy. - Kung Lao pokłonił się przeciwnikowi.
- FIGHT!
Rozległ się metaliczny szczęk i powietrze przeciął świst wyrzuconej z niezwykłą prędkością linki, zakończonej ostrzem w kształcie paszczy jakiegoś gada. Kung Lao cudem uskoczył, ale Smoke nie zrezygnował. Wymierzył raz jeszcze, lecz tym razem hak wbił się w drzewo.
"Niebezpieczny przeciwnik..." - pomyślał, zdejmując z głowy kapelusz. Wziął zamach i koncentrując się uderzył krawędzią ronda w ową linkę. Kapelusz w tym momencie zajarzył się błękitnym blaskiem i linka z cichym brzęknięciem pękła. Smoke cofnął się o krok, najwyraźniej nie spodziewając się takiego obrotu sprawy. Kung Lao przystąpił do kontrataku. Wyskoczył do przeciwnika z wyciągniętą nogą i kopnął go z wyskoku. Smoke zrewanżował się silnym hakiem, wykorzystując moment jego nieuwagi. Obaj po chwili się znów ze sobą starli i po szybkiej wymianie ciosów, Smoke poleciał do tyłu.
"Teraz nie mogę stracić szansy!" - przemknęło przez głowę Kung Lao. Doskoczył do niego z zamiarem wykonania morderczej serii ciosów, gdy wtem dym, otaczający postać Smoke'a przybrał na sile i stał się dziwnie duszący. Kung Lao poczuł, że ogarnia go nieprzemożona senność.
"Nie mogę... nie teraz! Ważą się losy Ziemi...!" - powtórzył sobie w myślach, próbując zadać cios, ale ciało odmówiło mu posłuszeństwa. Nie widział już nic, prócz kłębów dymu, w ustach czuł smak krwi, ale nawet nie doznawał bólu. Wydawało mu się tylko, że spada w nieskończoną, szarą studnię.
A potem zapadł w ciemność.
"Piękne miejsce, muszę zapamiętać ten widok i wykorzystać w którymś z moich filmów!" - pomyślał Johnny Cage, rozglądając się wokół. Ciemnogranatowe niebo lśniło tajemniczą poświatą, a nad horyzontem widniał ogromny i nienaturalnie jasny Księżyc. Wszedł na kamienny most, łączący dwa brzegi urwiska, gdzie miał stoczyć walkę. Kątem oka dostrzegł, że ten most nie jest jedynym i że równolegle do niego biegnie w oddali kilka następnych. Na jednym toczyła się jakaś walka, lecz było za daleko, by rozpoznać kto z kim walczy. Zerknął w dół, po czym szybko się cofnął, widząc ogromną wysokość i dziwnie szarą powierzchnię na dnie.
"Beton?" - przemknęło mu przez głowę.
- Przygotuj się na poćwiartowanie! - Usłyszał czyjś chrapliwy śmiech.
Baraka!
- Let's dance! - powiedział Johnny, uśmiechając się do siebie.
- FIGHT!
Baraka rozrzucił ramiona na boki, ukazując swe umięśnione, zmutowane ciało, o żółtawym kolorze. Z jego rąk wyrastały tuż nad dłońmi dwa, lśniące miecze, a na przedramionach widniały wrośnięte w skórę, metalowe, ostre haki. Czarne oczy, spod zrośniętych nad nosem brwi, patrzyły drwiąco na Johnny'ego, a całości dopełniał upiorny uśmiech nienaturalnie długich kłów.
- Poćwiartuję cię, zanim się obejrzysz - oznajmił.
- To się jeszcze okaże. - Johnny nie dał się zbić z tropu.
Mutant wrzasnął przeraźliwie i błyskawicznie się znalazł przy Johnny'm, próbując ściąć mu głowę. Johnny uchylił się raz i drugi, za trzecim ostrze zawadziło lekko o jego szyję i poleciało trochę krwi.
- Skoro tak... - mruknął, ocierając krew dłonią. Prześlizgnął się pod mieczami Baraki, robiąc przy tym szpagat i z całej siły walnął Barakę poniżej pasa. Ten ryknął z bólu i schował miecze, przykładając szybko obie ręce do ugodzonego miejsca. Johnny tylko na to czekał. Zamachnął się i uderzył prosto w wykrzywioną cierpieniem twarz mutanta, aż kilka kłów upadło na most. Doskoczył do niego i poprawił kopniakiem, ale Baraka już zdążył oprzytomnieć. Odskoczył do tyłu i wyciągnął przed siebie jedną rękę, celując ostrzem miecza w Johnny?ego.
"Co on kombinuje...?!" - pomyślał Johnny, obserwując podejrzliwie przeciwnika. Naraz, pod ostrzem miecza coś błysnęło i jakaś substancja, wystrzelona z ogromną prędkością trafiła prosto w twarz Johnny'ego, zalepiając mu na chwilę oczy. Krzyknął i natychmiast przetarł twarz, ale ten ułamek sekundy wystarczył. Baraka się rzucił na niego i pchnął z całej siły, pod pewnym kątem. Johnny zatoczył się i z przerażeniem poczuł, że jedna jego stopa znalazła się za krawędzią mostu. Baraka z dzikim wrzaskiem uderzył go z haka, tak, że Johnny wyleciał na dwa metry za most... I już nie miał jak wrócić.
- Już mi nie uciekniesz - Scorpion popatrzył pozbawionymi źrenic oczami, na swego odwiecznego wroga, Sub-Zero. - Zginiesz w męczarniach, z mojej ręki... już za chwilę.
- Raz cię pokonałem, drugi raz też poślę cię do piekieł, gdzie twoje miejsce - odrzekł niewzruszenie Sub-Zero. Obaj stali na rozległym pustkowiu. Panował fioletowy półmrok, gdzieniegdzie widać było szczątki straszliwie zdewastowanych budowli. Jakaś ciemna ciecz, o purpurowym połysku ściekała z wolna z przeżartej rdzą rury. Wiał przejmujący wiatr.
- Samo Przeznaczenie oddało cię w moje ręce - syknął Scorpion.
Nic nie odpowiedział, tylko zmroził go wzrokiem, czekając na sygnał do walki. Wreszcie, rozległo się:
- FIGHT!
Wiązka lodu zderzyła się z ogniem. Zacięta próba, czyj atak jest silniejszy, nie trwała długo. Ogień roztopił lód i Sub-Zero musiał się wycofać. Scorpion momentalnie wyrzucił swoje "sznurowadło" zamierzając nabić przeciwnika na hak i przyciągnąć go do siebie, ale Sub z refleksem zdołał zablokować ten atak. Lekko draśnięty, wyskoczył w górę i korzystając z chwili, podczas której Scorpion chował swą ulubioną broń, kopnął go z powietrza i posłał na ziemię. Ten błyskawicznie się poderwał i ruszył do kontrataku. Sub tylko na to czekał i zanim Scorpion go dopadł, posłał mu prosto pod nogi wiązkę lodu, po czym, wyciął mu kopniaka z obrotu, prosto w twarz.
- Niedoczekanie twoje... - syknął Scorpion, ocierając dłonią krew z twarzy. Sub w milczeniu wyciągnął przed siebie dłonie, w których zajarzył błękitnym blaskiem lód. Szepnął coś pod nosem, po czym wyrzucił ręce przed siebie i milion lśniących, lodowych igiełek pomknęło na Scorpiona. Lecz, zanim dosięgnęły celu, Ninja zniknął.
- Za tobą... - usłyszał nad swym uchem Sub-Zero i poczuł niesamowity ból w plecach.
"Teleportacja..." - przemknęło mu przez głowę. Scorpion, stojąc za nim, błyskawicznie wyciął swoim nieodłącznym hakiem, krwawy znak przez całe plecy Sub-Zero.
- Przegrałeś...! - zaniósł się złowieszczym śmiechem.
- Nigdy... - wymamrotał Sub-Zero. - ...nie poddam... się...
Scorpion, z uczuciem satysfakcji, schował swoje ostrze, a Sub-Zero, mrucząc coś pod nosem, osunął się z wolna na ziemię.
Liu wyszedł powoli na ogromną Arenę. Tłum różnych istot, zasiadających na trybunach podniósł dziki wrzask. Liu zaczerpnął głęboki oddech i ruszył. Naprzeciw niego, wynurzył się z półmroku czarny cień.
Noob Saibot!
- To najgroźniejszy przeciwnik... - szepnął Rayden. - Ale Liu sobie z nim poradzi, mam nadzieję.
- Musi sobie poradzić! - stwierdziła Minako.
- A co z pozostałymi? Wiadomo już coś? - zaniepokoiła się Michiru.
- Mam jakieś dziwne, złe przeczucia... - szepnęła Rei, bardziej do siebie samej, niż do swych towarzyszek.
Haruka nic nie powiedziała, tylko zmrużyła oczy i zacisnęła pięści.
- Imperator... - Mileena przeniosła wzrok na ogromny tron, ustawiony pod trybunami, naprzeciw nich, zajmowany przez postać o twarzy szczelnie zasłoniętej stalową maską.
- Widzę - mruknęła Kitana.
- Któż to taki? - zainteresowała się Minako.
- To Shao Kahn, władca Zaświatów. Ten, który zaplanował inwazję na Ziemię... coś jeszcze? - Rayden popatrzył na nią z góry, ale walka Liu-Kanga z Noob Saibot'em właśnie się rozpoczęła i wszyscy skupili swą uwagę, na tym, co zaczęło się dziać na Arenie.
Liu-Kang błyskawicznie skoczył na tors przeciwnika i zanim ten się zdążył osłonić, kilka razy, obiema nogami naraz, przykopał mu, aż Noob stracił równowagę. Liu wylądował na ziemi i złożył ręce, w pełnej koncentracji. Z jego dłoni po chwili wytrysnął ogień, który zmienił się w ognisty pocisk i pomknął na Noob'a, przy akompaniamencie braw publiczności. Ugodzony pociskiem zawył z bólu i wściekłości.
- Dobrze, Liu! - Rayden poderwał się z miejsca i klasnął z zadowoleniem w dłonie.
Kolejne ich starcie zakończyło się podobnie: Noob otrzymał od Liu-Kanga szybciutką serię ciosów, której nie zdążył skutecznie zablokować.
"To jeszcze nie koniec walki" - pomyślał Liu. - "Muszę dać z siebie wszystko. Walczę w obronie Ziemi!"
Wydał z siebie bojowy okrzyk i przymierzył się do zadania najsilniejszego ciosu. Podbiegł do przeciwnika i po kilku ciosach rękoma na twarz i tors, przykopał z całej siły kolejno w piszczel, podudzie, żebra i twarz. Ku jego zdumieniu, Noob nawet nie próbował się blokować. Powtórzył raz jeszcze całą serię, potem jeszcze raz... Zmęczenie powoli zaczęło mu się dawać we znaki, ale zlekceważył to. Już nie widział Areny, swych przyjaciół, Imperatora, ani zgromadzonych. Jedyne, co widział, to czarną postać, którą bił ze wszystkich sił.
"Ileż on może mieć jeszcze energii...?" - przemknęło mu przez obolałą głowę. Ciosy stawały się coraz słabsze, wreszcie, opuścił ręce i dysząc ciężko popatrzył na przeciwnika.
- Głupiec... - Tuż nad jego uchem rozległ się złowieszczy śmiech. Ostatnim wysiłkiem odwrócił się i ujrzał za sobą... Noob Saibot'a!
- Jak...?! - wyszeptał z niedowierzaniem, zerkając na postać, którą bił. Postać owa rozpłynęła się nagle, a prawdziwy Noob chwycił go żelaznym uściskiem, tak, że Liu nie mógł złapać oddechu. Czarna mgła przesłoniła mu oczy i wszystko wokół zawirowało. Po czym nastąpiła niesamowicie szybka seria ciosów, tak, że Liu nawet nie był w stanie powiedzieć, gdzie właśnie obrywa.
- Finish him! - rozległ się głos Shang-Tsung?a.
- LIUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUU!!! - krzyknęła przeraźliwie Kitana.
Naraz Arena rozbłysła jasnym światłem i zmaterializowało się na niej osiem postaci. Reptile, Smoke, Baraka i Scorpion, a u ich stóp leżeli kolejno Jax, Kung Lao, Johnny Cage i Sub-Zero.
Dziki wrzask zgromadzonych na Arenie ułożył się w wyraz aprobaty dla Imperatora i jego podwładnych.
- Cccco...?! - krzyknęła z przerażeniem Minako. - Oni...?!
- Przegrali. - Rayden opadł bezsilnie na swoje miejsce i opuścił głowę. - Ziemia przegrała Turniej Mortal Kombat.
- Co teraz się stanie?! - Rei zakryła z przerażeniem usta dłonią.
- Imperator urządzi tu swoje kolejne królestwo... - szepnęła bezgłośnie Kitana. - Tak, jak moją ojczyznę... zniszczy tą piękną planetę i zamorduje wszystkich prawowitych mieszkańców.
Mileena spuściła głowę, nic nie mówiąc. Haruka ścisnęła porozumiewawczo dłoń Michiru, po czym spojrzała na Setsunę. Ta skinęła głową.
- Rei, Minako... - szepnęła. Obie popatrzyły po sobie i również potrząsnęły potakująco głowami.
Shang-Tsung z tryumfem powiódł wzrokiem po nieprzytomnych Wojownikach Ziemi, którzy leżeli bez sił na Arenie.
- Dobra robota, chłopcy! - ryknął Kintaro, w stronę swoich kompanów.
Szał na trybunach momentalnie ucichł, gdy wstał Imperator.
- Zgodnie z Regulaminem... - zagrzmiał. - Ziemia, która straciła swych obrońców, przechodzi pod moje władanie!!!
- Chwila! - rozległ się nagle donośny głos.
- Co...?! - spojrzał w kierunku, skąd ów głos dochodził.
- Ziemia wcale nie straciła swych wszystkich obrońców!
- My też bronimy tej planety i jej mieszkańców!
- I nie pozwolimy, by ktoś dla zaspokojenia swoich ambicji ją zniszczył!
- Za nasze przyjaciółki, którym w podstępny sposób odebraliście dusze...
- ... i za wszystkich, którym wyrządziliście krzywdę...
- My, dzielne i piękne Wojowniczki z Marsa...
- ...Wenus...
- ...Urana...
- ...Neptuna...
- ...i Plutona...
- Ukarzemy was, w imieniu naszych planet!!!
- Co tu się dzieje, do jasnej cholery?!?!??!!? - Imperator obrzucił wściekłym spojrzeniem Shang-Tsung?a. Ten wzruszył bezradnie ramionami.
- Nie pozwolimy, abyś zniszczył planetę, na której poznałyśmy tylu przyjaciół!
- I już nigdy nie będziemy służyć tobie, ani twym niecnym celom. - Kitana i Mileena, stanęły obok Sailor Senshi.
- CO TO MA ZNACZYĆ???!!! - ryknął wściekle Shao Kahn.
- Aby dostać Ziemię, musisz najpierw pokonać nas! - powiedziała Uranus, patrząc hardo na zasłoniętą stalową maską twarz Imperatora.
- ...ale to nigdy ci się nie uda! - dodała Neptune.
- Hehe... mądre dziewczynki! - Rayden uśmiechnął się szeroko.
- #%$&^ #$^* !$% !!! - Imperator zaklął ordynarnie. - Roz******** je!!!
Reptile, Smoke, Baraka, Scorpion i Noob Saibot podeszli do Sailor Senshi.
- Fight! - wrzasnął Shang Tsung.
Sailor Mars stanęła naprzeciw Reptile?a. Ten od razu zniknął. Rei szybciutko wymówiła zaklęcie i rzuciła niewielką karteczkę z jakimś starojapońskim napisem. Karteczka przyczepiła się do nosa Reptile'a, który momentalnie stracił niewidzialność, nie mając o tym pojęcia. Zachowując się w dalszym ciągu, jakby był niewidzialny, podszedł powoli do Sailor Mars z zamiarem przykopania jej, ale ona odskoczyła do tyłu, jednocześnie, przygotowując swój atak.
- Burning Mandala! - krzyknęła, z zawziętą miną patrząc na przeciwnika. Wszystko wokół pociemniało od blasku, który zebrał się w jej dłoniach. Ogniste kręgi o oślepiającej jasności pomknęły na Reptile'a, który, szczerze zdziwiony, skąd Rei wiedziała, gdzie on jest, zaczął się dymić, nie gorzej od samego Smoke'a.
- AAUUUUUUUUUĆ!!! - wrzasnął, czując, że jego kostium się pali.
- Mars! Flame Snipper! - poprawiła, posyłając ognistą strzałę prosto w lewą pierś Reptile'a.
Kostium na jego ciele rozprysnął się, a nagie ciało nagle skurczyło do bardzo niewielkich rozmiarów. Teraz, w miejscu, gdzie do niedawna stał jeszcze Wojownik Mortal Kombat, leżała kupka popiołu, a na niej nieduża jaszczurka, która rozejrzawszy się swoimi czerwonymi ślepkami, śmignęła gdzieś w popłochu. Mars podeszła do owej kupki popiołu, bowiem coś dziwnie błyszczało w miejscu, gdzie stała jaszczurka. Pochyliła się i podniosła złocisty pierścień z błękitnym oczkiem.
Pluto zamachnęła się i z całej siły zdzieliła przez łeb Smoke'a, swoim Kluczem Czasoprzestrzeni.
- A masz! Za to, że pobiłeś MOJEGO Kung Lao! - zawołała, okładając go po raz kolejny. Jako, że Klucz był długi, Smoke nawet nie miał szans podejść na dystans, z którego mógłby wyprowadzić jakikolwiek cios.
- Co za okropna, stara baba! - mruknął do siebie, próbując zablokować uderzenia.
- Stara baba...?! - warknęła Pluto. - Ja ci zaraz dam starą babę!!! DEAD SCREAM!!! - zawołała. Na oczku jej klucza zalśniła purpurowa kula energii, która po chwili trafiła Smoke'a, powalając go na ziemię.
- Dobra! Poddaję się! - jęknął.
- Teraz się poddajesz? Teraz to zginiesz.! - zawołała dramatycznym tonem. - Pieczęć Czasu!
- Co ty... - jęknął, czując, że jego ciało zaczyna tracić materialność.
- Odsyłam cię tylko tam, gdzie twoje miejsce! - dodała. - Czyli z powrotem w Zaświaty. I jak jeszcze kiedyś się pokażesz na Ziemi, to zobaczysz, co to znaczy mieć do czynienia z Sailor Senshi!!! - Jej ostatnie słowa pozostały raczej nieusłyszane przez Smoke'a, który już całkowicie rozmył się w powietrzu.
- Potnę ci tą twoją śliczniutką buziulkę!!! - odgrażał się Baraka, wymachując mieczami. Sailor Venus zgrabnie odskakiwała od kolejnych cięć, tak że Baraka na razie ciął jedynie powietrze.
- Nigdy ci nie wybaczę tego, co zrobiłeś z Johnny'm! - powiedziała, między kolejnymi skokami. Kątem oka zerknęła i zorientowała się, że już niedługo nie będzie miała gdzie uciekać. Baraka wykorzystał chwilkę jej nieuwagi i przeciął szybkim ruchem cały kostium Venus. Minako zrobiła się purpurowa, bowiem jej fuku, rozcięte wzdłuż, swobodnie opadło na ziemię, pozostawiając właścicielkę w samej bieliźnie. Baraka na chwilę zaprzestał ataku, gapiąc się mimowolnie w jej obnażony dekolt.
- Ty ZBOCZEŃCU!!! - wrzasnęła wściekle Venus i zdzieliła go z całej siły dłonią po łysej czaszce. Baraka jęknął głucho i stracił od tegoż ciosu przytomność.
- Venus! Love - me chain! - zawołała, oplątując dokładnie Barakę łańcuchem, w sposób uniemożliwiający jakiekolwiek, choćby najmniejsze, poruszenie. Pochyliła się jeszcze nad nim, sprawdzając, czy nie da rady się uwolnić, po czym jej wzrok przykuł pierścień z zielonkawym oczkiem. Bez namysłu zdjęła go, omal nie urywając Barace palca, po czym zostawiła skrępowanego i nieprzytomnego nieszczęśnika, z zadowoleniem wyciągnęła przed siebie dłoń z wystawionym palcem wskazującym i środkowym i zawołała radośnie:
- Wygrałam! Yatta...!
- ...Zabić! Zabić! - Noob Saibot rozdzielił się na dwie postacie z których obie ruszyły na Uranus. Ta zastanowiła się chwilkę, po czym wyciągnęła nagle swój miecz.
- Chroń mnie, mój Talizmanie! - zawołała, po czym zamachnęła się i bezceremonialnie ścięła jednemu głowę. Druga z postaci stanęła jak wryta w miejscu i zamrugała ze zdziwieniem oczkami.
- A teraz ty! - Uranus z mieczem zbliżyła się do niego. Noob niepewnie cofnął się o krok.
"Cholera... to JA jestem zawodowym mordercą!" - pomyślał.
- No chodź tu! - Uranus rozpędziła się i ruszyła na niego. Saibot odwrócił się i wziął nogi za pas. Uranus była niezwykle szybka, ale i prędkość Noob'a nie pozostawiała nic do życzenia. Przegonili się tak kilka kółek wokół Areny, aż w końcu Uranus zdenerwowała się.
- Dość tego, do cholery... WORLD SHAKING!
Złocista kula energii uderzyła z impetem w ziemię i ryjąc długi rów wzdłuż Areny dosięgnęła Noob Saibot'a i huknęła w jego plecy. Ten zawył przeraźliwie i upadł na ziemię. Uranus podbiegła do niego.
- No to... - zamachnęła się mieczem i skróciła go o głowę. - Fatality... hehe!
Czarny cień rozpełznął się powoli po ziemi, niczym mgła i zniknął.
Płomienie na ciele Scorpiona przybrały na intensywności.
- Rozniosłem wreszcie tego Sub-Zero na strzępy i nie chce mi się już walczyć - syknął. - Moja misja została zakończona, przybyłem tu tylko po to, aby go pokonać!
- No to super - mruknęła Neptune. - Poddajesz się bez walki?
- Tego nie powiedziałem! - Ogień w znaczący sposób przybrał na sile, po czym nagle kostium Scorpiona obrócił się w popiół. Oczom Neptune ukazał się płonący szkielet.
- Zginiesz, za to, że ośmielasz się mnie niepokoić! - Koścista dłoń wysunęła się do przodu i wytrysnął z niej słup ognia, który osmalił spódniczkę Neptune. Kolejny płomień wysłany przez Scorpiona omal nie spalił jej włosów.
- Chyba trzeba będzie ugasić ten pożar... - Neptune uśmiechnęła się do siebie i uniosła ręce do góry. - DEEP... SUBMERGE!
Morskie fale oplotły jej postać i zebrały się w ogromną kulę nad jej dłońmi. Neptune rozłączyła ręce i skierowała ją wprost na płonącego Scorpiona. Wodna kula śmignęła i uderzyła go, zanim zdążył cokolwiek zrobić. Powietrze przeszył głośny syk. Scorpiona ogarnęły kłęby dymu, powstałego z pary wodnej, a gdy wszystko opadło, pozostał tylko sam, nagi szkielet. Wyciągnął jeszcze dłonie przed siebie, ale żaden płomień już się nie pojawił. Neptune wyskoczyła wysoko w górę, po czym wyprostowała nogę i kopnęła go z powietrza. Szkielet rozsypał się niczym kostki domina. Pochyliła się nad nim i z kości wskazującego palca zdjęła pierścień z różowym oczkiem.
- To nie było takie trudne - powiedziała.
- Dokładnie. - Uranus położyła dłoń na jej ramieniu.
- Wygrałyśmy więc Turniej! - dodała Venus.
- A teraz, wynoście się stąd i zostawcie Ziemię w spokoju! - powiedziała Pluto.
- I oddajcie wszystkie dusze! - dopowiedziała Mars.
- Nie tak prędko! - Shang Tsung splótł ręce na piersiach. - Aby wygrać, musicie jeszcze pokonać Kintaro... i mnie!
Piątka Sailor Senshi popatrzyła po sobie.
- Która z nas podejmie się tego zadania? - Pluto powiodła wzrokiem po zgromadzonych.
- Oni są trudniejszymi przeciwnikami, niż ci, z którymi się rozprawiłyśmy...
- Zostawcie to nam! - zawołała Kitana.
- No właśnie, my też chcemy się przysłużyć Ziemi, naszej nowej ojczyźnie! - zachichotała Mileena, wymachując sztyletami.
- Więc patrzcie tylko...
- ...i życzcie nam powodzenia!
- Przeklęte zdrajczynie! - syknął Shang-Tsung. - Myślicie, że ujdzie wam to płazem?!
- To się jeszcze okaże! - w dłoni Kitany pojawił się metalowy wachlarz.
- Kintaro, jesteś gotowy? - Mileena z nieprawdopodobną szybkością wykonała zgrabną ewolucję swymi sztyletami.
- Zawsze jestem gotowy! - ryknął, rozkładając swoje cztery ręce.
- Jest szybka - stwierdziła Mars, przyglądając się walce Mileeny z Kintaro.
- Hmm... prawie tak szybka jak ja - dodała Uranus.
- ...a może nawet i szybsza...
Kintaro, cały już pocięty sztyletami, ledwie trzymał się na nogach, a Mileena pojawiała się raz z jednej jego strony, raz z drugiej i po szybkiej serii ciosów sztyletami, wymykała się tak, że żadna z ogromnych łap Kintaro nie miała nawet szansy jej trafić. Wreszcie, po kolejnej takiej serii Kintaro ryknął donośnie i przewrócił się na grzbiet.
- Mam doooooooooość...!!! - wyjęczał.
- Wstawaj i walcz!!! - Shang-Tsung bezceremonialnie go kopnął. - Słyszysz???
- Sorry, szefie... ale już nie mogę! - wychrypiał i stracił przytomność.
- Ha! Wygrałam! - oznajmiła Mileena, krzyżując oba sztylety nad swoją głową.
- Shang-Tsung... - Kitana postąpiła krok do przodu - ...teraz kolej na naszą walkę!
Czarnoksiężnik rozejrzał się wokół i widząc surowe spojrzenie Imperatora, wzruszył ramionami i stanął przed Księżniczką.
- Jak sobie chcesz - mruknął. - Ale będziesz tego żałować!
Szepnął coś pod nosem, po czym szybkim ruchem wyrzucił ręce w stronę Kitany. Jego dłonie rozjarzyły się dziwnym blaskiem, po czym wystrzeliły z nich trzy, płonące czaszki. Księżniczka zręcznie uskoczyła przed nimi i wyciągnęła swój wachlarz.
- Nie przestraszysz mnie swoimi sztuczkami, Shang - powiedziała twardo, rzucając precyzyjnie wachlarz, tak że przejechał po palcach Shanga i zawrócił do właścicielki.
- Auć! - szybko przystawił dłoń do ust i zlizał swą krew. - Chcesz, żebym dostał zakażenia?!
- Nic mnie to nie obchodzi! - oświadczyła. - Dybałeś na życie mojego ukochanego a ja, piękna Księżniczka Kitana, walcząca o miłość i sprawiedliwość, jestem zmuszona cię za to ukarać!
- Nooo... nieźle się wyrobiła przy nas! - powiedziała z uznaniem Uranus.
- Haha! I co mi zrobisz?! - Shang teleportował się i znalazł się tuż za nią.
- Za Liu-Kanga...!!! - krzyknęła, odwracając się szybko. Siłę obrotu wykorzystała do wyrzucenia pięści, którą potężnie przyłożyła Czarnoksiężnikowi prosto w nos. Uderzenie było na tyle silne, że go zamroczyło, a Kitana błyskawicznie to wykorzystała. Seria szybkich ciosów nogami, poprawiona kilkoma cięciami wachlarza, spowodowała, że Shang nie zdążył wykonać żadnej ze swych sztuczek i poleciał nieprzytomny na ziemię.
- Ależ mu dołożyła! - Mileena popatrzyła z podziwem na swą nieodłączną towarzyszkę.
- Kitana wins! - oznajmiła Kitana, zdejmując maskę, po czym nachyliła się nad leżącym Czarnoksiężnikiem i pocałowała go leciutko w policzek. - Fatality...!
Shang otworzył oczy i jęknął cicho. Jego ciało zaczęło powoli tracić materialność. Ostry wiatr zerwał się niewiadomo skąd i trzy pierścienie, trzymane przez Sailor Senshi zostały porwane wysoko w górę i rozbłysły jasnym blaskiem.
- Zapłacisz... mi... za to... - wyszeptał Shang, po czym zniknął zupełnie.
Imperator, wciąż niedowierzając, że Shang-Tsung został pokonany, zerwał się ze swego tronu.
- Nigdy! - huknął. - Nigdy...
- Wszyscy twoi Wojownicy zostali pokonani. - Rayden pojawił się po przeciwnej stronie. - I nie masz już tu nic więcej do gadania!
- Zabiję was wszystkich!!! - ryknął. W jego dłoniach zalśniła ogromna, zielona kula.
- Nie odważysz się! - krzyknęła Kitana.
- Co on chce zrobić? - Venus uniosła pytająco jedną brew.
- Zabić nas - objaśniła Mileena.
- Myślisz, że ci pozwolimy...?! - zdenerwowała się Uranus. - World... Shaking!!!
Złocista kula energii pomknęła prosto na Shao Kahn'a, nie robiąc mu najmniejszej krzywdy.
- Haha... biedni głupcy, myśleliście, że możecie mnie pokonać?! Ziemia będzie moja, niezależnie od tego, kto wygrał Mortal Kombat! A te dwie zdrajczynie... - Spojrzał na Kitanę i Mileenę, po czym posłał ową zieloną kulę w ich stronę. Obie równocześnie pochyliły głowy i chwyciły się za ręce. Zielone promienie przebiły na wylot ich ciała, a w oczach obu odmalował się ból.
- Mileena! Kitana...!!! - krzyknęła Uranus.
- Wypełniłyśmy nasze zadanie... - szepnęła Kitana.
- ...reszta zależy od was - dodała Mileena. Obie powoli osunęły się na kolana, a zielonkawe promienie powoli pochłonęły ich ciała.
- Coś ty im zrobił?! - Neptune popatrzyła szeroko otwartymi oczami na niego.
- To, co za chwilę stanie się z wami! I z wszystkimi ludźmi! - zaniósł się śmiechem.
- Niedoczekanie twoje! - syknęła Mars. - Flame Snipper!
- Dead Scream!
- Venus! Love and beauty Shock!
- Deep Submerge!
Shao Kahn tylko zaśmiał się szyderczo.
- Wasze ataki nie są w stanie nic mi zrobić. Jesteście za słabe na to.
- Jupiter! Oak Revolution!
- Shine Aqua Illusion! - rozległo się nagle.
- Merkury! Jowisz! - pisnęła Venus.
- Przybyłyśmy bronić naszą planetę przed najazdem wroga! - oznajmiła Sailor Jupiter.
- Czary Shang-Tsunga zostały złamane, więc jesteśmy! - dodała Merkury.
- Nawet jeśli połączycie swoje siły i tak wam się nie uda! Ha! Ziemia będzie moja! - Shao wyciągnął ręce w górę. Nad jego głową pojawił się czarny wir, który rósł z każdą chwilą.
- Połączony atak planet!!! - zakrzyknęły równocześnie wszystkie Senshi. Diademy na ich czołach zniknęły, ustępując miejsca symbolom planet. Ciało każdej zalśniło innym kolorem i tęczowa aura oplotła Shao Kahna. Wir zatrzymał się, a Shao ryknął z bólu, ale po chwili otrząsnął się.
- Nic wam to nie da! - zagrzmiał.
- Rayden, co teraz...?! - krzyknęła Neptune.
- Nie ma innego wyjścia... - Oczy boga piorunów rozjarzyły się intensywnym błękitnym blaskiem. Wszystko wokół gwałtownie pociemniało, od jasności która otoczyła Raydena.
- To go... zabije... - szepnęła bezgłośnie Pluto.
Nastąpiło potężne wyładowanie i ciało boga rozprysło się, a on sam pozostał w formie niezwykle jasnej błyskawicy, która pomknęła z ogromną szybkością na Imperatora. Jednocześnie, z góry spłynął jasny promyk światła, który powoli zaczął przyjmować kształty...
- ...nikomu...
Kahn zawył, gdy wyładowanie o natężeniu miliardów amperów wstrząsnęło jego ciałem, spalając je w jednej chwili.
- ...nie pozwolę...
Z garstki popiołu uniosła się zielonkawa materia, która utworzyła ponownie ciało. Czarny wir gwałtownie się poszerzył i głuche dudnienie przetoczyło się nad głowami Senshi.
- ...zniszczyć...
Imperator stanął i zaniósł się śmiechem. Sailor Senshi z szeroko otwartymi z przerażenia oczami, zastygły w bezruchu, widząc, że poświęcenie Raydena nie odniosło skutku.
- ...naszej...
Ale z owej garstki prochu, pozostałałej po poprzednim ciele Kahna, uniosła się cienka smużka niebieskiego światła, która podpełzła powoli do roześmianego Shao i oplotła jego nogę.
- ...ojczyzny...
Syknął, bowiem owa smużka, choć o niskim już potencjale, zdołała go nieco sparaliżować.
- ...ai to seigino sera fuku bishoujo senshi... Sailor Moon! - jasny promyk dokończył swą materializację.
- Sailor Moon!!! - powtórzyło niczym echo siedem głosów.
Wyciągnęła przed siebie, niczym w transie, berło, które rozbłysło w jej dłoniach. Jednocześnie, na czołach Senshi pojawiły się ponownie znaki planet.
- Wracaj tam, gdzie twoje miejsce i nie waż się nigdy atakować niewinnych! Niech zamknie się na zawsze przejście między Zaświatami a Ziemią! Stardust Honeymoon Therapy... KISS! - zawołała donośnie Sailor Moon, czując w sobie potężną energię swoją i wszystkich Senshi.
Potworny blask oślepił wszystkich i powietrze rozdarł przeraźliwy huk.
:)
ciesze sie bardzo, ze sie dobrze czytalo :) i dziekuje za mile slowa:)
...
Na to żem czekał, bardzo ładnie ci poszczególne walki wyszły, miło się czytało. Dobra robota, z pairingami tez pomysł zacny (Haruka/Milena rządzi).